Rozdział 3. Polana.
Gdy rumak zjadł owoc ruszyliśmy w dalszą drogę. Tornado cały czas się rozglądał po miasteczku. W pewnej chwili minęłyśmy ławkę na której ktoś spał. Tornado stanął i zabrał jegomościowi poduszkę. Chciałam powstrzymać rumaka który zawsze jak ma okazje popisuje się.
-Hej co jest?!- Krzyknął mężczyzna wstając z ławki na której leżał. Na ziemie spadł fioletowy mały kocyk którym prawdopodobnie jegomość się okrywał. Mężczyzna miał on krótkie, czarne włosy oraz duże czarne brwi. Miała również wyraźny podbródek. Na sobie miał dwuczęściowy kostium w fioletowo-czerwone pasy ze złotymi zdobieniami. Pod nim miał także granatowy golf z białymi mankietami. Na nogach miał wizytowe buty.
-Bardzo przepraszam. Tornado. Oddaj panu poduszkę.- Powiedziałam na co rumak westchną co było bardzo widoczne i rzucił jegomościowi poduszkę. Trafił go centralnie w twarz.
-Hej!- Krzyknął mężczyzna. Rumak zarżał tak jakby właśnie się śmiał i zaczął iść dalej. Oczywiście koń musiał zrobić tak, że uderzył mężczyznę ogonem w twarz. Tornado w pewnej chwili wszedł do lasu. Szedł spokojnie. W lesie było tak spokojnie, że nuciłam melodię mojej mamy. Po opuszczeniu lasu Tornado podszedł do małego pagórka. Zauważyłam w oddali polanę. Bardzo dużą polanę na której chyba były konie. Poruszyłam lejcami, a rumak zaczął biec. Gdy znaleźliśmy się na polanie zsiadłam z konia. Zdjęłam mu lejce oraz siodło. Zostawiłam rzeczy na ziemi. Zauważyłam tam wiele koni. Każdy miał inne umarszczenie ale też różniły się prawdopodobnie wiekiem i płcią. Wszystkie konie na mnie spojrzały. Szczególnie źrebaki które ganiały się. Zaczęłam nucić melodię którą ułożył Zorro specjalnie dla mnie. Wyjęłam w między czasie kilka jabłek z plecaka. Konie lekko zainteresowane zaczęły podchodzić. Ostrożnie poturlałam owoce do koni. Zwierzęta z niepewnością po chwili zaczęły jeść.- No to teraz możesz idź zapoznać się z nowymi osobami Tornado.- Powiedziałam, a koń po chwili podszedł do koni. Usiadłam na ziemi koło rzeczy. Wyjęłam z plecaka album. Zaczęłam przeglądać zdjęcia. Zatrzymałam się na fotografii gdzie Zorro trenował mnie jazdy na Tornadzie. Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że moi rodzice i wujek mogą... Mogą już nie żyć. Westchnęłam cicho i starłam łzy które pojawiły się nagle w moich oczach. Zaczęłam myśleć co by się stało gdyby był z nami Zorro. Obiecał mi, moim rodzicom i wujowi, że będzie nas strzegł niczym anioł stróż. Cóż mogło mu się coś stać albo coś gorszego. Ale strasznie boli mnie to co mogło wydarzyć się w domu. Poczułam jak ktoś szturchnął mnie w policzek. Spojrzałam. Był to mały czarny źrebak. Włożyłam album do plecaka. Przytuliłam do siebie tego małego wierzchowca. Czułam łzy spływające po moich policzkach. Starałam się uspokoić. Jednak kiedy uspokoiłam się przyszykowałam miejsce do spania z powodu, że robił się już powoli wieczór. Gdy tylko przyszykowałam sobie miejsce do spania położyłam się z głową na siodle Tornada. Okryłam się kocem. Po kilku minutach zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro