Epilog I "Pewnych rzeczy nie da się odzobaczyć"
Tekst skorektowany przez @alivepolishfan za co bardzo dziękuję.
Louise wchodziła w fazę ciąży, która podobała mi się coraz mniej z każdym dniem. Byłem w stanie znieść wiele, naprawdę. Rzyganie o poranku, ciągłe mówienie o rozwoju płodu, ciągłe martwienie się o jego zdrowie, szczegółowe planowanie diety, poszukiwanie arbuzów, ale fiksacji na punkcie dziwnych internetowych quizów znieść nie potrafiłem. Nie byłem nawet pewien czy to rzeczywisty objaw ciąży czy znudzenia. (Louise twierdziła, że ciąży i wara mi od tego, bo jako ciężarnej wolno jej wszystko. I nie miałem nic do gadania). A jej brzuch nawet nie był widoczny.
Normalnie nie zwracałbym na to tak bardzo uwagi, ale w czasie przerwy świątecznej w naszym zapyziałym miasteczku nie było nic do roboty prócz tkwienia w domu. Nie mogłam uciec do Jeda (co było niezawodnym rozwiązaniem przy poprzednich dziwacznym zachowaniach Lousie). Dwa dni temu mój ukochany wyleciał na święta do rodziny i zostawił mnie samego w tym wariatkowie. Na mamę tym bardziej nie mogłem liczyć, wybrała się na rodzinny zlot przedświąteczny, a jako że żadne z nas nie potrafiłoby znieść zwyczajowych pytań o moją przyszłą małżonkę i wyniki naukowe, zostałem w domu.
Plan na zagospodarowanie czasu był prosty – miałem zbliżyć się do Louise, piekąc świąteczne ciasta, miziać się z Jedem i na spokojnie porozmawiać z Michael.
Jak to zwykle bywa, plan szlag trafił i zostałem na lodzie. Nawet Micha mnie wystawiła i nie miałem pojęcia czemu. Zachowywała się bardzo dziwnie, nie chciała nawet rozmawiać przez telefon, zbywała każdą sugestię spotkania głupią wymówką.
I właśnie dlatego wybierałem się do Alice. To pewnie miało być najbardziej niezręczne spotkanie w historii świata, ale musiałem zaryzykować po jej dziesiątkach rozżalonych telefonów o stracie dziewczyny do Jeda. Przybyłem, by leczyć złamane serca w zastępstwie. Nic nie mogło potoczyć się źle.
I oczywiście się potoczyło w najgorszy możliwy sposób. Zaczęło się niewinnie – mój autobus postanowił zrobić mnie w konia i przyjechać minutę wcześniej. Akurat przechodziłem wtedy po drugiej stronie ulicy od przystanku. Pewnie bym zdążył, gdyby nie nagłe pojawienie się mewy.
Naszły mnie wtedy dwie myśli, które zmusiły mnie do zatrzymania się i rozważenie ich. Po pierwsze, skąd wzięła się tu mewa? One powinny być tylko przy jakieś wodzie, a u nas to tylko basenik u sąsiada przy cytrynowej miał w sobie więcej wody niż przeciętna wanna. To musiała być mewa rebel, taka, która nie potrzebuje wody, bo woda niszczy pióra. Wszyscy to wiedzą. Druga myśl była bardziej podniosła – czy mewy mogą być homoseksualne? O delfinach, lwach, pingwinach i innych to wiem, ale taka mewa rebel?
I właśnie, gdy rozgryzałem tajniki mewiej seksualności, dokładnie naprzeciwko przejechał autobus. Mogłem przysiąc, że kierowca spojrzał na mnie z rozbawionym uśmieszkiem. Wtedy przez sekundę rozważałem szaleńczy bieg (w końcu to było tylko jakieś sto metrów). Sam przeraziłem się tej wizji. Lepiej się spóźnić niż zaprzeczyć podstawowym wyznawanym zasadom moralnym.
Kolejny autobus przyjechał za dwadzieścia minut i wtedy już byłem gotowy. Spadłem na niego jak ta mewa rebel na niczego nie spodziewającą się rybkę. Po czym wygodnie zasiadłem w fotelu, tuż obok kierowcy. Z tyłu nie siadałem, z tyłu mógł się zdarzyć jakiś pijak, a ja aż tak odważny, by się z nim zmierzyć, nie byłem. Podroż minęła szybko i przyjemnie, nie mogłem powstrzymać się od rozmyślań o tej mewie, co znacznie przyspieszyło czas.
Alice mieszkała w starym bloku pokrytym szaro–brązową farbą, wyglądającym identycznie jak dziesiątki innych bloków. Tylko numer nakreślony, jakby ręką dziecka, wskazywał, że to właśnie mój cel podróży. Przed wejściem do bramy wysłałem szybką wiadomość, by zawiadomić o moim przybyciu.
Dopiero po przekroczeniu progu zorientowałem się, jak bardzo pomyliłem się w szacowaniu czasu przybycia na minutę. Miałem do pokonaniem pięć pięter schodów, jak informowała rozpiska. Co z tego, że mieszkanie ma numer cztery. Dali je na piąte piętro. Nie trzeba być geniuszem matmy, by zauważyć idiotyzm tego posunięcia.
Niestety na głupotę nie ma rady. Zmusiłem się do heroicznego wysiłku – wyruszyłem w podróż mego życia, w podróż, która mogła zakończyć się śmiercią. Na szczęście nic takiego się nie stało i w parę wieczności później stanąłem na słomianej wycieraczce z napisem „pukać trzy razy" przed drewnianymi drzwiami ze złotą czwórką przybitą gwoździkiem. Nie było po mnie widać przebytej batalii, może tylko odrobinkę dyszałem.
Gdy uspokoiłem oddech (co trwało niepokojąco długo) zgodnie z instrukcją zapukałem.
Drzwi otwarły się po drugim uderzeniu, w szparze stanęła Alice. Zmieniła kolor włosów, teraz jedna połowa była miętowozielona, a druga czarna. Takie połączenie kolorów sprawiało piorunujące wrażenie. Dopiero po sekundzie dostrzegłem, że zaciska usta w wąską linię.
– Czemu pukasz tyle razy? – warknęła bez powitania. – Głucha nie jestem.
Nie wyglądała na smutną i porzuconą.
– Tak jest napisane. – Wskazałem wycieraczkę. – Ja tylko wykonuję polecenia.
Jej usta odrobinę się rozszerzyły, a wraz z nimi drzwi.
– Mój tata myśli, że to zabawne. Nie cierpię dźwięku uderzania skóry o drewno, to brzmi jak odcinanie kończyny.
Wolałem nie pytać, skąd to wie.
– To więcej nie będę pukać – zapewniłem.
– Dzięki, ciągle zapominam ją schować – westchnęła. – Schowaj kurtkę do szafy i chodź za mną. Skoro Jed się uparł, żebyś przyszedł, to chociaż mi pomożesz.
I właśnie tak wylądowałem przy kociej kuwecie. Alice obiecała, że gdy tylko ją uprzątnie, pogramy na konsoli, co w sumie mi pasowało. Gówienka kota nie śmierdzą tak źle, a to ona musi zgięta w pół nakładać je na łopatkę.
Dopiero, gdy ostatnie wylądowało w worku, który trzymałem, Alice wyprostowała się i posłała mi uśmiech. Pierwszy od czasu mojego przyjścia, jakby posprzątanie tej kuwety wyzwoliło w niej pokłady dobrego humoru.
– To teraz czas na ploteczki – stwierdziła. – Zjemy sobie trochę tych czekoladowych lodów mamy, których miałam nie ruszać.
Na lody odpowiedź zawsze brzmiała: o tak, złotko. I tak też odpowiedziałem.
Alice miała bardzo przyjemne mieszkanie. Nie nazbyt elegancie, wymuskane i artystyczne, ale takie domowe i po prostu miłe. Nie potrafiłem tego inaczej opisać. Czułem się chciany w jej salonie. Udzieliłem sobie przyzwolenia na oglądanie zdjęć powieszonych w nim, gdy czekałem na porcję zamrożonych smakołyków.
Nie potrafiłem rozpoznać Alice na zdjęciach, mimo że doskonale wiedziałem, kto jest małą piegowatą blondynką. Bez kolczyków, tatuażów i farby na włosach traciła cały charakter. Była tylko kolejną dziewczynką.
Jej pierwsze zdjęcie z pofarbowanymi włosami było oprawione w złotą ramkę. Alice stała obok zielonowłosego chłopaka, przytulali się, a w tle migał neon. Z trudem rozpoznałem w chłopaku Jeda. Zmienił się całkowicie, wyostrzyły mu się rysy twarzy, zniknęła z niego cała miękkość. Był po prostu przeuroczy z grubiutkimi policzkami i miną buntownika, zielone włosy tylko dodawały mu uroku. Takiego Jeda też bym pokochał.
– Rozpoznałeś go, prawda? – Alice weszła do salonu, trzymała dwie duże miski.
– Sam się dziwię, ale tak. Wygląda jak te słodkie postacie z wielką głową, taki grubiutki.
Alice zatrzęsła się chichotem. Spojrzała na mnie z błyskiem w oku i pokręciła głową z wielkim uśmiechem.
– Lepiej mu tego nie mów. Kiedyś Jed był bardzo czuły na punkcie wagi. Zawsze mogłam mu dopiec z tego powodu.
– Schudł sam z siebie?
– Nie mam pojęcia, nie widziałam, żeby się odchudzał. Pewnie wyrósł z tego i tyle, tak czasami bywa. – Podała mi miskę. – Skoro już pogadaliśmy o twoim ukochanym, czas na coś przyjemniejszego. Nie każdy z nas jest w szczęśliwym związku.
No tak, zapomniałem o przyczynie tej wizyty. Fatalny ze mnie pocieszyciel. Musiałem się postarać bardziej, pooglądać komedie, dać płakać na swoim ramieniu i zjeść miskę lodów czekoladowych.
Wszystko to zrobiłem, jedynie kolejność zmieniłem. Pożarłem lody w ciągu paru pierwszych sekund, a Alice skojarzyła, że mój ulubiony smak lodów to czekoladowy. Od słowa do słowa zaczęła trochę popłakiwać (ale w ten pełny klasy sposób). W pełni ją rozumiałem, gdyby mnie jakiś chłopak rzucił przez SMS, czułbym się tak samo. To właśnie jej powiedziałem, jak się okazało tego oczekiwała. Oglądaliśmy ten przezabawny film o dwójce przyjaciół strażaków biorących ślub i udających, że są gejami. Uśmiałem się do łez na scenie ich ślubu.
Gdy się skończył, nastała chwila krępującej ciszy. Alice spoglądała na mnie, jakby chcąc coś powiedzieć.
– Poznałam nową dziewczynę w Internecie, wiesz? – wyrzuciła z siebie w końcu. – Nasze kolory się zgadzały i jakąś tak zaczęłyśmy rozmowę.
– Co? Jakie kolory?
Alice przewróciła oczami i pacnęła mnie łyżką od lodów.
– Kolorowy Quiz, nie słyszałeś o nim?
Zamarłem, zdając sobie sprawę, o czym mówiła. Ten quiz mnie prześladował.
– Micha o nim mówiła, kazała mi go zrobić. Tylko dzięki wielkiemu sprytowi się wymigałem.
Westchnęła.
– Wiele straciłeś, analiza osobowości, której dokonują, jest niezwykła. Czułam się jak na dywaniku u wróżki, gdy czytałam wynik. Jest taka opcja, żeby wysłać wiadomość do pasującej osoby, wybiera się płeć, wiek i tak dalej. Mnie przydzieliło do niej.
Pokręciłem głową, niestety musiałem ukrócić jej marzenia o internetowej miłości.
– To pewnie jakiś facet, którego kręcą lesbijki.
Posłała mi zabójcze spojrzenie.
– Nie da się sfałszować wyniku, na pewno jest prawdziwa. Nikt nie potrafiłby udawać tak cudownej dziewczyny. Jest miła i pewna siebie, ale też zabawna. Mogę z nią naprawdę porozmawiać. – Zacisnęła palce na moim ramieniu. – Rozumie mnie, a tego było mi trzeba.
– Jezu, Alice, mówisz, jakbyś była zakochana.
– Może troszkę jestem. – Wzruszyła ramionami. – To nic złego, mam wrażenie, jakbym znała ją od lat. Widzę jej mimikę, nie mam jej zdjęcia, ale potrafię ją sobie wyobrazić. Na pewno jest piękna, niekoniecznie w oczywisty sposób. Ma delikatne dłonie i włosy, a jej policzki pokrywają piegi. I do tego jest singielką. Napisała, że niedawno rzucił ją chłopak, a że jest Bi, straciła kompletnie zaufanie do mężczyzn i chce spróbować z kobietą.
– Alice, chyba troszkę przesadzasz. Nigdy jej nie widziałaś, równie dobrze, jeśli jest kobietą, co jest wątpliwe, może być brzydka jak noc – powiedziałem, chcąc ostudzić jej zapał.
– Niemożliwe. Poczekaj, napiszę jej, żeby przesłała zdjęcie. Wydaje się być zbyt dumna, by mogła puścić płazem obrazę od mojego kolegi.
– Jezu, jaką obrazę. Powiedziałem tylko, że może być grubym facetem lub niezbyt ładną dziewczyną. Nic w tym złego.
Alice już mnie nie słuchała. Zdążyła wyciągnąć telefon z kieszeni. Stukała w jego ekran z prędkością, o którą bym jej nie podejrzewał.
W obserwowaniu ludzi prowadzących żarliwą rozmowę przez wiadomości jest coś magicznego. Nie widać przyczyn ich reakcji, przez co wyglądają szaleńczo. Alice się nie hamowała, uśmiechała się do ekranu wszystkimi zębami, co parę sekund wybuchała cichutkim śmiechem.
Może ta znajomość nie była aż tak zła? Kim ja byłem, bym mógł ją oceniać?
– Mówi, że jesteś dupkiem i nie powinieneś sugerować, że jakakolwiek kobieta jest brzydka. Zgodziła się przysłać zdjęcie. Myślisz, że będzie miała piegi? Zapomniałam zapytać.
Nie mogłem się powstrzymać przed przewróceniem oczami. Jednak Alice zasiała w moim sercu ziarno zwątpienia co do fatalności tego pomysłu i podskoczyłem z podekscytowania na dźwięk wiadomości.
Wymieniliśmy spojrzenia z Alice.
– No to patrzę – stwierdziła.
– Jeśli rzeczywiście jest kobietą, bardzo będę wam kibicować, ale jeśli nie, nie bądź zawiedziona, okay?
Skinęła głową i odblokowała ekran. Zanim zdążyłem spojrzeć na niego, telefon upadł z głośnym trzaskiem.
– O mój Boże! – krzyknęła.
– Wiedziałem! Mówiłem, że jest starym, brzydkim facetem!
Pokręciła głową ruchem, który jasno wskazywał na moją pomyłkę.
– Sam zobacz.
Podała mi telefon. Zaczerpnąłem powietrza, nim na niego spojrzałem. Musiałem się psychicznie przygotować na obrzydliwe, potencjalnie nagie zdjęcia starucha. Odważyłem się dopiero po paru sekundach i to była najgorsza decyzja w moim życiu od czasu usmażenia jajka w mikrofalówce.
Moje wnętrzności zacisnęły się na parę sekund, powietrze nagle wyparowały, a gardło wypełnił odruchowy krzyk:
– Jezu! Matko Boska! Alice!
Posłałem jej naprawdę długie i karcące spojrzenie. Mogłem pozwolić na wiele, naprawdę wiele, ale oglądanie pseudoromantycznych zdjęć mojej siostry było znaczącą przesadą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro