Tańcząca z diabłem
Witam, Słodziaki. Temat, który jest zarazem tytułem opowiadania wymyśliła @AnnaZawia, którą pozdrawiam (Może tym razem się oznaczy)
Nazywano mnie różnie, wiedźmą, czarownicą, grzesznicą, ale tylko jedno określenie odzwierciedlało prawdę o mnie, mam na imię Selena i jestem Tańczącą z diabłem. Jednak to nie znaczy to, co większość ludzi myśli. Nie ma to nic wspólnego z rogatym stworem zamieszkującym podziemie, lecz siłami mroku, które tańcem powstrzymuję przed wtargnięciem do wioski na granicy.
Ruch do słyszalnej tylko dla mnie muzyki jest moim zaklęciem, którym walczę. Ludzie nie raz rzucali w moją stronę oskarżenia. Nie mogłam im wyjaśnić, dlaczego to robię. Nie mówię, gdyż jakikolwiek dźwięk, który wydobyłby się z moich ust, zniszczyłby zaklęcia tkane każdej nocy, gdy księżyc świecił w pełni.
Moc Tańczącej zdarza się bardzo rzadko. Przychodzi wraz z szesnastymi urodzinami. Dalej pamiętam ten dzień, gdy bóg Nox odwiedził mnie i naznaczył moje stopy pięcioramiennymi gwiazdami. Od tego dnia nie odzywam się. Rodzice próbowali zmusić mnie do mówienia. Nie mogłam wyznać, co się stało, to była część umowy.
Z początku się cieszyłam, że zostałam wybrana. W końcu to zaszczyt, ale dar stał się przekleństwem. Ludzie odsunęli się ode mnie. Nawet rodzina daje mi jasno do zrozumienia, że jestem czarną owcą. Nikt mnie nie zaprasza na bale, święta, jakbym przestała istnieć.
Stawałam się coraz bardziej zamknięta w sobie. Pragnęłam się odezwać, lecz poczucie obowiązku mnie przed tym powstrzymywało. Gdyby nie ja siły mroki już dawno przeszłyby przez barierę.
Moje stopy poruszają się w harmonii z wiatrem, gdy wykonuję taniec w świetle księżyca. Muzyka słyszana tylko przeze mnie sprawia, że zapominam o świecie. Jestem częścią natury. Moc wypływa ze mnie i wiruje wraz ze mną na łące.
Nie widzę jej pasm, ale czuję każdą nitkę, która wydaje się delikatna, lecz to tylko złudzenie. Splata się z innymi. łatając dziurę w barierze. Muzyka urywa się nagle. Odcięcie zawsze boli. Dyszę ciężko i padam na chłodną ziemię.
Wiem, że powinnam wrócić do małego pokoju na poddaszu, ale przez chwilę chcę popatrzeć na gwiazdy. Tata mi kiedyś powiedział, jeszcze przed wykluczeniem mnie ze swojego życia, że ludzie po śmierci dołączają do Noxa i stają się jasnymi punktami na nieboskłonie. Chcę wierzyć, że kiedyś tak właśnie się stanie.
Wstaję powoli z zimnej ziemi. Smętnie ruszam do domu, zawsze staram się, jak najmniej w nim przebywać. Moje stopy już dawno się zahartowały, niemal nie czuję bólu, gdy natrafiam na ostry kamień. Ciemność panująca wokół nie ułatwia omijania przeszkód, ale tyle razy już spacerowałam w nocy, że stała się moją przyjaciółką. Nie ma dziwnych spojrzeń, przechodzenia na druga stronę ulicy. Gdyby nie to, że mój ojciec jest burmistrzem, już dawno trafiłabym na stos.
Widzę już rezydencję. Mój jest tylko pokój na poddaszu, kiedyś mieszkałam w wspaniałym pokoju. Miałam ogromne łóżko z baldachimem, wiele sukni, nawet własną służącą. Te czasy minęły, nastały wraz ze śmiercią matki. Ojciec stał się bardzo zdesperowany, chciał, żebym przemówiła. Mama już nie mogła go powstrzymać, bo dołączyła do Noxa. Tata odbierał mi kolejne rzeczy, licząc, że zmienię zdanie i stanę się na powrót idealną córeczką.
Wiem, że dla niego ta sytuacja też była ciężka. Ludzie mówili, że nie potrafi wychować córki, dlatego zaczął udawać, że nie istnieję, tak było prościej. Wchodzę do środka przez wejście dla służby, wolę nie budzić rodziców, a po drugie to najkrótsza droga do mojego pokoiku. Kiedyś mieszkała tu moja służąca, po tym jak zamilkłam, ojciec zwolnił ją. Przejęłam rolę dziewczyny. Smutno mi, że straciła pracę przeze mnie, ale nie byłam wstanie jej ochronić.
Zamykam oczy, po tym jak położyłam się na niewygodnym sienniku. Rano zawsze boli mnie kark i plecy przez twarde posłanie, ale przywykłam. Nie muszę długo czekać na sen, bo niedługo później odpływam, zmęczona całym dniem.
Budzę się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Szybko się myję, zakładam suknię tą co wczoraj. Mam tylko dwie, szare i zniszczone. Zbiegam po schodach, bo jak zwykle jestem spóźniona. Muszę pomóc kucharce Moli w przygotowaniu śniadania.
Kobiecie nie przeszkadza, że nie mówię, bo sama kocha słuchać swojego głosu. Właściwie to jedyna osoba, która nie wytyka mnie palcami i akceptuje moje milczenie. Przy niej mogę zapomnieć, że jestem inna.
Pukanie przerywa mi rozbijanie jajek na jajecznicę, wycieram dłonie w fartuch. Wychodzę z kuchni. Podchodzę, jak najbliżej mogę i nadsłuchuję.
– Ludzie tu idą. Chcą spalić Selenę! – rozpoznaje głos Jakuba.
– Jak to?
– Zeszłej nocy zaginęło dziecko. Myślą, że je zabiła.
– Nie mamy czasu. Musi zniknąć natychmiast – odzywa się, a ja słyszę w jego głosie strach i zmartwienie.
To mnie dziwi. Myślałam, że nie obchodzę go. Dawał mi jasno do zrozumienia, iż jestem dla niego nikim. Idzie szybko w kierunku kuchni, błyskawicznie wracam do Moli. Ta spogląda na mnie zdziwiona. Zaraz za mną wchodzi tata, który patrzy w moje oczy.
– Seleno. Musisz zniknąć, od tego zależy twoje życie. Wiem, że zachowywałem się wobec ciebie podle, ale ja tylko chciałem byś przemówiła – zwraca się do mnie. – Za późno zauważyłem,, że w ten sposób cię skrzywdziłem. Mój upór cię zranił. Przepraszam. – Milczy przez chwilę. – Tu są pieniądze. – Podaje mi sakiewkę. Jest ciężka, nawet bardzo. Płaczę, po policzkach spływają mi łzy, gdy spoglądam na tatę. Czuję, jakbym rozpadała się na setkę kawałków, tyle czekałam na te słowa. Nie potrafię opanować władających mną emocji. Nie mogę powiedzieć, że go kocham, zamiast tego przytulam się.
– Są pod bramą! – krzyczy Jakub, wpadając do kuchni.
– Uciekaj przez tunel – zwraca się do mnie. – Jakub z tobą pójdzie.
Kiwam głową i spoglądam po raz ostatni na tatę. Prawdopodobnie już go nie spotkam. Cała drżę, gdy biegnę razem z chłopakiem wprost do ukrytego tunelu. Klapa do niego znajduje się w piwnicy, przykryta dywanem. Nigdy nie miałam okazji z niego korzystać, ale wiedziałam, że tam jest. Jakub bierze jedną z pochodni i podaje mi ją. On ze mną nie pójdzie, ktoś musi zakryć wejście. Pisze kilka słów na kartce.
– Pójdź do zamku, podaj ją Oktawii, która pracuje w kuchni – mówi, dając mi kartkę.
Chowam ją do kieszeni i schodzę do ciemnego korytarza, oświetlanego tylko moją pochodnią. Idę szybko, do moich bosych stóp przylepia się brud. Niedaleko mnie przebiega szczur, lekko się cofam. Oglądam się za siebie, sprawdzając czy nikt mnie nie śledzi. Przyspieszam jeszcze. Muszę stąd jak najszybciej wyjść. Widzę upragnione światło dzienne, które przebija się przez krzaki przysłaniające wyjście z tunelu. Wychodzę, po czym gaszę pochodnię w strumyku. Rzucam ją na trawę, nie będzie mi już potrzebna.
Odwracam się w stronę rezydencji i dostrzegam gęsty dym. Zastanawiam się, czy tata i Jakub zdążą uciec nim ogień do nich dojdzie. Nie mogę dłużej przyglądać się pożarowi, który niszczy mój dom. Biegnę przed siebie. Zamek znajduje się dzień drogi od rezydencji. Kiedyś często tam bywałam na balach.
Ocieram mokre policzki, wiem, że muszę wziąć się w garść. W głębi duszy wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie. Tata nie mógł mnie chronić w nieskończoność. Zastanawiałam się też, co się stało z dzieckiem. Czyżby uciekło z domu? Ale oczywiście łatwiej zrzucić winę na Tańczącą z diabłem. Upadam jak długa na ziemię, gdy zahaczam o korzeń. Powinnam bardziej skupić się na drodze, a nie rozmyśleniach.
Żałuję, że to mnie Nox wybrał. Chciałabym, żeby to nigdy się nie zdarzyło. Żyłabym szczęśliwie, tata nie straciłby rezydencji, a ja mogłabym być idealną córeczką. To wydawało się zbyt piękne.
Rozmyślania przerwało niezwykłe spotkanie. Ujrzałam go, czarnego jak noc wilka. Nie boję się, gdyż czuję dziwną więź. Patrzymy na siebie w milczeniu. Jego oczy są koloru złota. Minuty wydają się wiecznością. Jestem w szoku, gdy słyszę jego głos w myślach.
– Witaj, Tańcząca z diabłem. – Chciałabym go zapytać, skąd wie, kim jestem i czy wysłał go Nox, ale nie mogę się odezwać. – Nie bez powodu zostałaś wybrana. Nazywam się Nocny Łowca, w razie problemu wezwij mnie w myślach, a przybędę.
Nie mogę wyjść z szoku, zastanawiam się czy to przez nerwy mam halucynację, ale kawałek sierści, który został na krzaku przeczy tej teorii. Ruszam przed siebie, zastanawiając się nad słowami wilka.
Oblizuję suche usta, szkoda, że nie wzięłam wody. Żołądek skręca się z głodu, nie zdążyłam zjeść śniadania. Wędruję licząc, że ujrzę szybko zamkową wieżę. Słońce przebija się przez gałęzie. Gdyby nie to, że słyszę drzewa już dawno bym się zgubiła. Chciałyby, żebym zatańczyła z nimi, ale jeszcze nie mogę.
Słońce schowało się za horyzontem, gdy stanęłam pod bramę miasta, lecz ta została zamknięta. Oznacza to, że czeka mnie noc w lesie. Nie przeszkadza mi to, wiem, że nic mi się nie stanie. Układam się w miarę wygodnie na trawie, czekając na sen. Ten nadchodzi szybko, lecz przez całą noc nękają mnie koszmary.
Rano budzę się niewyspana i z bólem głowy. Słońce już świeci. Wstaję z ziemi i ruszam do zamku. Przejście przez miasto jest wyzwaniem, gdyż wszędzie jest pełno ludzi. Usiłuję się przeciskać między nimi, co chwila na kogoś wpadam.
Na zamku kręci się mniej ludzi. Wyciągam kartkę zapisaną przez Jakuba. Czytam tekst zapisany koślawymi literami: Oktawio! To Selena, nie mówi, zaopiekuj się nią. To ma prośba, która jest zarazem uregulowaniem twojego długu. Jakub. Zastanawiam się, o jaki dług chodzi. Chowam kartkę z powrotem i szukam kuchni. Najprościej to zrobić po dymie. Widzę komin, zatem tam się kieruję. Pukam cicho, nim wchodzę do środka.
– Proszę – słyszę kobiecy głos. W środku kręci się pełno ludzi, głównie kobiet. Zastanawiam się, jak znajdę Oktawię. – Czego chcesz? – pyta mnie ostro jedna z kucharek. Na migi wyjaśniam, że nie mówię. Proszę o coś do pisania. Ta podaje mi glinianą tabliczkę i patyczek. Szukam Oktawii, piszę.
Ta wzywa jedną z kucharek. Wygląda na miłą. Ma brązowe włosy, które chowa pod czepkiem, rumiane policzki i jak na kucharkę przystało jest o krągłych kształtach. Podaje jej kartkę od Jakuba. Ta rozszerza oczy ze zdziwienia, po czym bierze mnie pod ramię i wyprowadza z kuchni.
– Zatem nazywasz się Selena – kiwam głową – spokojnie tu jesteś bezpieczna. Umiesz obierać, kroić i gotować? – Potwierdzam ruchem głowy. Oczywiście mój brzuch postanawia dać o sobie znać, dobiega z niego głośne burczenie. – Na to też coś zaradzimy – zapewnia. – Poczekaj tu.
Stoję oparta o ścinę, gdy przychodzi kobieta z owsianką. Zajadam się nią, nie sądziłam, że jestem aż tak głodna. Podaje mi też wody do picia. Po skończonym posiłku kiwam głową, dziękując.
– Powiedziałam Gryzeldzie, że na chwilę wychodzę. Musimy cię doprowadzić do porządku.
Pewnie wyglądam koszmarnie. Nie protestuję, gdy prowadzi mnie do swojego domu. W środku jest przytulnie i dosyć ciemno. Każe mi się umyć, co robię z radością. Zmywam z siebie cały brud. Podaje mi błękitną sukienkę, którą ubieram. Jest trochę za długa, ale kilka ruchów nożyczkami sprawia, że staje się idealna. Później przy pomocy grzebienia czeszę sobie włosy. Spinam je w warkocz, gdy kobieta przychodzi sprawdzić, jak mi idzie.
Od razu czuję się lepiej czysta i ładnie uczesana.
– Pięknie wyglądasz, a teraz koniec lenistwa. Idziemy do pracy, za niedługo pora obiadowa.
Nie musi mi dwa razy powtarzać. W kuchni pomagałam jak potrafiłam najlepiej. Kucharkom nie przeszkadzało, że nie mówię. Czuję się szczęśliwa.
Tydzień później
Czas mijał radośnie, lecz wszystko kiedyś się kończy. Właśnie zastępuję jedną ze służących, które zanoszą posiłki do sali. Boję się, że ktoś mnie rozpozna. Nie raz przychodziłam tu na bale, minęło sporo czasu, ale ja z wyglądu zbytnio się nie zmieniłam.
Trzymam głowę nisko, gdy zbliżam się do stołu. Podaję talerz z jedzeniem, gdy przewracam kielich z winem.
– Ty, niezdaro! – krzyczy książę. Podnoszę wzrok na niego, czego od razu żałuję. – Selena! W co ty jesteś ubrana?!
– Ta Selena? – słyszę głos królowej. – Córka burmistrza?
– To czarownica, Wasza Wysokość – usłyszałam głos doradcy. – Bogowie pokarali ja utratą głosu.
Kręcę głową, ale wiem, że i tak mi nie uwierzą. Przy stole odzywają się inne głosy oburzenia. Dają zarzuty wyssane z palca.
– Spokój! – ucisza ich król.– Nie ma dowodów, by była temu winna. Lepiej już idź, Seleno.
Kłaniam się z wdzięcznością i jak najszybciej opuszczam salę. Wolę nie ryzykować zmiany zdania króla. Wypadam na zewnątrz i pędzę do lasu. W oczach mam łzy. Myślałam, że to już za mną, ale się myliłam. Padam na trawę. Ciało drży od szlochu. Czuję coś ciepłego i miękkiego obok siebie. To Nocny Łowca. Nie odzywa się, ale jego obecność sprawia, że jestem spokojniejsza.
Noc z księżycem w pełni
Wymykam się z miasta przed zapadnięciem zmroku. Muszę wzmocnić barierę. Wchodzę między drzewa. Rozglądam się, sprawdzając, czy nikt mnie nie obserwuje. Zamykam oczy i wsłuchuję się. Ciche dźwięki wprowadzają mnie w trans. Nie kieruję swoim ciałem, lecz muzyka.
Odczuwam radość, gdy wyczuwam pod palcami nici, które splatają się ze sobą. Nogi wykonują ruchy w harmonii z rękami. Nie wiem, ile to trwa, ale urywa się nagle. Wyczuwam niepokój, który zmienia się w strach, gdy opada na mnie sieć.
– Nie wywiniesz się z tego, wiedźmo – słyszę głos doradcy króla. – Zabierzcie ją do lochu.
Serce bije mi jak szalone, gdy rozplątują mnie z sieci i skuwają ręce w kajdany. Nie mam jak protestować. Z oczu ciekną mi łzy. Wiem, że czeka mnie śmierć. Wrzucili mnie do celi. Kiwam się w przód i w tył, próbując się uspokoić i nie wpaść w panikę.
Niewiele pamiętam z nocy. Chyba w zbyt dużym szoku byłam. Ruszam prowadzona przez rycerzy na scenę, która jest zarazem szubienicą. Przełykam ślinę na widok pętli i kata w czarnym kapturze. Mam na rekach gęsią skórkę. Przypominam sobie słowa wilka, gdy zakładają mi sznur na szyję. Nie słucham zarzutów i tak nie mam jak się obronić. Wzywam Nocnego Łowcę, nie liczę, że przybędzie.
Ten jednak pojawia się.
– Mówiłem, że przybędę. – Ludzie wskazują na wilka palcami, lecz ten wydaję się tym nie przejmować. – Tańcząca z diabłem jestem wysłannikiem Noxa. Nie złamałaś przyrzeczenia. Dzisiaj przyszedł czas nagrody.
Spoglądam zaskoczona na wilka, który patrzy na mnie złotymi oczami. Porusza łapą, jednocześnie opadają kajdany. Zdejmuję z szyi pętlę.
– Co tu się dzieje? – pyta zaskoczony król.
– Jam jest Nocny Łowca, wysłannik Noxa, ta dziewczyna wypełniała wolę mega pana, strzegąc wasz świat przed siłami mroku. Naprawiała barierę, by mogła przetrwać kolejne sto lat. Dzisiaj już może się odezwać – ogłasza. Czuję zmianę, ale nie potrafię jej określić.– Dokładnie za rok zostanie królową, jako żona księcia Alberta, a królestwo będzie kwitło za ich rządów. Tak powiadam.
W czarnej chmurze rozpływa się, a ja stoję na scenie. Dostrzegam, że ludzie padają przede mną na kolana. Uśmiecham się i robię to, o czym marzyłam od dawna. Odzywam się.
– Jestem Selena, byłam Tańczącą z diabłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro