Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7 cz.2


Jak na zawołanie, zarówno ja, jak i mój strażnik strasznie się spięliśmy. Pewnie gdyby nie nasza rozmowa, nawet byśmy się tym nie przejęli, a tak od razu zaczęły nam przychodzić na myśl najgorsze scenariusze. Oczywiście momentalnie stanął mi przed oczami obraz sąsiadki, która pod pretekstem prośby o szklankę cukru, wdarłaby się do domu i rzuciła na mnie z rządzą mordu w oczach.

Niech to szlag z Leonem i jego teoriami spiskowymi!

– Kto to? – zapytałam, przełykając ślinę. Oczywiście ochroniarz nie mógł odpowiedzieć na moje pytanie, bo tak samo jak ja wciąż przebywał w kuchni.

– Ktoś z szarą, przyblakłą aurą. – mężczyzna zacisnął szczękę. Jego mięśnie naprężyły się, a błękitne oczy zalśniły, jakby od urodzenia przygotowywał się na walkę. – Nie wyczułem go wcześniej.

Pukanie powtórzyło się, tym razem było ewidentnie donośniejsze i bardziej natarczywe. Ktoś po drugiej stronie drzwi widocznie zaczynał się niecierpliwić.

– Zostań tu! – Leon poderwał się z krzesła, widząc, że sama planowała wstać. Zanim zdążyłam zaprotestować, wyszedł z pomieszczenia i podszedł pod drzwi.

Jeszcze tego brakowało, żebym go posłuchała i grzecznie czekała na przebieg wydarzeń. Rzuciłam nadgryzioną grzankę na talerz, wstałam, po czym najciszej jak potrafiłam, podkradłam się do ściany. Czułam dyskomfort, ukrywając się we własnym domu, ale nic innego mi nie pozostawało. Dostałoby mi się od Custona, gdybym wyszła niespodziewanemu gościowi naprzeciw. Już i tak działałam mu na nerwy swoim brakiem ostrożności. Pewnie kiedy informowano go o nowej, szesnastoletniej podopiecznej zapomniano dodać, iż trafi mu się Księżniczka Żywiołów o nieznośnym charakterku.

Ostatecznie, jak na kogoś, kto stał się głównym celem wroga Rady numer jeden, nie specjalnie starałam się o dyskrecję. Dla Leona, który później z pewnością miał być rozliczony za moją głupotę, musiało to być wyjątkowo uciążliwe.

Usłyszałam szczęk zamków, więc skupiłam się na dźwiękach dochodzących z korytarza. Nie usłyszałam odgłosów bójki, ani przekleństw, więc może był to fałszywy alarm. Żadna sąsiadka nie przyszła pożyczać cukru.

– Słucham? – powiedział mój strażnik do gościa, zachowując przy tym w miarę kulturalny ton. – Czym mogę służyć.

– Ja do Americi. – oznajmił głos, który już kiedyś gdzieś słyszałam. – Jest w domu?

– A kto pyta? – tym razem Leon nabrał więcej podejrzeń.

– Joel.

Joel?!

– Jaki Joel? – zapytał szorstko ochroniarz.

Odkleiłam się od ściany i wyszłam na korytarz, aby przypadkiem nie wyszło z tego nic niedobrego.

– Spokojnie Leonie. – powiedziałam szybko, stając za plecami mężczyzny. Wyciągnęłam dłoń, aby położyć mu ją na ramieniu, ale w porę zrezygnowałam. – Znam go. To mój przyjaciel.

Strażnik nie był przekonany. Wciąż blokował drzwi, gdy przyszłam zdobył się jedynie na lekki ruch, aby zasłonić mnie własnym ciałem. Spojrzał na mnie karcąco, więc wzrokiem dobitnie dałam mu do zrozumienia, że powinien dać na wstrzymanie. Mruknął pod nosem coś niezrozumiałego, ale ostatecznie się odsunął. Przynajmniej nie zrobił dramatu.

Wysunęłam się na przód i otworzyłam drzwi na oścież. Stanęłam twarzą w twarz z nastolatkiem, który przyglądał się uważnie mojemu strażnikowi.

W moich oczach zalśniły łzy. Te same bujne, potargane włosy, ta sama pociągła twarz nie wyrażająca żadnych głębszych emocji w obawie przed ich prawidłowym odczytaniem. Znalazłam się twarzą z twarz z moim przyjacielem, który jako jeden z nielicznych nigdy nie zwątpił, że go nie opuściłam.

– Joel! – z promiennym uśmiechem, wpadłam w ramiona zdezorientowanego nastolatka. Chłopak nie spodziewał się, że zamiast mnie ujrzy w drzwiach dorosłego, obcego mężczyznę.

– Cześć Americo. – zachwiał się, ale utrzymał równowagę. Pachniał inaczej niż zwykle, lecz pewnie było to spowodowane częstym przebywaniem z Debbie. Dziewczyna nigdy nie przepadała za zapachem jego mocnych perfum, sama bowiem używała jedynie delikatnych zapachów. – Dobrze cię widzieć.

– Ale... co ty tu właściwie robisz?

– Napisałaś wiadomość, że wróciłaś do domu. – Joel, wciąż trzymając mnie w objęciach, przyjrzał się Leonowi z nieufnością. Strażnik zrobił to samo. – Debbie katowała mnie, żebym cię odwiedził, ale coś mi się wydaje, że przyszedłem nie w porę.

– Co ty mówisz?! Świetnie, że wpadłeś. – odkleiłam się od jego ciała i pociągnęłam go do wnętrza domu. Nastolatek nie opierał się, choć obecność Leona definitywnie mu się nie podobała. Ochroniarz nie zrobił najlepszego pierwszego wrażenia.

Wysłałam Joela na piętro, po czym poprosiłam, żeby skierował się do mojego pokoju. Wręczył mi paczkę orzeszków ziemnych (nigdy nie przynosił mi jedzenia, więc pewnie znów była to sprawka Debbie) i posłusznie, nie chcąc się narzucać, ruszył we wskazanym kierunku. Gdy chłopak zniknął na piętrze, spiorunowałam Leona wzrokiem.

– Co ty wyprawiasz? – zapytałam cicho, kładąc rękę na biodrze. – Zachowałeś się tak jakby Joel był przestępcą, albo mordercą w przebraniu.

Strażnik nie odpowiedział od razu. Najpierw zatrzasnął drzwi, aby dokładnie zasunąć wszystkie zamki. Dopiero po upewnieniu się, że dom był zamknięty, odwrócił się w moją stronę.

– Jego aura jest podejrzana. – oznajmił oskarżycielskim tonem. – Jak długo go znasz?

– Od dzieciństwa. – prychnęłam ze złością. Orzeszki zaszeleściły cicho, kiedy ruszyłam z oburzeniem dłonią. – Nie traktuj go jak wroga. Joel już taki jest, że nie lubi wyrażać swoich emocji. Odkąd jego siostra zmarła, a rodzice się rozwiedli, zachowuje dystans do ludzi.

Leon zmarszczył brwi, dowiadując się nowych informacji. Spojrzał znacząco w sufit, chwile rozważając to, co powiedziałam. Po kilku dłuższych sekundach opuścił ramiona, więc wywnioskowałam, że trochę się rozluźnił.

Trochę.

– Problemy w rodzinie? – zapytał sam siebie. – To rzeczywiście może wpłynąć na wygląd aury, ale nie aż tak.

Pokręciłam głową. Strażnik nie znał historii mojego przyjaciela, a ona, nie ważne z której strony patrzeć, była naprawdę smutna i tragiczna. Zdecydowanie zniszczyłaby aurę nawet najsilniejszego człowieka. Dlatego też tak podziwiałam Joela. Nie wiele osób przeżyło w życiu tyle, co on.

Nie rozmawialiśmy o tym z nastolatkiem i udawaliśmy, że nic się nie stało, ponieważ wiedziałam jak bardzo bolały go wspomnienia. Nawet Debbie o niczym nie wiedziała (choć może po tym, jak zaczęła się z nim spotykać, opowiedział jej swoją historię). O tym co przeżył ciężko było myśleć, a co dopiero mówić na głos.

– Joel miał ciężkie dzieciństwo. – powiedziałam smętnym głosem, spuszczając głowę. Miałam nadzieję, że nastolatek wybaczy mi niedyskrecję, ale musiałam jakoś uspokoić Leona. – Jego ojciec był uzależniony od alkoholu i często przepijał większość zarobionych pieniędzy. Nie pracował, więc wszystko zabierał bez pytania żonie, żeby mieć za co szwendać się po barach. W najgorszym okresie potrafił nie wracać do domu przez kilka dni, a jeśli już wracał, strasznie się awanturował. Gdy ojciec po raz pierwszy uderzył jego matkę, Joel miał tylko osiem lat. Potem było tylko gorzej. Regularnie zaczął znęcać się nad żoną i dziećmi. Najbardziej obrywała Kira, siostra Joela, bo była zbyt mała, żeby rozumieć, że z tatą działo się coś nie tak. Dostawało jej się nawet, jeśli za głośno się bawiła lub przypadkiem upuściła coś na podłogę.

Wzięłam głęboki wdech. Leon milczał, analizując moje słowa.

– Co prawda Joel, ani jego matka nic nie mówili, ale każdy wiedział, że coś było u nich nie tak. Kira ze strachu przestała wychodzić na dwór, a Joel... cóż... Joel zaczął stronić od rówieśników, aby uniknąć wścibskich pytań. Był zbyt słaby i bezradny, aby postawić się ojcu. Wszystko zmieniło się jednak, kiedy...

Urwałam i przełknęłam ślinę. W gardle zrobiła mi się wielka, nieprzyjemna gula.

– Kiedy stała się jakaś tragedia. – domyślił się mężczyzna.

Wciągnęłam ze świstem powietrze i zacisnęłam usta.

– Ten bydlak skatował córkę tak bardzo, że zmarła. Popchnął ją na stół i uderzyła się w głowę. – szepnęłam, powstrzymując drżenie głosu. – Był tak pijany, że nawet nie zwrócił uwagi na to, że coś się stało. Położył się na kanapie i zasnął. Od tak, bez żadnych wyrzutów sumienia. Dopiero matka Joela znalazła Kirę, całą we krwi, bladą, bez życia leżącą na podłodze w salonie. Nawet nie mogę sobie wyobrazić jaki to musiał być dla niej wstrząs...

Nie miałam siły, opowiadać dalej. To zbyt bolało. Już wtedy byłam przyjaciółką Joela i strasznie cierpiałam na myśl, iż byłam za mała, aby jakoś zareagować. Nie rozumiałam co działo się u mojego przyjaciela, a ten prosił, abym nikomu o tym nie mówiła. Oczywiście jak głupia postanowiłam dotrzymać tajemnicy i zawsze po skończonej zabawie udawałam, że wszystko było w porządku, nie pytałam o ojca Joela, zatykałam uszy, kiedy wracał i od razu wszczynał kłótnie. Wierzyłam, że nie działo się nic niedobrego, że po pewnym czasie tata chłopaka zrozumie swój błąd i naprawi relacje z rodziną.

Myliłam się. Nic nigdy się nie zmieniło, poza tym, że Kira odeszła bezpowrotnie. Może gdybym nie posłuchała Joela tamtego dnia i wyjawiła rodzicom prawdę o problemach w domu chłopaka, życie potoczyłoby się zupełnie innym torem. Siostra nastolatka by żyła, jego ojciec trafiłby do więzienia, albo przynajmniej dostał sądowy zakaz zbliżania się.

Przygryzłam wargę, mając pewność, że moja aura poszarzała ze smutku i wyrzutów sumienia. Zapadło niezręczne milczenie.

– Tak, śmierć najbliższej osoby rzeczywiście może złamać człowieka. – mruknął Leon, chcąc wypełnić ciszę. – Ten chłopak musiał przeżyć piekło.

– Sam widzisz. – kopnęłam nogą krawędź dywanu. Ta zrolowała się, po czym łagodnie opadła na poprzednią pozycję. – Joel nie lubi o tym mówić, ale nigdy nie pozbierał się po odejściu Kiry. Bardzo ją kochał i do dziś sądzi, że umarła z jego winy.

Pokręciłam głową, aby pozbyć się niewygodnych wspomnień. Spróbowałam się uśmiechnąć. Nie wyszło do końca tak, jak się spodziewałam, bo zamiast łagodnego uniesienia kącików ust, zrobiłam kwaśną, żałosną minę. Wyrażała głębokie współczucie i była kwintesencją negatywnych emocji jakie czułam, na myśl o tragedii mojego przyjaciela.

– Dobrze, starczy tego. – chrząknęłam, trąc oczy, żeby przypadkiem nie wkradły się do nich łzy. Jeszcze tego brakowało, żebym się rozkleiła. – Idę do Joela. Ty możesz w tym czasie dokończyć jedzenie.

Leon nie był przekonany, ale nie oponował, gdy odwróciłam się i szybko poszłam w kierunku schodów. Usłyszałam za sobą kroki, ale nie zbliżały się, a wręcz oddalały. Strażnik wrócił do kuchni.

Dotarłam na piętro i zatrzymałam się przed drzwiami mojego pokoju. Pod nimi znajdowała się podłużna szczelina, więc jeszcze zanim je otworzyłam, bez problemu zarejestrowałam na podłodze czyiś ruch. Joel najwyraźniej nie zamierzał czekać na siedząco, bo spacerował po pomieszczeniu. Jego cień podążał za nim jak nieodłączny towarzysz.

Trochę mnie to zdziwiło, bo chłopak raczej nie należał do niecierpliwych osób, ale zbagatelizowałam jego nadmierną ruchliwość. W końcu nie widzieliśmy się przez bardzo długi okres czasu. Nawet on miał prawo tęsknić, a ja zamiast od razu się nim zająć, kazałam mu czekać, bo byłam zmuszona opowiadać Leonowi jego prywatne życie.

Przylizałam włosy i położyłam dłoń na klamce, drugą szeleszcząc zachęcająco orzeszkami. Cień zatrzymał się, więc Joel musiał mnie usłyszeć. Uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że przyjaciel nie domyśli się o czym rozmawiałam ze strażnikiem, po czym otworzyłam drzwi.

To co zobaczyłam w środku odebrało mi mowę.


Zastygłam w bezruchu, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Po ziemi walały się moje ubrania. Nie tak po prostu, kilka bluzek, czy par spodni jakie zazwyczaj pozostawały na widoku po moich porannych przygotowaniach do wyjścia, gdy miałam dylemat, co na siebie założyć i odkładałam wszystko, gdzie popadło. Było zupełnie inaczej. Ubrania z szafy, z komody, a nawet z pojedynczych półek znalazły się na ziemi jakby w pomieszczeniu przeszło tsunami. Rzucone w pośpiechu i pomięte, przykrywały powyginane książki, zniszczone ramki na zdjęcia i co najgorsze połamane figurki, a także rozbite lustro, których ostre odłamki pospadały na dywan, tworząc osobliwe wzory. Obok nich leżały poduszki i pościel, którą wciśnięto w kąt pokoju, aby zajmowała jak najmniej miejsca.

Widok pobojowiska wgniótł mnie w ziemię. Nie mogłam się ruszyć, ani odezwać. Jedyne co dawałam radę robić, to wodzić przerażonym wzrokiem po opróżnionych meblach i poruszać bezgłośnie ustami. Paczka orzeszków wypadła mi z rąk.

Moje serce przyśpieszyło. Momentalnie poczułam ucisk w żołądku, zrobiło mi się również duszno. Przez chwilę zapomniałam co robić, aby oddychać, więc łapczywie trzymałam resztki powietrza, które wciągnęłam do płuc zanim weszłam do pomieszczenia. Gdy już nie wytrzymywałam, wypuściłam je ze świstem, jednocześnie mrugając i starając się zrozumieć, co się właściwie stało.

Cholerne problemy z oddychaniem w stresujących momentach! Jak mogłam być córką Władcy Powietrza skoro nie umiałam normalnie nabrać tchu?!

Wmurowana w ziemię, gapiłam się na zniszczenia. Dokładnie pamiętałam, że rano zostawiłam na wpół otwarte okno, aby pomieszczenie się wywietrzyło, ale nie wierzyłam, że ktoś dostał się do środka właśnie przez nie. Spałam na piętrze, ściana domu (który zresztą nie należał do najmniejszych) była gładka jak tafla lodu, a w pobliżu nie rosło żadne drzewo, po którym dałoby się wspiąć. Trzeba by chyba umieć latać, albo mieć horrendalnie dużą drabinę, aby znaleźć się na takiej wysokości i nie narobić żadnego hałasu.

Teraz okna zostało przez kogoś zamknięte, a firanki szczelnie zasłonięte. Zupełnie jakby intruz bał się, że przypadkowi przechodnie zobaczą go z ulicy, albo dostrzegą ruch w pokoju.

Nagle przypomniałam sobie dosyć istotny fakt.

Nigdzie nie było Joela!

Oblałam się zimnym, nieprzyjemnym potem, a moja twarz momentalnie zrobiła się blada. Skoro mój przyjaciel zniknął, cienie, które widziałam pod drzwiami musiały należeć do intruza.

Gdy pierwszy szok opadł, udało mi się poruszyć rękę i podnieść ją, aby zasłonić usta. W mojej głowie kłębiły się setki niewiadomych i podejrzeń. Kto mógł zrobić coś takiego? Gdzie zniknął mój przyjaciel? Co się stało z intruzami? Dlaczego od razu nie pobiegłam po Leona?!

To ostatnie pytanie było aktualnie najbardziej racjonalne, więc zamiast płakać nad zdemolowaną sypialnią, rzuciłam się do drzwi z zamiarem powiadomienia strażnika o zaistniałej sytuacji. Wiedziałam, że ktoś najprawdopodobniej włamał się do domu i porwał Joela, ale panika tylko pogorszyłaby sprawę. Nie było innego wyjaśnienia jak zachować zimną krew i jak najszybciej dotrzeć do strażnika. Myślałam również o mamie. Jeśli tajemnicza osoba, która przeszukiwała pokój, prześlizgnęła się obok mojego wzroku i wciąż jakimś cudem przebywała w domu, musiałam ją jak najszybciej znaleźć. Mamę, nie napastnika.

Nie udało mi się dotrzeć do wyjścia, bo moją drogę zastąpił ktoś, kto niespodziewanie wyszedł zza drzwi, przy okazji je zamykając.

– Witaj księżniczko. – mężczyzna wzrostu, a także wyglądu Joela, wykrzywił cienkie usta w uśmiechu.

W ostatniej sekundzie udało mi się wyhamować zanim na niego wpadłam, więc odskoczyłam jak oparzona do tyłu. Potykając się o porozrzucane przedmioty, przylgnęłam do przeciwległej ściany.

Facet wyglądem przypominał mojego przyjaciela, ale definitywnie nim nie był. Dopiero teraz to zrozumiałam. Zaklęcie iluzji osłabło, więc intruz chcąc nie chcąc, ujawnił swoją prawdziwą twarz i upewnił mnie w przekonaniu, że wielkim błędem było wpuszczanie go do domu. Po młodych rysach Joela pozostała jedynie gładka, nastoletnia cera, jak również cienkie, popękane usta. Srebrne, podkrążone oczy nie należały już do osoby, którą znałam. Były mniejsze, a także zamglone jakby ich właściciel spędzał za dużo czasu przed ekranem telewizora. Kiedy weszłam w pole ich widzenia, pojaśniały, a mężczyzna westchnął z zachwytu.

Ależ byłam głupia, że nie zaufałam Leonowi!

Poczułam ostre ukłucie w piersi.

Leon!

Musiałam go jak najprędzej wezwać!

– Le...! – zanim dokończyłam, napastnik machnął w powietrzu ręką, a z jego długich, kościstych palców wystrzeliły groźne iskry. Natychmiast objęły moje ciało, a że nie miałam jak uciec, rozbłysły jeszcze mocniej, wnikając w skórę.

Poczułam bezsilność i opadłam na podłogę. Zupełnie jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię, straciłam ostrość widzenia, a moje kończyny stały się cięższe niż ołów. W kolana wbiły mi się odłamki szkła, ale nie zwróciłam na to uwagi. Skupiłam się na mężczyźnie, który zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać.

Nie wierzyłam, że go przytulałam i nie zorientowałam się, że nie był to Joel a ktoś zupełnie mi obcy. Pachniał przecież zupełnie inaczej, niż mój przyjaciel, a ten przecież od wielu lat używał tych samych perfum. Przyniósł orzeszki, a tak dobrze mi znany chłopak nigdy nawet o tym nie pomyślał! Jak mogłam się nie domyślić podstępu?!

Gdy mężczyzna znalazł się niecały metr obok, pochylił się i przekrzywił głowę.

– Bądź cicho. – poprosił, przykładając palec do ust. – Nie chcemy, żeby ktoś nas usłyszał.

Drgnęłam. Mag był przerażający. Przypominał zwykłego mężczyznę w średnim wieku, ale coś w jego ruchach niepokoiło mnie bardziej niż srebrne oczy, którymi obserwował pokój. Przez kilka długich sekund trwał w bezruchu, przyglądając się drzwiom. Nikt jednak nie wpadł do pomieszczenia, aby mnie ratować.

– Nie ładnie księżniczko. Najpierw zapraszasz mnie do domu i bronisz przed chłopakiem, a później chcesz krzyczeć na mój widok. – mężczyzna zmarszczył nos na znak nagany. Szeptał, więc nie chciał, żeby wykryto jego obecność. – Tak cię wychowano?

Zamrugałam i ostatkiem sił odwróciłam twarz. Zamiast patrzeć na intruza wolałam gapić się ostentacyjnie w ziemię. Mój wzrok przykuła jednak duża, popękana figurka śniadego konia, leżąca nieopodal pod niebieską bluzką (dostałam ją kiedyś od babci z okazji urodzin, więc widok roztrzaskanego zwierzęcia nie był zbyt przyjemny). Nie miała głowy.

Pomyślałam, że ostre krawędzie gładko wbiłyby się w szyję napastnika, gdyby udało mi się ją jakimś cudem chwycić i zacząć się bronić.

– Chyba nikt się nie zainteresował. – mężczyzna przestał obserwował drzwi i z wyraźną ulgą odsunął się na nieznaczną odległość. – Dobrze.

Spróbowałam wyciągnąć rękę, ale zostałam bezceremonialnie odepchnięta w bok, nim chwyciłam figurkę. Facet bezbłędnie odczytał moje zamiary i na nieszczęście dla mnie, w porę zareagował.

– Nie wierć się. – poprosił lekko rozeźlony. – Nie zamierzałem cię na razie krzywdzić, więc nie każ mi zmieniać zdania.

Jawna szorstkość brzmiąca w jego głosie sprawiła, iż posłuchałam i przestałam się ruszać. Jak sparaliżowana czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Pozostało mi liczyć na nadmierną nieufność Leona i na to, że w końcu zdecyduje się zajrzeć do sypialni, aby sprawdzić, czy wszystko było ze mną w porządku.

– Grzeczna dziewczynka. – mężczyzna złagodniał. – Może i jesteś naiwna, ale przynajmniej nie głupia.

Powoli, aby nie narobić hałasu, podszedł do okna. Uniosłam brwi i spróbowałam coś powiedzieć, ale napastnik, nic sobie nie robił z moich starań. Odsłonił lekko jedną z firanek i wyjrzał na podwórko. Upewniwszy się, że nikogo nie było w okolicy, wrócił, aby w następnej kolejności uklęknąć.

– Wiesz, martwiłem się, że zwęszysz podstęp, ale ty od razu wpuściłaś mnie do domu. – powiedział, po czym wziął w palce kosmyk moich włosów. – Troszeczkę to nierozsądne księżniczko.

Chciałam powiedzieć, żeby mnie tak nie nazywał, ale odebrało mi mowę. Nie ze strachu – dosłownie. Mimo że próbowałam krzyczeć, coś blokowało mi usta. Nie wydobywały się z nich żadne dźwięki, a naprawdę rozpaczliwie próbowałam krzyknąć.

– Dobrze, do rzeczy. – mężczyzna otrzepał ramię z niewidzialnych paproszków, po czym wyłamał palce. – Gdzie księga?

Spojrzałam na niego niezrozumiale. Jaka znowu księga?! Myślałam, że przysłał go Dorian, żeby mnie zabić, albo uprowadzić.

Jakby na to nie patrzeć, nieproszony gość nie przypominał kogoś kto mógł być na usługach księcia Ognia, ale takie było moje pierwsze wrażenie, gdy odsłonił swoją prawdziwą twarz. W końcu podszywał się pod Joela i nazywał mnie księżniczką. To nie mógł być przypadek.

A może?

W sumie, gdyby nie te dwie istotne rzeczy, pomyślałabym, że był po prostu zwykłym magiem włamywaczem. Mężczyzna ewidentnie szukał w pokoju jakiejś konkretnej księgi i był święcie przekonany, że znalazła się w moim posiadaniu. Pytanie brzmiało: dlaczego?

Kompletnie straciłam rozum.

– No tak. Nie możesz mówić. – intruz przejechał sobie dłonią po twarzy. Jak na kogoś, kto miał na tyle zaawansowane umiejętności, żeby jednym ruchem przygwoździć mnie do ziemi, dosyć późno sobie o tym przypomniał.

– Kim jesteś? – zapytałam cicho, kiedy szybkim gestem zdjął ze mnie zaklęcie milczenia. Zabezpieczył się jednak, ponieważ mój głos był słaby i ledwie słyszalny. Już z odległości kilkunastu centymetrów brzmiał jak szelest, o metrze już nawet nie wspominając. Trzeba było urodzić się co najmniej wampirem, aby zarejestrować taki dźwięk z parteru. – Czego chcesz?

Mężczyzna oparł dłoń na biodrze.

– Już mówiłem. Książki. Przeszukałem cały pokój i nic nie znalazłem. Gdzie ją ukryłaś?

– Nie wiem nic o żadnej książce! – powiedziałam zdenerwowana, tracąc siły. – To jakaś chora pomyłka!

Napastnik zacisnął wargi i boleśnie chwycił mnie za ramiona. Pociągnął moje wiotkie ciało do góry jakbym nic nie ważyła, po czym bezceremonialnie rzucił na łóżko. Odbiłam się od materaca niczym szmaciana lalka, przeleciałam na drugą stronę i zatrzymałam się na kupce ubrań, boleśnie upadając na wywrócone, drewniane pudełko. Przedmiot połamał się pod wpływem ciężaru i wbił mi się w plecy.

Powstrzymałam jęk.

– Gadaj! Co z nią zrobiłaś?! – tamten nie odpuszczał. – Wiem, że ją masz.

– Nie mam... żadnej... cholernej... książki. – powiedziałam, zaciskając i rozluźniając palce u rąk. – Zrozum to!

Zanim zdążyłam ochłonąć po pierwszym rzucie, uniosłam się w powietrze i wylądowałam twarzą na dywanie, tuż obok pozostałości lustra (cudem uniknęłam starcia ze szkłem). Obcy dyszał ze złości, zirytowany brakiem oczekiwanej odpowiedzi.

Po jego dobrym humorze nie pozostał nawet ślad.

– Widzę, że nie zamierzasz mówić. – warknął, podnosząc głos. Istniała szansa, że w końcu zapomni o tym, że nie byliśmy w domu sami. Musiałam grać na zwłokę, albo jeszcze bardziej go zdenerwować. – Może trochę cierpienia rozwiąże ci język.

Gdy znów do mnie podszedł, chwyciłam go za nogę i z całych sił wbiłam w nią paznokcie. Przez grube dżinsy nie mogłam mu nic zrobić, więc mężczyzna tylko się uśmiechnął, rozbawiony moją nieudolną próbą walki. Mina zrzedła mu dopiero, gdy wykorzystałam sekundę jego zawahania i rozkojarzenia, aby chwycić zbite szkło.

Może nie mogłam używać magii, ale wciąż wiedziałam jak się bronić.

Zacisnęłam palce na odłamku i jak najmocniej przejechałam nim napastnikowi po skórze, tuż nad butem.

Mężczyzna wrzasnął, a ja osiągnęłam swój cel.

– Ty mała zołzo! – warknął, łapiąc się za kostkę. Krew barwiła jego białą skarpetkę i nogawkę spodni. – Pożałujesz tego!

Już miałam się uśmiechnąć, ale napastnik kopnął mnie boleśnie w brzuch, tym samym odrzucając mnie na nieznaczną odległość. Zanim złapałam oddech, znów znalazł się w okolicy, szarpnął mnie za włosy i mocno uderzył w twarz. Cios był na tyle potężny, że w pokoju rozległ się głośny dźwięk dłoni opadającej na policzek.

Pisnęłam, nie tyle z bólu, co z zaskoczenia. Momentalnie zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zachwiałam się i wypuściłam szkło na dywan. Widziałam tylko czarne, skaczące wszędzie mroczki i wściekłą, rozmazaną twarz mężczyzny, który już szykował się do następnego uderzenia. Nie mogłam się nawet zasłonić, ponieważ wciąż mnie trzymał.

Wtedy usłyszałam głośny huk.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro