Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V "Śnieg i czekolada" - część II

Byłem cholernie mocno zdenerwowany. Jed miał się pojawić w moim domu za chwilę i to stresowało mnie dużo mocniej, niż powinno. Owszem, to były nasze pierwsze korepetycje i miałem prawo być niespokojny, ale nie aż tak. Nie mogłem usiedzieć w miejscu, nie mogłem się skupić, nie mogłem przestać wyglądać za okno i zastanawiać się, kiedy przyjdzie.

Spóźniał się. I nie odbierał telefonów. Nie mogłem zadzwonić po raz kolejny, byłby już to piętnasty (szesnasty?) raz. Pozostawało mi tylko wyglądanie przez to cholerne okno, podczas gdy minuty leciały.

Co, jeśli nie przyjdzie?

Natychmiast odrzuciłem tę myśl. To było niemożliwe.

Jakby na zawołanie, po odrzuceniu pesymizmu, na ulicy pojawił się czerwony samochód. Coś w głębi duszy podpowiedziało mi, że to on. Natychmiast zbiegłem na dół (byłem sam w domu, więc nikogo nie zdziwiłem).

Dzwonek zadzwonił idealnie w momencie, w którym do nich podszedłem.

Po ich otwarciu ujrzałem Jeda. Wyglądał tak samo, jak tydzień temu. Jedyną różnicą był delikatny zarost i rumieńce z zimna, ledwo widoczne za warstwą szalika. Uśmiechał się.

- Część – mruknąłem, zapraszając go do środka.

Nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się szerzej i przyjął zaproszenie. Zaprowadziłem go do przedpokoju.

- Zostaw tu kurtkę, buty i całą resztę.

Szybko się rozebrał. Pod wierzchnim ubraniem miał obcisłą koszulę - która podkreślała jego sylwetkę - i jeansy. Sam nie wiedząc czemu, zauważyłem to wszystko, chociaż zwykle nie zwracałem uwagę na ubrania.

Jedn przyłapał mnie na gapieniu się, akurat kiedy mój wzrok wędrował w okolice jego klatki piersiowej. Natychmiast uciekłem spojrzeniem, karcąc się w myślach. Co ja sobie myślałem, taksując go spojrzeniem?

Chyba nic. Nie poznawałem sam siebie. Przecież nigdy nie zwracałem uwagę na fizyczność! Żaden chłopak nie powinien umieć zawrócić mi w głowie. Już prościej było mi zaakceptować własną homoseksualność niż to, że stanę się kolejną osobą zwracającą uwagę na fizyczność. Miałem nadzieję, że to tylko chwilowy kryzys.

Jed odkaszlnął, przypominając, że to ja musiałem oprowadzić go po domu i zarządzić, co robimy.

- Kawy, herbaty? – wymruczałem standardowe pytanie, nie mając pojęcia, co mógłbym więcej powiedzieć.

- Herbaty. Czarnej.

Przeszedłem do kuchni, mając nadzieję, że Jed podąży za mną. Zrobił to, a nawet usiadł przy stole. Dokładnie tak jak planowałem. Spojrzał na mnie, jakby chciał o coś zapytać, ale w końcu żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust i przeniósł spojrzenie na kolaż zdjęć moich i Michael.

Włączyłem czajnik, czując na sobie jego wzrok. Wiedziałem, że chce się odezwać, wyczuwałem niewypowiedziane słowa i nie dawało mi to spokoju.

- To Michael? – spytał, przerywając ciszę.

Skinąłem głową potakująco, skupiając się na zalaniu herbaty wrzątkiem.

- Czy ona zmieniła płeć?

Wylałem wrzątek na blat z zaskoczenia. Czemu Jed o to pytał? Sięgnąłem po ręcznik papierowy, by zetrzeć wodę.

- W życiu – odparłem, gdy skończyłem.

Spojrzałem kątem oka na Jeda i zauważyłem, jak marszczy brwi.

- Czemu ma męskie imię? To chyba nielegalne.

Przed odpowiedzeniem postawiłem przed nim kubek pełen parującej herbaty.

- Legalne – wypowiadając to, zdałem sobie sprawę, że będę musiał opowiedzieć całą historię. - Jej mama bardzo wierzy we wróżby. Kiedy była z nią w ciąży jakaś wróżka przepowiedziała, że najlepszym imieniem dla jejdziecka jest Michael, że dzięki niemu osiągnie sukces.

Parsknął śmiechem, a w jego oczach zamigotały wesołe ogniki.

- Zawsze bawili mnie tacy ludzie – wyjaśnił. – To jednak nie wyjaśnia, czemu mówisz na nią Micha.

Westchnąłem. Nie lubiłem o tym opowiadać. Zwykle próbowano mi wmówić, że nie mam racji i wymyśliłem wszystko.

Jed natychmiast na mnie spojrzał i - jakby czytając z mojego spojrzenia - szybko powiedział:

- Oczywiście nie musisz mi mówić.

Chciał, to dostanie. Prośba pozostająca bez odpowiedzi była dla mnie w jakiś sposób niepokojąca.

- Michael czasami zachowuje się jak taka typowa rosyjska baba. Micha to imię, które po rosyjsku oznacza twardą kobietę.

Jed parsknął śmiechem i spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jakby czekając, aż oznajmię, że to żart.

To nie był żart. Czemu nikt w to nie wierzył?

- Nieważne – mruknąłem. – Możemy zaczynać? Wolałbym szybciej skończyć.

***

Właśnie tłumaczyłem Jedowi funkcje (za nic w świecie nie umiał zrozumieć, jak działają), kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.

Przez parę sekund wgapiałem się w Jeda, czekając, aż wstanie i otworzy, ale tego nie zrobił. Oczywiście, że nie. To mój dom.

To ja wstałem, mruknąłem przepraszające słowa, o tym że nie spodziewałem się nikogo i poszedłem otworzyć.

Przez wizjer w drzwiach ujrzałem chłopaka, na oko w moim wieku. Miał brązowe oczy i włosy, był przystojny. Miałem niejasne wrażenie, że gdzieś już go widziałem.

Nie wyglądał na mordercę, więc otworzyłem mu drzwi. Zawahał się na progu, kiedy na niego spojrzałem.

- Hej? – mruknął.

Nie brzmiał, jakby wiedział, co tu robi.

- Hej – odparłem, bo co innego mogłem powiedzieć?

Spojrzał na mnie jeszcze raz i jeszcze raz natychmiast uciekł spojrzeniem. Postanowiłem działać.

- My się znamy?

Zaśmiał się, jakbym powiedział coś zabawnego. (Nie powiedziałem).

- Tak – wszedł do środka – znamy się.

Poczułem się odrobinę zmieszany jego bliskością. Przez chwilowy kryzys postrzegania świata byłem przewrażliwiony na punkcie przystojniaków.

Nie mogłem pozwolić sobie na tę słabość. Przełknąłem ślinę i zdecydowałem się kontynuować rozmowę.

- Skąd?

Znowu parsknął.

- Chodzę do przeciwnej klasy, jestem Patrick – zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów i się uśmiechnął. – Ale ty chyba znasz mnie pod innym imieniem.

Nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie się z nim zetknąłem. Musiał to dostrzec, bo ponownie parsknął. (Zaczyna mnie to irytować). I pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Byłeś aż tak pijany? Nic nie pamiętasz?

- Nie – natychmiast zaprzeczyłem.

- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać – zawahał się. – I niejestemgejem.

Ostatni wyraz (wyrazy?) wymówił zbyt szybko, bym mógł go zrozumieć. Poprosiłem go o powtórzenie. Zrobił cierpiętniczą minę i powtórzył. Tym razem wolniej.

- Nie jestem gejem – machnął ręką i postąpił kroczek w tył. – W sensie nie mam nic do gejów. Lubię gejów bardziej, niż sami się lubią, ale nie jestem jednym z nich. Kocham wszystko, co ma biust i nic poza to.

Zamurowało mnie. Nie miałem pojęcia, po co to mówi. Co ja takiego wyprawiałem na tej imprezie? Pamiętałem tylko coś o jakimś Simonie.

O nie! Błagam. Tylko żeby nie okazało się, że rzuciłem się na tego chłopaka. To byłoby niefortunne, zwłaszcza że pewnie zrobiłem to na oczach wszystkich.

Przez parę sekund, kiedy próbowałem przypomnieć, czy coś takiego nastąpiło, Patrick wycofał się za próg.

Gdy się odwrócił, olśniło mnie. Mogłem go po prostu spytać i ufać, że nie weźmie mnie za wariata.

- Stój! – krzyknąłem. Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. – Czemu tu przyszedłeś i mi to powiedziałeś? Czy zrobiłem coś, czego nie powinienem?

- Nie – odparł i natychmiast się poprawił. – W sensie tak trochę. Flirtowałeś ze mną. Nie wiedziałem, co zrobić, więc poradziłem się brata. Uznałem, że skoro jest gejem, może mieć jakiś pomysł, co mam zrobić. I miał. Powiedział, że powinienem ci wyjaśnić, że nie jestem zainteresowany. Nie chciałam robić tego przy świadkach, bo mogłeś sobie tego nie życzyć, więc wziąłem od Michy twój adres i przyszedłem.

Było mi bardzo miło. Dalej nie przypominałem sobie, co wyprawiałem na tej cholernej imprezie, ale przynajmniej jedna osoba nie miała do mnie o to pretensji.

- Dzięki – posłałem mu uśmiech. – To naprawdę miło z twojej strony.

Odpowiedział uśmiechem i cofnął się o kolejny krok.

- Nie ma problemu. Będę się już zbierał. Słyszę, że masz gościa i nie chcę wam przeszkadzać.

Puścił mi oczko, nie pozostawiając wątpliwości, co sądzi o moim gościu i odszedł.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro