✨ 04. Oni myślą, że ty coś znaczysz
W sobotę rano obudził mnie natarczywie wibrujący telefon. Przezornie wyciszyłam dźwięki, ale to nic nie dało. Odnotowałam w pamięci, żeby wyłączyć powiadomienia, chociaż wiedziałam, że i tak tego nie zrobię. Nastolatka w dwudziestym pierwszym wieku nie ma lekko, bycie offline to luksus, na który mnie nie stać.
Kolejne powiadomienie wywołało u mnie serię niekontrolowanych pomruków. Uwielbiałam spać! Jeśli to nie była wiadomość o końcu świata, inwazji kosmitów albo degustacji w fabryce czekolady, to każda próba nawiązania kontaktu w sobotnie poranki była z góry skazana na niepowodzenie.
W końcu jednak ciekawość zwyciężyła.
Sięgnęłam po telefon i rzuciłam okiem na wyświetlacz. Zmarszczyłam czoło. Coś się nie zgadzało. Wszystkie powiadomienia były z Facebooka, ale było ich absurdalnie dużo.
Nie zastanawiając się dłużej, zwlekłam się z łóżka, usiadłam przy biurku, odpaliłam komputer, weszłam na Facebooka i zaniemówiłam.
Mogłam zapomnieć o anonimowości.
W zasadzie byłam w czarnej dupie, a przy tym aż zanadto na świeczniku.
Nawet nie wiedziałam, że tak się da.
– Wow... – szepnęłam do siebie. – Jest. Źle.
Ponad dwieście nowych zaproszeń do znajomych, mniej więcej jedna czwarta szkoły. Niby niewiele, skoro niektórzy mają tysiące wirtualnych znajomych. Dla mnie jednak było to dużo za dużo.
Do tego trudna do ogarnięcia liczba oznaczeń oraz komentarzy, na które nie chciałam odpowiadać – i tak nie dałabym rady ze wszystkimi.
Dołączono mnie również do grup dyskusyjnych, o których istnieniu nie wiedziałam. Okazało się, że nasze liceum miało swoją zamkniętą grupę, w której nie było Westona.
Ka bum!
Magia dwudziestego pierwszego wieku!
Wyglądało na to, że grupa na FB była wolna od Księcia Mafii i jego kumpli. Jedyne miejsce, gdzie życie szkoły, choć offline, toczyło się swoim rytmem – wszystko zdawało się normalne. Niby taka głupota, a tak cieszyła!
Przeglądanie newsów zajęło mi dwie godziny, ale straciłam tylko czas. Wszystkie wypowiedzi, które udało mi się przeczytać, były pisane pod wpływem chwili i, prawdopodobnie, alkoholu. Niczego nie wnosiły do sprawy, a mogły wkurzyć Westona. Może nie było go w grupie, ale miałam przeczucie graniczące z pewnością, że o wszystkim wiedział. A ja naprawdę nie potrzebowałam wkurzonego Westona.
Zeszłam na dół, żeby zjeść śniadanie. Niechciana pobudka wywoływała rozdrażnienie, a to z kolei obudziło głód. Na wyspie kuchennej znalazłam gotową porcję i kartkę z informacją, że rodzice musieli jechać do pracy. To akurat były ciemne strony dwudziestego pierwszego wieku: był hajs, było camaro, był iMac i było pięćdziesiąt tysięcy dolców na koncie, ale nie było rodziców. Coś za coś.
Sobota nie zapowiadała się ekscytująco. Widziałam, że wszyscy nadal żyli wczorajszą imprezą i czułam zawód, że nie mogłam tego z nimi dzielić. Jasne, dostałam setki zaproszeń na FB, ale to nie to samo.
Ziewnęłam i rozsiadłam się przed telewizorem. Zdążyłam włączyć pierwszy lepszy kanał, kiedy dostałam SMS-a.
Od: 1-310-989-5740
Wyspałaś się?
Mimowolnie zerknęłam na zegarek. Wskazywał ósmą dwadzieścia trzy. Nie znałam nadawcy wiadomości, ale treść była mocno chybiona.
Nie zadaje się takich pytań w sobotę o ósmej dwadzieścia trzy!
Zastanawiałam się nad odpowiedzią. Myślenie wymusiło gwałtowne ziewanie, które skończyło się bólem żuchwy, bo za mocno otworzyłam buzię.
Postanowiłam odpisać, chociaż rozsądniej byłoby nie reagować. Biorąc pod uwagę moją nagłą i niechcianą popularność, to mógł być każdy.
I, jak słowo daję, dlaczego ta cała skacowana młodzież siedziała na fejsie, zamiast spać?
Ja:
Nie. A kto pyta?
Nie zdążyłam dobrze umościć się pod kocem, który leżał na sofie, kiedy telefon ponownie zawibrował. Odpowiedź przyszła niemal od razu.
Od: 1-310-989-5740
Śniłaś o mnie?
Przewróciłam oczami i westchnęłam z rezygnacją. Nie miałam głowy do takich żartów.
Poza tym – litości. Podryw przez SMS-a?
Yey.
Jakie to oryginalne.
Jakie to wysublimowane.
Jakie to... żałosne.
Może i miałam niecałe osiemnaście lat, ale nie bawiły mnie takie wątpliwej jakości zagrywki.
Ja:
Noc wolna od koszmarów, więc nie.
Straciłam ochotę na oglądanie telewizji. Rzuciłam telefon na bok, wstałam i postanowiłam doprowadzić swój wygląd do porządku. Zamierzałam wyciągnąć dziewczyny na miasto, nakarmić je lodami, a potem wysłuchać szczegółowej relacji z imprezy. Posty na Facebooku i randomowe zdjęcia nie mogły zaspokoić mojej ciekawości.
To było silniejsze ode mnie. Chciałam trzymać się z dala od wszelkiej dramy, ale zostałam w nią wciągnięta. Równie dobrze mogłam być na bieżąco. Ciekawiło mnie, czy Weston odwalił jakiś numer. Miałam nadzieję, że moje wyjście go nie sprowokowało. Nie żebym była wybitnie ważną postacią. Samuel i bez tego robił wiele złego.
Trzy kwadranse później, kiedy byłam niemal gotowa do wyjścia, przypomniałam sobie o telefonie. Na wyświetlaczu widniało powiadomienie o kilku nowych wiadomościach i kolejnych zaproszeniach na FB.
Od: Serena
Wstałaś już?
Ja:
Tak. Nawet zdążyłam się ogarnąć. Widzimy się dzisiaj?
Od: Serena
Jesteśmy z Olivią na Venice. Dojedziesz?
Ja:
Dwadzieścia minut i jestem.
Nie znałyśmy się długo, ale cieszyła mnie nasza synchronizacja. One chciały się spotkać, ja chciałam się spotkać. Było idealnie.
Do czasu.
Potem sprawdziłam pozostałe wiadomości.
Od: 1-310-989-5740
Oni myślą, że ty coś znaczysz. Ja wiem, że tak nie jest.
Chwilę zajęło, nim zrozumiałam intencję tej wiadomości. Miałam coraz gorsze przeczucia. Powoli docierało do mnie, kto był autorem tych SMS-ów.
Od: 1-310-989-5740
A Ty co myślisz, Ava? Że kim Ty jesteś w tym wszystkim?
Po moim ciele przeszedł dreszcz. Miałam gęsią skórkę. To był tylko SMS, tylko kilka słów, krótkich i niegroźnych. A mimo wszystko byłam w stanie dostrzec w nich Samuela, jakby stał obok i mierzył mnie tym swoim zimnym, zielonym spojrzeniem.
Zastanowiłam się chwilę.
Kim ja byłam w tym wszystkim?
To było bardzo dobre pytanie, na które nie znałam odpowiedzi.
Tak naprawdę byłam nikim, wylansowaną córką zamożnych rodziców. Miałam tyle, ile mi dali, ale w oczach innych ludzi wszystko wyglądało na większe, bardziej znaczące. Może Samuel również uwierzył w pozory?
Z drugiej strony mój status nie odbiegał od pozycji innych uczniów Jeffersona. Liceum dla bogatych dzieciaków było zbieraniną takich jak ja – modnie ubranych, dopracowanych, odrobinę zepsutych. Jedni uważali to za normę, inni udawali skromnych, a jeszcze inni mieli się za bogów. Tak czy inaczej, w takim towarzystwie nadal byłam nikim.
A jednak Samuel mnie zauważył. Dostrzegł, zapamiętał i obrał za cel.
Dlaczego?
Dla rozrywki?
Pozostałe ofiary zdążyły mu się znudzić?
Nie widziałam innego powodu.
Nie byliśmy przyjaciółmi, nie byliśmy wrogami. Byliśmy dwójką obcych sobie ludzi, których nie łączą wspólne wspomnienia.
Kliknęłam „odpowiedz" i się zawahałam.
Roztropna Ava drapała mnie pod skórą, każąc zachować umiar i rozsądek.
Zarozumiała Ava podpowiadała, żeby pieprzyć rozsądek i pisać, co myślę.
Dylematy, cholera.
Całe życie dylematy.
Ja:
Myślę, że zalazłam Ci za skórę, Weston. Chcesz czy nie, nie umiesz przestać o mnie myśleć.
Kliknęłam „wyślij", po czym solidnie pacnęłam się w czoło. Bardzo krótko cieszyłam się uczuciem zwycięstwa. Dość szybko dotarło do mnie znaczenie tego, co robiłam.
Kevin miał rację: igrałam z ogniem, naruszałam stabilność systemu. Rzucałam Westonowi wyzwanie.
Dawałam się wciągać w grę, w której to on od początku rozdawał karty. Rzuciłam mu w twarz, że nie będę brać w tym udziału. I co robiłam?
Gaaah... To było takie głupie.
Głupia, głupia Ava!
Pominę zuchwałość. Takie pseudoflirtowanie z wrogiem publicznym numer jeden, Księciem Mafii i osobą, która być może przyczyniła się do śmierci Jacoba to najgorsze, dosłownie najgorsze, co mogłam robić w tę sobotę. W zasadzie dzień tygodnia nie miał znaczenia. W ogóle nie powinnam tego robić.
Od: 1-310-989-5740
To teraz pomyśl jeszcze raz, Ava, czy to się dobrze dla Ciebie skończy.
Im dłużej pozwalałam mu grać ze mną w tę grę, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że myślenie nie było moją mocną stroną. Gdyby było, mogłabym kontrolować emocje. A tu proszę: nie chciałam zgadzać się z Westonem, ale musiałam przyznać, że miał rację.
Kierowanie się emocjami zwykle kończyło się źle.
Kierowanie się negatywnymi emocjami tym bardziej nie mogło skończyć się dobrze.
Kierowanie się jakimikolwiek emocjami względem Samuela to Everest głupoty.
No i proszę, osiągnęłam szczyt.
Nie odpisałam mu.
Co miałam napisać?
Poza tym rozpraszało mnie to, że przez SMS-y był jakiś taki... bardziej przystępny. Bez głupich uśmieszków i zimnego spojrzenia można było odnieść wrażenie, że rozmawia się z kimś racjonalnym.
Zapisałam jego numer. Coś mi mówiło, że te kilka wiadomości to dopiero początek. Mogłabym go zablokować, ale coś mnie przed tym powstrzymało.
Chciałam znać motywację Westona.
Chciałam wiedzieć.
Głupia, głupia Ava.
🔸🔸🔸
Prowadzenie Bumblebee zawsze sprawiało mi radość. Kochałam to auto całym sercem. W ogóle byłam typem motoryzacyjnego zapaleńca. Wiedziałam o samochodach zdecydowanie więcej niż inne dziewczyny w moim wieku. One oglądały tutoriale o konturowaniu twarzy, ja oglądałam relacje z targów motoryzacyjnych. Konturowanie zostawiałam profesjonalistkom, którym mogłam zapłacić za wykonaną robotę.
Telefon zaczął dzwonić dziesięć minut przed tym, jak dotarłam do celu. Nie musiałam patrzeć na wyświetlacz, bo komórka automatycznie połączyła się z radiem. W całym wnętrzu rozbrzmiał głos Samuela.
– Nie odpisałaś – zaczął bez powitania.
Zacisnęłam dłonie na kierownicy i z przestrachem łypnęłam na komórkę. To nie tak, że lada chwila miał z niej wyskoczyć Weston. Po prostu usłyszenie jego głosu przez telefon było czymś nierzeczywistym. Na moich przedramionach wykwitła gęsia skórka. Nie kontrolowałam reakcji własnego ciała, nie próbowałam ich teraz zrozumieć. Miałam jednak wpływ na to, co powiem i zrobię.
– No i? – rzuciłam z agresją, która mnie samą zaskoczyła.
Na ułamek sekundy przymknęłam oczy i pokręciłam głową. Ostatnimi czasy kopałam pod sobą coraz głębsze dołki. I okej, chciałam nabrać charakteru, zyskać na wyrazistości i znaleźć swoje miejsce. Tylko z jakiegoś powodu nie umiałam zabrać się do tego jak należy. Częściowo winiłam za to Westona. Budził we mnie niepokój, dekoncentrował mnie. Miał przewagę, ale za nic w świecie nie chciałam tego przyznać – nawet przed sobą.
Samuel westchnął ciężko, ale nie wyczułam w jego głosie poirytowania.
– Zadałem ci pytanie. Chcę usłyszeć odpowiedź.
Przewróciłam oczami.
– Ja też dużo rzeczy chcę, a nie mogę.
– Na przykład?
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale zawahałam się. Zmarszczyłam brwi. Manewrowanie w korkach LA było prostsze niż próby zrozumienia tego chłopaka.
– Na przykład żebyś dał mi spokój – powiedziałam w końcu. – Skąd masz mój numer?
W odpowiedzi jedynie prychnął. Na nic więcej nie liczyłam.
– Dlaczego nie odpisałaś?
Boże! Ależ on był upierdliwy!
– Byłam zajęta.
– Czym?
– Myśleniem, jak może się dla mnie skończyć załażenie ci za skórę – zacytowałam nasze SMS-y.
Tym razem parsknął krótko. Odruchowo uniosłam kąciki ust. Spodziewałam się, że każda interakcja z Samuelem będzie paskudnym doświadczeniem. Tymczasem, pomimo początkowego niepokoju, czułam się coraz bardziej swobodnie. Przestałam analizować i zastanawiać się, po co dzwonił i dlaczego w ogóle ze mną rozmawiał.
– Och, to akurat oczywiste.
– Dla ciebie na pewno – mruknęłam. – Wiesz, gdybyś nie był takim dupkiem, dałbyś się nawet lubić.
To było śmiałe stwierdzenie, ale nie mogłam się powstrzymać. Chciałam, żeby o tym wiedział. Naiwnie założyłam, że być może przyjmie te słowa i coś z nimi zrobi. Może następnym razem się zastanowi, zanim ponownie uprzykrzy mi życie.
Samuel wybuchnął śmiechem. To był miły dźwięk. Usłyszałam go po raz pierwszy i zdałam sobie sprawę, że chciałabym słyszeć go częściej. Był potwierdzeniem moich słów. Książę mógłby być fajnym gościem, gdyby tylko chciał.
– Ja dam się nawet pokochać – powiedział lekko zachrypniętym, wciąż przepełnionym rozbawieniem głosem.
– Tak daleko bym się nie posuwała.
Chłopak odetchnął beztrosko i odparł poważnie:
– Ale się posuniesz, Ava. Tak właśnie będzie. Tym się skończy załażenie mi za skórę. Zakochasz się i nic z tym nie zrobisz. Pytanie brzmi: co ja z tym zrobię?
Zastanawiałam się dosłownie pięć sekund.
Pięć sekund...
Pięć sekund później po prostu zakończyłam połączenie.
Ta nagła atencja była niepokojąca. Najwyraźniej zmienił taktykę, co zaczynało mnie autentycznie martwić.
Kiedy podjechałam na parking, dziewczyny już na mnie czekały. Zajadały lody, a Serena w drugiej ręce trzymała dodatkową porcję. Pomyślały o wszystkim.
– Cześć! – Wyskoczyłam z auta.
Popatrzyły na mnie bez słowa, po czym skinęły w stronę plaży.
– Przejdźmy się. – Serena wcisnęła mi porcję lodów i ruszyła przed siebie.
Może miałam już lekką paranoję, ale ich zachowanie było dalekie od naturalnego. W zasadzie było mocno niepokojące. Przez dłuższą chwilę po prostu spacerowałyśmy, pochłaniając kolejne kalorie. W końcu nie wytrzymałam.
– Jak tam impreza?
Serena odchrząknęła i poruszyła się niespokojnie.
– Dobrze – rzuciła bez przekonania.
Uniosłam wymownie brew. Ta dziewczyna nie umiała kłamać.
– A konkretniej?
Olivia zatrzymała się niedaleko linii wody i usiadła na piasku. Dzisiaj miałam na nogach sandałki-gladiatorki, których paski sięgały niemal do kolan, i luźną białą sukienkę na ramiączkach. Włosy związałam w niesforny kok, a na nos nałożyłam nieodłączne okulary przeciwsłoneczne. Plażowa pogoda, plażowy strój, tylko humory typowo październikowe.
– Dobra – westchnęłam z irytacją, rozsiadając się na piasku i poprawiając sandałki. – Co jest?
Serena popatrzyła na mnie krótko, najwyraźniej próbując znaleźć właściwe słowa.
– Pani Doherty miała rację.
– W czym?
– Że namieszasz.
Miałam ochotę jęknąć. To nie była konkretna odpowiedź. Nie robiłam nic, żeby mieszać. Byłam drobną niedogodnością dla Samuela, tak naprawdę w ogóle się nie liczyłam, a wszyscy robili z tego wielką sprawę.
Owszem, ja też zdążyłam pojąć, że za jego postępowaniem kryło się nieokreślone „coś", ale uważałam, że ludzie powinni odpuścić. Ich zainteresowanie było wodą na młyn Westona i jego kolejnych bezkarnych wybryków.
– Ogólnie impreza była udana – wtrąciła Olivia. – Parę osób się spiło, sporo ludzi tańczyło, jest masa zdjęć. Samuel tylko siedział i obserwował.
Pokiwałam głową. To brzmiało niewinnie. Gdzie był haczyk?
– Elijah też się upił i zaczął wygadywać bzdury – dodała Serena.
Aha.
A oto i haczyk.
Nie miałam pojęcia, kim był Elijah, ale podejrzewałam, że nie spodoba mi się to, co wygadywał.
– Zaczął piać peany na twoją cześć. Kilku innych kolesi do niego dołączyło. Podeszli do Samuela i...
Olivia zawiesiła głos i pokręciła głową. Zrobiło mi się zimno.
– Najlepiej będzie, jeśli to po prostu zobaczysz. – Serena wyciągnęła telefon.
Wzięłam go do nagle trzęsącej się ręki. Bałam się tego, co miałam zobaczyć.
Na filmie widać było grupkę pijanych chłopaków, którzy podeszli do roześmianego Samuela. Wyraz jego twarzy bardzo powoli zmieniał się z rozluźnionego na skupiony. Nie dlatego, że się bał – Samuel po prostu nie działał impulsywnie, przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. Nie wstał, ale od razu zasłonili go kumple. Jordan i Dominic, jego najbliżsi przyjaciele, wymierzyli kilka ciosów i pijani chłopcy padli na ziemię. Grupa Samuela ryknęła śmiechem, on sam pozostał poważny. Po chwili dało się słyszeć, że jedna z ofiar coś jeszcze bełkotała. Jordan chciał kopnąć chłopaka, ale Samuel go powstrzymał. Nachylił się nad nim i słuchał go z godną podziwu uwagą. Potem powiedział coś tak cicho, że nikt nie mógł go usłyszeć. Upojony alkoholem chłopak po prostu się rozpłakał. To był cholernie przykry i żałosny widok.
Włączyłam pauzę i spojrzałam na koleżanki. Nie odrywały ode mnie zaniepokojonego wzroku. Mogłabym się założyć o Bumblebee, że ich strach nie wynikał z troski o mnie. Bały się Westona, a film miał mi pokazać, że ja też powinnam.
– To wszystko? – zapytałam matowym głosem.
– Patrz dalej. – Serena była bardzo poważna.
Niechętnie przeniosłam wzrok na telefon. Uruchomiłam nagranie. Widać było, jak Samuel przesuwa spojrzenie po tłumie, aż w pewnym momencie zauważa moją koleżankę.
– O nie... – szepnęłam, jakby akcja toczyła się na żywo.
Wstał i powoli podszedł do wciąż nagrywającej Sereny. Obraz lekko się rozmazywał – ręka mojej koleżanki musiała się w tym momencie trząść.
– Gdzie ona jest? – zapytał Weston.
Po moich plecach przeszły ciarki. Serena nie odpowiadała, więc chłopak wymownie uniósł brew, dając wyraz zniecierpliwieniu.
– W domu – usłyszałam głos Olivii.
Weston przeniósł na nią swoje zimne spojrzenie, po czym uśmiechnął się podle. Był przerażający. Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegłam? Byłam tak skupiona na pyskowaniu i uspokajaniu motyli w brzuchu, że nie zauważyłam bezwzględności ukrytej pod markowymi ciuchami i twarzą modela.
– W domu – powtórzył spokojnie, po czym zwrócił się do tłumu: – Wasza nowa idolka, wielka Ava Goldberg, pojechała do domu, a wy jak idioci nadstawiacie dla niej karku. Wydaje wam się, że kim ona jest, co? Co dla was zrobi? Co zmieni?
Nikt mu nie odpowiedział. Wokół panowała grobowa cisza. Wszyscy zamknęli usta, bo przemawiał Weston. Jego charyzma była godna podziwu, bez względu na to, co o nim myślano.
Bardzo żałowałam, że mnie tam wtedy nie było. Mogłabym wziąć na siebie gniew Samuela. Nie chodziło o to, żeby robić z siebie bohaterkę, za którą mnie uważano. Chodziło o to, żeby w miarę możliwości uniknąć szkód. Być może Elijah nie leżałby pobity i zapłakany, gdybym tam wtedy była.
A może narobiłabym jeszcze większych problemów.
Nic nie było jasne.
– Ciebie zmieniła – Usłyszałam nieznany głos.
Samuel rozejrzał się po tłumie i zmrużył gniewnie oczy. Serena przesunęła telefon i na filmie pojawił się jakiś nieznany chłopak.
– Kto to? – zapytałam.
– Charlie Dunham – powiedziała Olivia. – Przyjaciel Kevina.
– Powtórz to – wysyczał Samuel.
Charlie dumnie uniósł głowę i spojrzał odważnie na Westona.
– Ciebie zmieniła – powtórzył. – Nigdy się nie angażowałeś, stałeś z boku. Nie brudziłeś sobie rąk. Każdy z nas zna swoje miejsce i nie wchodzi ci w paradę. Przyjechała jedna smarkula, a ty nagle zaczynasz świrować.
To były bardzo odważne i ekstremalnie głupie słowa. Mimo niewyraźnej jakości nagrania widziałam, że Samuel wręcz promieniował wściekłością.
Boże, emocje napędzane hormonami to chyba najgorszy możliwy zapalnik.
– To wy robicie z niej bohaterkę – wytknął Samuel.
– To ty zwróciłeś na nią uwagę. – Charlie odbił piłeczkę. – Gdybyś ją olał, każdy z nas postąpiłby tak samo. Dobrze wiesz, że wszyscy śledzą twój każdy krok. Sam o to zadbałeś.
Samuel wyznaczał granice i trendy, kształtował zachowania i preferencje, tworzył nakazy i zakazy. Mógł olewać połowę szkoły, i to było naturalne, nie zadawał się z pospólstwem. Ale jeśli zaczynał się kimś interesować, cały Jefferson zwracał się w stronę tej osoby. Dzieciakami kierowała ciekawość i instynkt podążania za liderem – znienawidzonym, ale podziwianym.
Trudno było dyskutować z taką logiką. Cieszyłam się, że ktoś powiedział to głośno i że to nie byłam ja. Może dzięki temu Samuel zrozumie, że ignorowanie mnie to gwarancja spokoju dla jego tymczasowego panowania.
Weston przez chwilę analizował to, co usłyszał. Kiedy zwrócił się z powrotem w stronę Sereny, podszedł absurdalnie blisko i przemówił wprost do obiektywu:
– Podobało ci się, Ava? – Moje imię w jego ustach brzmiało jak obelga. – Oni myślą, że ty coś znaczysz. Ja wiem, że tak nie jest. A ty co myślisz, Ava? Kim ty jesteś w tym wszystkim?
Nagrywanie przerwano. Przełknęłam ślinę i oddałam telefon. Oblizałam nagle suche usta.
Serena i Olivia patrzyły na mnie uważnie. Było mi głupio. Myślałam, że jeśli wyjdę z imprezy, to nic się nie stanie, ale równie dobrze mogłam tam zostać. Drama żyła swoim życiem nawet bez mojej aktywnej obecności.
– Dobrze, że cię nie było. – Olivia jakby czytała mi w myślach. – Jeszcze odpowiedziałabyś mu coś głupiego.
Popatrzyłam na nią ze strachem, którego nie zdołałam ukryć. Serena zmarszczyła brwi.
– Ava...
– Bo ja... W pewnym sensie... – Odchrząknęłam. – Napisał dziś do mnie i...
– Co?! – Dziewczyny wykrzyknęły niemal jednocześnie.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam przesypywać piasek między palcami. Poczułam się niezręcznie, a wiedza o przedstawieniu, które Weston urządził na plaży, tylko wzmogła to uczucie.
– Napisał do mnie i mu odpisałam...
– Weston wysłał ci SMS-a? – Serena nie mogła tego pojąć.
– Co mu odpisałaś? – Olivia jęknęła przeciągle.
Zakasłałam i wzruszyłam ramionami. Jeszcze chwilę temu wydawało mi się, że to nie było aż takie straszne. Teraz nie byłam tego taka pewna.
– Powiedzmy, że pozwoliłam sobie na drobną dwuznaczność. – Uśmiechnęłam się niewinnie.
Miny dziewczyn były, delikatnie mówiąc, sceptyczne. Znałyśmy się krótko, ale zdążyły zrozumieć, że czasami za bardzo owijałam w bawełnę. Trochę dlatego, że nie miałam ochoty zdradzać szczegółów wymiany zdań z Westonem.
– Och, no dobra. – Wyrzuciłam ręce w powietrze. – Popisaliśmy, potem zadzwonił i...
– Że co?! – Serena traciła opanowanie.
– No co? – Naburmuszyłam się. – Nie wiem, skąd wziął mój numer. Widocznie nie mam kontroli nad tym, kto go ma i komu go daje.
Dziewczyny patrzyły na mnie z szeroko otwartymi ustami. Gdyby nie temat naszej dyskusji, parsknęłabym śmiechem. Wyglądały naprawdę zabawnie.
– Ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji – zaczęła Serena.
Westchnęłam z rezygnacją, przymknęłam oczy i złapałam się za nasadę nosa.
– Zdaje mi się, że na tym polega mój problem. Od samego początku nie rozumiem powagi wszystkich sytuacji, które mają związek z Westonem. A o czym tym razem mówisz?
– O tym, że do ciebie zadzwonił – odpowiedziała Olivia.
Nadal nie rozumiałam, w czym rzecz, więc Serena w końcu zdecydowała się rozwiać moje wątpliwości.
– Kiedy mówiłam, że technicznie rzecz biorąc ty i Samuel w ogóle się nie znacie, to dokładnie to miałam na myśli. Nie znasz go, nie znasz jego historii, jego wątpliwych dokonań. Nie wiesz, co lubi i z kim się spotyka.
– Nie obchodzi mnie, co on lubi i z kim się spotyka – mruknęłam. – Poza tym jakoś nikt nie zadał sobie trudu, żeby mnie w to wtajemniczyć – dodałam.
Prawda była taka, że ja również nie zadawałam pytań. Nie chciałam poznawać Westona. Miałam wrażenie, że coraz bardziej angażowałam się w to wariactwo, a przecież byłam świadoma, że to głupi pomysł. Gdybym próbowała dowiedzieć się czegoś więcej, wciągnęłabym się jeszcze bardziej.
Naprawdę nie chciałam wiedzieć, co lubił Weston ani z kim się spotykał – zwłaszcza z kim się spotykał.
– To prawda – przyznała Olivia. – Ale też nikt nie brał pod uwagę, że komukolwiek przyjdzie do głowy wejść mu w drogę. Nie zrozum mnie źle. Były dziewczyny, które chciały od niego czegoś więcej, ale to nigdy nie było aż tak intensywne. Z tobą jest inaczej.
Pokręciłam głową z niechęcią. Wszystko, co miało związek z Westonem, osiągało wyżyny absurdu i urastało do rangi konfliktu międzygalaktycznego. Miałam wrażenie, że niedługo ludzie zaczną całować ziemię, po której kroczył, byle mu się nie narazić i mieć spokój.
– Lepiej późno niż wcale – dodała Serena. – W każdym razie o Westonie musisz wiedzieć kilka podstawowych rzeczy. Po pierwsze: on nigdy nie brudzi sobie rąk. Nie chodzi o to, że nie umiałby komuś przywalić. Wprost przeciwnie. Widziałam go raz w trakcie bójki i mam wrażenie, że tylko kilka ciosów dzieliło jego przeciwnika od śmierci.
Popatrzyłam na nią, nie kryjąc sceptycyzmu. Charakterystyka Samuela była tak mocno naciągana, że czasami odnosiłam wrażenie, że mówimy o dwóch różnych osobach.
– Nie rób takiej miny, Ava. Tak było.
Uniosłam ręce w geście kapitulacji. Serena kontynuowała.
– Weston nie ma dziewczyny i do tej pory nie był w żadnym związku. Ma jakieś panny, które bzyka na imprezach, ale poza tym nic poważnego. Z żadną nie pisze i do żadnej nie dzwoni.
Skrzywiłam się. Mimowolnie wyobraziłam sobie Westona w jednoznacznej sytuacji z jakąś przypadkową dziewczyną. Poczułam gorycz, której źródła nie umiałam wyjaśnić. Mógł robić, co chciał i z kim chciał. W zasadzie to dałoby mi chwilę wytchnienia albo i całkowicie odwróciło ode mnie uwagę. A mimo wszystko mierziła mnie ta wizja.
Zrozumiałam natomiast aluzję zawartą w ostatnim zdaniu. Nie znałam motywów Samuela. Zapewne miał swoje powody, żeby szukać ze mną kontaktu. Podejrzewałam, że nie kryło się za tym nic dobrego. Byłam na siebie zła. Przez chwilę po rozmowie z Westonem chciałam wierzyć, że mógł dać się lubić. Opuściłam gardę. Jeśli taki był cel Księcia, to osiągnął go z bolesną skutecznością. Musiałam zachować większą ostrożność.
– Nigdy też nie interesował się nikim tak jak tobą.
– To nie moja wina – prychnęłam. – Zaproponowałam mu, żebyśmy udawali, że dla siebie nie istniejemy, ale pan i władca nie toleruje ignorowania.
– Ja myślę, że ty mu się podobasz – wypaliła Olivia.
Popatrzyłam na nią, jakby urwała się z choinki. Po moim ciele przeszedł zdradziecki dreszcz.
– To dopiero głupia teoria.
– W zasadzie... – Zamyśliła się Serena. – Oli może mieć trochę racji.
Odwróciłam się do niej z pełną wyrzutu miną, ale tylko wzruszyła ramionami.
– Jesteś ładna. Podobasz się chłopakom. Masz swoje zdanie i nie boisz się go wyrażać. Nawet jeśli na początku byłaś dla niego tylko rozrywką, teraz może być w tym coś więcej.
Spojrzałam na ocean, potem rozejrzałam się dokoła. Ludzie na plaży mieli swoje własne problemy. Ja miałam swoje. Nie sądziłam tylko, że w nowym mieście tak szybko mnie odnajdą. Liczyłam na odrobinę wytchnienia.
– Nie rozumiem.
– Czego?
Zwróciłam się do dziewczyn natchniona nagłą myślą.
– To wszystko nie może być przypadek. To znaczy... Nie zrozumcie mnie źle. Nie chcę tworzyć teorii spiskowych.
– Do sedna, Ava.
Nabrałam powietrza i podzieliłam się swoimi przypuszczeniami.
– W pierwszym tygodniu szkoły Samuel był nieobecny. Nikt mnie nie uprzedził, że parkuję na jego miejscu, ale mniejsza o to. Chociaż serio, mogłyście mi powiedzieć. W drugim tygodniu posprzeczaliśmy się o miejsce dla Bumblebee. Potem przez miesiąc totalnie mnie olewał i wszystkim żyło się lepiej. A potem nagle bum: wypadek na korytarzu, rozmowa w zaułku emo i impreza na plaży. Teraz mi mówicie, że on właściwie nie pisze i nie dzwoni do dziewczyn. Dlaczego najpierw mnie olewał, a potem nagle sam szuka kontaktu?
Kiedy skończyłam mówić, między nami zapadła cisza. Patrzyłam na dziewczyny, szukając potwierdzenia, że moja teoria o ukrytej motywacji Westona miała sens.
– Może go zaintrygowałaś. – Serena wzruszyła ramionami.
– Nie – odpowiedziała stanowczo Olivia. – Ava ma rację. Pamiętacie, że pytałam, co mu zrobiłaś, kiedy cię popchnął. Jeśli jest coś jeszcze, co trzeba wiedzieć o Westonie, to to, że on nie działa przypadkowo. Zawsze ma jakiś powód.
Ta informacja nie była pocieszająca. Nie miałam najmniejszych podejrzeń, dlaczego Samuel nagle łaknął kontaktu, ale wiedziałam, że tym bardziej musiałam go unikać. Nie zapowiadało się, że będzie łatwo, skoro Pan Ładny miał własny pomysł na naszą relację. Musiałam jednak próbować.
🔸🔸🔸
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro