Rozdział 10
Perspektywa Elizy
Słońce ledwo unosiło się nad horyzontem, kiedy opuściliśmy zamek. Chłodne powietrze poranka przeszywało skórę, ale żadne z nas nie narzekało. Mapa, którą Felix niósł starannie złożoną, wyznaczała kierunek – w stronę gęstego lasu na północ od zamku.
„To nie jest daleko” – powiedział Felix, patrząc na linię prowadzącą przez mapę. „Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dotrzemy tam przed zmrokiem.”
Nie odpowiedziałam. Czułam, że każde słowo mogłoby zburzyć delikatną ciszę między nami. Mój wzrok błądził po krajobrazie – zamek stawał się coraz mniejszy za naszymi plecami, a przed nami rozciągały się nieznane tereny.
Gdy weszliśmy do lasu, świat wokół nas stał się cichszy. Wysokie drzewa o gęstych koronach blokowały światło słoneczne, przez co droga przed nami wyglądała ponuro. Felix wyjął latarnię, choć jeszcze nie zapalił jej.
„Ciekawi mnie, kto stworzył tę mapę” – powiedział nagle, przerywając ciszę. „I dlaczego miała pozostać ukryta w zamku przez tyle lat.”
„Może dlatego, że prowadzi do czegoś, czego nie chciano odkryć” – odpowiedziałam, zerkając na niego.
Felix uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach widziałam zaniepokojenie. „Zaczynam myśleć, że może lepiej by było, gdybyśmy tego nie znaleźli.”
„Ale już znaleźliśmy” – przypomniałam mu. „Teraz nie możemy się wycofać.”
Szliśmy dalej, krok za krokiem, mijając stare, omszałe drzewa i niewielkie polany. Co jakiś czas Felix przystawał, by sprawdzić mapę i upewnić się, że idziemy w dobrym kierunku. W pewnym momencie droga zaczęła prowadzić w dół, w stronę niewielkiej doliny, którą widzieliśmy na mapie.
„Jesteśmy blisko” – powiedział, wskazując na krajobraz przed nami.
Zeszliśmy w dół, a moje serce zaczęło bić szybciej. Miejsce, do którego zmierzaliśmy, było ciche, niemal martwe. Nie słyszałam śpiewu ptaków ani szelestu liści. Tylko nasze kroki przerywały ciszę.
W końcu dotarliśmy do niewielkiej polany. W jej centrum stała kamienna konstrukcja – coś na kształt starego ołtarza albo pomnika. Wokół niego znajdowały się wyryte w ziemi symbole, które natychmiast rozpoznałam.
„To ten sam znak” – powiedziałam, klękając przy jednym z symboli i dotykając go dłonią.
Felix wyjął mapę i porównał ją z tym, co widzieliśmy. „To miejsce zgadza się co do centymetra. Ale co teraz? Nic tu nie ma poza tym ołtarzem.”
Podeszłam bliżej do kamiennej konstrukcji. Była pokryta pęknięciami i mchem, jakby przez wieki nikt jej nie dotykał. Na szczycie znajdował się okrągły, płaski kamień, który wyglądał na ruchomy.
„Myślisz, że to się otwiera?” – zapytałam, patrząc na Felixa.
„Możliwe” – odpowiedział, podchodząc do mnie. „Pomogę ci.”
Razem spróbowaliśmy przesunąć kamień. Początkowo nie chciał drgnąć, ale po kilku próbach udało nam się go obrócić. Pod nim znajdowała się wnęka, a w niej coś, co wyglądało jak kryształ – długi, wąski, o dziwnym, niebieskawym blasku.
„To…” – zaczęłam, ale zabrakło mi słów.
„To musi być część jakiejś większej układanki” – powiedział Felix, wyjmując kryształ z wnęki. „Ale co to jest?”
Trzymał go ostrożnie, jakby bał się, że mógłby go uszkodzić. Kryształ wydawał się emanować delikatnym światłem, które było widoczne nawet w słabym świetle lasu.
„Może ta księga coś wyjaśni” – powiedziałam, przypominając sobie o symbolach, które widzieliśmy wcześniej.
Felix skinął głową i wyjął księgę z plecaka. Otworzył ją na stronie z mapą, a wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Kryształ zaczął pulsować, a światło w jego wnętrzu stawało się coraz silniejsze.
„Elizo, co się dzieje?” – zapytał Felix, patrząc z niedowierzaniem na kryształ i księgę.
Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Obserwowałam, jak światło z kryształu zaczyna rozlewać się na księgę, oświetlając symbole na stronach. Tekst, który wcześniej był niezrozumiały, teraz zmieniał się na naszych oczach – jakby ktoś tłumaczył go w czasie rzeczywistym.
„To… to tłumaczy się samo” – wyszeptałam, patrząc na Felixa.
Zaczęłam czytać na głos. „Przez światło ukryte w cieniu, droga otwiera się przed tymi, którzy odważą się zrozumieć. Klucz jest w twoich rękach.”
„Klucz?” – zapytał Felix, unosząc kryształ.
W tym momencie ziemia pod nami zadrżała lekko. Spojrzeliśmy na siebie z niepokojem. Coś w tym miejscu zaczynało się zmieniać, a my nie mieliśmy pojęcia, co to oznacza.
„Musimy wracać” – powiedział Felix, chowając kryształ i księgę do plecaka.
„Nie” – zaprotestowałam. „Nie możemy uciekać. To miejsce chce nam coś pokazać.”
Felix spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam sprzeczne emocje – obawę, ale też wiarę w moje słowa. „Dobrze. Zostańmy, ale bądźmy ostrożni.”
I wtedy ziemia pod ołtarzem zaczęła pękać. Coś pod spodem zaczynało się poruszać, a światło z kryształu stawało się coraz silniejsze, oświetlając las wokół nas. To był początek czegoś, czego jeszcze nie rozumieliśmy – ale wiedziałam, że nie mogliśmy się już cofnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro