Część 3
Dzień minął spokojnie. Spanie do wczesnych godzin popołudniowym stało się dla mnie niemal rutyną. Dokładnie za piętnaście siódma wieczorem, kiedy zbierałem ostatnie rzeczy, by iść do pracy, ktoś zadzwonił do moich drzwi. Zdziwiłem się - kogo mogło nieść o tej porze i jakim cudem w ogóle intruz wszedł na klatkę schodową bez dzwonienia domofonem? Otworzyłem z mocnym postanowieniem odpędzenia tego akwizytora lub innego idioty propagującego swoją religię. Za drzwiami ujrzałem... JEGO. Ręce miał złożone z tyłu, głowę nieznacznie opuszczoną, jednak nie wyglądał na niepewnego. Kiedy podniósł na mnie wzrok i posłał mi ten seksowny uśmiech, miałem go ochotę zaciągnąć prosto do mojej sypialni.
- Musisz mnie zaprosić - powiedział.
- Nie rozumiem... - odparłem niepewnie.
- Żebym mógł wejść, muszę mieć twoje wyraźne zaproszenie, bez tego nie mogę przekroczyć progu tego domu - wytłumaczył, wzdychając na koniec z przesadnym znudzeniem.
No tak, przecież jest wampirem.
- I tak za każdym razem? - spytałem i zacząłem się zastanawiać, jakim cudem nadal jestem zdolny do zadawania inteligentnych pytań mimo zachwytu, jaki wywoływał u mnie mój niespodziewany gość.
- Nie, wystarczy mi tylko jedno zaproszenie.
Spojrzałem na jego wygięte i oparte o framugę seksowne ciało i ledwo mogłem zebrać myśli. Spojrzał mi głęboko w oczy. Znów poczułem ten dziwny przymus, moje usta same bez mej woli wypowiedziały słowa zaproszenia.
- Wybacz, ale stalibyśmy tu zapewne jeszcze półtorej godziny, zanim podjąłbyś decyzję -wszedł do mieszkania jak do siebie.
Zaczął przechadzać się po moim małym królestwie, zaglądając to tu, to tam, jakby było jego własnością. W końcu po zwiedzeniu mojej kuchni i salonu zatrzymał się w sypialni. Wciągnął głęboko powietrze w płuca, a potem oblizał usta, jakby smakował coś niesłychanie apetycznego.
- To tu się stało? - spytał po dłuższej chwili milczenia.
- Co się stało? - nie zrozumiałem od razu.
- Tu cię zaatakował - teraz już stwierdził. - Czuć jeszcze słabą woń krwi - szeptał, jakby bojąc się obudzić demony śpiące w tym pokoju. - Tu pchnął cię nożem twój były szalony partner.
- Wiesz o tym? - ze zdziwienia otworzyłem usta.
Nie mogłem uwierzyć, że detergenty i cotygodniowe szorowanie klepek nie usunęły całej przelanej tu posoki.
- Oczywiście. Zawsze sprawdzam swoich pracowników. Poza tym to ja o ciebie poprosiłem. Teraz już całkiem mnie zamurowało. Nagle zrozumiałem złość, jaką okazywał mój przełożony, kiedy oznajmiał mi prośbę szefa działu. To nie jego poproszono z nazwiska, tylko mnie! - Masz spore osiągnięcia, mimo to nie byłeś doceniany. - Stwierdziłem, że uznasz pracę u mnie jako szansę wybicia się, a w związku z tym wykonasz swoje obowiązki jak najlepiej potrafisz. - Dotknął mojego policzka chłodnymi palcami i nachylił twarz ku mnie, jakby chciał mnie pocałować, jednak powiedział tylko: - Gdzie masz okulary? - zmienił temat i wciąż bacznie przyglądał się mojej twarzy. - O wiele ładniej ci bez nich - dodał, a ja poczułem jego silny zapach. Sam miałem ochotę zbliżyć nasze wargi, jednak szybko się powstrzymałem. W jednej chwili stał obok mnie, a w drugiej już był rozciągnięty w wygodnej i bardzo seksownej pozie na moim łóżku. - Bolało? - wskazał palcem zakończonym szpiczastym pazurem na mój brzuch.
- Tak - odparłem, przypominając sobie te wszystkie straszne chwile. - Chyba powinniśmy jechać do Phantasmagorii... - chciałem, by nie drążył tego tematu, by mnie o niego nie pytał, ale cóż mogłem poradzić.
Wampir nie słuchał, był zbyt zajęty moszczeniem się na mojej pościeli. W końcu z ociąganiem podniósł głowę.
- Tak, pojedziemy, jak tylko się przebierzesz. Albo możemy zostać i wypróbować tę pościel.
- Czemu mam się przebrać? - postanowiłem, że zignoruję drugą część zdania, choć miałem wielką ochotę zrobić to, co zaproponował. Zamiast odpowiedzi, ujął róg mojej kołdry i zaczął ją wąchać.
- Jesteś samotny, czuję tylko twój zapach - wyszczerzył się do mnie dość wrednie. - Dziwne... a moi ludzie twierdzili, że od czasu do czasu ktoś cię odwiedza.
Zrobiło mi się strasznie głupio na wspomnienie tych trzech czy czterech spotkań, ale po prostu potrzebowałem towarzystwa. Jakiegokolwiek towarzystwa.
- To był tylko chłopak do towarzystwa... Jestem facetem i mam swoje potrzeby - dodałem pospiesznie, gdy zobaczyłem jego zadowoloną minę.
- Mnie nie musisz się tłumaczyć. Przebierz się w coś, co będzie pasowało tematycznie do klubu.
Zanim dokończył zdanie, już stał w otwartych drzwiach mojej szafy. Z niezadowoloną miną przeglądał zbiór moich garniturów na każdą okazję.
- Masz tu cokolwiek, co będzie pasowało? - spytał z powątpiewaniem.
Przypomniałem sobie o głupim prezencie od mojego kumpla i nurkując obok nóg wampira, zacząłem grzebać w najdalszych odmętach szafy. W jednym z pudełek leżały skórzane spodnie. Nie byłem pewny, czy jeszcze w nie wejdę, bo dostałem je trzy lata temu, ale miałem nadzieję, że jakoś wcisnę je na tyłek. Już niemal wyciągnąłem ten niepozornie wyglądający karton z napisami w języku japońskim, gdy poczułem dość silnego, ale pieszczotliwego klapsa na swoich wypiętych pośladkach.
- Sorki, nie mogłem się powstrzymać - zachichotał, po czym spojrzał podejrzliwie na pudełko w moich dłoniach. Jednak gdy je otworzyłem, uśmiechnął się. - Załóż. Ja poszukam góry do tego - stwierdził.
Nie bardzo podobało mi się jego grzebanie w moich rzeczach, ale nic nie mogłem na to poradzić. Wziąłem spodnie. Wyszedłem z pokoju i zamknąłem się w łazience. Nie będę się przecież przy nim przebierał. Po chwili doszedłem do wniosku, że bokserki, które mam na tyłku zupełnie mi pod to nie pasuję. Raczej powinienem ubrać ciasne, przyległe slipy. Otworzyłem łazienkę z zamiarem powrotu do pokoju i... zderzyłem się z nim. Stał przy drzwiach. Z zaskoczeniem spojrzałem na to, co trzymał w ręku, bo było to tym, po co miałem wyjść.
- Skąd...?!
- Wampirzy słuch. Czy to możliwe, by usłyszał to moje ciche przeklnięcie na bokserki, jakie z siebie wydałem?
- Słyszysz, aż tak dobrze? - spytałem zaskoczony.
- Słyszę, to mało powiedziane. Mój mózg od razu przetwarza dźwięk na obraz. Wystarczy, że zamknę oczy i widzę dokładnie, co robisz. Szmer wciąganych przez ciebie spodni sprawia, że przed oczami powstaje mi wizja, jak to robisz. Widzę każdy włosek na twojej nodze, każde wklęśnięcie i zgrubienie.
- Jak nietoperz...? - wyrwało mi się, zanim pomyślałem.
- Prawie. To mój dar.
- Twój dar?
- Każdy wampir ma jakieś wyjątkowe zdolności, których nie mają inni. Moim darem jest bardzo wyczulony słuch. Przez pewien czas było to niemal niemożliwym do wytrzymania, ale teraz jest to najlepsza zdolność, jaką można sobie wyobrazić. Powinieneś się przebrać -ostatnie słowa znów wypowiedział tym hipnotyzującym tonem.
- Powinienem? - i moje dłonie zaczęły mnie rozbierać kompletnie bez mojej woli.
- Oj powinieneś!
Wiedziałem, że wampir bawi się moim kosztem, ale nie byłem w stanie mu się przeciwstawić. Pomimo że bardzo nie chciałem, to i tak po chwili stałem przed nim tak, jak stworzył mnie Bóg czy inna wyższa siła.
- Nie jesteś taki brzydki - stwierdził i zachichotał i wtedy właśnie urok puścił, a ja mechanicznie zakryłem przyrodzenie dłońmi.
- Mogę je dostać? - wskazałem głową na slipki w jego dłoni.
- Nie wiem - zamyślił się na chwilę. -W sumie podoba mi się to, co widzę.
- Ale mnie nie podoba się to, co ze mną wyrabiasz - zdenerwowałem się.
- Oj, naprawdę? - wyszczerzył kły i położył rękę na moim ramieniu. Ja znów nie mogłem się ruszyć.
Potem zjechał nią na klatkę piersiową, odtrącił moje ręce, które teraz bezwładnie opadły po moich bokach. Nachylił się i polizał jeden z sutków. - Powiedz mi, że tego chcesz, a zrobimy to tu i teraz. Zrzucił marynarkę, a za nią poleciała koszula. Zobaczyłem złożoną z rudych kręconych włosków ścieżkę miłości i bardzo chciałem się przekonać, co kryje się na jej końcu.
- Chcę... - szepnąłem i zdziwiłem się, że mogę.
W tym samym momencie poczułem, że moje ciało znów jest moje. Jednak nie potrafiłem, a raczej nie chciałem się mu już opierać. Pocałował mnie, a potem jego usta zaczęły badać moje ucho i szyję. Już myślałem, że mnie ukąsi, gdy... zadzwonił telefon. Torden zignorował dwa pierwsze sygnały, po czym z cichym przekleństwem w języku martwym od wieków odebrał piekielne ustrojstwo.
- Tak, już jedziemy... - zrobił przerwę, by wysłuchać tyrady z drugiej strony. - Tak, wiem, że czekają -znów zamilkł. - To poczekają. Mam do załatwienia kilka ważnych spraw, a w tym potrzebny mi jest księgowy - Torden przykrył dłońmi oczy, a ja w tym czasie złapałem leżące na podłodze slipy i wciągnąłem je na siebie z wielkim trudem, bo okazały się strasznie ciasne.
Chwyciłem spodnie i zamknąłem się w łazience z zamiarem szybkiego nałożenia ich na siebie. Z wielkim wysiłkiem wciągnąłem twardy materiał, jednak zapięcie guzików nie okazało się takim problemem, jak przewidywałem. Musiałem schudnąć bardziej niż sądziłem, bo z każdym krokiem spodnie zsuwały mi się z tali coraz bardziej na biodra.
- Nieźle - skwitował wampir, wchodząc do łazienki i taksując mój tyłek w czarnej materii. - Choć powinny być odrobinkę ciaśniejsze. Dołóż do tego to - podał mi burgundową koszulę i czarny podkoszulek na ramiączkach.
- I pod żadnym pozorem nie zapinaj koszuli! - dodał, stając za mną i przyglądając mi się.
Po chwili zastanowienia wypadł z łazienki w tempie, jakie tylko wampir potrafi osiągnąć i w mgnieniu powiek był z powrotem. W szlufki spodni zaczął wciskać szeroki pas, który w szafie wisiał smętnie od kilku lat, obok moich krawatów. Robił to tak, żeby wyglądało na nieudolność, a jego dłoń cały czas zjeżdżała na mój rozporek. Wiedziałem, że robi to celowo, ale niespecjalnie chciałem mu przerywać tę zabawę. Do czasu, aż moje ciało zareagowało w sposób, którego w tym momencie wolałbym uniknąć.
- Szkoda, że nie mamy więcej czasu - szepnął zapinając mi klamrę. Widziałem, że bacznie w odbiciu lustra przygląda się mojemu wypchanemu rozporkowi. - Czekam w sypialni, pośpiesz się - i wyszczerzył kły w złośliwym uśmieszku. - I zrób coś z tym...
Starałem się uspokoić. Nie było to łatwe. Onanizm w tej chwili był wykluczony! Stałem bez ruchu, cierpliwie czekając, aż w końcu mój problem sam "opadł". Spojrzałem na siebie w lustrze po raz ostatni i musiałem stwierdzić, że wyglądam naprawdę apetycznie i jakoś tak drapieżnie i mrocznie jednocześnie. Uznałem, że będę udawał, że nic się nie stało i pewnym krokiem wyszedłem z łazienki.
- Właściwie po co kazałeś mi się tak ubrać do pracy? - spytałem, stając w progu sypialni.
- Dzisiaj nie pracujesz. Dzisiaj balujesz. Każdemu od czasu do czasu to się należy. Poza tym dzisiaj będziemy mieli gości i chcę, żebyś wyglądał tak, jak reszta mojego dworu.
Nie spodobało mi się, że zaliczył mnie do swojego dworu, tak jakbym był jego służącym. Ale z pewnością zostało mu to z dawnych czasów. Poza tym kłócenie się z wampirem tak starym jak Torden, nigdy nie jest dobrym pomysłem. Zwłaszcza jeśli ten wampir ci płaci.
- Co będzie się działo? - spytałem lekko zaciekawiony.
- Gdybyś oglądał telewizję, to byś wiedział - westchnął. - Ale wprowadzę cię w temat. Dziś w klubie odbędzie się debata nad przyznaniem nam prawa do legalizacji naszych związków zarówno z ludźmi, jak i z przedstawicielami naszego gatunku.
- Słyszałem o tych postulatach. Moim zdaniem są one jak najbardziej sensowe - szybko poparłem jego zdanie, bo na pewno był za! Poza tym przypomniałem sobie poprzednie tego typu rozmowy w klubie, których byłem mimowolnym świadkiem oraz niedawną dyskusję telewizyjną tuż po wiadomościach.
- Powiedz to tym idiotom z Bractwa Słońca, którzy by najchętniej wszystkich nas spalili na stosach, jak w czasach Świętej Inkwizycji.
- A dlaczego ty...? - spytałem, przypominając sobie, że na terenie naszego kraju rzecznikiem wampirów jest podstarzała blondyneczka, zawsze ubrana w stonowanych odcieniach różu.
- Co dlaczego ja? - spytał odrobinę zaskoczony.
- Dlaczego to ty masz brać udział w debacie? Na świecie, czy nawet w tym naszym zaścianku jest wiele wampirów wyżej postawionych, które mogą to zrobić. Chyba cię nie uraziłem? - dodałem szybko, rozumiejąc swoją niezamierzoną gafę. Zaśmiał się.
- Jeśli każdy będzie czekał na głos tych wyżej postawionych, jak to powiedziałeś, a ci z kolei będą zrzucać z siebie odpowiedzialność na tych stojących niżej, to nic się zmieni. Znasz to powiedzenie, że jak chcesz zrobić coś dobrze, zrób to sam. Poza tym jestem najbardziej znanym wampirem w naszym regionie. Prowadzę biznes od kilku długich lat, płacę podatki... - Prychnąłem wymownie. - No dobrze, wiem, w papierach jest bałagan, ale przynajmniej staram się to wyprostować i usunąć zaległości. Dlaczego zatem nie mam prawa wziąć sobie za żonę ładnej kobiety? - Znów prychnąłem. - Ech... No zgoda. W moim przypadku ładnego chłopca... I uczynić go najszczęśliwszym na ziemi?
- W pełni popieram wasze inicjatywy. Może w końcu zalegalizują też związki partnerskie. - Teraz on zachichotał.
- Czy dla ciebie to też by miało jakieś znaczenie?
Chyba się zarumieniłem.
- Nie wiem...
- Jak myślisz, w co będzie ubrany pastor? - spytał, gdy jechaliśmy na dół trzeszczącą windą.
- Zapewne w drogi garnitur. A jego żona przykładnie w skromną garsonkę. Sztampowo.
I nie myliłem się. Torden wskazał mi miejsce obok "swoich" chłopaków. Ci obrzucili mnie łakomym spojrzeniem. Przebieg debaty był z góry do przewidzenia. Torden wygłaszał zrozumiałe i trafione argumenty, a pastor krzyczał o chodzących trupach i gniewie bożym. Nie sądziłem, by któraś z tych debat mogła przynieść jakiekolwiek skutki, ale Varulv wydawał się zadowolony. Nawet reporterka była mu bardziej przychylna niż zakłamanemu klesze, który co chwila zmieniał zdanie, sam nie będąc pewnym, co chce powiedzieć. Tego dnia klub zamknięty był dla gości z zewnątrz, więc gdy tylko zaproszeni przedstawiciele wyszli, rozpoczęła się typowo wampiryczna impreza. W ruch poszły kły, a z ciemnych kątów słychać było posapywania. Czułem się dziwnie, otoczony nienaturalnie pięknymi osobami. Ich głosy i śmiechy wypełniały sale dźwiękiem tak czystym, że ledwie można było to wytrzymać. Piłem drinka w jednej z lóż, nie chcąc się mieszać w ten tłum, gdy podszedł do mnie Torden.
- Jak się bawisz? - zapytał.
Spojrzałem na fana kłów gryzionego właśnie na kanapie naprzeciwko mnie przez wysokiego szatyna, którego do tej pory tu nie spotkałem. Gdy on się posilał, chłopak ręką starał się zaspokoić jego ogromną męskość - czy oni wszyscy są aż tak obdarzeni? Ciasne spodnie, jakie zazwyczaj nosiły wampiry sprzyjały obserwacji, a to co Torden w nich ukrywał, nie mogło być małe, a przynajmniej miałem taka nadzieje.
- Dobrze - skłamałem, bo wcale się nie czułem dobrze. Przepełniało mnie jakieś dziwne wrażenie, że zaraz stanie się coś złego.
- A ty?
- Wcale nie - spojrzał na mnie surowo, jak gdyby karcąc mnie za kłamstwo. - Jeśli masz ochotę pobawić się z którymś moich podwładnych, to tylko powiedz - spojrzał wymownie na salę wypełnioną zabawiającymi się wampirami.
- Nie bardzo... Nie kręci mnie wymuszony seks z wampirem - odparłem dość gorzko, nie dlatego, że żaden z nich mi się nie podobał, a dlatego, że marzyłem tylko o jednym z nich...
- Nie zbliżają się do ciebie tylko dlatego, że zakazem im jakichkolwiek kontaktów bez twojej zgody. Jesteś moim pracownikiem. Muszę zapewnić ci bezpieczeństwo. Poza tym wyglądasz dziś tak ponętnie, że sam mam na ciebie ochotę. Chętnie posmakowałbym twojego ciała... i nie tylko.
Nie powiem, żeby te słowa po raz kolejny tego dnia mnie nie oszołomiły. Z jednej strony chciałem krzyczeć: "Tak, bierz mnie tu i teraz!", a z drugiej miałem świadomość, że seks z pracodawcą nie jest zbyt mile widziany i pewnie jutro zastąpi mnie jakiś inny o wiele ładniejszy chłopaczek, a ja będę siedział w ciemnej piwnicy, zapomniany przez wszystkich. Albo... znajdzie mnie ktoś tak jak tego biednego chłopaka, którego widziałem w wiadomościach. Wstrząsnąłem się na tę myśl. Torden nie tylko zauważył moje niezdecydowanie, ale pewnie odczytał też moje myśli. W ułamku sekundy znalazł się po mojej stronie stołu. Nagle na kanapie zrobiło się strasznie ciasno. Poczułem jego chłodne wargi na szyi i zadrżałem. Polizał ją w miejscu, pod którym zapewne znajdowała się tętnica. Obrócił moją twarz w swoim kierunku i pocałował tak, że na tę chwilę cały świat przestał istnieć. Dopiero gdy się ode mnie odsunął, przypomniałem sobie, że muszę oddychać i wielkim haustem, mało się nie dławiąc, głęboko wciągnąłem powietrze.
- Jeśli się ich wstydzisz... - zaczął, a ja spojrzałem na salę i w zdumieniu spostrzegłem, że niemal wszystkie spojrzenia były skierowane właśnie na mnie, na nas, jednak żadne z nich nie było zniesmaczone - ...to możemy zejść na dół - dokończył. - Chcesz?
Wiedziałem, że wcale nie pyta o to, czy chcę zejść na dół, ale o to, co moglibyśmy tam robić. Czy tego chcę. Ucieszyłem się, że bierze moje zdanie pod uwagę, ale wątpiłem, czy w tym momencie byłbym w stanie mu się oprzeć. Nawet gdyby teraz zerwał ze mnie ciuchy i zerżnął mnie na tym stole.
- Chcesz? - powtórzył zniecierpliwiony. - Czy chcesz zejść ze mną na dół?
- Tak... - wyszeptałem.
Jak mógłbym nie chcieć? Ta samcza aura, ta władczość bijąca od niego na każdym kroku, pewność siebie, i to boskie ciało...! Chciałem go dotykać, całować, lizać, błagać o mocniej i więcej... Wtedy nagle zdałem sobie sprawę, że coś jest nie tak. Chłopak, który do tej pory siedział spokojnie przy kontuarze, wyszedł na środek parkietu. W jego oczach i w całej jego twarzy było coś przerażającego. Odpiął kurtkę, pod którą miał ukrytą bombę. Zdążyłem tylko wrzasnąć: "Padnij!" i pchnąć Tordena na ziemię, gdy chłopak nacisnął przycisk detonatora... Ogłuchłem. Srebrne gwoździe i tynk ze ścian zasypały mi plecy. Czułem ból. Gdy zdołałem otworzyć oczy, ujrzałem rozwarte w strachu i bólu martwe oczy chłopaka, który przed chwilą zabawiał się na kanapie. Szatyn leżał pod stołem i otrzepywał się z kurzu, przy okazji wyciągając z ramienia kilka srebrnych kawałków. Nieopodal leżał szybko rozkładający się wampir. Została z niego już tylko bezkształtna galareta w kolorze krwi... Zrobiło mi się niedobrze. Poczułem, jak Torden porusza się pode mną. Obrócił się tak, że teraz leżałem na jego klacie. Moja głowa nagle zrobiła się bardzo ciężka.
- Grzegorz! Spójrz na mnie! - rozkazał.
Ponownie otworzyłem oczy. W jego spojrzeniu ujrzałem strach, który nagle zmienił się w zwierzęcą wściekłość. Nie wróżyło to nic dobrego. Natychmiast podniósł się z podłogi, wraz ze mną w ramionach. Jego nagły ruch wywołał we mnie potworną falę bólu. Myślałem, że zemdleję. Czy jestem ranny...? Wziął mnie na ręce tak, jak się bierze pannę młodą, by ją przenieść przez próg - i popędził do swojego gabinetu. Położył mnie na brzuchu na czarnej otomanie i zaczął rozrywać moje ubranie. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy... po takiej masakrze jeszcze bierze się za amory? Wtedy poczułem, jak pazurami wyciąga coś głęboko wbitego w moje ciało. Wrzasnąłem z bólu... Zobaczyłem, jak palce wampira dymią i w tym samym momencie jeden z tych srebrnych gwoździ poleciał w kąt.
- Jest ich znacznie więcej - usłyszałem.
Nie byłem jednak w stanie odpowiedzieć, bo Torden wziął się za wyciąganie następnego gwoździa. Ten był znacznie dłuższy i zastanawiałem się, jakim cudem nadal żyję i nie zostałem przebity na wylot. Przy czwartym szpikulcu chyba straciłem przytomność, bo nie pamiętam już ani bólu, ani kolejnych wydarzeń, prócz jednego słowa: "Pij!" i słono-metalicznego smaku w ustach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro