Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Utracony amulet

Praca bierze udział w konkursie YUMA organizowanym przez @-sztukapisania. Serdecznie zapraszam do wzięcia udziału, czas jest do 2 lipca, a temat daje szerokie pole do popisu, gdyż jest nim kradzież. 

Serce rozdarł mi strach. Dotykałam raz za razem swojej szyi w nadziei, że jednak odnajdę na niej mój skarb. Amulet wykonany z sześciu rzadkich minerałów, który chronił mnie przed mrokiem. Jednak go nie miałam. Nie czułam jego przyjemnego ciężaru. Kiedy zauważyłam, że złodziej ucieka z naszyjnikiem, od razu rzuciłam się w pogoń. Krzyczałam za nim, lecz ten mnie nie posłuchał. Ludzie nie pomogli, a ja przewróciłam się na nierównym chodniku, rozdzierając suknię i raniąc kolano do krwi. Jednak bardziej od nogi, bolało mnie serce kołaczące w piersi ze strachu.

Obraz zamazał mi się przed oczami, gdy napłynęły do nich słone łzy. Nie mogłam go stracić, nie w tak głupi sposób, jak kradzież ulicznego złodzieja. Zacisnęłam dłonie w pięści, po czym rękawem otarłam mokre policzki. Spojrzałam na niebo, na jego błękitnej powierzchni płynęły chmury, lecz bardziej interesowało mnie słońce. Do jego zachodu pozostało jeszcze kilka godzin.

Na samą myśl, co się stanie, gdy go nie odnajdę na czas, zadrżałam. Tylko on stanowił barierę pomiędzy mną a potworami, które tylko ja je widziałam. Amulet tworzył tarczę, dzięki niej nie mogły mnie skrzywdzić. Odkąd moja moc wzrosła, przyciągałam bestię jak ćmę płomień. Kiedyś pojawiały się sporadycznie, raz na miesiąc, dwa. Chowałam się przed nimi w piwnicy, to była moja jedyna ochrona.

Później do wioski przybyła czarownica. Wyglądem nie wyróżniała się, siwe włosy okalały jej pomarszczoną twarz. Spotkałam ją na rynku, gdy robiłam zakupy dla rodziców. To było tuż przed moimi jedenastymi urodzinami. Pamiętam moje zaskoczenie, gdy wręczyła mi amulet ze słowami:

– Dzięki niemu będziesz bezpieczna. Twoja moc rośnie, istoty mroku to wyczuwają. Będzie ich coraz więcej. Tylko ten amulet może cię ocalić. Nie zdejmuj go nigdy – rzekła.

Posłuchałam jej słów. Wierzyłam, że mówiła prawdę, a w niedługim czasie się o tym przekonałam. Trzy noce później nie zdążyłam wrócić do domu przed zmrokiem. Seria niefortunnych zdarzeń sprawiła, że ciemność dopadła mnie, a wraz z nią potwory. Widziałam ich szkarłatne ślepia wpatrujące się we mnie. Bestie pokryte łuskami zbliżały się, rycząc przeraźliwie. Szponami próbowały mnie zranić, lecz coś je zatrzymało, niewidzialna bariera. Dotarło do mnie, że to amulet stworzył zaporę, przez którą te przerażające istoty nie mogą przejść.

Właśnie dlatego musiałam odzyskać naszyjnik. Byłam gotowa na wszystko. Zdążyłam się mniej więcej przyjrzeć złodziejowi. Jego charakterystyczną cechą była szrama przecinająca prawe oko i policzek aż do ust. Liczyłam, że dzięki niej zdołam go odnaleźć.

Ruszyłam do znajomego karczmarza, który znał wszystkich w mieście. Jeśli ktoś miałby pomóc mi to tylko on. Przemierzałam w szybkim tempie zatłoczone ulice, co chwilę trącałam ludzi. Ujrzałam znajomy szyld, przedstawiający karpia. Napis głosił, że to gospoda o zaszczytnej nazwie Złotego karpia. Większej w naszym mieście nie było.

Weszłam do środka, gdzie panował nieprzyjemny zaduch. Okna, jak zwykle, zostały przysłonięte do połowy, przez co w środku panował półmrok. Odory potu i tanich perfum mieszały się ze sobą, maskować je próbował zapach dolatujący z kuchni. Właściwie już po chwili się do niego przyzwyczaiłam.

Podeszłam do lady, o mało nie przewracając gospodyni roznoszącej kufle pełne piwa. Przeprosiłam ją pospiesznie, oddalając się, słyszałam pomruki niecenzuralnych słów, wydobywających się z jej ust. Wzruszyłam ramionami, niezbyt obchodziło mnie zdanie kobiety. Oparłam się o bar, nie musiałam długo czekać na reakcję ze strony karczmarza.

– Kuna, co się stało? – zapytał, od razu wiedział, że coś jest nie tak. Znał mnie od lat.

– Okradziono mnie. Muszę znaleźć złodzieja – powiedziałam twardo.

– Zgłoś straży, na pewno w ciągu kilku dni go znajdą.

– Ty nie rozumiesz. Muszę mieć go dzisiaj – zaznaczyłam. Karczmarz przyjrzał mi się, wycierając kufel ścierką.

– Co chcesz wiedzieć?

– Mężczyzna trochę po trzydziestce. Czarne włosy, chyba szare oczy i miał szramę na prawym oku, ciągnęła się aż do ust.

– Jesteś pewna? To niebezpieczny gość.

– Po prostu mi powiedz – poprosiłam, wyciągając z sakwy srebnika. Położyłam go na ladzie.

– To Kruk. Tak wszyscy go nazywają. Jednak nie radzę ci z nim zadzierać – ostrzegł.

– Ja chcę tylko odzyskać bezcenną dla mnie rzecz. Tylko tyle. Na pewno jakoś się z nim dogadam.

Mężczyzna spojrzał na mnie, a w jego oczach ujrzałam zwątpienie. Westchnął.

– Znajdziesz go w hostelu Pod Jaskółczym Gniazdem. Kuna, uważaj na siebie.

– Będę – zapewniłam.

Wyszłam z karczmy i skierowałam się w kierunku wskazanym przez mojego informatora. Liczyłam, że się nie pomylił, gdyż słońce nie ubłagalnie zbliżało się do horyzontu. Wiedziałam, że hostel znajduje się na samym końcu miasta, więc czekała mnie prawie godzinna wędrówka. Zastanawiałam się nawet czy nie wziąć powozu, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Już i tak wydałam srebnika za informacje, a nie miałam ich dużo.

W czasie drogi miałam czas zastanowić się nad możliwościami. Zastanawiałam się, czy w razie niepowodzenia zdążę znaleźć pomieszczenie zamykane od środka. Noc zawsze wydawała mi się przerażająca. Właśnie ze względu na te dziwne poczwary.

Dotknęłam odruchowo swojej ręki, gdzie pozostał ślad po spotkaniu z szponem. Wyraźna bruzda odznaczała się na mojej ręce i ciągnęła się od łokcia do nadgarstka. Pamiątka po tym jak nie zdążyłam na czas schronić się w piwnicy. Dalej w koszmarach śnił mi się ten moment, gdy bestia rozdzierała moją bladą skórę. Czasami jeszcze wypuszczałam z niej przedmioty lub mnie bolała lewa ręka, gdy wzięłam coś cięższego. Te małe sytuacje przypominały mi o strachu.

Ulice w tej części miasta były mniej zatłoczone, właściwie nie widziałam ludzi. Cisza, jaka tu panowała, przerażała mnie. Serce biło mi jak szalone, lecz starałam się wyglądać pewnie. Robiłam kolejne kroki, udając, że nie czuję na sobie ciekawskich spojrzeń zza okiennic. Wszędzie widziałam brud. Niedaleko mnie przebiegł szczur, lecz nie był dla mnie straszny. Nic się takie nie wydawało w porównaniu, z tym co widziałam każdej nocy.

Stanęłam przed hostelem. Szyld utwierdził mnie w przekonaniu, że trafiłam w dobre miejsce. Nie miał co prawda napisu, lecz przedstawiony ptak przypominał jaskółkę. Wzięłam głębszy oddech, nim przekroczyłam próg. Rozglądnęłam się, licząc, że ujrzę Kruka i nie będę musiała o niego pytać. Do moich uszu dobiegały śmiechy i głośne rozmowy.

Nagle go dostrzegłam. Podeszłam bliżej, w tym momencie odwrócił się w moją stronę. Uśmiechnął się zawadiacko.

– Wiem, po co przyszłaś. Porozmawiajmy w moim pokoju, Tu jest za wiele ciekawskich uszu – stwierdził, obrzucając innych gości spojrzeniem.

Niepokoiło mnie, że wiedział, iż przyjdę. Na moich rękach pojawiła się gęsia skórka. Nogi miałam jak z waty, gdy wchodziłam za chłopakiem po schodach. Rozsądek prosił, abym zawróciła, ale go nie posłuchałam.

– Usiądź, proszę. – Wskazał ręką na łóżko. – Napijesz się czegoś?

– Nie, dziękuję. Spieszy mi się – odpowiedziałam, zajmując miejsce na posłaniu. Z pozycji słońca wynikało, że została trochę ponad godzina do zachodu.

– Zatem chcesz odzyskać naszyjnik. Musi być dla ciebie bardzo cenny, skoro zdecydowałaś się mnie odszukać.

Powstrzymałam się, by nie wykrzyczeć mu w twarz, jak bardzo mi na nim zależy, zamiast tego założyłam nogę na nogę i spojrzałam na chłopaka, który zajął miejsce tuż przede mną.

– To pamiątka. Ma dla mnie wartość sentymentalną.

– Kłamiesz. Oboje o tym wiemy, ale to nieważne, bo ja go już nie mam – odpowiedział, opierając się na krześle.

– Co? Jak to? – Podniosłam się ze swojego miejsca gwałtownie.

– Uspokój się – poprosił – za chwilę wszystko stanie się jasne, Kuno.

– Skąd znasz moje imię? – W jego szarych oczach ujrzałam zawadiackie iskierki.

– Od niej – rzekł i ręką wskazał kobietę, która właśnie weszła do pokoju.

Rozpoznałam w niej czarownicę, od której dostałam amulet. Nigdy nie zapomniałam, jak wygląda. Jej siwe włosy opadały swobodnie na plecy, a na ustach pojawił się uśmiech.

– Witaj ponownie, Kunegundo – rzekła.

– Ale jak to?! Nic z tego nie rozumiem – szepnęłam przejęta.

– Musisz wiedzieć, że Egmont, którego wszyscy nazywają Krukiem, też widzi istoty mroku. Przeszedł próbę, dzisiaj twoja kolej.

– Jaką próbę? I co z moim amuletem?

– Wszystko się za chwilę wyjaśni, a co do amuletu to już do ciebie nie należy. Trafi do kolejnej osoby widzącej mrok – odparła – a teraz chodź za mną.

– Ale za chwilę będzie ciemno. Muszę znaleźć kryjówkę.

Kobieta pokręciła głową, po czym wyciągnęła w moją stronę dłoń. Powoli do niej podeszłam i chwyciłam jej rękę. Zdziwiłam się, że jest zimna. Kruk ruszył za nami. Ludzie dziwnie na nas patrzyli, gdy wychodziliśmy z hostelu. Nadal nie rozumiałam, o co chodzi. Słońce stawało się coraz bardziej pomarańczowe.

– Dokąd mnie prowadzisz?

– Zaufaj mi. Pomożemy ci przez to przejść.

– Przez co? Proszę, przestań mówić zagadkami – zwróciłam się do kobiety.

– Kunegundo, wiem, że się boisz, ale musisz pokonać swój lęk. Już masz dostatecznie dużą moc, by stanąć twarzą w twarz z potworami, jak Egmont i wielu innych przed tobą – odpowiedziała.

Zadrżałam na słowa kobiety. Zaczęło do mnie docierać, że oni chcą mnie zostawić w nocy na pastwę bestii. Zatrzymałam się gwałtownie i usiłowałam wyrwać dłoń z ręki staruszki. Udało mi się. Rzuciłam się do biegu. Musiałam znaleźć kryjówkę.

– Łap ją! – krzyknęła.

Nie musiała dwa razy powtarzać. Kruk ruszył w pogoń za mną. Słyszałam jego kroki. Złapał mnie za ramię. Usiłowałam się wyrwać, lecz jego uścisk był żelazny. Stawiałam opór, gdy prowadził mnie, lecz na nic zdały się moje próby. Prowadził mnie prosto w gęstwiny, a przed nim szła staruszka.

Nie chciałam zginąć. Prosiłam w myślach, by to był tylko zły sen, jednak ból, który czułam w ręce temu zaprzeczał. Weszliśmy do lasu, gdy słońce rzucało swoje ostatnie płomienie. Dopiero teraz Kruk mnie wypuścił.

– Robimy to dla twojego dobra.

– Ale one mnie zabiją. Już raz mnie zraniły.

– Nie tylko ciebie – odezwał się Kruk – ta blizna szpecąca moją twarz, to pamiątka po jednej z bestii.

– Pamiętaj, że strach to twój najgorszy wróg. Znajdź w sobie spokój, a nic ci się nie stanie – rzekła czarownica.

Kiwnęłam głową. Gdyby to było takie proste! Słońce znikło zza horyzontem. Kruk i staruszka stali spokojnie, czekając na to, co miało nadejść. Widziałam je. Potworne bestie o ślepiach utkwionych we mnie. Moje oczy rozszerzyły się ze strachu, gdy zbliżyły się jeszcze bardziej.

Serce szalało mi w piersi, gdy jeden ruszył biegiem w moją stronę. Rzuciłam się do ucieczki, chociaż wiedziałam, że mnie dopadnie.

– Opanuj strach! – krzyknęła czarownica.

Ja nie potrafiłam. Po oczach zaczęły mi spływać łzy. Czy właśnie tak miałam skończyć? Rozerwana przez bestię? Opadłam na ziemię. Jeszcze usiłowałam wstać, gdy stwór chwycił mnie za nogę. Z gardła wyszedł mi szloch.

– Pomóżcie mi – szepnęłam, a gdy poczwara przeszyła moją łydkę szponem, wrzasnęłam z bólu.

– Kuno, spójrz na mnie – polecił Kruk, który podbiegł do mnie. Stwory wydawały się go nie zauważać. Uniosłam na niego wzrok. Jego piękne, szare oczy utkwione były we mnie. – Czego się lękasz?

Bałam się wielu rzeczy, zbyt wielu. Teraz jednak najbardziej przerażała mnie perspektywa śmierci. Kopałam z całej siły bestię, która mnie trzymała w uścisku. Podbiegł do mnie kolejny stwór. Jego pazury miały na sobie ślad zaschniętej krwi. Widziałam, jak jego szpon zmierza w moim kierunku, później swój wzrok skierowałam w jego ślepia.

Świat wydawał się stanąć w miejscu, gdy pojęłam. Spoglądałam w oczy stwora, lecz nie widziałam w nich zła. Nasz wzrok się skrzyżował, tyle wystarczyło. Zrozumiałam, że to ja dodawałam im cechy, których nie posiadały. To ja zmuszałam je do ataków i prowokowałam swoim strachem. Zrobiłam z nich swój koszmar.

– Pojęłaś – szepnęła czarownica – nie należy ich oceniać po wyglądzie. Amulet chronił je przed tobą, nie na odwrót.

– Teraz już wiem – odparłam, wstając z ziemi.

Istoty spojrzały na mnie, a ja zobaczyłam w nich oczach radość, zanim odwróciły się i zniknęły w lesie. Poczułam ulgę, a do oczu napłynęły mi łzy szczęścia. Czas strachu się zakończył. Staruszka przytuliła mnie, podobnie jak ciemność, która od teraz stała się moją przyjaciółką. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro