Rozdział 6.
Martwiliśmy się o Evie. Noc spędziła w szpitalu. Nie pojawiła się też na śniadaniu.
- Myślicie, że wszystko z nią dobrze? - spytała Demetra podczas posiłku.
Dziewczyna wpatrywała się w swoją owsiankę. Wszyscy byliśmy przybici. Ale przynajmniej Evie była na terenie szkoły, a nie w dziczy.
Kolejnym plusem był fakt, że myśląc o Evie, nie myślałem o Filipie.
- Evie jest silna - odezwała się Anisette. - Jestem pewna, że niedługo wyjdzie ze szpitala.
- Tak... Może masz rację Anisette...
- Jak wam idzie szycie kreacji na bal? - spytała Maggie, próbując zmienić temat.
- Dobrze. Wręcz bardzo dobrze - odparłem. - Niedługo skończę.
- Mi również idzie dobrze - powiedziała Maggie. - Co prawda moja sukienka nie będzie idealna, ale przynajmniej będę z niej dumna.
Reszta posiłku minęła nam w milczeniu. Już powoli zaczynałem mieć dość tej ciszy. Niezręcznej ciszy.
~*~
Dzisiaj znowu mieliśmy zajęcia z kadetami z kompani Thrushbeard.
- Kadeci. Dobierzcie się w pary - powiedziała sierżant Wróżka. - SZYBKO!
- Hej Bazyl. - usłyszałem głos za plecami.
Odwróciłem się. Filip uśmiechał się do mnie ciepło.
- Część Filip... - odpowiedziałem.
- To co? Zostaniemy parą? - spytał.
Chwilę potem Filip cały się zarumienił.
-Znaczy nie taką parą! Mam na myśli, że teraz mamy być w parze podczas tych zajęć. Nie miałem na myśli takiej pary pary. Tylko...
- Tak - przerwałem mu.
Chociaż muszę przyznać, że Filip wygląda uroczo, gdy jest zakłopotany.
Boże, Bazyl. O czym Ty myślisz?
- C-co?
- Możemy być parą podczas tego zadania.
- Super - powiedział Filip i odwrócił wzrok.
Chwilę potem wszyscy mieli pary. Stałem obok Maggie i jej partnera, gdy Anisette do nas podbiegła.
- Evie! - wskazała dziewczyna na wzgórze.
Rzeczywiście. To była Evie. Schodziła ze wzgórza za kadetem Forbesem.
- Hej - powiedziała dzieeczyna, gdy nas zobaczyła. - Zajęcia w parach?
Maggie przytaknęła.
- Tylko Forbes nie ma pary - dodała Anisette. - Reszta już się dobrała.
Evie zmarszczyła brwi. Nie była największą fanką Forbesa.
Z resztą on też za bardzo jej nie lubił.
- Będzie dobrze - powiedziała jej Demetra. - To tylko zajęcia. Z resztą wszyscy będziemy z Tobą.
Ustawiliśmy się na starcie. Na moje nieszczęście był to bieg z przeszkodami.
- Gotowy? - spytał mnie Filip, stojący tuż obok.
- Od urodzenia.
Filip uśmiechnął się pod nosem.
Zaczęliśmy biec. Wpierw nie było najgorzej, choć przeskakiwanie i przeciskanie się przez te wszystkie pnie było męczące. Ponadto byliśmy ze sobą związani liną.
Ja i Filip pomagaliśmy sobie nawzajem. W przeciwieństwie do Evie i Forbesa.
- Pośpiesz się! - powiedział Forbes, gdy Evie po raz kolejny odmówiła jego pomocy.
Ja w tym czasie, jak ostatnia sierota, wpadłem prosto w błoto. Filip szybko przecisnął się pod zwalonym pniem i odwrócił się, by mi pomóc.
- Że wszystkich licznych poniżających chwil, jakie przeżyłem w życiu, ta chyba jest najgorsza - powiedziałem, gdy Filip mnie wyciągał.
- Słyszałem, że maseczka błotna jest dobra na cerę? - powiedział Filip uśmiechając się szeroko.
- Jesteś kretynem - powiedziałem, uśmiechając się szeroko.
- Ale uroczym kretynem.
Biegliśmy dalej. Jakiś czas później dotarliśmy do drewnianej ściany, wysokiej na prawie dziesięć metrów i zakonczonej zębami. Była osmalona i nosiła ślady licznych zniszczeń. Po prawej stronie znajdowała się fosa. Cuchnąca fosa.
Westchnąłem. Kadeci skręcali w lewo, w stronę budynku gospodarczego, przez który po schodach można się było dostać na biegnący górą muru chodnik. To był moment, w którym mieliśmy się rozdzielić.
- Ściana? Cholerna ściana?
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ściana stanie ci na przeszkodzie? - spytał Filip.
- Nigdy.
Filip rozciął naszą linę. I mi ją podał.
- Powodzenia - powiedziałem, gdy chłopak zaczął biec w swoją stronę.
- DALEJ, KADECI! - krzyczała sierżant Wróżka. - Poza parą, która pierwsza ukończy wyścig, wszyscy będą dziś biegać w górę i w dół po kręconych schodach Wieży Woundwort! Więc radzę wam RUSZYĆ TYŁKI!
Evie dobiegła już do muru. Tylko kilka kadetek już tam było - w tym Malora i Demetra. Kadetki miały za zadanie trzymanie liny, by kadeci mogli się po nich wspiąć.
Gdy ja dobiegłem do muru, Evie i Demetra miały już spuszczone liny.
Ta druga z trudem utrzymywała swojego swojego rycerza.
Owinąłem linę o swoją rękę, by łatwiej utrzymać ciężar Filipa. Spuściłem linę i chwilę później chłopak już się wspinał. Co prawda był w tyle, ale się nie poddawał.
Ja również się nie poddawałem, chociaż utrzymanie tej liny, nie było najłatwiejszą rzeczą.
Rycerz Demetry był już w połowie ściany, a partner Malory - tuż za nim.
Starałem się skupić całą uwagę na linię i Filipie, jednak zauważyłem jak Malora kopie w piszczel Demetrę.
- Malora! - krzyknęła Evie. - Zwariowałaś?
Filip był już przy Forbesie. Miał szansę jeszcze to wygrać.
- Zamknij się - wrzasnęła Malora, napierając na Demetrę.
Przepychały się o miejsce. Niestety Malora miała więcej siły, co oznaczało, że zaraz puści swojego rycerza.
Obym ja nie puścił Filipa.
- Nie potrafisz nawet porządnie trzymać liny? - zawołał Forbes do Evie.
Rzeczywiście, przez te sytuację, Evie straciła pozycję i lina wbijała jej się bardziej w ramię.
Filip wykorzyształ tę sytuację i wyprzedził partnera Evie.
- DALEJ CHŁOPCY, W GÓRĘ! - wrzasnęła sierżant Wróżka.
- Malora, proszę! - powiedziała Demetra do dziewczyny. - Upuszczę go!
Nagle Malora upadła i puściła linę.
- Remington! - krzyknęła Evie.
Ah tak. Zapomniałem, że partnerem Malory był Remington. To jest jakiś dziwny trójkąt miłosny.
Z resztą mało mnie to obchodzi. Chwilowo najważniejsze było, by i Filip nie wylądował na ziemi.
Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś mu się stało.
- Trzymaj się, Demetra! Jest już prawie na górze! - powiedziała do dziewczyny Evie.
Niestety... Malora rzuciła się na Demetrę, popychając ją na najbliższą blankę.
Dziewczyna wypuściła w rąk linę, która ze światem przeleciała nad murem na drugą stronę. Z dołu doszedł nas straszny, głuchy odgłos uderzającego o ziemię ciała.
- CO TAM SIĘ DZIEJE? - krzyknęła sierżant Wróżka.
Sam się zastanawiam czy Malora chce zabić Demetrę, czy kadetów.
Przestałem patrzeć na Demetrę, skupiając większość swej uwagi na linie i Filipie. Czemu większość?
Nie mogłem się powstrzymać, by dalej ich nie słuchać.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj, ty krowo! - zawołała Demetra.
Ostro. Krowo. Przynajmniej nie szmato.
Kątem oka ujrzałem jak moja przyjaciółka przelatuje nad murem.
Zaraz, co?
- DEMETRA! - krzyknęła Evie, która upuściła Forbesa.
Zaczynam się zastanawiać co się dzieje. To w końcu kadeci mają się wspiąć na górę, czy spaść?
Co prawda Filip wyszedł na prowadzenie. Ale jakim kosztem.
- JAKIM CUDEM TY SPADŁAŚ, KADETKO? - sierżant Wróżka zaczęła tracić cierpliwość.
Evie rzuciła się na Malorę. One się zaraz pozabijają. Na szczęście do akcji wkroczyła Anisette.
- Evie, przestań! - zawołała.
- Zostaw mnie! - warknęła Malora.
- Mogłaś ją zabić! - krzyczała Evie.
- Dziewczyny, wystarczy! - powiedziała Anisette, próbując je rozdzielić.
- WSZYSTKIE TRZY NATYCHMIAST NA DÓŁ!
- Przepraszamy, Wróżko...
Chyba trochę za późno na przeprosiny. Bomba wybuchła.
- NATYCHMIAST NA DÓŁ!
- Nie możecie mnie odesłać -zaczęła Malora. - Moja matka...
- ...MOŻE BYĆ NAWET SAMYM KOPCIUSZKIEM! NIE OBCHODZI MNIE TO! NA DÓŁ!
Wróżka pojawiła się u szczytu klatki schodowej.
- To nie wina Evie -zaczęła Anisette. - To ja zaczęłam.
Boże, Anisette. Nie broń Evie!
- ŚWIETNIE! UŁATWISZ MJ ZADANIE. ZJEDŹ MI Z OCZU!
- Z całym szacunkiem, to nie byłoby sprawiedliwe, gdyby Evie miała zostać odesłania. To nie mam zaczęła. To ja...
- Anisette, co Ty wyprawiasz? - powiedziała Evie.
Też się nad tym zastanawiam. Nagle poczułem, że lina stała się lżejsza. Filip był już na górze i właśnie przechodził przez mur.
- NA DÓŁ, KADETKO! WIĘCEJ TEGO NIE BĘDĘ POWTARZAĆ! A wy obie... - powiedziała, wskazując na Evie i Malorę. - Wami zajmie się księżniczka rektor.
- Ale to nie wina Anisette! - zawołała Evie.
- Evie, daj już spokój...
Odwróciła wzrok i wreszcie je zobaczyłem. Malora i Evie miały poszarpane włosy oraz siniaki. Anisette była już przy Maggie, która dalej stała przy schodach. Na jej czole widać było powiększające się zaczerwienie od uderzenia.
Anisette położyła dłoń na piersi, uśmiechnęła się przez łzy i już jej nie było.
- Ale się porobiło - szepnął mi do ucha Filip.
- A żebyś wiedział... - odpowiedziałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro