19.
Donatello całą noc robił lekarstwo dla Leo. Od czasu do czasu sprawdzał stan starszego brata, który nadal był stabilny. Po zrobionych kilku dawek lekarstwa, zmęczony żółw usiadł przy łóżku lidera. Spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem i lekko się uśmiechnął.
— Za niedługo będziesz zdrowy Leo — powiedział i położył swoją głowę na ramieniu brata. Przymknął oczy i po chwili pochłonął się w głębokim śnie.
Po kilku godzinach do laboratorium najwyższego z żółwi wszedł Michelangelo wraz z Raphaelem i April. Przyjaciele uśmiechneli się na widok Donnie'go. Rudowłosa dziewczyna wybiegła z pomieszczenia, by po krótkiej chwili powrócić z kocykiem. Minęła pozostałych żółwi i stanęła przy Donnie'm. Okryła przyjaciela kocykiem, a na jego czole złożyła długi i czuły pocałunek.
— No no no! Pani April Hamato! Czyżbym czegoś nie wiedział? Długo jesteście razem? — zaczął się przedrzeźniać najniższy, lecz Raphael szybko go skarcił, uderzając brata w tył głowy.
— Cicho siedź Mike... Donnie ciężko pracował przy Leo — wyszeptał, spoglądając groźnym wzrokiem w stronę brata. — Chodźcie już. Musimy porozmawiać z Mistrzem Splinterem.
Trójka przyjaciół wyszła z laboratorium i skierowała się do Dojo, gdzie Mistrz Splinter medytował.
— Dzieci? Czy to wy? — zapytał, odwracając delikatnie głowę.
— Tak Sensei, musimy porozmawiać — zaczął Raph i jako pierwszy wszedł do pokoju. Usiadł naprzeciw swojego Ojca co również zrobiła pozostała dwójka.
— A więc słucham was — powiedział i dłonią zaczął gładzić swoją bródkę.
— Mistrzu po prostu chodzi o to... ahh no! Leo jest nieprzytomny, a a my musimy dbać o porządek w mieście! Potrzebujemy lidera! Nowego lidera, który zastąpił by Leo! — wykrzyczał złośnik, wymachując rękoma we wszystkie kierunki.
— Masz rację Raphaelu — zgodził się z nim po krótkim namyśle. — Michelangelo, czy uważasz, że nadajesz się na lidera?
— J-ja sensei? — spytał okropnie zdziwiony. Spojrzał się na swojego mistrza, a następnie na uśmiechniętą April i na końcu spojrzał na rozzłoszczonego Raphael'a. — Nie mistrzu... nie nadaję się.
— Dobrze. Natomiast Ty, Raphael'u? Uważasz, że jesteś w stanie wziąć ten ciężar na siebie? Będziesz na tyle silny, aby chronić miasto przed gangiem Shredder'a i Kraang'ami, a przede wszystkim swoje rodzeństwo? — spytał i spojrzał na żółwia, który uważnie słuchał. Chwilę się zastanowił i odpowiedział.
— Tak Mistrzu — stwierdził krótko i spojrzał na swoje kolana. — Ja się tak łatwo nie dam jak Leo... — wyszeptał, jednak nikt tego nie usłyszał.
— A więc dobrze. Raphael'u od teraz dowodzisz drużyną dopóki Leonardo nie wstanie na nogi. Jednakże mój synu, musisz wiedzieć, że praca Twojego brata nie jest tak łatwa jak Ci się zdaje. Jeden zły krok, jedna zła decyzja może doprowadzić Cię do przegranej. Natomiast do zwycięstwa doprowadzą Cię same mądre decyzję. Myśl rozsądnie, zanim podejmiesz się działania.
— Dobrze dobrze mistrzu — powiedział i zaczął ziewać. — Wiem jak to się robi, będzie wszystko dobrze — westchnął i wstał z ziemii, kierując się do wyjścia. Mokry również wstał i poszedł za bratem. W pokoju została jedynie dziewczyna i Splinter.
— Coś Cię gryzie April? — zapytał, widząc zmartwienie jakie malowało się na twarzy rudowłosej.
— Tak. Tak Mistrzu. Okropnie się martwię.
— Czemuż to moje dziecko?
— Sensei, nie uważasz, że podjąłeś zbyt nieodpowiedzialną decyzję. Raphael na lidera? Nie lepiej by się stało, aby to Donnie był naszym przywódcą, a przynajmniej na te kilka dni... tygodni — powiedziała i spojrzała na zamyślonego mutanta.
— Masz rację April. Ta decyzję podjąłem zbyt pochopnie, jednakże czy miałem inny wybór? Michelangelo jest roztrzepany i za głupi. W duszy jest jeszcze dzieckiem, sam przyznał, iż nie nadaje się na lidera. Donatello na chwilę obecną musi zajmować się Leonardem i ciężko mu by było z świadomością, iż jest teraz liderem. Pozostał tylko Raphael i mam szczerą nadzieję, że sobie poradzi.
April przemyślała słowa Mistrza. Nie odzywając się słowem na ten temat pożegnała się z Splinterem i wyszła z Dojo. Skierowała się do laboratorium, w którym Donnie właśnie wstrzyknął w ramię Leonardo jedną z dawek jego lekarstwa.
— Donnie? — zaczęła bardzo cicho i podeszła do żółwia.
— Ooo cześć April. Myślałem, że już Cię nie ma — zaśmiał się i zaczął przelewać antidotum do kubeczka.
— Czemu to dajesz do kubka skoro, żeby podać mu lekarstwo musisz je dopiero wstrzyknąć? — zapytała.
— Na wszelki wypadek gdyby się obudził. Nie chcę nic mówić, ale Leo okropnie boi się igieł i lepiej będzie dla niego jak i dla nas gdy po prostu już bym przelał lekarstwo do kubka — wyjaśnił i uśmiechnął się do przyjaciółki.
— No okej już rozumiem. Wiesz, że teraz Raphael jest liderem? — spytała na co Donatello głośno westchnął.
— Ahh no tak. Słyszałem jak to Raph już rozkazywał Mikey'mu. Przynieś to, przynieś tamto. Zastanawia mnie dlaczego Splinter wybrał akurat jego — ponownie westchnął i odłożył kubek pełny lekarstwa.
— Wyjaśnił mi przed chwilą. Zrobił tak, ponieważ nie chciał Ciebie przemęczać, a Mike... wiesz jaki jest — wzięła gleboki oddech i przytuliła się do skorupy Donnie'go. — Lecz oficjalnie uważam, że to Ty zaslugujesz na miano lidera — szepnęła. Donatello odwrócił się w stronę April, przyciągnął ją do siebie i zamknął w głębokim uścisku.
— No nie wiem. Może tak będzie lepiej? To tylko kilka dni.. dopóki Leo nie odzyska świadomości — wyjaśnił i spojrzał na Leonardo, który miał okropne problemy z oddychaniem. — Tylko, żeby w ogóle się obudził...
— Przestań! Leo jest bardzo silny i na pewno się obudzi! Zapewne teraz jest mu przykro, bo uważamy go za słabego! — zaczęła krzyczeć i uderzać swoimi małymi dłoniami w skorupę żółwia. Donatello dostrzegł na jej policzkach łzy. Uniósł dziewczynę do góry, żeby spojrzeć się w jej oczy. Dziewczyna się uspokoiła i również spojrzała na przyjaciela. Żółw zaczął się do niej zbliżać i gdy miał złożyć pocałunek na ustach rudowłosej usłyszeli jak maszyny podtrzymującego Leonarda przy życiu zaczęły wariować, a z łóżka zaczął dobiegać ostry kaszel.
— D-donnie?
*
Nie skomentuję tego ile czekaliscie na kolejny rozdział tego opowiadania.
Idę się dalej kłócić dobranoc ❤️.
PS: Błędy poprawię jutro
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro