1
POV. Nikolay
Trzecia godzina na planie filmowym zapowiadała się ciekawie. Był to drugi tydzień kręcenia filmu akcji, w którym grałem jedną z głównych postaci - hakera z agencji detektywistycznej, który pomagał w zlikwidowaniu rosyjskiej mafii „Elfów ze Śródziemia" . Akurat miałem przerwę na poprawę makijażu gdy na miejsce przyjechał kaskader odgrywający niesamowite akcje drugiego „agenta".
-Sayrin Rivers jest niesamowity - powiedziała jedna ze stażystek stojących za mną do swojej koleżanki. - Do tego taki przystojny.
-Cicho, idzie tutaj - zachichotała ta druga. Z ciekawości odwróciłem głowę w stronę z której podobno nadchodził kaskader. Był przeciętnego wzrostu szatynem z uroczymi pieprzykami pod okiem. Usta lekko różowe przyciągały uwagę, a oczy skierowane w moją stronę patrzyły w moje zielone tęczówki. Oj, zostałem przyłapany na wpatrywaniu się w tego faceta. Lekko zawstydzony odwróciłem się twarzą do mojej makijażystki starając się uspokoić tętno i rumieńce, które chciały wyjść na moje blade policzki.
-On jest niesamowity - powiedziała Emily nakładając kolejną warstwę pudru na mój nos. - Nigdy nie widziałam bardziej utalentowanego kaskadera.
-Zobaczymy czy jest tak dobry jak inni mówią - powiedziałem z wyćwiczoną kamienną twarzą. Musiałem się uspokoić. Patrzenie na ludzi wchodzących na plan filmowy jest całkowicie normalne. Nie powinienem reagować tak dziecinnie. Poza tym nie znam tego faceta i prawdopodobieństwo, że zamienimy ze sobą chociaż słowo, było znikome. Jednakże, byłem niesamowicie zaciekawiony jego zdolnościami.
-Skończyłam - wyrwała mnie z zamyśleń Em, zaczesała moje jasne włosy do tyłu i spięła ich przednią część spinkami.
-Dziękuję - powiedziałem z przyjaznym uśmiechem i spojrzałem na plan. Rivers stał na jakiejś kładce zawieszonej dziesięć metrów nad ziemią z reżyserem, który udzielał mu ostatnich opisów przed kręceniem sceny. Ciekawość co miał wykonać zżerała mnie od środka. Od samego patrzenia na jego umięśnioną sylwetkę sprawiało, że uczucie zazdrości rosło w moim sercu. Mógł wykonywać akrobacje bez kończenia z jakąś wielką kontuzją, gdy ja przez swoją osteoporozę nie mogłem wykonywać większości ciekawych sportów. Pamiętam jak raz w szkole odbiłem piłkę tak mocno, by przeleciał na drugą stronę boiska oraz, jak się chwilę później okazało, by złamać sobie nogę. Przez słabe stawy w kolanach bieganie było odległym marzeniem. Na szczęście basen i taniec ratowały mój czas wolny.
-Wow. To niesamowite, że będzie wykonywał sztuczki bez żadnych asekuracji - ponownie westchnęła stażystka. Miała rację, to było niesamowite. Gdybym ja musiał wykonać jakikolwiek trick na takiej wysokości i spadł, skończyłbym jako worek pełen pogruchotanych kości. Jednak wątpiłem, żeby Rivers obawiał się upadku, czy nawet brał go pod uwagę. W końcu jest tym jednym z najlepszych. Westchnąłem i stałem, by przejść za kamery i przyjrzeć się całej akcji z lepszego miejsca, gdy nagle rozległ się pisk jakiejś dziewczyny i pod moimi nogami wylądował nie kto inny, a Sayrin Rivers. Na sali zapadła cisza, a na twarzach zebranych malował się szok. Ja, jako osoba najbliżej Riversa byłem sparaliżowany z przerażenia. Czy on żyje? Połamał coś sobie? Stracił przytomność? Co mam zrobić?! Już miałem się pochylić i sprawdzić czy oddycha, gdy mężczyzna uśmiechnął się, a następnie wybuchnął śmiechem. Co się właśnie wydarzyło? To pytanie było wymalowane na każdej twarzy w sali. Mimo, że jego śmiech był cudowny i chciało się uśmiechnąć od samego jego brzmienia, to nadal stałem nad nim zaszokowany.
-Nic mi nie jest! - krzyknął do reszty zespołu. Jego rozbawione hipnotyzujące oczy spojrzały na mnie, a ręka powędrowała w moją stronę. Chciał bym pomógł mu wstać? Złapałem za jego dłoń, lecz siła jakiej użył, by się podnieść przeważyła moje oczekiwania i chwilę później wylądowałem na jego umięśnionej klatce piersiowej.
-Ups, to chyba było trochę za mocno - zaśmiał się. Jego oddech łaskotał mnie w policzek. Za blisko. Już miałem się podnieść, gdy nagle brunet złapał mnie pod pachy i zwinnie postawił na nogi. Był ode mnie niższy o kilka centymetrów co musiało spowodować u niego większe rozbawienie przejawiające się poprzez seksowne zagryzienie warki i tryliard iskierek rozbawienia w oczach po tym jak podciągnął mnie do góry.
-Wybacz żarcik -odezwał się w końcu patrząc mi w oczy. - Chyba się za bardzo nie wystraszyli? - wskazał głową resztę obsady.
ŻARCIK?! Moja twarz pozostała kamienna.
-Nie - odpowiedziałem ze stoickim opanowaniem. - Nie wystraszyła.
Mężczyzna o cudnych oczach przyjrzał mi się dokładnie a następnie strzepał coś z mojego ramienia.
-Licze na owocną współpracę - powiedział poprawiając kaptur białej bluzy, w którą byłem odziany.
-I vice versa.
POV. Sayrin
Czekałem na ten moment od ponad miesiąca. Jak burza wybiegłem z domu, wskoczyłem na motor i pędziłem nie dbając o ograniczenia prędkości tylko po to, by zneleść się właśnie w tym miejscu.
Spoglądając na wielką halę, która miała być moim dzisiejszym planem filmowym nie mogłem powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta. Zresztą wcale nie chciałem tego robić. Niech cały świat wie! Dziś wreszcie go zobaczę! Dziś go zobaczę -pomyślełem- a jutro go zdobędę. Nieprzyzwoicie zadowolony z siebie ruczyłem w strone wejścia na plan.
Zanim stałem się częścią świata showbiznesu byłem pewny, że kaskaderzy nie mają w nim najmniejszego znaczenia i są tylko żywymi rekwizytami. Myliłem się. Gdy tylko przekroczyłem próg hali wszystkie spojrzenia - dokładnie tak jak działo sie to zawsze - zwróciły się w moją stronę. Napawałem się przez chwile tym uczuciem władzy, przy okzaji dając im czas przyjrzeć mi się bezwstydnie, po czym sam przeczesałem wzrokiem sale szukając tych jedynych oczu, na których spojrzeniu mi zależało. Znalazłem je niemal odrazu. Patrzył na mnie. Jego piękne ziolene tęczówki spoglądały na mnie łagodnie ale i z ciekawością, a może nawet z lekka zalotnie? A może to tylko moja wysoka samoocena daje o sobie znać. Kolor jego oczu kojarzył mi się z lodami miętowymi - poprostu pyszności! Im dłużej patrzyłem mu w oczy tym bliżej zdawał mi się być, tym bardziej dostępny. Właśnie chciałem posłać mu swój najbardziej czarujący uśmiech, gdy nagle chłopak odwrócił wzrok. Szok uderzył we mnie jakby ktoś przywalił mi w bebechy. Jak on śmiał!? Byłem zbulwersowany. Zauważyłem jednak że na jego policzkach wykwitł uroczy rumieniec i próbując powstrzymać swój własny uśmiech samozadowolenia zagryzłem wargę. A więc to tak...
Zacząłem obmyślać plan. Rusztowanie, na którym miałem wykonać swoje powietrzne ewolucje było bardzo blisko miejsca, w którym poprawiał pan Chętny-Acz-Nieśmiały makijaż. Następnego uśmiechu nie udało mi się już ukryć. Pewnym siebie krokiem ruszyłem wykonać swoją misję. No to zaczynamy Hail...
Stojąc na kładce zawieszonej dokładnie 12,5m nad ziemią nie byłem w stanie myśleć ani o tej wysokości, ani o braku asekuracji (poza matami porozkładanymi na ziemi), ani nawet o radach reżysera dotyczących mojego upadku. Nie, jedyne oczym mogłem teraz myśleć to jaką mine zrobi Hail gdy wykonam swoją sztuczkę. Musiałem wylądować jak najbliżej jego nóg. Wciąż jednak musiałem uważać na siebie. Według mojego agenta nie byłem niezniszczalny, więc na wszelki wypadek spojrzałem jeszcze raz w dół, by przemyśleć kont upadku i to jak mam wytracić po nim siłę, by nic sobie nie złamać. Ale wtedy chłopak się podniósł. Gdzie on idzie? Zupełnie tracąc panowanie nad swoim ciałem pozwoliłem mu stoczyć sie w dół jakbym stracił równowagę. Lot trwał długo. Jakby ktoś włączył zwolnione tępo. Zdążyłem spojrzeć na pare wykrzywionych czystym przerażeniem twarzy zanim uderzyłem w ziemię i zmieniając siłe upadku w siłe swojego napędu przeturlałem się prosto pod stopy zielonookiego. Dokładnie tak jak wszyscy stał przerażony w zupełnym bezruchu. Panowała absolutna cisza... A ja czułem, że lada moment posikam się od wstrzymywanego śmiechu! I co teraz zrobisz spanikowana księżniczko? Pomyślałem patrząc z pod przymkniętych powiek na chłopaka, w którego śnieżnych włosach pojawiły się nagle urocze spineczki. Ciekawe czy jeśli będe leżał tak dość długo to zrobi mi usta-usta? Uśmiechnąłem się na tę myśl. Niestety nie dane było mi się o tym przekonać gdyż ten drobny ruch pobudził do życia całe moje ciało i śmiech który dotąd trzymałem w ryzach wyrwał się z mojej piersi i wycisnął kropelki łez z oczu.
- Nic mi nie jest! - Wyryczałem między salwami rechotu. Lubiłem się śmiać. Lubiłem to uczucie. I lubiłem się nim dzielić. Pchnięty tą myślą wyciągnąłem rękę do obiektu moich westchnień. Oczywiście to była tylko wymówka. Nie potrzebowałem pomocy we wstawaniu. Chciałem poprostu poczuć jego dłoń. W sumie to walałbym poczuć go całego, ale na początek zadowolę się dłonią. Chociaż... Do głowy wpadł mi kolejny genialny pomysł. Gdy chłopak odrobine później podał mi ręke z lekkim wahaniem powstrzymałem chytry uśmieszek. Nie powinieneś był tego robić śliczny. Chwyciłem jego dłoń i z pełną premedytacją pociągnąłem go tak, by chwile później wylądował na mojej klatce piersiowej. O tak! Jego delikatne włosy opadły w paru miejscach na moją twarz, a ja zaciągnąłem się jego zapachem. Pachniał absolutnie zniewalająco. Czymś kwiatowym, ale też słodkim. Ta woń mnie uspokajała. Miałem ochotę wtulić się w jego szyję i wąchać. A może nawet coś więcej... Wyrwałem się z zamyślenia. Rozważanie tych możliwości było dość ryzykowne teraz gdy leżał na mnie całym ciałem.
- Ups, to chyba było trochę za mocno - zaśmiałem się dmuchając lekko w jego policzek. Chciałem, by choć odrobine pachniał mną. Chciałem go jakoś dla siebie oznaczyć. Postanowiłem, że pora się podnieść póki mam na tyle sił psychicznych, by nie zerwać z niego ubrania tu i teraz. Swoją drogą w co oni go ubrali? Dresy? Ochyda. Nie byłem jednak gotowy rezygnować już z naszej bliskości więc zamiast go puścić, złapałem chłopaka pod pachy i podniosłem. Chłopaka? Powinienem powiedzieć mężczyznę! Jakimś cudem ten uroczy pomiot królewny śnieżki był ode mnie wyższy! Chcąc stłumić kolejną fale rozbawienia zagryzłem wargę lecz nie na wiele mi się to zdało. Tak trudno być poważnym, gdy twój gorący jak samo piekło i słodki jak jakaś księżniczka crash stoi przed tobą ze spineczkami we włosach i miną zahipnotyzowanego przez węża zwierzątka. To mi o czymś przypomniało.
-Wybacz żarcik - powiedziałem starając się nie śmiać mu się w twarz - Chyba się za bardzo nie wystraszyli.
Dodałem pokazując na resztę obsady.
-Nie - odpowiedział z dziwnym wyrazem twarzy. Choć nie, twarz była w porządku. To w oczach miał wyraz jakiegoś niewiarygodnego maidfucka.
-Nie wystraszyłeś - mruknął jeszcze. Rozczulony tą próbą zagrania nie wzruszonego zebrałem nieistniejący paproch z jego ramienia - byle jeszcze raz go dotknąć.
-Licze na owocną wspóracę- dodałem łapiąc się wszystkiego byle tylko zostać przy nim jeszcze chwile i poprawiając kaptur jego białej bluzy. No naprawdę, kto wybierał te ciuchy? Biała bluza i śnieżne włosy? Też mi wyobraźnia.
-I vice versa - mruknął a jego oddech owiał mi twarz. Pachniał nawet lepiej niż jego włosy. Udało mi się znaleść siłę, by nie popchnąć go na ścianę i pokazać jak bardzo owocna mogła być nasza współpraca jednak nie dałem rady powstrzymać swoich następnych słów. Przenosząc jedną z rąk z jego kaptura na kark pochyliłem się i szepnąłem mu do ucha:
- I ślicznie Ci w tych spineczkach księżniczko.
Po czym bezwstydny i zadowolony z siebie ruszyłem z powrotem, by nagrać swoją scenę. Reżyser był wściekły. Jednak szybko pokazałem mu, że jestem warty odrobinę nerwów - wykonałem swoją akrobacje idealnie za pierwszym podejściem.
~~~
Hej kochani!
Chciałam wam przedstawić nowe opowiadanie na współkę pisane z moim ukochanym mężem, która jest kobietą (mamy 21 wiek, możemy szaleć z nazywaniem swoich ukochanych przyjaciół), która wciela się w postać Sayrin'a, gdy ja jestem Nikolay'em.
Elementy historii są oparte na faktach (oprócz seksów, które są czystym fantasy) ;).
Dajcie znać co o tym sądzicie :3
Wasza,
LucyNara z mężem.
Mąż: Cześć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro