Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✨ 05. Romeo i Julia

Całą niedzielę przebimbałam w piżamie. Miałam dzień leniucha i zero wyrzutów sumienia. Potrzebowałam resetu – oraz dużej dawki kalorii.

Na śniadanie zjadłam lody prosto z pudełka, na obiad zamówiłam pizzę, potem znowu zjadłam lody, a na kolację wciągnęłam całego arbuza. Szukałam sobie różnych zajęć, chcąc odciąć się od nawiedzających mnie myśli. Z godną podziwu determinacją dekorowałam dom na zbliżające się Halloween. Obserwowałam również sąsiadów, których ogrody mogłyby posłużyć za plany zdjęciowe dla Hollywood. Ja nie byłam aż tak zakręcona na punkcie dyń i szkieletów. Zamiast tego z uporem maniaka przyklejałam na oknie i fasadzie domu maleńkie pająki, usiłując odtworzyć scenę z Harry'ego Pottera. Wyszło marnie, co tylko wzmogło moją irytację.

Poszłam spać głodna i niezadowolona.

Prawda była taka, że przez cały dzień nie mogłam myśleć o niczym innym niż...

Och, spójrzmy prawdzie w oczy!

Nie mogłam przestać myśleć o Samuelu!

Co za irytujący typ! Prześladował mnie nawet wtedy, kiedy fizycznie nie było go obok!

Co jakiś czas chwytałam za telefon tylko po to, żeby ponownie przeczytać naszą wymianę zdań. Analizowałam każde słowo i dochodziłam do coraz gorszych wniosków.

Przykładowo: nie zaprzeczył.

Nie zaprzeczył, kiedy napisałam, że zalazłam mu za skórę i teraz nie mógł przestać o mnie myśleć.

Sęk w tym, że ja też nie mogłam przestać myśleć. O nim.

Drażniła mnie aura, którą wokół siebie roztaczał. To ciągłe napięcie, życie w strachu, pilnowanie się na każdym kroku, ten cały blichtr Księcia Mafii i idąca za tym władza. Na dodatek był przystojny i wzbudzał powszechne zainteresowanie. Naoglądałam się wystarczająco dużo seriali dla nastolatek i naczytałam romansideł, żeby wiedzieć, że nasza historia mogłaby stać się fabułą większości tych gniotów.

Samuel Weston był dupkiem. Nie liczył się z ludźmi, pomiatał nimi. Miał się za pępek świata, a jego ojciec był odpowiedzialny za wiele zła. Ich nazwisko zwiastowało problemy, mieli krew na rękach, a ich sumienia pozostawały czyste chyba tylko dlatego, że ich nie używali.

Samuel nie był zwykłym nastolatkiem. Nie był przeciętnym bad boyem. Już nie próbowałam i nie zamierzałam szukać w nim dobra, bo go w nim nie było. Nie wierzyłam, że pod wpływem uczuć zajdzie w nim wewnętrzna przemiana i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.

Nie podobał mi się fizycznie. Nie był w moim typie, ale cała ta otoczka czyniła go atrakcyjnym. Wstyd przyznać, ale nawet dla mnie. Podobało mi się, że w pewnym sensie mnie wyróżnił, chociaż chciałam pozostać anonimowa. Kręciła mnie myśl, że mogłam mieć na niego wpływ.

Wszystko to świadczyło o jednej rzeczy: mojej skrajnej głupocie.

Byłam skończoną idiotką, miotając się między zdrowym rozsądkiem a mimowolnym podniecaniem się zainteresowaniem ze strony Westona. Mogłabym zwalić winę na hormony, ale prawda była taka, że kierowała mną pycha. Byłam słaba. Ten sam błąd popełniłam w poprzedniej szkole. Szkoda, że najwyraźniej, wbrew pozorom, nie wyciągnęłam żadnych wniosków.

Olivia miała rację. Kto raz wejdzie w strukturę siatki mafijnej, ten już z niej nie wyjdzie. To etat na całe życie. To wyrok, którym obarcza się nie tylko siebie, ale też najbliższe osoby. Niech Jacob będzie przykładem. Porachunki z mafią miał jego ojciec, ale to Jacob finalnie zapłacił najwyższą cenę.

O tym też nie mogłam zapomnieć: Samuel podobno miał na rękach krew nastolatka, swojego kolegi. Fakt, że mógł z tym żyć, patrzeć w lustro i spać spokojnie, zupełnie go w moich oczach dyskwalifikował. Nigdy nic nie mogłoby nas łączyć. Chodziliśmy do jednej szkoły. Tylko tyle. Aż tyle.

🔸🔸🔸

Po całym dniu rozmyślania o Westonie i nieprzespanej nocy musiałam zmierzyć się z poniedziałkiem. Czułam się jak na kacu.

Na Facebooku nikt nie komentował zajścia na plaży. Na Insta też było cicho. Nie wiedziałam, z czym się spotkam. Dostałam setki zaproszeń do znajomych, więc część osób mnie wspierała. Ale pamiętałam nastawienie Kevina i wiedziałam, że pozostali uważali mnie za kogoś, kto siał niepotrzebny ferment. Nie mogłam ich winić. Nie sprawiałam wrażenia osoby, którą bawiła ta sytuacja, ale też nie robiłam nic, żeby ją załagodzić. Byłam rozbita i to dało się odczuć. Musiałam zająć jakieś stanowisko i mocno się go trzymać.

Dla dobra mojej rodziny, moich znajomych i mojego własnego była tylko jedna opcja: unikać konfliktów i zniknąć w tłumie. Zastanawiałam się tylko, czy to da się zrobić. W końcu nie znałam planów Westona.

Czułam się jak kupa. Nie chciało mi się robić makijażu, co na szczęście nie było konieczne, od kiedy robiłam sobie rzęsy i hennę na brwi. Nie chciało mi się stroić, więc wsunęłam pierwsze rzeczy, które wpadły mi w ręce. Legginsy, T-shirt Nike, ramoneska, okulary przeciwsłoneczne i Nike Air Jordan. Wszystko, oprócz butów, było czarne – zupełnie jak mój nastrój. Wyszłam z założenia, że w takim stroju nie będę rzucać się w oczy.

– Ktoś umarł? – Takimi słowami powitała mnie Serena, kiedy wysiadłam z auta.

Rzuciłam jej krótkie spojrzenie znad okularów. W odpowiedzi uniosła ręce w geście kapitulacji i udała, że zamyka usta na suwak. Cieszyłam się, że się zrozumiałyśmy.

Serena była dobrym materiałem na przyjaciółkę. Miałam nadzieję, że się nie zawiodę. To byłby pierwszy raz i byłoby miło, gdyby jednak nie zabolał.

Za moje dzisiejsze śniadanie robiła butelka wody niegazowanej. Drobny detoks po niedzielnych łakociach był tym, co miało poprawić mi humor.

Miało być, że niby tak dbam o siebie i w ogóle. Efekt był odwrotny od oczekiwanego. Byłam głodna, zbliżał mi się okres i... byłam głodna. Do tego byłam śpiąca, wyglądałam – o czym już zdążyłam wspomnieć – jak kupa, czułam się podobnie i... byłam głodna.

– Wyglądasz kwitnąco – zakpiła Olivia, kiedy spotkałyśmy się przy szafkach.

Podobno do zrobienia smutnego wyrazu twarzy potrzeba aż czterdziestu dwóch mięśni. Do wyprostowania środkowego palca wystarczą cztery.

Powiedzmy, że nie miałam nastroju na duży wysiłek. Na mój nieelegancki gest Olivia zareagowała prychnięciem.

– W takim razie na pewno się ucieszysz, kiedy powiem, że mamy dziś test.

– Z czego? – jęknęłam, opierając czoło o szafkę.

– Z algebry.

Matematyka.

To musiała być matematyka.

Nienawidziłam matematyki.

– Na pocieszenie dodam, że na długiej przerwie jest nabór do kółka teatralnego.

Olivia kilkukrotnie wspominała o kółku teatralnym, twierdząc, że bym się do tego nadawała. Zupełnie nie rozumiałam, czemu posądzała mnie o zdolności aktorskie.

Pomimo moich wcześniejszych obaw nikt nas nie zaczepiał. Byłam przekonana, że jak tylko wejdę do szkoły, to połowa uczniów dopadnie mnie z kwiatami, a druga będzie gonić z widłami. Bujna wyobraźnia potrafiła być zmorą. Na szczęście obeszło się bez takich ekscesów.

Pan Gibson, nauczyciel matematyki, był przeuroczym człowiekiem, ale nauczał najgorszego z możliwych przedmiotów. Sprawiał wrażenie osoby, która urodziła się, żeby coś liczyć i układać równania. Miał w sobie pasję, którą usiłował nas zarazić. Część uczniów uległa temu czarowi, ale ja byłam niewzruszona. Ogarniałam matmę na tyle, żeby przechodzić z klasy do klasy bez poczucia wstydu. Miłości w tym nie było.

Właśnie dlatego wiadomość o teście była dla mnie zaskoczeniem. Nie wiem, skąd Olivia miała tę informację, ale szybko okazało się, że była prawdziwa. Zakres obejmował trzy ostatnie lekcje. Dużo i mało. Na szczęście łatwo przyswajałam materiał, więc to i owo pamiętałam. Chciałam zaliczyć i mieć to z głowy. Wyższe oceny zostawiałam tym, którym na nich zależało. Na ostatnim roku wszyscy mieli ciśnienie. Chcieli uzyskać jak najlepsze wyniki i zawalczyć o stypendium. Nie bałam się o swoją przyszłość. Dzięki majątkowi moich rodziców miałam zapewnione miejsce w college'u. To jedna z sytuacji, w których bez wyrzutów korzystałam z taryfy ulgowej.

Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo byłam głodna, dopóki nie nadszedł moment lunchu. Jako pierwsza wpadłam na stołówkę. Dziewczyny śmiały się ze mnie, ale zgodnie podążały moim śladem. Na szczęście jedzenie w szkolnej kafeterii było naprawdę dobrej jakości. Nie był to standard we wszystkich liceach.

Kiedy zasiadłyśmy przy stoliku i już miałam się zabierać za jedzenie, zdałam sobie sprawę, że wszyscy się na mnie gapią. Zrobiło mi się nieswojo. Nie wiedziałam, czy to kwestia zawartości mojej tacy, czy też mojego wyglądu, który nadal wskazywał na coś pomiędzy żałobą a mocnym kacem.

Niestety, nie chodziło o żadną z tych kwestii.

Wszyscy czekali na rozwój wydarzeń i pewnie zastanawiali się, co zrobi Weston. Stołówka była jedynym miejscem, w którym krzyżowały się nasze ścieżki. Chociaż obydwoje byliśmy na ostatnim roku, nie mieliśmy wspólnych zajęć. Starałam się omijać korytarze, na których mogłam go spotkać. Przerwy na lunch ominąć nie mogłam. To znaczy mogłabym, ale nie dzisiaj. Byłam tak głodna, że nic innego nie miało znaczenia.

– Zaraza na trzeciej – rzuciła Serena, przeżuwając kanapkę.

Nie odwróciłam się. Dobrze wiedziałam, kogo miała na myśli. Rozmowy ucichły, ludzie przestali jeść. To było krępujące, chore i nienaturalne. Podejrzewałam, że gdyby na miejscu Westona był książę William, to byłoby gwarno i radośnie. Samuel wprowadzał atmosferę stypy.

Cóż... Grunt, że przynajmniej ubrałam się odpowiednio do okazji.

– Gapi się. – Serena była moimi oczami.

Tak. To nie było nic nowego. Zdążyłam się nauczyć, że Weston się gapi. Czułam mrowienie na karku, więc zapewne wiercił dziury w moich plecach. Dobrze, że nie miał laserów w oczach, bo padłabym trupem po trzech sekundach.

Oddychałam miarowo, starając się zapanować nad reakcjami mojego ciała. Gęsiej skórki nie mogłam kontrolować, ale nad dreszczami jako tako panowałam.

– Idzie tu.

Powoli nabrałam powietrza. Głupio było siedzieć i czekać, aż podejdzie, więc znalazłam zajęcie dla rąk. Bez pośpiechu oderwałam słomkę od kartonika, jeszcze wolniej zaczęłam wyciągać ją z folii. Nie zdążyłam wbić jej w zafoliowane miejsce, kiedy Samuel wybitnie leniwym krokiem minął nasz stolik. Nie zatrzymał się ani nie odwrócił. W ogóle nic nie zrobił. Po prostu w żółwim tempie przeszedł obok i zajął swoje miejsce. Ku mojej rozpaczy siedzieliśmy teraz zwróceni twarzami do siebie. W powietrzu nadal unosił się zapach jego drogich perfum.

Nienawidziłam ich.

Cholernie dobrze pachniały.

– Serena – rzuciłam neutralnym tonem, świadoma, że najbliżsi ludzie wokół mogli mnie usłyszeć – czy zechciałabyś przesunąć się nieco w lewo? Twoje lewo.

Koleżanka bez wahania wykonała moją prośbę. Dzięki temu twarz Samuela zniknęła z pola widzenia, a mój apetyt powrócił. Wbiłam słomkę w kartonik, napiłam się soku i popatrzyłam na najbliższe stoliki.

Moi szkolni znajomi siedzieli z otwartymi buziami.

W sumie nie wiem, czego się spodziewali?

Wyzwisk?

Kłótni?

Armagedonu?

– Smacznego! – Uśmiechnęłam się i puściłam oczko do gapiących się na mnie ludzi.

Przez moment byli zaszokowani, aż w końcu jeden po drugim, stolik po stoliku, wrócili do życia.

Odetchnęłam z ulgą. Niestety nie na długo. Po chwili mój telefon zawibrował.

Od: Kretyn (Tak, bywałam dziecinna).

Smacznego?

Zignorowałam wiadomość i ponownie skupiłam się na jedzeniu. Nie upłynęły dwie minuty, kiedy dostałam kolejnego SMS-a.

Od: Kretyn

Spójrz na mnie, Ava.

Przymknęłam oczy. Nie mogłam i nie chciałam na niego patrzeć. Przysłaniała go Serena, a próba nawiązania kontaktu wzrokowego byłaby po prostu zła.

Tak jak zły był fakt, że ledwo panowałam nad mięśniami mimicznymi. Prawie się uśmiechnęłam! To było chore!

I na dodatek...

Gaaah...! Aż mnie kusiło, żeby spojrzeć w stronę Samuela!

To tak jak wtedy, kiedy ktoś mówi: „Nie patrz w dół!".

No weź nie patrz!

Nie da się!

Zacisnęłam zęby, tocząc wewnętrzną walkę.

– Kto to? – Olivia przerwała moje zmagania.

– Nikt! – warknęłam, co było odpowiedzią samą w sobie.

Jej oczy miały teraz rozmiar małych spodków.

– Igrasz z ogniem – ostrzegła.

Jakbym nie wiedziała!

– Co ty nie powiesz? – sarknęłam, nie mogąc się powstrzymać. – Nie widzisz, że usilnie staram się go olać? Nie odpisałam na żadną z wiadomości.

Olivia nie poczuła się urażona moim tonem, chyba rozumiała, że mogłam być nieco rozchwiana emocjonalnie. Każdy dzień był dla mnie jak rosyjska ruletka. Wiedziałam, że ktoś z czymś wystrzeli. Nie wiedziałam tylko, czy trafi.

– W sumie nie wiem, co gorsze – zauważyła Oli. – Olewanie go raczej nie robi dobrze na jego ego.

Miała rację, ale to niczego nie ułatwiało. I tak źle, i tak niedobrze.

Od: Kretyn

Kopiesz sobie grób.

Powtarzał się. Mimowolnie przewróciłam oczami. To był kolejny raz, kiedy groził mi w ten sposób.

Nieco mnie to dziwiło. Nie miałam żadnego doświadczenia z mafią, ale wydawało mi się, że powinien być nieco bardziej dyskretny. Weston ubierał się elegancko, jeździł drogim wozem, ale maniery miał fatalne.

Wyobrażenie mafii jako pewnego rodzaju monarchii przestępczego półświatka runęło w gruzach. Samuel zachowywał się, jakby nie znał podstawowych zasad kodeksu honorowego, co było co najmniej dziwne. Nawet ja o tym słyszałam. Pierwsza informacja, którą znalazłam w necie na temat mafii, dotyczyła bezwzględnego przestrzegania zasad i poszanowania dla tradycyjnych wartości.

Ja:

Usłyszałam to od Ciebie tyle razy, że powinnam już dokopać się do Chin.

Wysłałam wiadomość i dosłownie chwilę później usłyszałam, że chłopak parsknął śmiechem. Z wrażenia opuściłam telefon i uniosłam głowę. Ludzie wokół zareagowali podobnie.

Weston nie kpił, nie udawał, nie ironizował. On autentycznie zachichotał!

Siłą woli powstrzymałam uśmiech.

Rozbawiłam go.

To było coś nowego.

Kolejny SMS.

Od: Kretyn

Jak już tam będziesz, to kup mi pamiątkę.

Zmarszczyłam brwi.

Ktoś tu był dzisiaj w dobrym humorze.

Pozazdrościć.

Ja:

Z zaświatów?

Kolejne parsknięcie.

Ja również się uśmiechnęłam.

Tak, Weston się czegoś nawciągał.

Nie miałam innego wytłumaczenia dla jego szampańskiego nastroju.

Ewentualnie kogoś zabił.

Być może takie rozrywki również poprawiały mu humor.

Od: Kretyn

Nie, głuptasie. Z Chin.

Głuptasie?

Serio?

To już nie „idiotko"?

Przeszliśmy od zabijania do flirtowania?

Czułam, że moje policzki zrobiły się czerwone. Tego się nie spodziewałam. Od nadmiaru emocji zaczynało mi się kręcić w głowie.

– Skończ – syknęła Serena. – Ludzie się gapią.

Nie chciałam tego sprawdzać. Spokojnie odłożyłam telefon i zamierzałam skupić się na jedzeniu, ale nie dane mi było dokończyć posiłku w spokoju.

Na stołówkę wszedł Elijah. Miał podbite oko, rozciętą wargę i, ku mojemu zdumieniu, nogę w gipsie. Na filmiku nie było widać, żeby ktoś złamał mu nogę. Rozejrzał się po wszystkich, aż jego wzrok spoczął na naszym stoliku. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, miałam ochotę do niego podejść i go przytulić. Wyglądał po prostu żałośnie. Nie znaliśmy się osobiście, dotychczas nawet nie rozmawialiśmy. Mimo wszystko powoli, bardzo wyraźnie skinął mi głową. Gwałtownie nabrałam powietrza. Chociaż dostał w skórę, nadal okazywał mi wsparcie. Nie wiem, jakie prywatne porachunki miał z Westonem, ale to musiało być coś ważnego, skoro nie ustąpił po bójce.

– Proszę, proszę. – Usłyszałam kpiący głos Samuela. – Kto to w końcu dotarł na lunch? Gips przeszkadza ci w chodzeniu?

W jednej chwili poczułam wściekłość. Miła wymiana SMS-ów poszła w niepamięć, została starta gumką. Zacisnęłam ręce w pięści.

– Ava... – Olivia złapała mnie za rękę.

– Przemyśl to – rzuciła Serena ostrzegawczym tonem.

Nie.

Nie miałam zamiaru niczego analizować.

Całe życie wszystko analizowałam. Działałam tak, żeby było dobrze. Teraz zamierzałam zadziałać tak, jak czułam.

Wyrwałam rękę z uścisku Olivii i gwałtownie wstałam z miejsca. Spojrzałam prosto na Samuela, który powoli przeniósł na mnie uwagę. Na jego twarzy malował się leniwy, pełen samozadowolenia uśmiech. Miałam ochotę zetrzeć mu go papierem ściernym. Przewiercał mnie wzrokiem na wskroś, rzucając mi nieme wyzwanie. Podjęłam rękawicę.

– Kretyn – syknęłam pod nosem, świadoma, że w panującej na stołówce ciszy wszyscy doskonale mnie słyszeli.

W jednej sekundzie oblicze Samuela spochmurniało. Dumnie uniosłam głowę. Racjonalna część mnie wiedziała, że ta chwila buty mogła mnie dużo kosztować. Mimo wszystko zagłuszyłam głos rozsądku. Nie czekałam na reakcję Westona. Odsunęłam się od stolika i podeszłam do Elijaha, który nadal stał w wejściu na stołówkę. Wokół nas panowała grobowa cisza. Zatrzymałam się niecały metr od chłopaka. Patrzył na mnie gniewnie, ale czułam, że jego złość nie była skierowana do mnie. Był zły na system. Na obojętność wobec wybryków Samuela. Na przyzwolenie na krzywdę, którą Weston wyrządzał ludziom. Ja w tym wszystkim zupełnie niechcący zostałam symbolem walki o równość. Nie miałam szans w starciu z mafią, ale nie chodziło o zwycięstwo. Chodziło o zasady.

– Nie musiałeś się narażać – szepnęłam.

– Ty byłaś tylko pretekstem – odpowiedział cicho Elijah. – Już dawno miałem na to ochotę.

Pokręciłam głową ze smutkiem, patrząc na jego zagipsowaną nogę i poobijaną twarz.

– I jak to się dla ciebie skończyło?

Wzruszył ramionami i skrzywił się z bólu. Byłam pewna, że miał obrażenia, których nie było widać przez zasłonę ubrań. Jordan i Dominic nie szczędzili ciosów. Poza tym Samuel uraził jego dumę – ta rana miała goić się dużo dłużej.

– Usiądziesz z nami? – zapytałam.

Uniósł brwi, nagle niepewny. Uśmiechnęłam się zachęcająco. Po krótkiej chwili wahania skinął głową i ruszył za mną. Odprowadzała nas cisza.

Nie patrzyłam w stronę Westona. Fakt, że siedział cicho i nie ruszył się z miejsca, w ogóle mnie nie interesował. Mogliśmy zacząć kłótnię choćby tu i teraz. Byłam w bojowym nastroju, chociaż starałam się tego nie okazywać.

Serena i Olivia uśmiechnęły się do chłopaka, który zajął miejsce przy naszym stoliku. Zwykle siedział gdzieś indziej, ale to też było symboliczne. Po chwili podeszli do nas jego koledzy, pytając, czy również mogą się przysiąść. Byłam im za to wdzięczna.

W ten sposób zjadłam obiad w otoczeniu nowych znajomych, pokazując Westonowi, że idą zmiany. Pokrzyżowało mi to plany, bo miałam się nie wychylać, jednak czasami życie pisze swoje scenariusze.

🔸🔸🔸

Ludzie przestali się gapić w milczeniu. Teraz po prostu już otwarcie szeptali i pokazywali mnie palcami.

Elijah okazał się miłym gościem. Nie rozmawialiśmy o Westonie ani o imprezie na plaży. Staraliśmy się zjeść obiad w luźnej atmosferze, co nie było łatwe z uwagi na zestresowaną publiczność.

Kolejne dwie lekcje upłynęły względnie spokojnie. Olivia uparła się, że na długiej przerwie mam iść na przesłuchanie do kółka teatralnego. Zgodziłam się dla świętego spokoju, bo potrafiła być bardzo upierdliwa.

W ten sposób znalazłam się w sali teatralnej, trzymając w dłoni kartkę z fragmentem Romea i Julii. To było tak oklepane, że aż śmieszne. Miałam odegrać scenę Julii. Nie zamierzałam się przykładać, bo nie chciałam należeć do kółka. Jedyne kółko, które mnie interesowało, to kierownica w moim samochodzie.

Stałam właśnie za kulisami, odrobinę znudzona występami kolejnych kandydatek. Oglądanie po raz trzynasty tej samej sceny było nużące. Podziwiałam szczere zainteresowanie jury. Wykazywali entuzjazm godny jurorów w talent show.

Byłam ostatnia. Od powrotu do domu dzieliło mnie kilkanaście minut klepania bez emocji kwestii Julii. Tyle mogłam zrobić.

Los bywa jednak przewrotny, więc dosłownie jak spod ziemi wyrósł przede mną wściekły Samuel.

No i proszę.

Narzekałam na brak emocji.

– Lubisz przedstawienia? – syknął, mocno łapiąc mnie za ramię.

Po moim ciele przeszedł dreszcz. Po nim przyszedł lekki strach. Nie sądziłam, że mógłby zrobić mi krzywdę, nie kiedy na widowni siedzieli nauczyciele. Samuel potrafił jednak manipulować wszystkimi dokoła, pewnie miał też na koncie groźby karalne. Do tej pory miałam przed oczami Eliję, który rozpłakał się pod wpływem jego słów.

– To boli! – warknęłam, usiłując wyrwać rękę.

Chłopak prychnął mi w twarz.

– To cię boli? – Zacisnął mocniej palce. – To jest nic. Nie masz pojęcia o prawdziwym bólu.

Nie próbowałam zrozumieć, co miał na myśli. Szamotałam się z nim, chcąc się wyrwać, ale im usilniej próbowałam się uwolnić, tym mocniej mnie trzymał. Byłam pewna, że zrobi mi siniaki.

– O co ci chodzi? – syknęłam.

– O co mi chodzi? – Nachylił się do mojej twarzy, unieruchamiając spojrzeniem zimnych zielonych oczu. – Nie jesteś idiotką, Ava.

Parsknęłam.

– A to coś nowego!

Chłopak patrzył na mnie przez krótką chwilę, po czym popchnął na ścianę. Oparłam się o nią plecami i rozmasowałam bolącą rękę. On tymczasem nerwowo przeczesał włosy palcami. Nie próbował się zbliżyć. Jednocześnie nie odrywał ode mnie wzroku. Czułam się jak zwierzyna łowna schwytana przez drapieżnika. Sam ten fakt działał mi na nerwy.

– Myślisz, że naprawdę coś zmienisz? Że nagle pojawi się więcej głupców pokroju Evansa, którzy z twoim imieniem na ustach będą próbowali ze mną walczyć?

Zgadywałam, że Evans to nazwisko Elijaha.

Zacisnęłam szczękę i milczałam. Nie zamierzałam odpowiadać Samuelowi. Raz, bo dokładnie na to liczył, a dwa, bo nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć.

– Nie ignoruj mnie, Ava. – Chyba lubił powtarzać moje imię. – Zadałem ci pytanie.

Robiło się coraz bardziej niezręcznie. Czułam złość i narastające napięcie.

– Jaki masz problem? – żachnęłam się i stanęłam prosto. – To ostatni rok. Co chcesz udowodnić? Rujnujesz wszystkim życie, żeby pokazać, jaki to z ciebie wielki Książę Mafii? Genów nie oszukasz, co?

Widziałam, jak żyła na jego szyi zaczyna pulsować. Zacisnął dłonie w pięści i bardzo starał się nad sobą zapanować.

Nie liczyłam się ze słowami. Dosłownie wyplułam z siebie to, co leżało mi na sercu. Zamiast bronić się i zarzekać, że nie zamierzałam grać bohaterki, dałam Westonowi do zrozumienia, że w tym wszystkim to on ponosił winę.

Książę Mafii? – prychnął, unosząc wymownie brew.

Poruszyłam się niespokojnie. Do tej pory używałam tego określenia jedynie w myślach. Teraz mi się wymsknęło. Nie byłam przekonana, czy rozmawianie o pochodzeniu Samuela to dobry pomysł. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc po prostu wzruszyłam ramionami.

– Nic o mnie nie wiesz, Ava. Nic.

– Wcale nie chcę wiedzieć – mruknęłam.

Cóż, prawda była taka, że od samego początku Weston tyleż samo mnie wkurzał, co intrygował. Miał złą opinię i ugruntowaną pozycję, jednak wiedziałam dobrze, że takie założenia często mijały się z prawdą.

– Skoro już stoimy na scenie, to ujmę to tak – powiedział niepokojąco niskim głosem. – Każdy ma w życiu do odegrania jakąś rolę. Moja jest jaka jest i jestem z niej dumny.

– Nigdy w to nie wątpiłam.

– To jest moje życie i nie chciałbym innego. Będę robił wszystko, żeby zachować pozycję. Dosłownie wszystko, Ava. Nikt ani nic mnie nie powstrzyma. A już na pewno nie taka mała dziewczynka jak ty.

– Zaczynam się gubić, Weston. – Zmrużyłam oczy. – Ja nie chciałam mieć z tobą do czynienia. To ty się na mnie uwziąłeś. Skąd założenie, że taka mała dziewczynka jak ja mogłaby ci w czymkolwiek przeszkodzić?

Z jakiegoś powodu jego słowa sprawiły mi ból.

Z jednej strony wiedziałam, że Samuel był dumny z poczynań swojej rodziny, że się nie zmieni, i w ogóle. A z drugiej miałam tę głupią, naiwną wiarę w drugiego człowieka, która pozwalała mi mieć nadzieję, że może jednak! Może jednak okaże się inny.

– Nikt ani nic mnie nie powstrzyma – powtórzył z siłą.

Nagle poczułam ogromne zmęczenie.

– Wiem, Samuelu. – Drgnął, kiedy usłyszał swoje imię. Bardzo starałam się, żeby mój głos się nie trząsł, ale nie potrafiłam ukryć emocji. – Jacob zdążył się o tym przekonać.

Samuel na moment przymknął oczy, jakby wspomnienie o dawnym koledze sprawiło mu przykrość. Szybko jednak się opanował i po chwili ponownie mierzyłam się z chłodem zielonych tęczówek.

Nie potrafiłam powiedzieć, ile czasu tak na siebie patrzyliśmy. Nie było w tym żadnych emocji, a jednak ta cisza była znacząca, dla niego i dla mnie.

– Pięknie! – Tuż obok nas rozległ się podekscytowany głos. – Wybornie! Idealnie!

Podskoczyłam, przestraszona niespodziewanym dźwiękiem. Weston nawet nie drgnął.

Pani Ramirez, opiekunka kółka teatralnego, klasnęła w dłonie i podeszła do nas z szerokim uśmiechem. Jej wyśmienity nastrój boleśnie kontrastował z atmosferą między nami. Ona zdawała się tego nie dostrzegać.

– Lilianah, musisz być Julią. Musisz! Te emocje, ta mimika!

Skrzywiłam się, słysząc swoje prawdziwe imię. Samuel popatrzył na mnie z uniesioną brwią i bezgłośnie poruszył ustami.

– Lilianah?

Wzruszyłam ramionami, nie zamierzając się tłumaczyć. Wyglądało na to, że do tej pory nie wiedział, że nie nazywam się Ava. I w sumie nie ma w tym nic dziwnego. Niby skąd miałby wiedzieć?

– Panie Weston – zwróciła się do niego pani Ramirez. – Nie myślał pan o karierze aktora? Byłby pan idealnym Romeem w duecie z panną Goldberg.

Wytrzeszczyłam oczy.

O nie, nie, nie!

Jeśli miałabym się zgodzić na rolę Julii, co samo w sobie było śmieszne, to na pewno nie w parze z Westonem!

Tymczasem on wydawał się coraz bardziej rozbawiony sytuacją. Widział moją reakcję na propozycję nauczycielki i czerpał z niej satysfakcję.

– W sumie... Jak tak teraz pani o tym wspomniała...

– Chodźcie na scenę. No już, szybciutko.

Wypchnęła nas na środek sceny. Na widowni siedzieli przypadkowi uczniowie, kandydatki na Julię, moje koleżanki i jeszcze dwie nauczycielki. Wszyscy zamarli na widok Samuela. Trudno im się dziwić.

– Znalazłam Julię – Pani Ramirez zachichotała.

– Proszę pani... – zaczęłam. – Ja jeszcze nie powiedziałam, że...

– Nie bądź niemądra. – Machnęła na mnie ręką, więc od razu zamilkłam. – Jesteś idealną kandydatką. Na dodatek w parze z panem Westonem rozwalacie system.

Samuel parsknął śmiechem, słysząc słowa pani Ramirez. Jej próby posługiwania się młodzieżowym slangiem były zabawne, choć nieco kompromitujące. Tymczasem ona wcisnęła nam w ręce nowe kartki ze scenariuszem.

– Panie Weston, pan zaczyna.

Samuel rzucił okiem na kartkę i prychnął. Odegranie tej sceny to była dla niego łatwizna. Był przyzwyczajony do atencji, do robienia show. W zasadzie aż dziwne, że wcześniej nie należał do kółka teatralnego. Scena zapewne go kochała.

W sali panowała cisza. Można było usłyszeć tykanie zegara w sąsiednim pomieszczeniu. Samuel stanął przodem do mnie i przez moment po prostu patrzył mi w oczy. Poczułam gęsią skórkę na całym ciele. Już pierwsze zdanie jego kwestii było dwuznaczne. Miałam wrażenie, że stanowiło komentarz do naszej wcześniejszej kłótni.

– „Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany". – Przełknęłam ślinę. Samuel kontynuował. – „Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna! Ona jest wschodem, a Julia jest słońcem! Wznijdź cudne słońce, zgładź zazdrosną lunę, która aż zbladła z gniewu, że ty jesteś od niej piękniejsza; ukarz ją zaćmieniem za tę jej zazdrość; zetrzyj ją do reszty! To moja pani, to moja kochanka!".

Byłam jak zahipnotyzowana. Przełknęłam ślinę. Samuel zrobił krok w moją stronę. Chwycił mnie za rękę i nieznacznie przysunął do siebie. Oparł moją dłoń na wysokości swojego serca.

Poczułam ciepło bijące od jego ciała i ten irytująco podniecający zapach perfum.

Przygryzłam wargę.

– „O! gdyby mogła wiedzieć, czem jest dla mnie!". – Na dłuższą chwilę przerwał i po prostu na mnie patrzył. Ktoś z widowni odchrząknął ponaglająco, więc Samuel zaczął czytać dalej. – „Przemawia, chociaż nic nie mówi; cóż stąd? Jej oczy mówią, oczom więc odpowiem. Za śmiały jestem; mówią, lecz nie do mnie. Ptaki ocknęłyby się i śpiewały, myśląc, że to już nie noc, lecz dzień biały. Patrz, jak na dłoni smutnie wsparła liczko! O! gdybym mógł być tylko rękawiczką, co tę dłoń kryje!".

Skończył czytać, ale mnie nie puścił. Patrzył mi w oczy z niemym wyzwaniem. Jego usta ułożyły się w kpiący uśmieszek. Dla niego to było tylko przedstawienie. A dla mnie?

Miałam.

Przesrane.

I kiedy myślałam, że już gorzej być nie może, pani Ramirez zaczęła klaskać jak opętana, wyrywając mnie z transu, w który nieświadomie wpadłam.

Szarpnęłam rękę i odsunęłam się od Samuela. Zdawał się niewzruszony sytuacją. Wyglądało na to, że tylko na mnie robiło to takie wrażenie.

Bardzo niedobrze.

– Lilianah, twoja część – zarządziła pani Ramirez.

Rzuciłam okiem na nowy tekst i niemal jęknęłam. Jakim cudem to spotykało właśnie mnie?

Bardzo, bardzo niedobrze.

– Czytaj – powtórzyła pani Ramirez.

Odetchnęłam, zebrałam się w sobie i spojrzałam prosto w zielone oczy Samuela. Nie musiałam czytać z kartki, bo akurat ten fragment znałam na pamięć.

– „Znienawidzony, choć już ukochany. Nieznany wcześniej, zbyt późno poznany. Amor przybiera postać dręczyciela, każąc miłować mi nieprzyjaciela".

Oczy Samuela rozszerzyły się ze zdziwienia. Moje z kolei zasnuła kurtyna łez, które próbowałam pohamować.

Serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej.

Trzęsły mi się dłonie i ledwo stałam na nogach.

Oddychałam płytko przez lekko uchylone usta.

Niedobrze.

Bardzo.

Bardzo.

Niedobrze.

🔸🔸🔸


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro