Rozdział 3.
Siedziałem na skrzyni Anisette.
- Nigdy wcześniej nie miałam pęcherzy - powiedziała Demetra. Była księżniczką. Należała do rodziny królewskiej z Czarnych Błot. Usiadła na końcu pryczy Evie. - Chyba muszę zawalczyć na tym Wielkim Balu, bo moje dłonie nie przetrwają Bezradnej Niewiasty.
- Wytworne życie księżniczki, co? - powiedziała Anisette. Masowała sobie obolałe mięśnie szyi obcasem jednego z butów Demetry.
Evie wyszła spod kołdry i zaczęła masować jej plecy.
Tak naprawdę nic nie wiedziałem o Evie. Chodzi do szpitala, bo wykryto u niej klątwę.
Nie wiadomo skąd się wzięła. Przybyła do Akademii ubrana w pajęczyna. W tamtym momencie zauważyłem, że na szyi ma łaskę smoka.
- Mój brat Barend, nigdy by mi nie darował, że byłem tak blisko krwi smoka i nie sprawdziłem, czy sprowadzi na mnie jakąś wizję - odezwałem się, przypominając sobie o moim bracie.
Uwielbiał smoki i często mi powtarzał "Bazyl! Jeżeli kiedykolwiek będziesz blisko krwi smoka, masz sprawdzić czy sprowadzi na ciebie jakąś wizję!"
Kolejny wariat w rodzinie. Zaczynam uważać, że to rodzinne.
- Wystarczy, Baz. Daj mi spokój - odparła ostro Evie.
Ona chyba ma do mnie jakiś problem.
- Nie denerwuj się. To tylko prośba. Jeśli o mnie chodzi, możesz robić z tą twoją ohydną łuską, co tylko chcesz.
- Przepraszam - zaczęła Evie. - Po prostu... moje nerwy są nieco nadszarpnięte. To wszystko.
Dziewczyna spojrzała na Malorę.
- Ach, o to chodzi. Księżniczka-potwór we własnej osobie.
Malora była przeciwieństwem księżniczki. Wredna, wywyższająca się.
- Jak ja mieszkałam z Czarnych Błotach, stale słyszeliśmy o wiedźmach, które od miesięcy zakradały się coraz bliżej naszej doliny. I nic nie mogliśmy zrobić, tylko siedzieć o czekać, aż jej siostra nas ocali - powiedziała Anisette. Kiwnęła głową w stronę Demetry. Jej starsza siostra zdała Akademię. - Więc gdy tylko usłyszałam, że także dziewczęta nisko urodzone mogą się zapisać do Akademii, pierwsza stanęłam w kolejce. Chciałam coś zrobić, jak księżniczka Kamila. Twoja sobota jest prawdziwą bohaterką dla wszystkich dziewczyn z Czarnych Błot.
-To prawda - odparła Demetra.
Wtedy słowa jakby zawisły w powietrzu. Brawo Anisette.
- Ja nie jestem tu przez wiedźmy. Chyba, że zaliczamy do nich moją szaloną matkę - powiedziałem. Musiałem przerwać tę głuchą ciszę.
Anisette i Evie zachichotały. Jednak Demetra i Maggie nie.
Czyli połowicznie udało mi się przerwać ciszę.
Niestety tylko połowicznie.
Ponownie zapadła cisza. Jedynym dźwiękiem było rytmiczne stukanie mojego buta o podłogę.
Ta cisza była nie do zniesienia. Po kilku chwilach odezwała się Maggie.
- Ja chyba też tu jestem dla mojej mamy - powiedziała. - Umarła kilka miesięcy temu.
Przestałem stukać. Nie potrafiłem sobie wyobrazić bólu związanego ze stratą matki. Mimo, że ja miałem dość swojej, nie chciałem nigdy zobaczyć jej na łożu śmierci.
- Kurczę... - mruknęła Anisette. Tak jak ją nie wiedziała co powiedzieć Maggie.
- Przykro mi, Maggie - powiedziała Evie. - Naprawdę.
- W porządku. Nadal mam tatę. Teraz jego proszę, by zakładał moje sukienki, jak muszę je przeszyć. - dziewczyna uśmiechnęła się, ocierając łzę. - Żartuję. Prosiłam go o to, jeszcze jak mama żyła. Ona zresztą też. - roześmiała się.
- Naprawdę mi przykro, Maggie - odezwała się Demetra.
- Dość - odparła dziewczyna. - Umarła i nic nie można na to poradzić. A ty, Evie? Co ciebie tu wprowadziło?
Evie nie odzywała się przez dłuższą chwilę. Wyraźnie widać było, że zastanawiała się co powiedzieć.
- Myślę, że jestem tutaj, bo nie miałam dokąd pójść - odezwała się wreszcie.
Dziewczęta z baraku powoli kładły się spać. My jednak chcieliśmy wpierw usłyszeć historię Evie.
- Kocham mojego ojca, matkę i siostrę bardziej niż cokolwiek na świecie. Ale... oni nie są już moją rodziną...
Demetra wsunęła swoją rękę pod ramę dziewczyny. Tym gestem chciała pokazać, że ją wspiera.
- Chyba zawsze wiedziałam, że jestem inna - ponownie zaczęła Evie. - Całe życie to wiedziałam. Ale im byłam starsza, tym boleśniej to odczuwałam. Aż wreszcie zrozumiałam dlaczego...
Podniosła swój wzrok i popatrzyła mi prosto w oczy.
- Zrozumiałam to, gdy moja siostra zaczęła latać.
Evie opowiedziała nam swoją historię. Jak uciekła, by nie skrzywdzić już nigdy swojej smoczej rodziny.
- Wy jesteście pierwszymi ludźmi, jakich zobaczyłam - powiedziała Evie drżącym głosem. - Gdy Remington przywiózł mnie do namiotu, gdzie się zapisywaliśmy... To było tak, jakby mnie zostawił w zupełnie nowym świecie...
- Przepraszam, Evie - odezwałem się. - próbuję to sobie jakoś ułożyć w głowie i nie bardzo mi wychodzi. Gdy skończyłaś ze skały, chciałaś... ze sobą skończyć?
Cała historia Evie była ciężka do zrozumienia. Wychowana przez smoki?
Chociaż jakby się tak zastanowić tlumaczyłoby to sukienkę z pajęczyny i jej niewiedzę o naszym świecie.
Jak można nie wiedzieć kim była Roszpunka?
- Co? Nie! Nie, chciałam tylko, żeby ojciec był ze mnie dumny - powiedziała. - Myślę, że część mnie wiedziała, że nie będę w stanie polecieć, ale nie byłam już w stanie dłużej znosić ich spojrzeń. Były takie... współczujące i zaniepokojone i... całe życie wiedziałam, że gdyby tylko udało mi się polecieć, wtedy może... nie wiem... To nie było tak naprawdę przemyślane.
Nie, nie było przemyślane. Raczej głupie.
Założyłam nogę na nogę.
- Cóż, udało Ci się przebić moją historię - powiedziałem.
A myślałem, że to ja mam przerąbane w życiu.
Maggie, Demetra i Anisette były pogrążone w myślach.
- Evie, czy naprawdę chcesz nam powiedzieć, że zostałaś wychowana przez smoki? - spytała Anisette.
Nie Anisette. Ona nie chce nam powiedzieć, że została przez nie wychowana. Ona już to zrobiła.
- Przecież smoki jedzą ludzi! Jak to się stało, że ciebie nie zjadły?
- Ciekawe, co? - powiedziałem. - Coś ci się chyba pokręciło...
A raczej na pewno.
- Nie, nie rozumiecie. Oni są... Byli dla mnie dobrzy. Lepsi niż na to zaslugiwałam - zaczęła się tłumaczyć.
- Słyszałem o walkach wychowujących koty i podobne historie. Ale żeby smoki? Smoki jako gatunek to z natury bezmyślne, krwiożercze potwory...
- Przestań! - zganiła mnie Maggie. - Przecież to jej rodzina!
- Tak, ale to smoki... - kontynuowałem.
- I co z tego? - Maggie przytuliła Evie. Wyglądała jakby chciała ją bronić. Niczym matka chroniąca swoje młode. - Te smoki wychowały ją i dbały o nią. I ona je kocha.
Maggie miała rację.
- Słuszna uwaga - zauważyła Anisette.
- Cóż, nawet jeśli twoja rodzina to smoki, nadal wydaje się być lepsza niż moja - odparła Demetra.
Zachichotałem.
- Racja. Przepraszam, Evie, naprawdę - zacząłem. Było mi głupio. W końcu ją uraziłem. - Moja mama stara się zrobić ze mnie pierwszą męską księżniczkę w kraju, ale gdyby ktokolwiek poza mną nazwał ją świruską, dostałbym szału.
Tylko ja mogę nazywać własną matkę świryską, bo chce ze mnie zrobić męską księżniczkę.
- W każdej rodzinie można znaleźć jakieś dziwne historie - powiedziała Anisette, wzruszając przy tym ramionami.
- Tylko u Evie dziwactwo zostało opakowane w łuski.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Ciągle nie mogłem w to uwierzyć.
A jednocześnie czułem, że Evie mówi prawdę.
- Więc nie uważacie, że zwariowałam? - spytała Evie.
Szczerze to myślę, że trochę zwariowałaś.
Ale jakby się dłużej zastanowić to wszyscy jesteśmy trochę szaleni. Tylko niektórzy bardziej niż inni.
- Evie, wiele jeszcze musisz się nauczyć o ludziach - odparła Maggie. - Lekcja pierwsza: wszyscy jesteśmy wariatami.
~*~
Po tej rozmowie szybko poszedłem do swojego pokoju. Co jak co, ale chciałem się wyspać.
Wolałbym nie być nieprzytomny podczas zajęć. Szczególnie z sierżant wróżką.
Jednak ciągle miałem z tyłu głowy historię Evie. Smoki. Ucieczka. Remington.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro