Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5. Przyjęcie.

(Perspektywa Sportacusa)

Minęło trochę czasu kiedy skończyłem budowę stajni oczywiście pomagając przy tym Isabelli. Stephanie powiedziała, że dziś będziemy szykować boisko na imprezę Halloweenową. Każdy już zapewne miał już wybrany kostium na ten dzień. Właśnie wrzuciłem do kryjówki Robbiego kartkę z zaproszeniem na imprezę. Następnie pobiegłem na boisko. Był już tam burmistrz, Bessie oraz dzieciaki. Zacząłem im pomagać w posprzątaniu jak i przeniesieniu sprzętu sportowego do sali gimnastycznej. Gdy boisku było pusto zaczęliśmy ustawiać sprzęt grający, a potem stoły na których miały zostać ustawione przekąski jak i napoje. W pewnej chwili przybiegła Trixie jak i Stingy. Przynieśli kartony z różnymi dekoracjami. Przejrzeliśmy je wszystkie. Wiele z nich potrzebowały naprawy którą od razu się zajęliśmy. Gdy zbliżyła się godzina 16:30. Niebo zaczęło powoli się ściemniać więc zapaliliśmy wszystkie dekoracje na baterie. Świeczki, lampiony, łańcuchy led z dyniami i duchami ale również dynie które miały wycięte różne miny. Już miałem zamiar usiąść na jednym z krzeseł by przypilnować wszystkiego kiedy podeszła do mnie Stephanie. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła mnie za nią sprawiając, że musiałem wstać.

-O nie, nie, nie Sportacusie. Ty też musisz się przebrać.- Powiedziała Stephanie po czym zaczęła biec ciągnąc mnie za rękę. Dobiegliśmy do domu burmistrza. Weszliśmy tam. Stephanie zabrała mnie do swojego pokoju. Zostałem posadzony łóżku dziewczyny. Moja przyjaciółka podeszła do szafy. Wyjęła z niej zapakowany w specjalną osłonę kostium po czym podała mi go.- Idź się przebrać. Mam nadzieje, że ci się on spodoba.- Powiedziała z nadzieją Stephanie. Nie mając wyboru jak i nie chcąc urazić przyjaciółki poszedłem do łazienki gdzie nałożyłem kostium. Przyznam, że strój który dla mnie wybrała zaskoczył mnie i to bardzo.

(Perspektywa Isabelli)

Właśnie kończyłam się przebierać na przyjęcie związane ze świętem Halloween. Wczoraj dostałam zaproszenie na przyjęcie związane ze świętem od dzieci. Ubrałam ulubioną suknie mojej mamy. Była ona czerwona z czarnymi dodatkami. Pomalowałam usta truskawką, a jako cienie na oczy dałam trochę czarnego, suchego piachu. Z kwestii, że dostałam zestaw do robienia makijaży na te święto. Zrobiłam coś podobnego do Sugar Skull. Zrobiłam charakterystyczne usta jak i dodatki wokół oczu. Ułożyłam włosy. W pewnej chwili podszedł do mnie Tornado. Wpiął mi we włosy różę, a właściwie wianek z róż. Założyłam czarną pelerynę z kapturem. Miałam też przymocowany pasek na udzie gdzie był zamocowany sztylet. Uśmiechnęłam się. Wsiadłam na konia. Po chwili rumak ruszył. Całą drogę siedziałam na rumaku mając na głowie kaptur. Jadąc przez las zauważyłam, że cały był oświetlany jest przez świetliki. Uśmiechnęłam się. Dodawało to klimatu. Gdy dojechaliśmy tam zauważyłam zawieszone girlandy w kształtach nietoperzy jak i duchów. Na ziemi stały dynie z wyciętymi buziami w środku mając palące się świeczki. Zauważyłam stół na którym były różne miski i talerze z jedzeniem oraz dwie miski z jakimiś napojami. Na stole również stały pare małych świeczek które chyba były na baterie. Wszystko miał Halloweenowy klimat. Zsiadłam z rumaka. Zdjęłam pelerynę kładąc ją na siodło po chwili. Każdy miał na sobie kostium. Tornado poprawił mi wianek i w pewnej chwili wydawał się jakby chciał atakować. Spojrzałam w kierunku w którym patrzył rumak. Zauważyłam... Z-Zorro. Oparłam się o murek zaskoczona. Tornado podszedł i zabrał kapelusz mężczyźnie.

-Hej.- Powiedział mężczyzna goniąc Tornada który podbiegł do mnie z kapeluszem. Spojrzałam na mężczyznę.

-Co ty tu robisz?!- Krzyknęłam patrząc na mężczyznę który nie wiedział zapewne jak ma odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytanie.

-J-Ja...- Zaskoczony wszystkim mężczyzna nie dokończył, ponieważ podbiega do nas Stephanie.

-Wszystko w porządku Sportacusie?- Na pytanie Stephanie byłam w szoku. Spojrzałam na mężczyznę.

-J-Ja... Przepraszam.- Powiedziałam i zaczęłam iść. Szłam szybko. Za mną podążał nie kto inny niż Tornado. Nie chciałam widzieć Sportacusa. Szczególnie w tym stroju. Na razie. Wolałam wrócić do stajni i zatopić się we wspomnieniach ze zdjęć.

-Zaczekaj!- Usłyszałam za sobą Sportacusa. Odwróciłam się. Mężczyzna podbiegł do mnie.- Ja... Nie wiem o co mogło ci chodzić. Chodzi o mój strój?- Zapytał się mężczyzna. Westchnęłam głośno.

-Posłuchaj są rzeczy o których nie lubię rozmawiać oraz rzeczy o których lepiej nie rozmawiać. Niektóre rzeczy powinny zostać tajemnicą dla dobra innych.- Powiedziałam gdy podszedł  do niego Tornado. Rumak rzucił Sportacusowi kapelusz na głowę mężczyzny.

-Isabella. Zostań, a ja wezmę naszą rozmowę w niepamięć.- Powiedział mężczyzna. Westchnęłam.

-Zgoda.- Powiedziałam gdy mężczyzna podał mi dłoń. Chwyciłam ją i razem z nim poszłam na boisko. Zaczęła się zabawa. Dzieciaki świetnie bawiły się przy muzyce. Ciekawiły mnie zabawy jakie zostaną zorganizowane. W pewnej chwili podszedł do mnie Sportacus.

-Nie tańczysz?- Zapytał się.

-To zależy co zaproponujesz.- Powiedziałam na co ten się uśmiechnął. Spojrzał w jakimś kierunku i skinął głową. Wyciągnął mnie prosto na środek parkietu. Już po chwili zaczął grać znany mi utwór. Przy tej piosence moi rodzice mieli ślub, a ja tańczyłam przy niej jako mała dziewczynka pod czas urodzin gdy Zorro pojawiał się w naszej hacjendzie. Taniec był identyczny do tego jakiego uczyła mnie mama. Gdybym nie znała Sportacusa powiedziałabym, że to on jest tym który nie jeden raz ratował Hiszpanów. Gdy nasz taniec się skończył wszyscy bili brawa. W pewnej chwili usłyszałam śmiech. Odwróciłam się. W moją i Sportacusa stronę szedł mężczyzna. Był trochę wyższy od Sportacusa.

-No, no. Widzę, że nie wyszedłeś z wprawy Sportacusie.- Powiedział mężczyzna. Miał krótsze wąsy od Sportacusa oraz typowy strój krajka w Hiszpanii. W jego dłoni była gitara.

-Nie przesadzaj wuju.- Powiedział Sportacus machając ręką.- Isabello poznaj proszę mojego wuja Diego Alejandro. Wuju to jest Isabella. Przyjechała do Leniuchowa jakiś czas temu.- Powiedział Sportacus. Mężczyzna chwycił mą dłoń i pocałował zewnętrzną część mojej dłoni.

-Moje uszanowanie señorita.- Powiedział mężczyzna.

-Moje również señor.- Powiedziałam patrząc na mężczyznę.- Cóż. Chyba na mnie już czas.- Powiedziałam spoglądając na Sportacusa.

-Poczekaj.- Powiedział Sportacus na co ja stanęłam.- Ma señorita coś za uchem.- Powiedział po czym za mojego ucha wyciągnął różę. Zaśmiałam się biorąc kwiat. Dzieciaki również się zaśmiały. Nie wiedziałam, że Sportacus zna się na sztuczkach magicznych. Następnie poszłam do Tornada. Założyłam pelerynę i usiadłam na rumaka. Ruszyłam lejcami, a rumak od razu zaczął jechać. Mijając jedno z drzew zrobiłam na nim za pomocą sztyletu zrobiłam literę Z na drzewie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro