Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 4

Obudziłem się w miękkim łóżku, w chłodnej, ciemnej pościeli. Okropnie chciało mi się pić, ciało piekło niezrozumianym bólem. Wtedy przypomniałem sobie, co się właściwie wydarzyło. Torden siedział niedaleko i gdy otworzyłem oczy, wyciskał szmatkę, po czym lekko przetarł mi nią czoło.

- Uratowałeś mi życie - powiedział cicho i jakby w zadumie. - Gdyby nie ty, te gwoździe by mnie zabiły - i ponownie przetarł mi czoło.

- Pić! - chciałem mu powiedzieć, że to nic takiego, że to był tylko odruch, ale tak strasznie mnie suszyło, że mogłem wydusić z siebie tylko to jedno krótkie słowo.

Torden podał mi kubek z czymś gęstym. Było pyszne i cudownie dodawało mi energii.

- Musiałem ci dać własnej krwi, by zaleczyć twoje rany - mówił, gdy ja coraz łapczywiej piłem z tego dość sporego naczynia. - I jesteś nieco odwodniony, bo napiłem się z ciebie. Przez kilka dni będziesz osłabiony, ale potem wrócisz do normy.

- Co to jest? - spytałem, oblizując się i oddając mu już pusty kubek.

- Rosół.

- Taki gęsty i pyszny?

- Z baraniny. W moim domu przyrządzało się taki, gdy ktoś był chory.

Natychmiast przypomniałem sobie, że Torden musiał mieć około tysiąca lat i zdałem sobie sprawę, że to pewnie jeden z najstarszych przepisów na świecie.

- Jak trochę odpoczniesz, dam ci więcej - mówił. - Gdybyś wypił za dużo naraz, mógłbyś tego nie przetrawić. Teraz powinieneś się jeszcze przespać. Gdybyś obudził się w dzień, a mnie by nie było, to tam jest łazienka - wskazał mi białe drzwi - a jak wyjdziesz z pokoju, to schody w dół zaprowadzą cię do salonu i do kuchni. Prosiłbym także, żebyś nie kręcił się po domu, ogranicz się tylko do tych pokoi.

Skinąłem głową w odpowiedzi i szeroko ziewnąłem, nie kłopocząc się nawet, by zasłonić usta. Spałem niespokojnie. Sceny seksu z Tordenem nakładały mi się na scenę wybuchu, widziałem we śnie ofiary tego samobójczego zamachu. Tak surrealistycznego koszmaru jeszcze nie miałem. Gdy się obudziłem, byłem zlany potem. Całe ciało piekło mnie i szczypało. Nie miałem ochoty wstawać, jednak uznałem, że prysznic da mi znacznie więcej niż bezczynne leżenie w przepoconej i skotłowanej pościeli. Chłodna woda pozwoliła mi trochę zebrać myśli, a gdy cały brud, tynk i krew ze mnie spłynęły, poczułem się znacznie lepiej. Ubrałem to, co dla mnie przygotował: bokserki i szlafrok. W lodówce znalazłem wczorajszy rosół, podgrzałem sobie całą jego miskę i z apetytem ją opróżniłem. Wtedy pojawił się nowy, niecierpiący zwłoki problem. Zrozumiałem, że jest środek dnia, a ja zupełnie nie wiem, gdzie jestem. Torden zapewne śpi i nie obudzi się aż do zmroku. Jedynym ratunkiem na nudę okazał się telewizor, jednak nie znałem kodu do dekodera, a sam odbiornik ustawiony był na dvd. Włączyłem go bezwiednie, a znajdujące się w odtwarzaczu nagranie oczywiście ryknęło całą mocą głośników - i włączył się bardzo pikantny pornos z młodymi mężczyznami w roli głównej. Może by mną to tak nie wstrząsnęło, gdyby nie fakt, że wśród tych porno-aktorów rozpoznałem znajome mi twarze tamtych martwych chłopaków... Na ekranie trwała regularna orgia, a zwieńczeniem jej było wkroczenie Tordena, niczym pana i władcy między wielbiących go przystojniaków. Gdy ściągnęli z niego karmazynowy szlafrok, nareszcie zobaczyłem to, co chciałem ujrzeć najbardziej. Widok ten przeraził mnie nie na żarty. Tak wielkiego penisa jeszcze nie widziałem. Zrobiło mi się zarówno gorąco, jak i zimno. Nie byłem już taki pewny, czy chcę z nim iść do łóżka, czy na pewno nie ucierpi na tym moje zdrowie. Zauważyłem, że obok odtwarzacza leży jeszcze sześć nieopisanych płyt. Przez dłuższą chwilę chodziłem z kąta w kąt, nie mogąc się zdecydować, czy obejrzeć je, czy nie. W końcu jednak chęć poznania okazała się silniejsza niż strach przed tym, co wampir mi zrobi, gdy się dowie, że je widziałem. Poza tym miałem dziwne przeczucie, że te płyty wcale nie leżą sobie tutaj od tak, że są jakby przygotowane specjalnie dla mnie. Płyta za płytą lądowała w odtwarzaczu i mimo że szybko pojawiła się u mnie dość kłopotliwa potrzeba, nie zdecydowałem się, by sobie ulżyć. Za bardzo bałem się, choć sam nie byłem pewny, czego. Może tego, że jak tylko wyciągnę ptaka na wierzch to zaraz wyskoczy coś z szafy i mi go odgryzie? To było irracjonalne, ale nie potrafiłem tego lęku pokonać. Właśnie zacząłem po raz drugi oglądać pierwsze nagranie, gdy poderwałem się jak porażony: ktoś położył mi rękę na ramieniu.

- Chcesz tego spróbować? - usłyszałem znajomy głos i natychmiast się odwróciłem, patrząc mu w oczy. Było mi strasznie głupio, że mnie na tym przyłapał. Ledwie mogłem złapać oddech.

- Teraz? - spytałem, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.

- W sumie masz rację. Jesteś jeszcze osłabiony i mogłoby się to źle dla ciebie skończyć -powiedział poważnie, po czym znalazł się przede mną i położył swoją wielką dłoń na moich wypchanych erekcją bokserkach. - Seks może nie, ale temu trzeba by ulżyć, prawda? - Zdołałem tylko skinąć głową.

Złapał za gumę bokserek i zaczął mi je ściągać. Ja, nie panując nad sobą, uniosłem się w górę, by mu w tym pomóc. Mój penis, uwolniony z ciasnej materii, prężył się teraz w pełnym wzwodzie. Torden spojrzał mi w oczy, po czym nie spuszczając ze mnie wzroku zamknął całą moją męskość w swoich chłodnych ustach. Przeszył mnie dreszcz. To było wyjątkowe doznanie: ten chłód, gdy ja byłem taki gorący, jakby ktoś bawił się ze mną przy użyciu kostki lodu. Było cudownie. Z początku robił to tak delikatnie, że miałem ochotę złapać go za włosy i sam narzucić tempo. Gdy ten przymus stał się nie do wytrzymania, on przyśpieszył i mocniej zacisnął usta. Poczułem kły, delikatnie zaczepiające się o samą żołądź mojego penisa. Trochę mnie to przeraziło, ale on był uważny, wiedziałem, że nie zrobi mi krzywdy. Gdy wrócił do rytmicznego obciągania, położyłem dłonie na jego głowie, po czym wplotłem palce w jego rude loki. Moje jęki rozchodziły się po całym domu. Było mi tak dobrze, jak jeszcze nigdy z nikim. Gdy byłem już blisko, zatrzymałem go. Spojrzał na mnie z odrobiną zawiedzionego żalu, jednak gdy usłyszał moje słowa, natychmiast się rozpromienił.

- Chcę tego - tylko tyle zdołałem z siebie wydusić.

On wyglądał przez moment, jakby nie zrozumiał, jednak po chwili wpełzł mu na twarz znany i już zbereźny uśmieszek.

- Jesteś tego pewien? - zapytał poważnie, nie zmieniając wyrazu twarzy. 

- Tak. Bardzo... 

Nie rozumiałem, co on we mnie widział i czemu tak bardzo się cieszył z tego, że chcę się z nim pieprzyć. Przecież mógł mieć każdego. Ale teraz było to bez znaczenia. Pochwycił mnie w ramiona, jakbym nic nie ważył i zaniósł mnie do swojej sypialni. Odrzucił w kąt szlafrok, którym byłem owinięty, po czym stanął nade mną i przyglądał mi się w sposób, który wywołał na mojej twarzy ogromne rumieńce. 

- Na pewno? Jesteś tego absolutnie pewny? - powtórzył. 

- Tak! Czułem w sobie ogień, podniecenie, jakiego jeszcze nigdy nie czułem. 

- Wiesz, że w dużej mierze twój obecny stan jest wywołany wpływem mojej krwi na twój organizm? - zrobiłem głupią minę. Nie wiedziałem o tym, ale było już za późno. Gdybym się teraz wycofał, pewnie spłonąłbym żywcem w ogniu własnego podniecenia. 

- Za późno na myślenie - odparłem pewnie i wyciągnąłem w jego stronę tęskne dłonie. On powolnymi, majestatycznymi ruchami zaczął ściągać z siebie ubranie. Zatrzymał się przy bokserkach. Nie zdjął ich. 

- Gotowy? - spytał, gdy znalazłem się w jego ramionach. 

Skinąłem głową: tak! 

Westchnąłem, gdy zassał jeden z moich sutków, a potem niemal krzyknąłem z przyjemności, gdy wbił swoje zęby nad nim. Zabolało, ale nie był to ból w logicznym znaczeniu tego słowa. To był słodki, przyjemny ból. Gdy zaczął ssać krew z ranki, myślałem, że dojdę do wytrysku bez żadnej pomocy. 

- Wiesz, że to będzie boleć? - powiedział, gdy oderwał usta od krwawiącego miejsca. 

Ledwie go rozumiałem. Czułem się tak, jakby ktoś uwięził mnie w klatce tego jednego pragnienia, a wszelkie inne odgłosy jakby docierały do mnie z bardzo daleka. 

- Ze mną zawsze boli. Mnie ciężko zmieścić - mówił powoli, jakby ważył kolejne słowa.. 

- Daj poślizg... - zdołałem z siebie tylko wydusić. Zobaczyłem, jak jedną dłonią sięga do szuflady w komódce przy łóżku. Rzucił koło mnie niewielką buteleczkę z błękitnym żelem. 

- Obróć się! - rozkazał, a ja uczyniłem to z nieskrywaną przyjemnością. 

Jednak zamiast tego, czego się spodziewałem, czyli rozluźniających mnie palców i żelu, poczułem jego zwinny, zimny język. Jego dłonie rozchyliły moje posadki, a ten zabójczo ruchliwy język zaczął coraz śmielej zabawiać się u mojego wejścia. Co chwila wkradał się tam samym koniuszkiem, drażniąc mnie niemiłosiernie. Tak bardzo chciałem, żeby już wreszcie tego zaprzestał, żeby przeszedł do samego aktu. Nieważne, jak będzie bolało... Robiłem to już wcześniej, przecież nie byłem prawiczkiem, lecz to, co teraz, tak znajome mi uczucie, było kompletnie inne - o niebo lepsze! Nie wiedziałem, jak wampir to robi, ale rozumiałem już, skąd u ludzi tak wielkie pragnienie spółkowania z wampirami, że nie boją się zaryzykować nawet własnego życia. Pozwoliłem, by wampir robił ze mną, co chciał. Nie umiałem mu się oprzeć, nie potrafiłem nawet wydusić z siebie głosu... Po prostu było mi cudownie. W końcu, gdy myślałem, że już tego nie wytrzymam, tej oszałamiającej pieszczoty, obrócił nas tak, że znalazłem się na nim. 

- Usiądź na mnie - powiedział; i wtedy przekonałem się, jaki rzeczywiście jest jego fallus. 

Był znacznie większy niż wyglądało to na filmie. Natychmiast sięgnąłem po żel porzucony na poduszce i nasmarowałem go tak, że cały nim ociekał. Żałowałem, że nie mogę dać więcej, choć miałem świadomość, że nie na wiele się to zda. Uniosłem się i odpowiednio ustawiłem, po czym najnormalniej w świecie stchórzyłem. Już nie chciałem, mimo że nadal byłem nieziemsko podniecony. Bałem się tego. On chyba zobaczył strach w moich oczach, bo złapał mnie za biodra i mocno pociągnął w dół. Poczułem, jak jego żołądź ze znacznym oporem próbuje zagłębić się we mnie. Nie mogłem złapać tchu. Bolało tak niesamowicie, jakby mi ktoś wsadził w dupę rozżarzony do czerwoności pręt. Jego dłonie wciąż pociągały mnie w dół. Nabijałem się coraz bardziej. Myślałem, że nigdy się to nie skończy. Naraz ostatnim, gwałtownym, silnym zrywem pociągnął mnie ku sobie. Myślałem, że pękam, że nie pokonam tego bólu, że za chwilę zemdleję... Usadził mnie. Nic nie czułem, tylko ból. Zagryzłem zęby. Po policzkach pociekły mi łzy. Nie czułem tego, dopóki jego dłoń nie starła mi z twarzy tych słonych kropel.

 - Kiedy będziesz gotowy, zaczniemy - powiedział, a ja spojrzałem na niego bezrozumnie. 

"Gotowy?" - chciałem wyć z bólu, chciałem krzyczeć, że nie jestem pewny, czy w ogóle dam radę z niego zejść! Ponownie zacisnąłem zęby i wstrzymałem oddech. I w tej samej chwili ból jakby zaczął mijać, a zamiast niego pojawiło się znajome uczucie wypełnienia. Nie wiem, dlaczego, ale przypomniał mi się mój pierwszy raz, gdy z kumplem z podwórka nieporadnie próbowaliśmy sobie wsadzić, beż żadnego poślizgu, bez podstawowej wiedzy, jak to się robi. Wtedy też bolało, bardzo podobnie. To wspomnienie jakoś mnie uspokoiło i rozluźniło, bo wtedy, na początku, myślałem, że się posram, a potem pojawiło się to cudowne uczucie wypełnienia, gdy zaczął mnie posuwać. Skinąłem głową, że możemy zaczynać, a raczej kontynuować to, co on już zaczął. Jednak sam nie byłem w stanie się na nim unieść. Chyba dlatego Torden odwrócił nas tak, że teraz ja leżałem pod nim. Moje nogi zarzucił sobie na ramiona i zaczął powolutku i bardzo delikatnie poruszać się we mnie. Ból powrócił ze zdwojoną siłą, by po chwili zmieszać się z przyjemnością. Minął dłuższy moment, zanim poddałem się temu uczuciu. Lecz zaraz potem potrafiłem już tylko jęczeć w jego ramionach, w spazmach przyjemności, dysząc tylko jego imię. Moje ciało przyjmowało go tak, jakby ten ogromny fallus od zawsze tam był, jakby do niego należał. Było mi tak dobrze, jak jeszcze z nikim. Torden przyspieszał, by po chwili zwalniać. Drażnił się ze mną, a ja błagałem, by pozwolił mi już dojść. W końcu nie wytrzymałem i sięgnąłem ręką w dół. Kilka szybkich ruchów i moje nasienie trysnęło wprost na brzuch Tordena, który widząc moje poczynania, sam zaczął finiszować. W końcu po serii nieskładnych ruchów zawisł nade mną z miną spełnionego samca. Wtedy zauważyłem, że jego oczy mają kolor jaskrawej czerwieni, a jego kły są wysunięte i wydłużone. Nachylił się nade mną, a ja przypomniałem sobie tego chłopaka w rowie... Czy tamten skończył właśnie w ten sposób...? Torden wgryzł się we mnie na wysokości obojczyka i zaczął chłeptać moją krew. Nie było to tak delikatne jak wcześniejsze ugryzienie w pierś. Teraz pił łapczywie, jakby chciał ze mnie wypić wszystko. Zdrętwiałem z przerażenia. Jednak on w porę się zatrzymał. Opadłem zmęczony i rozedrgany na pościel. Torden przykrył nas kołdrą. Leżałem wtulony w jego ramiona i znów poczułem się bezpiecznie. Gdy milczenie się przedłużało, spytałem: 

- Co teraz? 

- A co ma być? - odpowiedział pytaniem na pytanie, a ja zrozumiałem, że chyba miałem rację, że byłem tylko kolejnym chłopcem do zabawy. 

- No, nie wiem... 

- Będę musiał jechać do klubu, zobaczyć, jak się sprawy mają, ale przed tym odwiozę cię do domu. Kupisz sobie żelazo i witaminy, coś nawadniającego i będziesz pił dużo naturalnych soków. Za kilka dni powinieneś się poczuć jak nowo narodzony. 

Zrobiło mi się smutno. On nawet nie planował powtórzyć tego, co między nami zaszło. 

- Jeśli nie będziesz w stanie jutro pracować - po chwili mówił dalej - to zadzwoń i zostaw wiadomość na automatycznej sekretarce, będę wiedział, czy przysłać po ciebie kierowcę, czy nie. 

- Dobrze. Ale będę jutro w pracy - stwierdziłem hardo, choć sam nie byłem pewny, czy zdołam się teraz ubrać. 

Dzięki Bogu on zrobił to za mnie, a potem odholował mnie do mojego mieszkania. Ułożył mnie wygodnie w mojej pościeli, przyniósł mi jeszcze telefon, położył go obok na komódce i kazał mi iść spać. Na do widzenia pocałował mnie namiętnie w usta. Okazało się, że nie mogę podjąć pracy. Ani tej nocy, ani następnej. I nie z powodu mojego stanu zdrowia. Bomba naruszyła strop, który groził zawaleniem i gdy przyszedłem, zastałem tam tylko ekipę remontową. Torden kazał mi wracać do domu i czekać na telefon. Czułem się dziwnie po tym, co się tam stało. Dopiero pod koniec tygodnia mogłem kontynuować swoją pracę. Szła mi ona dość sprawnie, a pomoc w postaci nie do końca zrównoważonego psychicznie wampira, który bez przerwy gadał i gadał, okazała się niezastąpiona. Torden odwiedził mnie dopiero po trzech kolejnych nocach poświęconych pracy. Nie zaglądał do mojej klitki nawet przelotem. Czułem się wykorzystany, mimo że przecież byłem świadomy, jak to się skończy. Chyba roiłem sobie w głowie kompletnie inną wizję naszej "współpracy". Gdy przyszedł, wyprosił Dexa z pomieszczenia, po czym niemal siłą ułożył mnie na biurku, nie pytając, czy mam ochotę, czy w ogóle chcę tego. Zdarł ze mnie spodnie, swoje rozpiął, wyrzucając z nich tego potężnego fallusa i wziął mnie. Ja po prostu mu się ulegle poddałem. Nie było w tym takiej finezji jak za pierwszym razem, ból też był dużo większy, ale mimo wszystko finisz był zajebisty. Takie sytuacje zaczęły się powtarzać coraz częściej, mimo że wiedziałem, że Torden otacza się wianuszkiem coraz to nowych chłopców. Ale to ja byłem tym, do którego wracał. Nie miałem pojęcia, co między nami jest. Jednego dnia prawił mi czułe słówka, drugiego brał mnie jak kawał mięsa, a trzeciego w ogóle nie zauważał. Gubiłem się w tym, jednak nie potrafiłem tego przerwać. Nie miałem odwagi. Zjawił się u mnie w przeddzień kontroli urzędu skarbowego. Moja praca dobiegła końca i właśnie pakowałem swoje rzeczy ze świadomością, że już tu nie wrócę. 

- Chcę, żebyś został - powiedział zagradzając mi wyjście z gabinetu. Patrzył mi prosto w oczy. - Chcę, żebyś został z nami na zawsze. Zapłacę ci dwa razy tyle, ile oni ci dają. A gdy przyjdzie czas, staniesz się taki, jak my. Zaskoczyła mnie jego propozycja. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewał. 

- Nie. Nie chcę być taki... - odparłem. Wiedziałem, że zrozumie, że nie o wampiryzm tu chodzi. - Zostań, zostań dla mnie... Po tych słowach byłem już całkiem w szoku. - Sam wybierzesz czas i miejsce. Może w ogóle nie wybierzesz, ale chcę, żebyś spróbował pogłębić to, co jest miedzy nami. 

- Ja... ja muszę to przemyśleć - odpowiedziałem po chwili i wyszedłem, omijając go. 

Kontrola urzędu skarbowego wypadła bez zastrzeżeń. Byłem z siebie dumy. Mój szef też. A ja - ja byłem gotowy przyjąć propozycję Tordena! 

Wezwano mnie na ostatnie piętro biurowca, do "szefa szefów", bo tu tak wszyscy go nazywali. Zdziwiłem się, że bez trudu trafiłem. Zapukałem. Wszedłem. Nigdy "szefa szefów" nie widziałem z bliska. Obecny był również kierownik mojego działu. Siedział na fotelu obok ogromnego biurka. Zaoferowano mi nowe stanowisko. To, o którym zawsze marzyłem: miałem zostać kierownikiem fili w Berlinie. Nie mogłem odmówić. Po prostu nie mogłem! To jest moja szansa! Dopiero gdy wyszedłem z gabinetu, zdałem sobie sprawę, co zrobiłem. Zrezygnowałem z Tordena. Ale czy miałbym z nim jakąś przyszłość? 


EPILOG 

Zostałem najmłodszym dyrektorem fili, jakiego znała historia naszej firmy. Byłem z siebie dumny, choć nadal czułem niedosyt. Poznałem młodego, przystojnego chłopaka, w którym naprawdę się zakochałem - z wzajemnością. Mam duży dom z ogrodem, drogie auto. Nasza firma, dzięki moim kontaktom z wampirami, zaczęła się rozwijać dużo szybciej. Wszystko było cudowne, jednak... 

Dokładnie pamiętam, jaki był zawiedziony, gdy powiedziałem mu, co wybrałem. Mówiłem mu, że będę przyjeżdżał, że to nie musi się tak skończyć, lecz on stwierdził, że nie ma to sensu. Przedstawił mnie swoim znajomym z Berlina. To dzięki ich pomocy osiągnąłem to, co dziś mam. Czasem wydaje mi się, gdy wracam do domu późno w nocy, że go widzę. Ale zapewne to tylko cienie. Wiem, że porzucił Phantasmagorię i wyjechał gdzieś daleko. Ponoć na polecenie wyższych sił, ale wątpiłem w to. Czasem pragnę, by znów pojawił się w moim życiu, by wkradł się do niego siłą i porwał mnie. Jednak wiem, że nigdy się to nie stanie. 


Odszedł. I nigdy nie wróci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro