Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Księżniczka

Maria, mimo że była młodsza od swojej siostry, była kandydatką do otrzymania korony, a co za tym idzie, do objęcia władzy nad królestwem. Myślałam, że byłaby dobrą królową. Jej matka już od dawna nie żyła, a ojciec był tak słaby, że nie był w stanie rządzić królestwem. Postanowił więc oddać koronę jednej ze swoich córek, pod warunkiem, że któraś wyjdzie za mąż. Obie były dobrymi kandydatkami na królową, więc zostało im tylko znaleźć odpowiedniego męża. Która pierwsza go znajdzie, obejmie władzę. Oczywiście, druga nie zostanie bez niczego, dostanie część majątku. Jednak Maria bardzo chciała zostać królową.

Lecz ja wcale tego nie chciałam, mimo że to była moja najserdeczniejsza przyjaciółka. Dlaczego? Już od dawna zaczęłam żywić do niej płomienne uczucie - coś, o wiele więcej niż przyjaźń. Czy to była miłość? Nie byłam pewna, jednak nie mogłam o tym nikomu powiedzieć. Co by ludzie powiedzieli? Przecież to nie prawidłowe! Zarówno ona, jak i ja, powinnyśmy znaleźć sobie mężczyzn.

Ale ja wcale nie chciałam żadnego mężczyzny. Za każdym razem, gdy Maria się do mnie uśmiechała, zaczynałam czuć takie przyjemnie ciepło w sercu. To uczucie nie do opisania miłe.

Nie powinnam była tego czuć, ale nie mogłam nic na to poradzić. Musiałam to jakoś trzymać w sobie, najlepiej do końca życia, aby nikt się nie dowiedział.

Siedziałam tak na moim ulubionym kamieniu nad strumykiem i rozmyślałam, gdy podeszła do mnie Maria. Nawet nie usłyszałam, jak szła. Zauważyłam ją dopiero, gdy szturchnęła mnie w ramię.

- O, witaj! Wystraszyłaś mnie - uśmiechnęłam się.

- Dzień dobry. Coś cię trapi? Byłaś taka zamyślona - powiedziała z troską.

- To nic takiego - odpowiedziałam, wpatrując się w jej piękne oczy.

- Skoro tak mówisz... Myślisz, że mam jakąś szansę znaleźć męża przed Walerią? - zapytała. - Wiesz, ona jest dużo ładniejsza ode mnie. Wszyscy mężczyźni się w niej kochają.

- Coś ty! Jesteś najpiękniejszą panienką jaką znam - czy to nie zabrzmiało trochę dziwnie? - Na pewno sobie kogoś znajdziesz. Zobaczysz, będziesz wspaniałą królową.

- Dziękuję, że we mnie wierzysz - uśmiechnęła się i spojrzała w dół. - Wiesz, że jesteś mi najbliższą, prawda? Obiecaj, że nawet jak obie znajdziemy sobie mężów, nie odsuniemy się od siebie - z powrotem spojrzała mi w oczy, a moje serce szybciej zabiło.

- Obiecuję - powiedziałam.

***

Następnego dnia przyszła do mojego pokoju i oświadczyła mi, że kręcił się przy niej pewien przystojny chłopak i wyglądał jej na idealnego kandydata na męża przyszłej królowej.

- Mówię ja tobie, tak się do mnie zaleca, spadł mi z nieba. A Waleria nadal nie ma nikogo, kto by się nią zajął! - zaśmiała się. Było mi trochę przykro. Wiedziałam, że tak miało być, ale nie potrafiłam się z tym pogodzić. Maria miała wyjść za mąż, a ja miałam stracić miłość mojego życia na zawsze. A najgorsze było to, że nie mogło być inaczej.

- Ale wy, wiesz.. nie byliście jeszcze razem, prawda? - zapytałam, sama nie wiedziałam, dlaczego.

- Coś ty! Przed ślubem? Nic z tych rzeczy. Nawet go tak dobrze nie poznałam, ale nie mam na to czasu, jeśli chcę dostać koronę - powiedziała z lekką niepewnością w głosie. Widziałam, że ona też wcale nie miała ochoty wychodzić za mąż, ale bardzo chciała zostać królową.

- Jaki on jest? - czemu ja o to zapytałam? Wcale nie chciałam wiedzieć.

- Prześliczny, poważny, wie czego chce... Mężczyzna idealny, prawda? - powiedziała zamyślona. - Lecz ja wcale nie potrzebuję męża. Dlaczego nie mogę panować sama? Czy ojciec uważa, że nie poradziłabym sobie? Wiem, że nie wypada wpuszczać panienkę na tron, ale dlaczego nie można tego zmienić?

Nie odpowiedziałam jej. Nie wiedziałam, co powiedzieć.

***

Nadszedł dzień ślubu Marii z Władysławem - prześlicznym i poważnych mężczyzną, który wiedziałam, czego chce. W ostatnim czasie dużo płakałam. Miałam stracić Marię na zawsze i nic nie mogłam z tym zrobić. Postanowiłam jednak na ich weselu dużo się uśmiechać i bawić się razem z nimi. Chciałam, żeby była szczęśliwa. Nie chciałam jej zepsuć najważniejszego dnia jej życia.

Sala była ogromna, tak samo jak i ołtarz, oraz ksiądz... Uśmiechnęłam się na tą myśl. Zawsze z Marią śmiałyśmy się po cichu, gdy widziałyśmy owego księdza z dużym brzuchem i kilkoma podbródkami. Wiedziałyśmy, że tak nie wypada, dlatego dość nieudolnie próbowałyśmy ukryć nasz śmiech.

Właśnie weszła para młoda przez bardzo wysokie drzwi. Szli uśmiechnięci, choć widziałam, że uśmiech Marii nie był szczery. Jej suknia była przepiękna, ale jej twarz była bardzo smutna.

Dotarli do ołtarza. Ksiądz zaczął wymawiać to, jak to określałyśmy czasami, "magiczne zaklęcie", które miało złączyć Marię i Władysława na zawsze. Jednak ja wcale go nie słyszałam. Patrzyłam jedynie cały czas na moją przyjaciółkę i żałowałam, że tak to się musiało skończyć. W pewnym momencie dotarło do mnie, że doszło już do momentu, kiedy mówią "tak". Władysław już to zrobił - została tylko Maria. Widziałam, że mimo wszystko się waha. Inni zdawali się tego nie zauważać, ale ja byłam jej najserdeczniejszą przyjaciółką.

Ksiądz skończył już swoją sentencję. Od ich małżeństwa i korony dzieliło już tylko jedno słowo Marii. Jednak ona nabierała coraz więcej wątpliwości. Patrzyła na Władysława i milczała. On spoglądał na nią z coraz większym niepokojem, mimo że cały czas się uśmiechał.

- Mario - wyszeptał. Ona spojrzała mu w oczy przepraszającym wzrokiem.

O co jej chodziło? Przecież chciała być królową. Jeśli teraz nie powie "tak", szansa przepadnie na zawsze.

- Przepraszam - odezwała się w końcu. - Nie mogę. Jesteś mi naprawdę bliski i przepraszam, że sprawiłam Ci zawód, ale nie jestem na to gotowa - odwróciła się w stronę swojego ojca, który siedział najbliżej ich. - Przepraszam.

Po wypowiedzeniu tego wybiegła z sali, a ja pobiegłam za nią. Wszyscy byli w szoku, nikt nie śmiał się odezwać.

Maria usiadła i zakryła twarz dłońmi. Przysiadłam obok niej i położyłam dłoń na jej ramieniu. Chciałam coś powiedzieć, lecz nie wiedziałam, co.

W końcu chwyciłam jej ręce i odsłoniłam jej twarz. Spojrzałyśmy sobie w oczy.

- Będzie dobrze, nie martw się. Wszystko jest w porządku. Miałaś do tego prawo - pocieszałam ją.

Jednak ona zrobiła coś, czego absolutnie się nie spodziewałam. Chwyciła moje policzki i szybko złączyła nasze usta. Złapałam jej dłonie i odwzajemniłam pocałunek. Na szczęście nikt na nas nie patrzył - wszyscy zostali w sali. Wiedziałam, że nikt nie mógł się o tym dowiedzieć, ale wcale mi to nie przeszkadzało. W końcu miałam ją tylko dla siebie, mimo że to na zawsze miało pozostać w sekrecie.

Mimo, że nie została królową, dla mnie zawsze nią będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro