Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Morderstwo na festiwalu wypieków regionalnych

Słowem wstępu muszę ostrzec ludzi, którzy kochają jeść pierniczki, bo przeczytaniu tego tekstu mogą już nie smakować tak samo. Opowiadanie dedykuję @Wierszczu, która wybrała ten temat, jako podarek dla mnie. Pierniczkowej lektury!

Ludzie krzątali się w świątecznym gwarze. Na ulicach słyszano kolędy płynące ze sceny, stojącej na środku rynku małego miasteczka. Kolędnicy kołysali się w rytm piosenki, na ich ustach gościł uśmiech, który widoczny był także wśród ludzi, kręcących się między stoiskami z regionalnymi wypiekami, ale także tymi świątecznymi. 

Na nich panowało spore zamieszanie. Sernik prezentował swoje blade lico, makowiec jak zwykłe lekko się zataczał, natomiast pierniki chwaliły się swoimi nowymi strojami. Renifery biegały w miejscu na prawo od choinek. Dalej leżały piernikowe ludziki, a na samym końcu ja. Jeden samotny piernikowy ludzik bez nogi. Liczyłem, że ktoś mnie kupi pomimo mojej kontuzji.

Narodziłem się w piekarniku wraz z moimi siostrami i braćmi. Dostałem prześliczny lukrowany kubrak i szeroki uśmiech. Za oczy służyły mi perełki cukiernicze. Jednak przy przenoszeniu upadłem i kawałek mojej nogi się odłamał. Początkowo tego nie zauważyłem, w końcu nie czuję bólu, ale później odłożono mnie z dala od moich braci i sióstr. Obserwowałem, jak zapakowani w prześliczne torebeczki z kokardką i karteczką z życzeniami świątecznymi szukali nowych domów, niesieni przez uśmiechniętych ludzi. Nie wiedziałem dokładnie, co się z nimi stanie, ale zazdrościłem im.  Poczułem smutek, odrobina cukrowej masy rozpłynęła się, a po moim piernikowym policzku popłynęła słodka łza. Nie mogłem jej zetrzeć. W moim małym piernikowym serduszku zawitał smutek, gdy zorientowałem się, że już całe moje rodzeństwo znalazło swoich ludzi, a ja pozostałem sam jeden.

Radosne śpiewy towarzyszyły mi, gdy przywitałem się z nowymi znajomymi, których właśnie przywieziono. Byli do mnie bardzo podobni, a wśród nich drugi pierniczek z kontuzją. Położono go obok mnie. Nie miał rączki, ale drugą mi pomachał. Powtórzyłem jego gest. Cieszyłem się, że wreszcie nie jestem samotny. Nawet już brak nogi mi nie przeszkadzał. Niedługo później doszedł do nas pierniczek, który był przełamany na pół. Biedak, miał dużo gorzej ode mnie, ale nie wydawał się smutny. Uśmiechał się radośnie do mnie.

Zauważyłem, że gdy zapadł zmrok, zapalono światełka. Mieniły się różnymi kolorami. Byłem zachwycony, nie każdy pierniczek może zobaczyć tak wspaniały widok, a ja w dodatku mogłem patrzeć wprost na wielką choinkę, która wydawała mi się nad wyraz piękna. Jej piernikowe sobowtórki nie mogły się do niej porównywać. Na szczycie błyszczała złota gwiazda.

Myślałem, że ten stan radości będzie trwał dłużej, lecz się przeliczyłem. Wszystko zmieniło się, gdy usłyszałem chrupnięcie. Nie wiedziałem, co się dzieje. Rozejrzałem się dookoła, próbując zlokalizować, skąd dobiega ten nieprzyjemny dźwięk. Powtórzył się, a ja spojrzałem w górę, gdy okruchy zaczęły na mnie spadać. Ja spoglądałem na moją matkę, która jadła mojego przyjaciela bez ręki. Chciałem krzyczeć, ale nie potrafiłem, a najgorsze, że dalej się uśmiechałem. Smutek i szok zawładnęły mną, gdy obserwowałem morderstwo pierniczka. Czy też tak skończyli moi bracia i siostry? Zostali zjedzeni? Liczyłem, że chociaż część z nich przeżyje. Ja nie wiedziałem, co mam zrobić. Chciałem go uratować, ale jego już nie było. Pozostały po nim tylko okruszki. Płakałem wewnątrz mnie, nie mogąc nic poradzić. Moje pierniczkowe serce wydawało się rozpaść na tysiące kawałeczków. Nie potrafiłem się pozbierać, a już po chwili widziałem, jak moja twórczyni sięga ręką po górną część pierniczka, nie chciałem na to patrzeć, ale nie mogłem również odwrócić wzroku. Jak na ironię ludzie śpiewali Gdy się Chrystus rodzi, a ja cierpiałem.

Kobieta sięgnęła po ostatnią cześć mojego znajomego. Po jego dolną połowę. Obserwowałem, jak jej białe zęby wgryzają się w niego. Lukier brudził jej wargi, kiedy druga noga znikała w jej ustach.

Smutek rozrywał mnie od środka. Czas zwolnił swój bieg, gdy patrzyłem na rękę kobiety sięgającą po mnie. Strach przejął nade mną kontrolę. Nie byłem w stanie się ruszyć. Wewnątrz błagałem o pomoc, lecz nikt mnie nie słyszał. Im bliżej znajdowałem się jej ust, tym mniejszy czułem strach. Zaakceptowałem swój los, ale nie to, że moi przyjaciele zginęli, zamordowani przez nią. Nawet się nie przejęła ich śmiercią, a ja miałem teraz do nich dołączyć. Ja, samotny pierniczek bez nogi.

Nie poczułem, gdy odgryzła mi rękę. Widziałem, jak okruszki z niej opadają na blat. To nie był koniec, nie chciała skrócić mojego cierpienia. Wręcz się rozkoszowała nim. Zajęła się drugą rękę. Żegnałem się z losem, gdy zajęła się jeść moją jedyną nogą. Właśnie wtedy postanowiłem coś zrobić. Gniew przegonił strach, gdy zajęła się moją głową. Ostatkiem sił się zatrzymałem. Próbowała się mnie pozbyć, ale ja dalej tkwiłem w jej gardle. Kaszlała i dusiła się, a ja czułem satysfakcję.

– Ona się dusi! – usłyszałem męski głos.

Wszystko zadrżało, gdy opadła na ziemię. Atakowało mnie powietrze, które usiłowało mnie wypchnąć, ale ja się nie dawałem.

– Wezwijcie lekarza! – krzyknął ktoś.

Jakiś mężczyzna próbował wyjąć mnie palcami, ale byłem zbyt głęboko. Później dmuchali na mnie, dwa razy, a potem trzydzieści razy czułem trzęsienie. Cykl się potarzał, nie rozumiałem, co się dzieje. Przez chwilę nawet myślałem, żeby zrezygnować, ale ona musiała zapłacić za morderstwo swoich piernikowych dzieci.

– Nie żyje – usłyszałem głos.

Wszystko jakby zamarło. Nie mogłem uwierzyć, zrobiłem to, zemściłem się. Tylko dlaczego nie czuję ulgi? Gorycz owładnęła mną. Ja ją zamordowałem, ta świadomość uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. Krzyczałem w duchu, usiłując dojść do siebie. Zacząłem żałować, że nie umarłem, bo wyrzuty sumienia zjadały mnie od środka. Złość, którą na nią czułem, minęła i pozostał tylko żal wraz ze smutkiem. Uśmiechałem się dalej, a w środku czułem się jak pokruszony. Zdawałem sobie sprawę, że do końca mojego piernikowego żywota będę się tak czuł. Pragnąłem oddać się ciemności i to zrobiłem. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszałem, była kolęda Bóg się rodzi.

Dnia 24 grudnia umarł pierniczek, a wraz z nim jego rodzeństwo, znajomi i przyjaciele, a także piekarka. Od tego czasu żaden pierniczek nie smakował tak samo. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro