Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4. Stajnia.

Minęło sporo czasu od kąt przyjechałam z Tornadem do Leniuchowa. Od razu po zapoznaniu się z wierzchowcami zaczęłam budować stajnię dla nich. Od tamtego czasu wszystkie konie traktowały Tornada niczym przywódcę stada, a mnie jako ich wiernego przyjaciela. Nocami spałam z głową na siodle Tornada. Każdemu wierzchowcowi nadałam imię. Szczególnie rozbawiał mnie mały czarny rumak który nic tylko chodzi za Tornadem starając się go naśladować. Obecnie dalej pracowałam. Wbijałam gwoździe w kolejne belki drewna. Poczułam szturchnięcie w nogę. Spojrzałam. Był to jeden z źrebiąt. Miał białe umarszczenie z czarnymi kropkami. Przysunął mi kolejną belkę. Kucnęłam przed nim z uśmiechem.

-Dziękuję Diego ale dam radę. Idź lepiej pobawić się z przyjaciółmi.- Powiedziałam, a źrebie pobiegło do reszty maluchów. Nadanie każdemu z koni ułatwiało mi bardzo zadanie. Łatwo zapamiętywałam. Nagle koło mojej ręki pojawił się koszyk. Spojrzałam w stronę z której pojawił się koszyk. Był nią Tornado. Zauważyłam w koszyku jabłka. Wzięłam jedno z lekkim uśmiechem.- Dziękuję Tornado.- Powiedziałam biorąc gryz jabłka. Zrobiłam sobie w ten sposób przerwę na posiłek. Po zjedzeniu owocu wróciłam do pracy. Przyznam, że pracy było bardzo ale to bardzo, bardzo dużo. Napiłam się wody. Nagle poczułam szarpnięcie z tyłu.- Ej!- Krzyknęłam kiedy po chwili w miejsce gdzie stałam spadła belka. Spojrzałam na konia który mnie uratował. Uśmiechnęłam się widząc źrebie.- Dziękuję przyjacielu.- Powiedziałam głaszcząc pysk Eldorada który był właśnie naśladował Tornada. Nagle przybiegł ten cały Sportacus. Wyglądał na przerażonego.

-Wszystko w porządku?- Zapytał się mężczyzna spoglądając na mnie. Uśmiechnęłam się patrząc na mężczyznę.

-Tak jest w porządku.- Powiedziałam patrząc na niego. Podbiegł do nas Tornado który szturchnął mnie w ramię. Uśmiechnęłam się.- Nic mi nie jest przyjacielu. Podziękuj lepiej Eldorado.- Powiedziałam szukając źrebięcia wzrokiem. W pewnej chwili zauważyłam go. Trzymał kapelusz. Kapelusz Zorra. Sportacus i ja zaśmialiśmy się cicho. Podeszłam do źrebięcia i wzięłam przedmiot do rąk.

-Trochę... Dziwny ten kapelusz.- Powiedział po chwili z zawahaniem Sportacus.

-Może dla ciebie. Dla mnie to pamiątka i to bardzo wartościowa.- Powiedziałam zakładając kapelusz na głowę.

-Pamiątka? Jeśli mogę wiedzieć to do kogo?- Zapytał patrząc na mnie.

-Od... Od przyjaciela mojej rodziny. Zawsze mimo wszystko na pierwszym miejscu stawiał ratowanie i pomoc innym, a na ostatnim miejscu dopiero swoje życie i zdrowie. Miał sprzymierzeńców ale i wrogów.- Powiedziałam patrząc na mężczyznę.

-Rozumiem. Cóż sama tego nie zbudujesz. Jeśli chcesz mogę ci pomóc.- Zaproponował mężczyzna.

-Byłabym bardzo wdzięczna.- Powiedziałam podając mu młotek. Zaczęliśmy dalszą pracę nad stajnią. Pod czas pracy rozmawialiśmy. Świetnie się dogadywaliśmy. Poza tym opowiedział mi o tym jak dzieci odnalazły skarp prawdziwego pirata. Było fajnie dowiedzenie się czegoś o miejscu z moich korzeni. Wiedziałam jednak, że swoją tajemnice muszę ukrywać. Nie wiem ile, nie wiem do kiedy. Nie mogę i nie chce narażać innych na strach, ból, krzywdy i łzy przez moją tajemnice która musi zostać zakopana w mojej duszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro