Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Perspektywa Elizy

Słońce ledwo unosiło się nad horyzontem, kiedy opuściliśmy zamek. Chłodne powietrze poranka przeszywało skórę, ale żadne z nas nie narzekało. Mapa, którą Felix niósł starannie złożoną, wyznaczała kierunek – w stronę gęstego lasu na północ od zamku.

„To nie jest daleko” – powiedział Felix, patrząc na linię prowadzącą przez mapę. „Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dotrzemy tam przed zmrokiem.”

Nie odpowiedziałam. Czułam, że każde słowo mogłoby zburzyć delikatną ciszę między nami. Mój wzrok błądził po krajobrazie – zamek stawał się coraz mniejszy za naszymi plecami, a przed nami rozciągały się nieznane tereny.

Gdy weszliśmy do lasu, świat wokół nas stał się cichszy. Wysokie drzewa o gęstych koronach blokowały światło słoneczne, przez co droga przed nami wyglądała ponuro. Felix wyjął latarnię, choć jeszcze nie zapalił jej.

„Ciekawi mnie, kto stworzył tę mapę” – powiedział nagle, przerywając ciszę. „I dlaczego miała pozostać ukryta w zamku przez tyle lat.”

„Może dlatego, że prowadzi do czegoś, czego nie chciano odkryć” – odpowiedziałam, zerkając na niego.

Felix uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach widziałam zaniepokojenie. „Zaczynam myśleć, że może lepiej by było, gdybyśmy tego nie znaleźli.”

„Ale już znaleźliśmy” – przypomniałam mu. „Teraz nie możemy się wycofać.”

Szliśmy dalej, krok za krokiem, mijając stare, omszałe drzewa i niewielkie polany. Co jakiś czas Felix przystawał, by sprawdzić mapę i upewnić się, że idziemy w dobrym kierunku. W pewnym momencie droga zaczęła prowadzić w dół, w stronę niewielkiej doliny, którą widzieliśmy na mapie.

„Jesteśmy blisko” – powiedział, wskazując na krajobraz przed nami.

Zeszliśmy w dół, a moje serce zaczęło bić szybciej. Miejsce, do którego zmierzaliśmy, było ciche, niemal martwe. Nie słyszałam śpiewu ptaków ani szelestu liści. Tylko nasze kroki przerywały ciszę.

W końcu dotarliśmy do niewielkiej polany. W jej centrum stała kamienna konstrukcja – coś na kształt starego ołtarza albo pomnika. Wokół niego znajdowały się wyryte w ziemi symbole, które natychmiast rozpoznałam.

„To ten sam znak” – powiedziałam, klękając przy jednym z symboli i dotykając go dłonią.

Felix wyjął mapę i porównał ją z tym, co widzieliśmy. „To miejsce zgadza się co do centymetra. Ale co teraz? Nic tu nie ma poza tym ołtarzem.”

Podeszłam bliżej do kamiennej konstrukcji. Była pokryta pęknięciami i mchem, jakby przez wieki nikt jej nie dotykał. Na szczycie znajdował się okrągły, płaski kamień, który wyglądał na ruchomy.

„Myślisz, że to się otwiera?” – zapytałam, patrząc na Felixa.

„Możliwe” – odpowiedział, podchodząc do mnie. „Pomogę ci.”

Razem spróbowaliśmy przesunąć kamień. Początkowo nie chciał drgnąć, ale po kilku próbach udało nam się go obrócić. Pod nim znajdowała się wnęka, a w niej coś, co wyglądało jak kryształ – długi, wąski, o dziwnym, niebieskawym blasku.

„To…” – zaczęłam, ale zabrakło mi słów.

„To musi być część jakiejś większej układanki” – powiedział Felix, wyjmując kryształ z wnęki. „Ale co to jest?”

Trzymał go ostrożnie, jakby bał się, że mógłby go uszkodzić. Kryształ wydawał się emanować delikatnym światłem, które było widoczne nawet w słabym świetle lasu.

„Może ta księga coś wyjaśni” – powiedziałam, przypominając sobie o symbolach, które widzieliśmy wcześniej.

Felix skinął głową i wyjął księgę z plecaka. Otworzył ją na stronie z mapą, a wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Kryształ zaczął pulsować, a światło w jego wnętrzu stawało się coraz silniejsze.

„Elizo, co się dzieje?” – zapytał Felix, patrząc z niedowierzaniem na kryształ i księgę.

Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Obserwowałam, jak światło z kryształu zaczyna rozlewać się na księgę, oświetlając symbole na stronach. Tekst, który wcześniej był niezrozumiały, teraz zmieniał się na naszych oczach – jakby ktoś tłumaczył go w czasie rzeczywistym.

„To… to tłumaczy się samo” – wyszeptałam, patrząc na Felixa.

Zaczęłam czytać na głos. „Przez światło ukryte w cieniu, droga otwiera się przed tymi, którzy odważą się zrozumieć. Klucz jest w twoich rękach.”

„Klucz?” – zapytał Felix, unosząc kryształ.

W tym momencie ziemia pod nami zadrżała lekko. Spojrzeliśmy na siebie z niepokojem. Coś w tym miejscu zaczynało się zmieniać, a my nie mieliśmy pojęcia, co to oznacza.

„Musimy wracać” – powiedział Felix, chowając kryształ i księgę do plecaka.

„Nie” – zaprotestowałam. „Nie możemy uciekać. To miejsce chce nam coś pokazać.”

Felix spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam sprzeczne emocje – obawę, ale też wiarę w moje słowa. „Dobrze. Zostańmy, ale bądźmy ostrożni.”

I wtedy ziemia pod ołtarzem zaczęła pękać. Coś pod spodem zaczynało się poruszać, a światło z kryształu stawało się coraz silniejsze, oświetlając las wokół nas. To był początek czegoś, czego jeszcze nie rozumieliśmy – ale wiedziałam, że nie mogliśmy się już cofnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro