Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Weszłem do swojej przyczepy zamykając za sobą drzwi na klucz. Włączyłem czajnik i przeciągnąłem się. Garbienie się przed komputerem przez kilka godzin zostawiło o sobie znać w postaci bólu w dolnych częściach kręgosłupa.
-Hah... Trochę za wcześnie, bym narzekał na bule w lędźwiach - zaśmiałem się i opadłem na sofę. Sześć godzin kręcenia w magazynach i pięć godzin w terenie. Całe szczęście, że nie był to okres zimowy, bo nie uśmiechało mi się stanie pięć godzin na mrozie. Zmęczony przetarłem oczy i spojrzałem na zegar zawieszony nad wejściem. Za godzinę wracaliśmy z „bazy" do hotelu. Całe szczęście, marzyła mi się gorąca kąpiel i zawinięcie się w miękką pościel. Woda w czajniku zagotowała się co oznajmiło znajome pstryknięcie. Zalałem sobie zieloną herbatę i zasłoniłem wieczkiem, by się zaparzyła.
-Zamknę na chwilę oczy - powiedziałem do siebie i skuliłem się na sofie. Tylko na chwilę. Jestem zbyt zmęczony...

Jakieś piętnaście minut później obudziło mnie pukanie do drzwi. Ziewnąłem i wstałem jakoś poprawiając swoje rozczochrane włosy.
-Juz idę! - zawołałem lekko zachrypniętym głosem na nieustające pukanie. Przekręciłem kluczyk w zamku i otworzyłem drzwi. Nim zdążyłem zauważyć kto się tak do mnie niecierpliwie dobijał zostałem z powrotem wepchnięty do mojej przyczepy, a osoba która tego dokonała zamknęła za sobą drzwi. Zaskoczony otworzyłem szeroko, jeszcze zaspane oczy i z zaskoczenia wydobyło się ze mnie ciche westchnięcie.
-Rivers? Co ty tu robisz? - spytałem ostatniej osoby jakiej bym się tutaj spodziewał.
-Przyszedłem do ciebie - powiedział tym swoim seksownym głosem i usiadł na mnie okrakiem.
-C..co ty robisz?! - krzyknąłem zaskoczony. Brunet tylko uśmiechnął się drapieżnie i wpił w moje usta. Co on wyprawiał?! Złapałem za jego ramiona, by go odepchnąć lecz co moje słabe ręce mogły zrobić silnemu, bosko umięśnionemu mężczyźnie? Na pewno nie zdołały go odepchnąć. Zaczynało brakować mi powietrza, wiec złapałem go za włosy, by ponownie spróbować go od ciebie oddalić. O dziwo poskutkowało. Rivers odkleił się od moich ust i cicho zamruczał. Jednak gdy tylko udało mi się zabrać powietrza do płuc ten ponownie złączył nasze warki tym razem namiętniej i agresywniej. Całkowicie mnie zdominował. Moje ciało mu uległo. Ręce zarzuciłem mu na szyję tym samym przyciągając go bliżej i oddając pocałunek. Jego zimne dłonie zaczęły wędrować pod moją koszulkę podwijając ją powoli to góry. Moja rozgrzana skóra drżała pod jego chłodnym dotykiem. Dreszcz rozkoszy przebiegł po mnie, gdy jego dwa palce zaczęły się bawić moim sutkiem. Jęknąłem mu w usta.
-Już mnie nie odpychasz? - szepnął mi do ucha rozbawiony następnie je przygryzając. Chciałem mu się odgryźć lecz przez jęki wydobywające się z moich ust mało co mogłem sensownego odpowiedzieć. Sześć lat kariery aktorskiej i tworzenia masek roztrzaskane przez tego kaskadera. Nie zauważyłem gdy brunet przeniósł swoje pocałunki na mój mostek zostawiając na nim różowe ślady.
-Przestań! Nie zostawiaj śladów! - pisnąłem po raz kolejny ponawiając próbę odepchnięcia go od siebie.
-Haha, jesteś pewien, że tego właśnie chcesz? - powiedział kładąc rękę na moim kroczu. Moje policzki i uszy przybrały barwę intensywnie czerwoną.
-J..ja... - zabrakło mi słów. Dawno mnie tak nie zatkało.
-Panie Hail? Już wracamy, jest pan gotowy? - odezwał się głos mojego managera zza drzwi. O cholera! Mam nadzieję, że nic nie usłyszał!
-Panie Hail? - powtórzył lekko pukając w drzwi.
Rivers uśmiechnął się przebiegle i przygryzł mój sutek. Szybko ugryzłem się w dłoń, by stłumić jakoś jęk, który się ze mnie wydobył.

-Panie Hail! - usłyszałem krzyk managera. Otworzyłem oczy i przez chęć szybkiego usiedzenia spadłem z sofy.
-Cholera! - warknąłem zdezorientowany rozglądając się za Rivers'em. Byłem w przyczepie sam.
-To był sen? - szepnąłem do siebie kompletnie zdezorientowany.
-Panie Hail? Wszystko w porządku? Usłyszałem łomot - zamartwiał się Carl.
-Nic mi nie jest! Daj mi chwilkę! - odpowiedziałem zauważając swój mały problem w spodniach. Po prostu świetnie. Jakoś muszę wytrzymać do hotelu. Podszedłem powoli do drzwi i ogarniając mój nieład na głowie ostrożnie otworzyłem drzwi.
-Tak Carl? - zapytałem z wyćwiczonym uśmiechem.
-Możemy już wracać. Bus czeka na ciebie, chyba, że chcesz wrócić samochodem.
-Dzisiaj samochód brzmi wspaniale. Jestem trochę zmęczony, a wolę nie usnąć przy innych aktorach. Ostatnio źle to się skończyło - odpowiedziałem.
-Oczywiście Panie Hail. Poinformuję innych, że wracamy samochodem, a Pan może już się udać do pojazdu - powiedział podając mi kluczyki.
-Dziękuję ci Carl - odpowiedziałem chowając kluczyki do kieszeni. Ubrałem swoją workowatą bluzę z kapturem i udałem się w stronę parkingu. Byle nikt nie zauważył. Już miałem otworzyć auto Carl'a gdy ON mnie zawołał.
-Hej Niko! Nie wracasz autokarem? - zapytał Rivers zbliżając się do mnie swobodnym krokiem.
-Nie - odpowiedziałem krótko i szybko schowałem się w aucie. Mógł to być kurwa każdy, tylko nie on. Chwilę odczekałem gdy naglę usłyszałem jak ktoś puka w szybę. Sayrin. Niechętnie ją opuściłem. Naprawdę, czy los mnie przed czymś testuje czy co? Kaskader pochylił się opierając ramiona o otwarte okno zniżając swoją twarz tak byśmy patrzyli sobie prosto w oczy. Był na tyle blisko mnie, że czułem jego niesamowity zapach. Można by od niego.
-A czemusz to? - spytał z iskierkami w oczach jakby zaraz miał wyznać jakąś wilka nowinę jak narodziny Jezusa. Przyglądał mi się badawczo co tylko mnie irytowała. Zaraz się skapnie co się ze mną dzieje. Nie dobrze. Muszę go szybko jakoś spławić. Gdzie jest Carl?
-Jestem zmęczony i wolę wracać sam niż autokarem. Poza tym nie jest to po drodze, bo zatrzymuję się po drugiej stronie miasta. Nie chcę sprawiać kłopotów reszcie grupy - mówiłem gdy ten nie odrywał ode mnie badawczego wzroku. Zmieniłem pozycję siedzącą na mniej wygodną, ale przynajmniej tak miałem jakieś szanse ukrycia swojego problemu, któremu jego boski zapach i bliskość nie pomagały.
- Wygląda na to że spałeś - mruknął przerywając mój monolg - po twoim zachowaniu można by pomyśleć że to był zły sen, ale ja myśle że był dobry.
Plan nie wypalił. No pięknie. Jak ja teraz mam z nim przebywać na planie filmowym?! To takie zawstydzające. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Chciałem zapaść się pod ziemię.
- Bardzo przyjemny... - dodał zbliżając się do mnie na tyle bym mógł poczuć jego oddech na moich policzkach. Gorączkowo szukałem słów w głowie lecz jedyne co w niej miałem to białą plamę i resztki samokontroli przed przybliżeniem się na tyle, by złączyć nasze usta w pocałunku.
- W każdym razie gdybyś kiedyś potrzebował pomocy - polecam się - uśmiechnął się figlarnie i puścił do mnie oczko na co zaczerwieniłem się lekko. Nie mam pojęcia, co się działo w jego głowie, ale to jak seksownie przygryzł wargę zawężało krąg myśli.
- A teraz - szepnął zbliżając się jeszcze bardziej tak, że jego ciepły oddech połaskotał mnie w ucho. Zacisnąłem zęby, by nie wydać z siebie żadnych nieproszonych dźwięków. Naglę poczułem jak przejechał nosem w górę mojej szyi aż po ucho. Gdy się odsunął przeszedł mnie dreszcz. Chciałem, by był blisko mnie. Chciałem się w tulić w jego ramiona. Coś wewnątrz mnie mówiło, że z nim bedę czuł się bezpieczny... ale nie teraz gdy byłem w niekomfortowej sytuacji, a on ją tylko pogarszał. Następne słowa jakie wypowiadał, były gwoździem do trumny mojego jako takiego imige'u w jego oczach.
- Dawaj kluczyki. Zaworzę Cię do hotelu.

________________
Wstawiam 2 rozdział, jutro wstawie 3 :3
Dajcie znać co sądzicie!
Nie wiem kiedy dodam rozdziały do PIL'a oraz Zemsty... Sorry ;(

Wasza,
LucyNara z mężem~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro