Rozdział 25 cz.1
– Poczekaj. Muszę sobie to wszystko poukładać – stwierdziła Ethel, przykładając dłoń do czoła. Rozmowa trwała w najlepsze od godziny i w międzyczasie zdążyli się przenieść z krzesła na o wiele wygodniejsze łóżko. Dorian rzucał od dobrej chwili smętne spojrzenia ku pełnej karafce alkoholu, a siedząca na skraju materaca Ethel, z pochyloną głową próbowała przyswoić wszystko, co do tej pory jej powiedział. – Najwyższy Radca należy do Dovacane i ma tam naprawdę wysoką pozycję, śmiesz nawet twierdzić, że może przewodzić klanowi. Grupie zagorzałych fanatyków i zwolenników braku kompromisów, która marzy o śmierci potomków Żywiołów. Chce odebrać im moce, aby przejąć ją dla siebie i rządzić światem nadnaturalnych. Ponieważ Regarte nie może ot tak zagarnąć dla siebie energii Americi, bo zostałby posądzony o praktykowanie nieczystej magii, zamierza podstępem zmusić ją, by oddała mu ją dobrowolnie. W tym celu postanowił wykorzystać jej naiwność i zaproponować narzeczeństwo krwi.
Gonyard przytaknął.
– Niczego bardziej nie pragnie, niż utrzymać pozycję w Radzie, a do tego jest mu potrzebne stuprocentowe poparcie nadnaturalnych. – Zamierzał sięgnąć po karafkę, ale mina Ethel, która w tym momencie się odwróciła i przeszyła go poważnym, karcącym spojrzeniem, wystarczyła, by zrezygnował ze swojego pomysłu. Powoli opuścił dłoń na pościel. – Świat nadnaturalnych opiera się na istnieniu magii, na tym, że energia przepływa przez nas i pozwala nam korzystać z najróżniejszych mocy. Czarodzieje, wampiry, syreny... prócz ludzi wszystkie istniejące na Ziemi rasy wywodzą się od Władców Żywiołów. Oczywistym jest, że ich potomkowie, w tym ja, mają niepisane prawo, by ów światem zarządzać. Dovacane, w przeciwieństwie do Listrea Arii, nie akceptuje tego prawa. Nic więc dziwnego, że Casimir obawia się o utratę swojego stanowiska. Boi się, że wrogi mu klan postanowi obsadzić Americę na tronie, a tym samym jemu samemu zostanie odebrana peleryna Najwyższego Radcy.
– Z tego, co mówisz, wychodziłoby, że ty i Zander, jako synowie Władcy Ognia również macie prawo ubiegać się o to stanowisko.
– To nie takie proste. – Mężczyzna podrapał się po brodzie. – Mnie nikt by nie poparł, zwłaszcza teraz, kiedy jestem uznawany za najbardziej poszukiwanego maga świata. Z kolei Zander... sama przyznasz, że jego obecna sytuacja jest wyjątkowo skomplikowana. Został obwołany mordercą.
– No tak – przyznała Ethel, – Jeśli patrzeć na to z tej strony, America jest jedyną, ale za to idealną kandydatką na zwierzchniczkę nadnaturalnych. Młoda, nieskalana dziewczyna, której w życiu nikt nie posądziłby o nic złego. Przyjaźni się z nocnymi, więc nie zaistniałaby obawa o faworyzowanie własnego gatunku. W dodatku, jako córka Władcy Powietrza, skrywa w sobie wyjątkowo potężną energię – wyliczała.
– Energię, na której Dovacane z przyjemnością położy swoje obślizgłe łapska – uzupełnił zgryźliwie. – America nie ma pojęcia, że po przekazaniu mocy Leanice Casimirowi, sama nie będzie mu już do niczego potrzebna. Jedno muszę mu przyznać: America, mimo predyspozycji, mentalnie nie nadawałaby się w obecnym wcieleniu na tak ważne stanowisko jakim jest posada Najwyższego Radcy. Listrea Aria nie przyjmuje tego jednak do wiadomości i gdyby tylko zaistniała sposobność obsadzenia Ami na tronie, zrobiłaby to bez wahania. Właśnie dlatego Regarte wręczył jej Księgę. Podobnie jak w przypadku swojego poprzednika, zamierzał ją niezauważenie, sukcesywnie podtruwać. Bez potomka Żywiołów, Listrea poniosłaby klęskę.
– I to wszystko za sprawą Księgi Wspomnień? – zdziwiła się kobieta. O tym Dorian nie wspomniał. – Czy ona aby nie należała wcześniej właśnie do Leanice?
– Owszem. Uprzedzając jednak twoje pytanie, nie wiem, dlaczego Leanice była w posiadaniu równie niebezpiecznego artefaktu. Dowiedziałem się o nim dopiero w tym życiu. Nie będę kłamać, zaskoczyło mnie to. Córka Władcy Powietrza zapieczętowała swoje moce w okresie wczesnej młodości. Lutyanki miały surowy zakaz posługiwania się czarami na terenie Królestwa, a jej samej nigdy nie ciągnęło do magii, więc nie otaczała się nią pod żadną postacią. Fakt, że podobny przedmiot znalazł się w okolicy jej pałacu i obecnie reaguje wyłącznie na jej dotyk, nie napawa mnie zbytnio entuzjazmem.
– No dobrze, ale czemu jest niebezpieczny? Przecież to tylko stara, magiczna książka. Pełno takich w każdej bibliotece nadnaturalnych. W samej Radzie muszą ich być setki.
Gonyard podrapał się po brodzie. Już miał udzielić odpowiedzi, kiedy dokładnie w tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Mag opuścił dłoń i pokazał gestem, aby Ethel została na miejscu. Sam podniósł się powoli z łóżka, po czym sięgnął po wiszącą na jego zagłówku koszulę. Założywszy ją i dokładnie zapiąwszy, podszedł do biurka, skąd wziął dwa z trzech napisanych wcześniej przez siebie własnoręcznie listów. Czekały na blacie zamknięte w śnieżnobiałych kopertach, a także opatrzone specjalnymi symbolami, które miały zostać odczytane wyłącznie przez konkretnych odbiorców. Mężczyzna nie wyjaśnił, do kogo, ani w jakim celu je napisał.
Ethel zadarła głowę, ale z racji, iż drzwi otwierały się do wewnątrz, kiedy Dorian je uchylił, zasłoniły gościa. Jasnowłosy wręczył obcemu dwie koperty i skinął głową, jakby już wcześniej dogadali szczegóły i obecnie miało nastąpić wyłącznie przekazanie listów. Ethel, wiedziona swoim szpiegowskim instynktem, jak również wrodzoną ciekawością, planowała mimo wszystko wstać, aby sprawdzić, czego mogła chcieć osoba po drugiej stronie drzwi, ale Gonyard, jakby wyczuwając jej zamiary, już je zamknął. Z korytarza rozległy się przytłumione, oddalające się kroki. Po dźwięku czarownica podejrzewała, że należały do mężczyzny.
Zaintrygowana, wychylała się jeszcze chwilę, spoglądając na drzwi. Dorian uniemożliwił jej to, stając na środku pomieszczenia.
– Wracając do naszej rozmowy... – zamyślił się. Nie wspominał ani słowem o listach, czy prawdopodobnym kurierze. Swobodnie brnął dalej w rozmowę, jakby przekazanie dokumentów było jedynie jej krótkim, nic nieznaczącym przerywnikiem. – Na czym skończyliśmy, moja droga?
– Na Księdze – powiedziała spokojnie, choć jej przymrużone oczy zdradzały rodzącą się w niej na nowo ciekawość. Stłumiła ją w zarodku, aby nie zdekoncentrować mężczyzny. Zdecydowała nie pytać o kuriera na rzecz dowiedzenia się czegoś więcej o aktualnych wydarzeniach. Liczyła na to, że jeśli listy tyczyły się obecnej sprawy, Dorian prędzej, czy później sam zdradzi jej ich treść.
Jasnowłosy oparł dłoń na biodrze.
– Księga Wspomnień – odparł zaabsorbowany, jakby coś kalkulował. – Doprawdy, fascynujący przedmiot. Niepowtarzalny, można by rzecz. Za jego pomocą można badać wspomnienia każdego chodzącego po Ziemi nadnaturalnego.
– Posiadam podobną moc.
– Owszem, posiadasz – przyznał w pierwszym porywie, co, nie ukrywając, wyjątkowo połechtało jej ego. Gonyard, choć nie bezpośrednio, przyznał, że jej moc była potężna i szczególna. Już miała się do niego szeroko uśmiechnąć, kiedy dodał: – W twoim przypadku opiera się ona jednak głównie na wkradaniu się do ludzkiego mózgu, analizowaniu tego, co tam znajdujesz i przełożeniu myśli, uczuć, czy bodźców obiektu na zrozumiały dla ciebie język. Można powiedzieć, że jesteś tłumaczem, który odczytuje pomieszane słowa i układa je w zdania. Księga to z kolei... coś w rodzaju osobnego bytu, niewidzialnego architekta. Ona te słowa podrzuca. Cały czas nimi manipuluje, nadając powstałym zdaniom odpowiedni sens i kształt.
– Bytu? – Ethel wyprostowała się i ułożyła dłonie na podkulonych kolanach. Czarownicy obiło się o uszy, że na świecie istniały przedmioty o wielkiej potędze, które wykazywały nietypowe cechy nawet jak na magiczne standardy, ale nigdy nie słyszała o artefaktach, które posiadały własną... świadomość. Z tego, co zrozumiała, nie chodziło o żadnego ducha ani istoty, która zamieszkiwała Księgę, ale o faktyczny „byt", który tworzył ów Księgę.
Przytaknął.
– Podejrzewam, że ma to związek z syrenami i faktem, że potrafią się zmieniać, ale wolałbym mieć pewność, nim wysnuję konkretną teorię. Jedno wiem na pewno. Księga sama wybiera wspomnienia, które odbiorca może odczytać. – Skierował się w stronę biurka. – Daje poczucie pozornego wyboru, kiedy w rzeczywistości bazuje na emocjach tego, kto jest w jej posiadaniu. Im bardziej niestabilny umysł, tym większą kontrolę ma Księga i strzegący jej żywot. To rodzaj zabezpieczenia, by nikt niepowołany nie odkrył tego, czego faktycznie pilnuje.
Kobieta przekrzywiła nieznacznie głowę.
– Czyli Najwyższy Radca próbuje się dowiedzieć, co kryje Księga Wspomnień?
Pokręcił głową.
– Możliwe, że od dawna podejrzewa, iż byt strzeże jakiegoś sekretu, ale raczej nie jest on jego obecnym celem. Chwilowo interesuje go przede wszystkim efekt uboczny używania Księgi.
– Efe...? Co? Dorianie, błagam cię, możesz w końcu przejść do sedna? Nie wiem, czy zauważyłeś, ale każda twoja na pozór rzetelna odpowiedź, rodzi jeszcze więcej moich pytań. Możemy tak rozmawiać bez końca.
Gonyard uniósł na nią wzrok. Dojrzała w jego niebieskich oczach nowe pokłady hardości, nie obyło się przy tym jednak bez powrotnego zobojętnienia i chłodu. Nie był zbytnio zadowolony, gdy ktoś nie nadążał za tokiem jego rozumowania, odstawał podczas rozmowy lub zmuszał go do większej zwięzłości. Ethel zdążyła się już o tym przekonać na własnej skórze poprzedniego dnia.
– Musimy wymyślić, do dalej, a nie uda nam się to, póki nie rozumiem wszystkiego – spróbowała jeszcze, zdając sobie sprawę, że ryzykuje i w najgorszym wypadku Dorian znów na nią naskoczy lub przerwie konwersację, uznając ją za niewartą swojego czasu i zostawiając z tysiącem nowych pytań.
Chociaż, jakby nie patrzeć, jego ostatni gwałtowny wybuch skończył się tym, że wylądowali w łóżku i (tak jej się przynajmniej zdawało) na kilka godzin zapomnieli o dręczących ich nadnaturalny świat problemach. Czy kolejny napad złości nie byłby jej w takim razie na rękę?
Najwyraźniej mag nie zamierzał udzielić jej odpowiedzi na to pytanie, bo ciężko westchnął i przymknął powieki. Gdy znów je uchylił, chłód z jego oczu wyparował, nie zdążył się w nich nawet do reszty zagnieździć. Mężczyźnie opadły ramiona.
– Powiem więc krótko – przyznał, czym zaskoczył kobietę, nie liczącą w żadnym wypadku na tak korzystny dla niej rozwój sytuacji. – Dylemat wagonika.
– Co ma do tego niby dylemat wagonika? – spytała niemal natychmiast.
Dorian wspomniał o nim w trakcie wyjaśnień, ale była zbyt wzburzona, aby skupić uwagę na tak drobnym szczególe. Wciąż roztrząsała to, co właściwie usłyszała wcześniej. Najwyższy Radca miał należeć do jednej z najgroźniejszych magicznych organizacji. Niepostrzeżenie usunął swojego poprzednika, najpotężniejszego maga świata i naturalnie zajął jego miejsce. Jak gdyby nigdy nic objął władanie nad całą Radą i tym samym bez najmniejszego problemu, czy słowa sprzeciwu ze strony kogokolwiek z którejkolwiek magicznej rasy, stał się panem i władcą całego świata nadnaturalnych. Ot tak, po prostu ją przejął i nikt nie widział w tym nic niewłaściwego.
Ich przedstawiciel, ktoś, kto miał stać na straży obowiązujących od stuleci praw i obowiązków, sam okazał się zdrajcą, a także zimnokrwistym mordercą.
– Wiesz na czym polega ten eksperyment, prawda? – chciał wiedzieć Dorian, kiedy zaczęła wpatrywać się w niego niezrozumiale. Owszem, wiedziała, ale nie umiała powiązać dylematu wagonika ze sprawą Najwyższego Radcy, Księgi, czy oświadczyn. – To test, który sprawdza, jaki system wartości posiada dana osoba i jakie podejmie wybory, w zależności od sytuacji. Wywołuje konflikt moralny i właśnie na nim zależało Casimirowi, kiedy wprowadzał w życie swój niecny plan. Uświadomił Americę, że musi podjąć decyzję, która, bez względu na jej wybór, nie będzie mogła okazać się w stu procentach słuszna. Zastanów się, Ethel. Aby uratować świat nadnaturalnych i swojego ukochanego, Ami musi wyrzec się własnej przyszłości. Poświęcić stare przyjaźnie, wyjść za maga, którego nie kocha, a finalnie, zgodzić się ofiarować mu swoją moc. Jeśli z kolei zdecyduje się odrzucić zaręczyny, aby żyć dotychczasowym życiem, Zander straci zarówno kły, jak i pamięć, a klany wypowiedzą sobie nawzajem otwartą wojnę. Owszem, istnieje zawsze szansa, że moce Leanice powrócą i pomogą jej przywrócić porządek, jednak stosunkowo nikła. Właśnie to jest dylemat, przed którym stoi America.
– Niedorzeczny dylemat. Gdybym to ja znalazła się na miejscu tej dziewczyny, wybór byłby dla mnie oczywisty – stwierdziła Ethel, skubiąc skórkę przy paznokciu. – Nie pozwoliłabym skrzywdzić moich bliskich nawet za cenę własnego szczęścia.
– Właście w tym rzecz. America też się na to nie zgodzi. – Gonyard stanął nad biurkiem i przyjrzał się pozostawionej na blacie kopercie. Położył na niej dłoń, zastanawiając się nad czymś intensywnie. Ethel wyczuwała skaczące na granicy jego umysłu iskierki, zalążki planu, który, choć już istniał i miał na pozór solidne podstawy, zmieniał się teraz w miarę kolejnych słów. – Dawniej, gdy Vanessa przepowiedziała nadejście Przebudzenia, zasiała w Americe ziarno niepewności, strachu, z którym bezustannie walczy, ale nie może sobie z nim poradzić ze względu na stałą obecność Leanice. Od momentu, gdy przepowiednia okazała się prawdą, nasza księżniczka, niezależnie od swojego charakteru, nie ufa przypadkowi. Jeśli ma teraz okazję poświęcić tylko jedną osobę, ponadto siebie, by ratować cały świat nadnaturalnych, zrobi to bez wahania. Wagonik już ruszył. Casimir sprawił jedynie, że nie da się go zatrzymać bez czyjegoś poświęcenia.
– Wykorzystuje słabości Americi – zrozumiała Ethel. Jej zdziwienie stopniowo przeradzało się we wzburzenie. Który to już raz...? – Traktuje jej miłość do bliskich, jak środek do osiągnięcia sukcesu. To podłe!
Dorian przyłożył dłoń do ust i niby od niechcenia, przejechał palcem wskazującym po dolnej wardze, maskując mimowolny grymas. Ethel chrząknęła, uświadamiając sobie, jaką gafę przyszło jej popełnić. Poniekąd jej własny pracodawca kierował się niegdyś podobnymi pobudkami.
– Ekhm... Miałam na myśli... – zaczęła zakłopotana.
Mężczyzna nie dał jej dokończyć.
– Wiem doskonale. Nie tłumacz się. Zdaję sobie sprawę, jaki byłem i jaki wciąż jestem. – Uniósł dłoń, w której trzymał kopertę. Obrócił ją. – Niemniej jednak, w ostatecznym rozrachunku różnimy się z Casimirem, ponieważ ja nigdy nie posunąłbym się do tego, by użyć na Americe Księgi. Każda magia ma swoją cenę, magiczny wolumin Leanice nie jest tu wyjątkiem. Strzegący go byt doskonale wie, jak radzić sobie z nieproszonymi gośćmi i skutecznie się ich pozbywa. Gdy podsłuchiwałaś myśli Americi, musiała się w nich pojawić jakaś wzmianka o jej rozmowach ze strażnikiem Księgi.
– Hmm... Tak. – Ethel spróbowała sobie przypomnieć rozważania różowowłosej czarownicy na temat korzystania ze starego woluminu. Dorian tymczasem usiadł za biurkiem. – Coś obiło mi się o uszy, a właściwie o głowę. America myślała kilkukrotnie o niezwykłej, mglistej istocie, która za każdym razem przyjmowała jej postać i ostrzegała przed konsekwencjami zaglądania do czyichś wspomnień. Ciągle rwała sobie przy tym włosy z głowy.
– A więc miałem rację. – Bezceremonialnie podarł kopertę, wraz z jej zawartością. Kobieta przyglądała się w zdumieniu, jak mężczyzna kładzie na rozwartej dłoni strzępki papieru, a strzelający z jego palców pomarańczowy płomień, pożera pozostałości listu. Gdy na jego ręce pozostała już tylko garstka czarnego pyłu, zdmuchnął go, a następnie chwycił za pióro. – America nie zdaje sobie sprawy, że każdy z tych włosów, każdy nawet najcieńszy, najsłabszy kosmyk, to ucieleśnienie jej własnych wspomnień. Myśl za myśl, obraz za obraz – taka jest właśnie cena magii. Strażnik Księgi prowadzi wymianę, o której nasza księżniczka nie ma pojęcia. Im istotniejsze wspomnienie pragnie zobaczyć, tym bliższe jej sercu wydarzenie pożera wolumin. Nim ktokolwiek się spostrzeże, America straci większość wspomnień, a jak podejrzewam, Regarte zawczasu zaaranżował wszystko tak, by te wspomnienia tyczyły się głównie Leanice i jej obecnych bliskich. Im szybciej bowiem Ami zapomni o łączących ją z nimi relacjach, tym prościej będzie ją przekonać do zostawienia przeszłości za sobą.
Ethel wypuściła ze świstem powietrze z ust. Odgarnęła włosy, które opadły jej na czoło i zatrzymała palce na jednym z niesfornych kosmyków. Kurczowo je na nim zaciskając, milczała przez chwilę, próbując przyswoić i zastanowić się nad słowami maga. On sam zajął się przygotowywaniem nowego listu. Wyciągnął z szafki biurka czystą kartkę i rozłożył ją przed sobą, myśląc nad tym, od czego zacząć. W końcu przyłożył końcówkę pióra do papieru.
– Co zamierzasz teraz zrobić? – spytała ostrożnie kobieta, wypuszczając kosmyk i pozwalając mu opaść swobodnie na jej policzek. Nadszedł najwyższy czas, aby dowiedzieć się, co chodziło po głowie Gonyarda. Biorąc pod uwagę, że zamierzał walczyć z całym światem nadnaturalnych, na którego czele stał ktoś taki jak Casimir, zdawało się, iż jasnowłosy porywał się z motyką na słońce.
Mężczyzna nie wydawał się tym specjalnie poruszony.
– Zmienię plany – odparł pokrótce. – Spróbuję skontaktować się bezpośrednio z Aylanem Forsherem. Nie jesteśmy w zbyt dobrych stosunkach, toteż zamierzałem tego uniknąć, ale chyba nie mam większego wyboru.
Ethel zamrugała. W pierwszej chwili wydawało jej się, że Gonyard żartuje, ale kiedy ten nie zaśmiał się, ani tym bardziej nie przerwał pisania listu, poderwała się z łóżka i w dwóch susach znalazła się przy biurku. Zajrzała magowi przez ramię, zaczęła śledzić jego sunącą po papierze dłoń i kreślone piórem słowa.
– Forshera? Tego Aylana Forshera? – usiłowała zachować spokój. – Myślałam...
– Jak to mówią, wróg twojego wroga jest twoim przyjacielem – oznajmił Dorian, nie przerywając pisania. – Naszym obecnym, najgroźniejszym problemem są członkowie Dovacane. Gdy nadejdzie odpowiedni czas będziemy potrzebować wielu sojuszników. Sam nie jestem tym specjalnie zachwycony, ale w tym momencie tylko Listrea Aria dysponuje odpowiednimi środkami, aby nam pomóc.
– Ale... skąd ty w ogóle znasz przewodniczącego klanu Arii?
– Powiedzmy, że... dotarłem do niego przypadkiem za sprawą pewnego uroczego białowłosego rodzeństwo. Fakt, że tatuś używa dla przykrywki nazwiska panieńskiego żony, nie zmienia faktu, że bardzo łatwo go wytropić. Zwłaszcza jeśli jego własne dzieci także należą do klanu.
– Chcesz powiedzieć, że Aylan Forsher ma tak naprawdę na nazwisko...
– Rorke – dokończył, uśmiechając się pod nosem. – Ironiczne prawda? Wprost nie mogę się doczekać, kiedy nasz Romeo dowie się, do jakiego klanu przynależy jego ukochana Julia.
Pociągłym ruchem złożył u dołu kartki swój podpis. Gdy składał list na dwie części, aby zmieścił się do koperty, Ethel dyskretnie przełknęła ślinę. Jedno musiała przyznać temu ekscentrycznemu, pełnemu sekretów czarodziejowi. Może i jego przeciwnik był okrutnym, potężnym magiem, który wybudował swoją twierdzę na solidnych fundamentach, ale to Dorian zdawał się tym, który wciąż ukrywał w rękawie wszystkie Asy.
Rozdział krótszy niż zwykle, ale uznałam, że nie będę was dłużej zmuszać do czekania i dodam wam to, co aktualnie mam :) Fragment trudny, głównie dla mnie, ze względu na ilość informacji, które musiałam w nim uwzględnić i przekazać, a jednocześnie zrobić to w taki sposób, by nie przytłoczyć nikogo nadmiarem wiadomości. Dawno nie miałam takiej zagwozdki, jak to, w jaki sposób odpowiednio poprowadzić dialog, w którym wyjaśniają się wszystkie powyższe kwestie. Znając mnie o czymś i tak pewnie zapomniałam, ale również znając mnie, brak wyjaśnień, przyda się w kolejnych rozdziałach. Na razie możecie napisać mi w komentarzach, jak poradziłam sobie podczas rozmowy Doriana i Ethel ;)
PS: Korciło mnie, żeby napisać o dylemacie wagonika, chyba od połowy książki, więc... jestem niezmiernie usatysfakcjonowana, że w końcu mogłam to zrobić! :D
Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro