Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15.

Leonardo cały obolały właśnie się wybudził. Ręce miał przykute do ściany, nogi związane, a usta zaklejone. Z jego oczu popłynęły łzy, a sam wydał z siebie stłumiony krzyk z bólu spowodowanego przez nagłym ruszeniem się. W tym momencie dotarło do niego, że jego bracia jak i sensei mieli racje co do Lary - powinien na nią uważać.

— Świetnie się spisałaś — powiedział dobrze znany głos liderowi. Był to Shredder. — Sądziłem, że będzie trochę w lepszym stanie, lecz taki też może być.

— Dziękuję mistrzu.

Głosy zdawały się coraz głośniejsze dopóki do celi, w której znajdował się Leo nie wszedł Shredder wraz z Lerą. Gdy Saki tylko spojrzał na swojego przykutego do ściany wroga zaczął się głośno i złowieszczo śmiać.

— No prosze.. nasz wspaniały lider — Shredddr kucną przy porwanym i dotknął jego twarzy by po chwili uderzyć go z taką siłą, że Leonardo upadł na ziemię. Z bólu jakiego doświadczył próbował krzyczeć, lecz przez taśmę klejącą na jego ustach zdało się słyszeć tylko - i tak głośne - jęki. Po jego policzkach zaczęły spływać słone łzy.

— Beznadziejny.. — wydukał z siebie Saki i splunął na swojego wroga. — Lera chodź za mną — wydał rozkaz i skierował się ku wyjściu. — A do Ciebie zaraz tutaj przyjdą moi najlepsi pomocnicy— Leonardo ze łzami w oczach spoglądał na odchodzącego Shreddera jak i jego ukochaną. Czuł właśnie jak jego serce rozpada się na małe kawałeczki.

Po kilkunastu minutach do celi weszły dwie osoby. Ich śmiechy słychac było już na schodach. W pokoju zrobiło się jakby jaśniej gdy jedna z postaci zapaliła pochodnię. Lider mógł dostrzec, że te dwie osoby to ogromny, zmutowany tygrys i kobieta o krótkich jak i czarnych włosach.

— Podejrzewam, że to Ty jesteś Leonardo — rzucił z pogardą w głosie tygrys.

— Ten wielki wojownik — powiedziała z ironią kobieta na co jej towarzysz zaczął się śmiać.

— Karai, wiesz co masz robić. Ja zajme się nim później — rzucił i odsunął się na bok zakładając ręce.

Dziewczyna podeszła do porwanego w międzyczasie, wyciągając swoje Tanto. Kucznęła przy nim, a w jego oczach dostrzegła ból jak i strach jednakże nie złamała się i pewnie skierowała swoje ostrze na skóre wroga. Powoli cięła jego ciało powodując mu przy tym ogromny ból. Leonardo próbował krzyczeć z bólu, rzucał się, a do jego oczu napływały łzy. Karai tylko śmiała mu się w twarz.

Po kilku minutach dziewczyna przestała go ciąć. Po jego ciele spływała czerwona ciecz, której było coraz więcej.

— Karai! — krzyknął tygrys. — Wystarczy.  Leonardo ledwo żyje. Dajmy mu dzisiaj spokój — wysyczał z pogardą w głosie.

— A co z Tobą? Ojciec kazał go torturować tylko dzisiaj — powiedziała z naciskiem na słowo "tylko".

— Ale kazał go nie zabijać. A na tak beznadziejnego żółwia to będzie za dużo. Spójrz tylko na niego. Zalany łzami i krwią — wskazał na związanego, który wyglądał okropnie.

— Masz racje. Wrócimy tutaj jutro — powiedziała i spojrzała na zmasakrowanego Leonardo.

Lider został w celi sam. Z jego ran wciąż wypływała krew i właśnie dotarło do niego, że jego koniec jest coraz bliżej. Spojrzał ostatni raz na swoje rany i zamknął oczy myśląc o swojej rodzinie.

Po kilku godzinach do pokoju, w którym znajdował się Leonardo weszła pewna osoba. Lider wybudził się i dostrzegł, że osoba ta ma ze sobą wodę utlenioną i wiele bandaży

— Nieźle Ci dokopała. Masz szczęście, że Tygrysi Pazur Ci odpuścił, bo nie przeżył byś dzisiejszej nocy — powiedziała spokojnym głosem. Podeszła do żółwia i zaczęła przemywać jego rany. —  Pewnie zastanawiasz się dlaczego Ci pomagam. Nie jest to tajemnicą, że mistrz Shredder potrzebuje Ciebie żywego, żeby ściągnąć tutaj Twojego ojca — mówiła i przy okazji zakładała bandaże na poranione części ciała. — Skończone. Może porozmawiam z mistrzem i ubłagam go, aby odpuścił Ci te tortuty. Jesteś w krytycznym stanie.  — powiedziała i skierowała się do wyjścia. — Dobranoc żółwiu.

W kanałach

Bracia siedzieli w swoim domu, zamartwiając się o brata. Wyszedł kilka godzin temu i do tej pory nie wrócił.

— Musimy coś zrobić! — krzyknął zirytowany Raphael, wstając z miejsca. — On.. jak mu się coś stało?!

— Kilka godzin temu sam go prawie udusiłeś — jęknął najmłodszy na co zielonooki spojrzał na niego mordując go wzrokiem.

— Panowie uspokójcie się! Rozmawiałem z senseiem i kazał iść go poszukać — powiedział Donnie. — Znalazłem stare krótkofalówki kilka dni temu. Naprawiłem je i teraz działają. Możemy wyjść na powierzchnie i będziemy komunikować się przez nie. No czy ja nie jestem genialny?!

— Tak Don. Jesteś wspaniały! — krzyknął Raph, rzucając się na najwyższego z braci. — A teraz daj mi tę krótkofalówkę i lecimy szukać Leo.

— A ja też dostanę mikrofalówke? — zapytał radośnie Mikey.

— Krótkofówkę — poprawił go brązowooki. — Tak dostaniesz.

Mikey krzyknął z radości i wyrwał urządzenie z rąk Donatella. Brązowooki tylko przewrócił oczami i skierował się do wyjścia.

Bracia poszli po swoją przyjaciółke April. Gdy wyjaśnili jej całą sytuacje, dziewczyna się przebrała i razem z żółwiami wyszła w poszukiwaniu lidera. Przyjaciele rozdzielili się i poszli w cztery różne kierunki. Przeszukiwali każdy dach, każdy zakątek miasta, a nawet kosze. Po długich godzinach szukania, do krótkofalówki odezwał się Mikey.

— Ej — wydarł się do urządzenia Michelangelo. — Chyba coś mam.

— Mów z sensem — odpowiedział mu Donnie.

— Kawałek niebieskiego materiału, z którego jest zrobiona bandana Leo.

*

Cześć! A więc nowy rozdział! A teraz mam do was pytanie: Czy nie przeszkadzają wam takie tortury jakie były na początku rozdziału? Bo dla niektórych to, co się działo na początku to nic, a innym mogło się cięzko czytać, dlatego byłabym wdzięczna jeśli udzielilibyście mi odpowiedzi.

Do następnego rozdziału! 😛

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro