Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Eagle Lake

Przygotowania do kolacji trochę trwały, ale gdy już obie panie były odświętnie ubrane, stanęły przed drzwiami domu Robertsonów, pewne tego, że wyglądają nieziemsko. Lucy zastukała i po chwili otworzył im Kevin.
- Zapraszam. – powiedział.
Pierwsza weszła Rosalie i od razu skierowała kroki do pana Williama stojącego w głębi pomieszczenia. Blondynka wzięła głęboki oddech i również weszła do środka. Niestety, zapatrzona  w siwowłosego chłopaka nie zauważyła wysokiego progu i jak długa runęła na ziemię.
- To się nazywa wielkie wejście. – rzucił rozbawiony sytuacją chłopak i pochylił się by pomóc dziewczynie wstać.
Lucy podniosła głowę i jej twarz znalazła się tuż naprzeciwko twarzy Kevina. Mogła doskonale przyjrzeć się, jak w kasztanowych oczach chłopaka lśnią iskierki, a jego spokojny oddech czuła na swoich wargach. Trwali tak wpatrzeni w siebie przez chwilę, gdy nagle chłopak spuścił wzrok, po czym w ciągu sekundy poczerwieniał i odwrócił się.
- Yyy Lucy, twoja sukienka. – zaczął nieco się jąkając.
Dziewczyna spojrzała w dół i pobladła. Sukienka przy upadku musiała się opuścić i teraz jej biust w koronkowym biustonoszu poczuł chwilę swobody. Blondynka w panice zakryła się szybko rękami i jak najszybciej mogła wstała i poprawiła ubranie. Wiedziała, że jej twarz musi być teraz purpurowa. W korytarzu zapadła niezręczna cisza. William i Rosie, którzy wcześniej zdążyli się tylko przywitać, zawiesili swoje spojrzenia na dziewczynie, która teraz stała cała spanikowana w przejściu.
- Chodźmy do stołu. – powiedział w końcu pan Robertson.
Dziewczyna nie spoglądając nawet na Kevina przeszła obok niego, po czym podążyła za babcią i jej przyjacielem.
Jadalnie, która była równocześnie salonem, od korytarza dzieliło przejście wykończone łukiem. Była urządzona w stylu łączącym w sobie elementy klasyki, jak i nowoczesności. Na ciemnym parkiecie, położony był kremowy dywan, a w rogu stała sofa obita jasnym materiałem, który przypominał skórę. Stół stojący w centrum pomieszczenia był pięknie udekorowany. Bukiet białych róż ułożonych w niską kompozycję idealnie komponował się z prostą, ale zarazem bardzo elegancką, białą zastawą oraz perfekcyjnie wypolerowanymi kieliszkami.  William polecił paniom zasiąść, a on z Kevinem udali się do kuchni, by po chwili przynieść talerze pełne przysmaków, jakimi nie pogardziłoby nawet najbardziej wyrafinowane podniebienie. Sałatka z krewetkami, pieczona wieprzowina, a nawet deser w postaci puddingu malinowego. Wszystko to było nieziemsko pyszne i blondynka z trudem opanowywała się przed braniem dokładek, ale nie chciała wyjść na dziewczynę z żołądkiem bez dna. Atmosfera przy kolacji powoli się rozluźniała. Lucy nadal starała się unikać kontaktu wzrokowego  chłopakiem. Czuła się w jego oczach skompromitowana. Była przekonana, że ten już nigdy w życiu nie zapomni jej wpadki. Odsuwając od siebie ponure myśli skupiła uwagę na znakomitych relacjach babci z Williamem. Zawsze wzruszała się na myśl o tym, żeby móc mieć kogoś z kim przyjdzie jej się zestarzeć i było jej przykro, że babcia mieszka sama. Jednak teraz, gdy widziała jak kobieta śmieje się z żartów przyjaciela, czuła, że Rosie jest szczęśliwa. Z rozmyślań wyrwało ją kopnięcie jakie poczuła pod stołem. Od razu zwróciła wzrok na siwowłosego, który siedział naprzeciwko niej. Zapomniała całkiem, że nie chciała na niego patrzeć.
- Dziadku, pani Grey. – zwrócił się do starszych ludzi Kevin. – Pozwólcie, że przeprosimy was, ale Lucy zaprosiła mnie na spacer i cały czas kopie mnie, chcąc już wyjść, więc nie mogę damie odmówić.
Zanim dziewczyna zdążyła w jakikolwiek sposób się wytłumaczyć, chłopak już wstał od stołu i wyciągając do niej dłoń, poprosił o towarzyszenie mu na przechadzce. Chwilę później byli już na zewnątrz. Latarnie rzucały bladą poświatę na plac w Wolf Village i tylko w niektórych okach widać było palące się jeszcze światła. Dochodziła dwudziesta trzecia, więc duża część wioski była już pogrążona we śnie. Minęło kilka dni od pełni, ale księżyc nadal w dużej części był widoczny, a bezchmurna noc tylko uwydatniała jego piękno.
- Dokąd idziemy? – zapytała dziewczyna, gdy Kevin skręcił z głównej i jak sądziła Lucy, jedynej drogi prowadzącej w stronę miasta.
- Zobaczysz. – odpowiedział chłopak i złapał dziewczynę za rękę. Jego dłoń niosła przyjemne ciepło, które szybko rozeszło się po całym ciele dziewczyny. Spojrzała na siwowłosego, który uśmiechnął się i trochę wzmocnił uścisk.
Ścieżka, którą szli była dość dobrze widoczna. Lucy zdziwiła się, że wcześniej jej nie zauważyła. Po kilkunastu minutach marszu Kevin zatrzymał się.
- Zamknij oczy i nie podglądaj. – powiedział chwytając dziewczynę za drugą ręke, aby móc ją prowadzić.
Blondynka wykonała polecenie i ruszyli w dalszą drogę, ale po przejściu może kilkudziesięciu metrów Lucy poczuła, że powietrze wypełniła znajoma woń i dało się słyszeć szum wody. Znów się zatrzymali.
- Dobrze, możesz spojrzeć.
Dziewczyna otworzyła powoli oczy. Znajdowali się nad jeziorem. Widok był niesamowity. Woda delikatnie falowała, a księżyc i gwiazdy, które go otaczały odbijały się w tafli. Drzewa otaczające jezioro zdawały się pochylać nad nim, by każde mogło przyjrzeć się swojemu odbiciu. Fale odbijały się o małe skały, które jakby zasiadły przy brzegu chcąc się nieco zmoczyć.
- Jak tu pięknie. – powiedziała tylko Lucy, choć wiedziała, że żadne słowa nie opiszą uroku tego miejsca.
- Eagle Lake.
Chłopak zajął miejsce na jednej z większych skał stojącej trochę dalej od brzegu, a po chwili dołączyła do niego też blondynka. Miała wrażenie, że skała stała ona właśnie po to, by spełniać funkcję ławki.
Siedzieli przez jakiś czas w ciszy, wpatrując się piękny krajobraz. Lucy wsłuchiwała się też w odgłosy natury, które co jakiś czas uzupełniało wycie wilków. Kevin nieśmiało objął dziewczynę ramieniem, a ona wtuliła się w niego. Może nie znała do zbyt długo, ale czuła, że to co ich połączyło jest prawdziwe i miała nadzieję, że on też tak to odbierał. Wtedy chłopak lekko poluźnił uścisk i spojrzał na towarzyszkę.
- Lucy, ja chciałbym ci coś powiedzieć. – zaczął, a dziewczyna podniosła głowę.
Ich oczy spotkały się i żadne nie mogło oderwać wzroku od tego drugiego.
- Ja … - Kevin zaciął się i już miał mówić dalej, gdy Lucy zauważyła ruch, za plecami chłopaka.
Spojrzała w tamtym kierunku. Z wody wynurzała się wolno jakaś postać. Ciało mężczyzny było niesamowicie wyrzeźbione, a światło księżyca odbijające się na mokrych ramionach i brzuchu tylko to podkreślało. Kevin od razu zauważył, że dziewczyna patrzy na coś znajdującego się za nim więc odwrócił się i gdy tylko zauważył, że tajemnicza postać idzie w ich kierunku wstał, zasłaniając Lucy w geście obronnym. Dziewczyna też wstała i objęła ramię towarzysza, przestraszona obecnością osoby trzeciej. Gdy nieznajomy zbliżył się wystarczająco Lucy rozpoznała w nim chłopaka, którego widziała w oknie domu w wiosce.
- Arthur. –syknął Kevin. – Co ty tu robisz?
Chłopak jakby nie zwrócił uwagi na kąśliwy ton siwowłosego i podniósł z ziemi ręcznik, który leżał w zaroślach, po czym zaczął wycierać ciało. Miał na sobie tylko spodenki, ale Lucy zauważyła, że poza ręcznikiem na ziemi leży jeszcze koszulka i buty. Wcześniej nie zwróciła uwagi, na to, że coś znajdowało się tuż obok skały, na której siedzieli i zdziwiła się tym, bo zazwyczaj wyłapywała wszystkie szczegóły otoczenia.
- Pływam, nie widać? – odpowiedział Arthur nie przerywając suszenia.
- Zachciało ci się pływać po nocy? Nie masz nic innego do roboty. – głos Kevina był coraz bardziej agresywny i Lucy czuła jak jego oddech przyspiesza.
- Tak się składa, że nie. – prychnął chłopak i jego wzrok powędrował na dziewczynę skuloną za jego rozmówcą. – A ty nie masz nic innego do roboty, tylko sprowadzasz jakieś panienki z ulicy na szybki numerek? Która to już w tym tygodniu?
Dziewczyna poczuła tylko jak mięśnie na ramionach Kevin napięły się i chwilę potem wyrwał się on z jej uścisku. Blondynka zareagowała jednak szybciej i stanęła przed Arthurem, uniemożliwiając siwowłosemu zadanie ciosu.
- Nie! – krzyknęła i ręka chłopaka zatrzymała się tuż przed jej twarzą.
- Co ty kurwa robisz? Nie słyszysz, że cię obraził?

Lucy usłyszała tylko jak chłopak stojący za jej plecami powstrzymał śmiech. Wtedy odwróciła się na pięcie i otwartą dłonią sprzedała pływakowi soczyste uderzenie prosto w twarz.
- Słyszałam. – powiedziała i spojrzała w szeroko otwarte ze zdumienia oczy Arthura, do którego chyba nie dotarło jeszcze co właśnie się stało. – Nie życzę sobie żeby mnie tak nazywano, rozumiemy się?
Nie czekając na odpowiedź wróciła do Kevina i chwyciła go za rękę.
- Idziemy. – powiedziała i pociągnęła za sobą siwowłosego, który też nie był do końca pewien jak ma się zachować.
Nie rozmawiali, dopóki nie znaleźli się w wiosce.
- Powiesz mi o co chodzi? – wyrzuciła z siebie wreszcie Lucy.
Kevin zrobił pytającą minę.
- Co zaszło między tobą, a Arthurem?
Chłopak spuścił głowę i spojrzał w kierunku domu, gdzie mieszkali państwo Kasey.
- To długa historia… Nie zrozumiesz. – powiedział po chwili i chcąc uciec puścił dłoń blondynki. Ta jednak, znów okazała się szybsza i mocno chwyciła go za nadgarstek, po czym przybliżyła się, by móc spojrzeć siwowłosemu w oczy.
- Chcę wiedzieć. Nie możesz tego przede mną ukrywać.
Kevin zawahał się i wywrócił oczami, a potem głęboko westchnął.
- Arthur mnie zranił.
Powiedział cicho, ze spuszczoną głową i tym razem to Lucy zrobiła zdziwioną minę.
- Pobił cię? – zapytała, bo to było pierwsze co przyszło jej do głowy.
Chłopak podniósł wzrok i dziewczyna dostrzegła w jego oczach iskrzące się łzy. Pokręcił tylko głową.
- Byliśmy przyjaciółmi od dzieciństwa. Arthur jest dwa lata młodszy ode mnie, ale różnica wieku nam nie przeszkadzała. Spędzaliśmy ze sobą większość czasu. Często chodziliśmy nad Eagle Lake, ale później coś się zmieniło…
Lucy westchnęła i położyła dłoń na policzku chłopaka i otarła spływającą po nim łzę.
- Zniszczona przyjaźń to zawsze duża strata i ból. – powiedziała chcąc go jakoś pocieszyć, ale Kevin znów smutno pokręcił głową.
- Ja nie byłem pewien co się dzieje, ale czułem, że nie chcę by on był tylko moim przyjacielem. Był mi bliski, ale nie jak przyjaciel, czy brat. Ja… - tu głos chłopaka się załamał na chwilę, a on podniósł wzrok i spojrzał w jasne oczy dziewczyny. – Ja go chyba kochałem.
Lucy zabrała dłoń.
- Kochałeś? – zapytała z niedowierzaniem.
- Tak. A on złamał mi serce.  – odpowiedział, po czym nabrał powietrza w płuca. – Ale to było dawno. Proszę, nie ocieniaj mnie po tym. Teraz zależy mi na tobie, wiesz?
Jeszcze godzinę temu, Lucy marzyła, by usłyszeć te słowa, ale teraz nie była już tego taka pewna. Co miała o tym sądzić?
- Musisz mi dać czas. Przepraszam. – powiedziała i szybkim krokiem poszła do domu.
Siwowłosy nawet nie zamierzał jej gonić. Zdawał sobie sprawę, że przeszłość kiedyś go dopadnie i zniszczy to, co teraz miało być dla niego najważniejsze. Nie mógł stracić Lucy, tego był pewien.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro