chapter five ━ pond
━━━━━ ♡ ━━━━━
POND
chapter five
━━━━━ ♡ ━━━━━
Red uśmiechnęła się do służącej, która nałożyła pelerynę na jej ramiona, po czym ostatni raz przejrzała się w lustrze i po poprawieniu włosów, uznała, że była już gotowa do tego, aby opuścić swoją komnatę. Przejażdżka z Królem zbliżała się nieubłaganie i chociaż brunetka nie mogła się jej doczekać, to jedncoześnie zrobiła się zestresowała. Oczywiście nie mieli pojechać sami, bo ze strażą przyboczną Michaela, ale Księżniczka akurat nie zawracała sobie głowy kwestiami bezpieczeństwa, bo wiedziała, że ze strony poddanych nie groziło jej nigdy nic złego. Chodziło raczej o to, że starała się zrobić na blondynie jak najlepsze wrażenie i obawiała się, że mogło to nie skutkować, a wzięła sobie do serca słowa własnej matki i bardzo nie chciała jej zawieść.
— Dziękuje, dalej już poradzę sobie sama — Zerknęła na służącą, a ta posłała jej jeszcze jeden uśmiech i skinęła głową, a następnie dygnęła, żeby powrócić do swoich obowiązków. Red odczzekała, aż zniknie za ścianą i powolnym krokiem zaczęła zmierzać w stronę drzwi wejściowych do zamku. Nie miała pojęcia czy Król był już gotowy, ani tym bardziej czy stajenny uporał się z końmi dla nich, ale zawsze uważała, że lepiej było być za wcześnie niż za późno, bo chyba nie wybaczyłaby sobie tego, gdyby okazało się, że Michael musiał na nią czekać.
Brunetka wsłuchała się w swoje kroki, przyglądając się temu jak światło słoneczne wpadało przez okna w korytarzu do środka, oświetlając przy tym wszystkie rzeźby i obrazy dopełniające wystroju, aż w końcu zatrzymała się przy portrecie wykonanym na jej piętnaste urodziny. Wzdrygnęła się bezwiednie, przyglądając się temu jaką była wtedy nastolatką i jak - wbrew pozorom - niewiele się zmieniła. Ciężko jej było wtedy wysiedzieć w jednym miejscu tyle czasu, ale ówczesny nadworny artysta był wyrozumiały i na nic nie naciskał, więc koniec końców portret został ukończony znacznie później niż powinien, ale para królewska była zadowolona z efektu i finalnie malarz otrzymał więcej pieniędzy niż powinien.
— Już jako nastolatka byłaś przepiękna, Wasza Wysokość — Usłyszała nad swoim uchem, przez co nieco zlękniona odwróciła się, wpadając na czyjś nasywny tors. Oblała się niemal od razu rumieńcem, zdjąć sobie sprawę, że był to nie kto inny jak Król Michael. — Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Nie chciałem cię wystraszyć — dodał, pokłaniając jej się pokornie.
— Wasza Królewska Mość... — wymamrotała i dygnęła, chowając później dłonie za sobą i zwiesiła wzrok na swoje pantofelki. — N-nic nie szkodzi. I d-dziękuje. Ja... Sama nie wiem, dlaczego akurat się tutaj zatrzymałam. Nie mam zbyt miłych wspomnień z tym obrazem, ale mama nalegała, aby go namalować, zanim dorosnę. Chciała mieć pamiątkę po swojej małej dziewczynce. Nazywała mnie tak chyba cały czas, gdy byłam młodsza — dodała, a później zamarła na moment w bezruchu, zdając sobie sprawę z faktu, że Król wcale nie pytał.
— Wcale jej się nie dziwie — przyznał Michael, zakładając dłonie ze swoje plecy, kiedy zerknął najpierw na portret, a później na prawdziwą Red. Uśmiechnął się pod nosem. — Jesteś jedną z najpiękniejszych osób, jakie widziałem w całym swoim życiu, Księżniczko — dodał tylko, bo pomimo tego, że obiecali sobie nie trzymać się tak tych oficjalnych zwrotów, to nie mógł się powstrzymać.
Nie przebywał długo na tamtym zamku, a zauważył już spore zmiany w swoim zachowaniu. Kiedy tylko Red była w pobliżu, uśmiechał się szeroko i po prostu był szczęśliwy. Nie było nic to nic specjalnego, ale dla kogoś takiego jak on, kto zazwyczaj zachowywał kamienny wyraz twarzy taki uśmiech wiele znaczył. A brunetka nawet nie zdawała sobie sprawy, że to ona była tego zasługą. Po prostu była. I była sobą. Co cieszyło go jeszcze bardziej. Nikogo nie udawała. Nie próbowała się przymilać. Nie próbowała się narzucać. Była naturalna we wszystkim, co robiła, a to dziwną sposobnością trafiało wprost do serca Króla.
— Red, proszę — Poprosiła go jak najcieszej potrafiła, a blondyn tylko roześmiał się pod nosem i pokiwał głową.
— Wybacz mi, czasem robię pewne rzeczy, pomimo tego, że dobrze wiem, że wcale nie muszę. To samo tyczy się nazywania ciebie Księżniczką — przyznał, oferując jej swoje ramię. - Myślę, że to już dobry czas na to, abyśmy się udali na dziedziniec, prawda? Konie już dawno powinny być gotowe — dodał, widząc jak się speszyła, ale posłusznie ujęła jego ramię swoimi dłońmi.
— Moja matka poleciła przygotować dla ciebie najlepszego konia jakiego tylko posiadamy — przyznała, kiedy zmierzali w stronę schodów, którymi już łatwo było się dostać do drzwi, a następnie na dziedziniec.
— A ty? — Zerknął na nią góry, przyłapując się na tym, że razem wyglądaliby z pewnością bardzo dostojnie i elegancko we dwoje. Red, poza tym, że byłaby dobrą żoną, z pewnością byłaby klejnotem, którym szczyciłby się każdemu, kogo napotkałby na swojej drodze. Zdziwiło go to, że taka myśl tak szybko pojawiła się w jego głowie, ale uśmiechnął się tylko pod nosem, podziwiając to jak brunetka opowiada mu o jednym ze swoich ulubionych wierzchowców.
Po dotarciu na dziedziniec, odprawili jednego z podwładnych stajennego, po czym przywitali się z końmi. Red poświęciła wiele uwagi zwierzętom, częstując je jeszcze cukrem, a następnie chciała już znaleźć się na grzebicie wierzchowca bez niczyjej pomocy, ale Michael bez słowa wyrósł za nią i posadził ją w siodłe, wsuwając dodatkowo stopę Księżniczki w strzemiono. Uśmiechnął się do niej tylko, gdy brunetka zbierała wodze, a ta zarumieniła się i zagryzła bezwiednie swoje wargi, co Król skomentował tylko szerszym uśmiechem, a następnie sam wziął w dłonie wodze swojego konia i znalazł się na jego grzbiecie, niemal od razu przyjmując postawę dostojnego jeźdźca.
— Myślę, że możemy jechać. Prawda? — powiedział, poprawiając jeszcze rękawiczki do jazdy na swoich dłoniach. Red włożyła swoje zanim zdążyła zbliżyć się do koni i musiał przyznać, że na wierzchowcu wyglądała jeszcze bardziej królewsko niż wcześniej. Nie mógł się na nią napatrzeć i wiedział, że z czasem, jeśli wszystko się ułoży, będzie mu przychodziło coraz ciężej odwracanie wzroku od Księżniczki.
— Prawda — Pokiwała głową, po czym stukotk końskich kopyt zaczął się odbijać od ścian zamku, a dwójka znalazła się po chwili za murami. Za nimi wyruszyła cała gwardia przyboczna, która jednak pozostała w stosownej odległości, aby nie przeszkadzać parze w rozmowie i aby zapewnić Księżniczce potrzebną jej swobodę. Michael od razu zaznaczył to w rozmowie ze swoim zaufanym człowiekiem, aby trzymał swoich ludzi na dystans i nie wywarał na Red wrażenia osaczenia, bo Król nie zamierzał dopuścić, aby poczuła się tak kiedykolwiek w jego obecności.
━━━━━ ♡ ━━━━━
Red wystawiła swoją twarz do Słońca, kiedy zbliżali się coraz bardziej do jednego z jej ulubionych miejsc, wykorzystując ten moment ciszy, który nastał pomiędzy nią, a Królem, bo tak naprawdę odkąd tylko wyjechali z zamku, usta im się nie zamykały. Księżniczka czuła się przy mężczyźnie coraz pewniej i swobodniej, a w połączeniu z piękną pogodą i otaczającą ich naturą, rozluźniła się już zupełnie, jakby zapominając o całym świecie, który znajdował się wokół niej. A Michaelowi nie pozostało nic innego jak przyglądanie się jej i wcale mu to nie przeszkadzało, bo odkrył, że najzwyklejsze podziwianie jej w tak prostych czynnościach potrafiło być bardzo zajmującym zajęciem i nie żałował ani jednej sekundy spędzonej w tej sposób.
— Już jesteśmy niedaleko — oznajmiła mu, kiedy zdała sobie sprawę, że odpłynęła myślami w dalekie odmęty podświadomości i wyprostwała się na końskim grzbiecie. Król bez trudu mógł dostrzec jej rumieńce, które wykwitły na policzkach, już wtedy uważając je za niezwykle urocze. Wyglądała z nimi jak nastolatka, doświadczająca zakochania poraz pierwszy i nie skłamałby, gdyby powiedział, że chciałby jej to wszystko pokazać. Osobiście.
- To była bardzo przyjemna przejażdżka, prawda? - powiedział, trzymając wodze w jednej dłoni, kiedy drugą trzymał na swoim udzie, uważnie przyglądając się polnej ścieżce, którą przemierzali. Konie szły spokojnym stępem, machając ogonami, aby odgonić się od much. Michael uwielbiał jazdę wierzchem i zawsze w ten sposób potrafił przemyśleć najważniejsze sprawy. Nie zamknięty w komnacie, z daleka od ludzi, nie w ramionach jakiejś kurtyzany. Na końskim grzbiecie w otoczeniu natury.
— Prawda — Pokiwała głową, kiedy drzewa zaczęły się przerzedzać, a oni dotarli na polanę, która pokryta była mnóstwem najróżniejszych kwiatów. Red zatrzymała swojego konia i uśmiechnęła się szeroko, zerkając w stronę stawu i kaczek pływających po jego powierzchni. — Uwielbiałam tu przyjeżdżać jako dziecko. Karmiłam kaczki i nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mój ojciec za moimi plecami urządzał jedne z najlepszych polowań w całym swoim królestwie — dodała tylko, po czym westchnęła smutno. Czasami naprawdę brakowało jej ojca. Ale tylko czasami. Przez większość czasu była już oswojona z tym, że miała tylko jednego rodzica.
— Może w takim razie nakarmimy je razem? — spytał, wyjmując z torby przy swoim siodle trochę suchego chleba i ziaren. — Proszę bardzo - dodał, wręczając jej niewielką sakiewkę, po czym sprawnie zsunął się z konia i pomógł zejść Red.
— Dziękuje — Uśmiechnęła się do niego szeroko, kiedy stanął przy jej wierzchowcu i jak najdelikatniej potrafił, złapał ją za biodra i postawił na ziemi, zerkając przy tym na nią w szamancki sposób. Red ukryła zakłopotanie przez założenie kosmyk włosów za ucho, a następnie ujęła ramię mężczyzny swoją drobną dłonią, dając mu się zaprowadzić przez pole kwiatów tuż nad brzeg stawu.
Stanęli w miejscu, w którym szuwarów nie było zbyt wiele, przez co mogli się zbliżyć na tyle, na ile tylko im to odpowiadało, a Michael założył wolną dłoń na rękojeść swojego miecza. Red natomiast zaczęła rzucać na wode ziarna i kawałki suchego chleba, o który Król musiał poprosić przy śniadaniu i z radością zaczęła spoglądać na kaczki, które zaczęły podpływać w ich pobliże, kwacząc przy tym i ścigając się do coraz to większych kawałków smakołyków. Wydawały się zupełnie nie bać przybyszy, a Red przypominała sobą wtedy raczej małą dziewczynkę niż dorosłą kobietę, od której zaczęto wymagać coraz więcej obowiązków.
— Red?
— Tak? — spytała, zerkając na Króla, kiedy jednocześnie zauważyła, jak wbijał w nią swój wzrok.
— Jeśli zapytałbym się ciebie o coś, to odpowiedziałabyś mi szczerze? — zapytał, robiąc krok w jej stronę, przez co Księżniczka zamarła i tylko przełknęła nerwowo ślinę. Otworzyła początkowo usta ze zdziwienia, podejrzewająć, że chodziło o to pytanie, ale później tylko skinęła głową, bo zawszse w takich chwilach, kiedy została wzięta z zaskoczenia, nie była w stanie wypowiedzieć zbyt wielu słów. O ile takowe w ogóle padały z jej ust. — Wybacz mi, jeśli urażę cię w ten sposób, ale... Rano byłem w drodze na śniadanie i nogi przyniosły mnie w pobliże twoich komnat. Nie miałem oczywiście nic złego na myśli. Spokojnie. Los jednak chciał, abym usłyszał, że coś śpiewałaś. Masz przepiękny głos i pewnie mówi ci to niejeden kawaler, ale byłem ciekaw tej piosenki... Opowiesz mi o niej? — wyjaśnił wszystko, gestykulując przy tym swoją dłonią. Po jej minie zdał sobie sprawę, że od razu musiała pomyśleć o oświadczynach, ale niestety nie to wtedy chodziło mu po głowie. A przynajmniej jeszcze nie.
— Chodzi o kołysankę? — spytała, wyrzucając ostatnie ziarna do wody, po czym oddała Królowi sakiewkę. — Mama śpiewała mi ją odkąd tylko pamiętam... Wiele dla mnie znaczy — dodała, rumieniąc się przy tym bezwiednie.
— Zaśpiewałabyś mi ją?
— Tutaj? Teraz?
— A coś w tym złego? — Uśmiechnął się do niej czarująco. Naprawdę pragnął znowu usłyszeć jej głos, bo prawda była taka, że nie mógł przestać myślać, o tej jak się okazało, kołysance, odkąd tylko usłyszał głos Księżniczki. — Oczywiście, zrozumiem, jeśli nie chcesz, ale bardzo chciałbym to usłyszeć jeszcze raz. Mam wrażenie, że nie słyszałem niczego piękniejszego od bardzo dawna.
— D-dobrze... Ale to naprawdę nic specjalnego — przyznała, kiedy Król zabrał ją w pobliże rozłożystego drzewa, które rzucało trochę cienia na część polany. Zdjął z siebie pelerynę, aby nie ubrudziła swojej sukni i obydwoje usiedli w swoim pobliżu. Niepodal gwardia zajmowała się sobą, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co działo się pomiędzy Księżniczką i Królem.
— Na pewno tak nie jest. Zamieniam się w słuch — powiedział, opierając się o konar drzewa i zachichotał, wbijając swój wzrok w Księżniczkę. Red poprawiła się i wyprostwała, a później delikatnie przymknęła oczy i zaczęła wyśpiewywać kołysankę od początku, mając nadzieje, że zrobi to tak, aby wypaść przed Królem jak najlepiej.
━━━━━ ♡ ━━━━━
myślę, że rozdziały zrobią się dłuższe od tego włącznie:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro