Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Idealnie

Po kilku dniach Lucy wróciła do domu. Czuła się już lepiej i zdecydowanie pomagała jej obecność ojca, który nie opuszczał jej na krok. Nie chciał stracić córki i bardzo przeżywał całą sytuację. Dużo rozmawiali. Dziewczyna opowiedziała mu o wszystkim co ją spotkało w Wolf Village – o tym jak poznała mieszkańców, o cudownym Eagle Lake i o całej magii jaka ją tu otacza. Zachowała dla siebie jedynie postać Luxa. Lepiej żeby nikt nie wiedział o jej nietypowych wizjach.
Maria również wróciła do domu razem z synkiem. Korzystając z wyjątkowo ciepłej wrześniowej pogody dużo spacerowała wokół rynku. Był to również skuteczny sposób żeby maluch spokojnie spał. Lucy podeszła do Marii, kiedy ta usiadła na ławeczce przed domem. Kobieta uśmiechnęła się na widok blondynki i gestem, zaprosiła ją aby usiadła obok niej.

- Chciałabym ci oficjalnie przestawić mój mały skarb.

Niemowlę leżało spokojnie w wózeczku.  Jesienna pogoda była dzisiaj wyjątkowo łaskawa. Liście zaczynały już złocić się na drzewach wokół wioski. Zimy w Maine nie należały do przyjemnych, a zadziwiająco ciepła jesień mogła zwiastować nadejście gwałtownej i siarczystej pory roku. Jednak dopóki można było kąpać się we wrześniowym słońcu, nikt nie przejmował się tym co będzie potem. Dziecko spoglądało sennie dookoła, wsłuchując się w spokój, który zawsze panował w Wolf Village. Maria również wyglądała promiennie. Jej marzenie o posiadaniu dziecka się ziściło, a szczęście miała wypisane na twarzy. Lucy pochyliła się nad wózkiem chcąc przyjrzeć się chłopczykowi. Wtedy dostrzegła coś, co w pierwszej chwili ją zaniepokoiło. Maluch miał oczy w dwóch różnych kolorach. Jedno było ciemne jak u jego matki, natomiast drugie jasnobłękitne – dokładnie takie jak oczy Lucy.

- Nie mogliśmy zdecydować się jakie imię wybrać – powiedziała Maria – jednak, gdy zobaczyliśmy te oczy…

Kobieta pochyliła się nad synkiem i pogładziła go po główce.

- Luke. Będzie miał na imię Luke. – zamyśliła się chwilę – Wiedziałaś, że dawniej imiona zaczynające się na „L” kojarzono z księżycem? Luna była rzymską boginią księżyca i takie tam.

Chwilę później Maria doznała oświecenia spostrzegając, że Lucy też zaczyna się na „L”, co blondynka potwierdziła śmiechem.
Po krótkiej rozmowie Lucy pożegnała się. Rozglądając się po ryneczku jej wzrok utkwił na domu Kevina. Wspomnienie z pechowej nocy wróciły ze zdwojoną mocą. Rana na nodze nie zdążyła się jeszcze zrosnąć, jednak nie bolała ona tak, jak rana w sercu, którą zdał jej tamtej nocy siwowłosy. Jak mógł ją w tak podły sposób zdradzić. Wiedziała, że od początku Alice próbowała flirtować z chłopakiem, jednak nadal miała nadzieję, że on odwzajemnia uczucia, które ona żywiła do niego i nie spodziewała się takiego ciosu. Rozważała też opcję, że może czerwono włosa znalazła się w domu Robertson’ów przypadkiem, jednak serce i rozum zgodnie podpowiadały jej, że nie ma co się łudzić. Zanim spostrzegła, nogi zaniosły ją nad Eagle Lake. Nie potrafiła opisać magii tego miejsca. Miało w sobie coś, co sprawiało, że czuła tu spokój i mogła odciąć się od rzeczywistości. Jej sielanka nie trwała długo, ponieważ chwilę później zauważyła, że w jej kierunku zbliża się jakaś postać. Granatowe włosy połyskiwały z oddali w blasku popołudniowego słońca.

- Hej Księżycowa Córo. – rzucił chłopak z daleka w biegu ściągając z siebie koszulkę.

Lucy zamyśliła się widząc mięśnie napinające się na brzuchu Arthura. On dostrzegł jej wyraz twarzy i wykorzystując chwilę nieuwagi chwycił dziewczynę w pasie i skierował kroki w kierunku wody. Gdy ta wyczuła co się święci, podjęła próbę wyswobodzenia się z uścisku, jednak na próżno.

- Puść mnie Arthur! Nie umiem pływać!

Chłopak tylko uśmiechnął się szeroko.
- To się nauczysz.

Po chwili oboje byli już w wodzie, która na całe szczęście dla Lucy, sięgała im tylko do pasa. Mokre ubrania dziewczyny przykleiły się do jej ciała odkrywając zarysy bielizny, którą miała na sobie. Skrępowała się trochę, jednak gdy jej towarzysz zainicjował wojnę na chlapanie, zupełnie zapomniała o tej błahostce.
Pół godziny później oboje leżeli na trawie spoglądając w niebo. Zapadła chwila ciszy. Lucy nie ukrywała, że pluskanie się w wodzie nieco wyczerpało jej zasoby energii. Nagle Arthur podniósł się i podparł na łokciach.

- Lucy... – zaczął niepewnie chłopak nadal patrząc na chmury mknące w oddali. –Mówiłaś kiedyś o Luxie i o tym, że on wie wszystko... Myślisz, że wie również kim są moi rodzice?  

Dziewczynę zaskoczyło takie pytanie. Nigdy nie myślała o tym, żeby zapytać Luxa o cokolwiek związanego z Wolf Village, czy mieszkańcami. Spojrzała na chłopaka i ich wzrok się skrzyżował. W jego oczach widać było błysk nadziei.

- Nie wiem, ale gdy tylko go spotkam to obiecuję, że zapytam. – powiedziała spokojnie.

Słońce odbijało się w głębinie niebieskich oczu chłopaka. Widziała w nich odbicie uśmiechu. Włosy miał jeszcze wilgotne i opadały mu delikatnie na twarz. Nawet nie wiedziała kiedy ich twarze zbliżyły się ku sobie, a usta połączyły w delikatnym pocałunku. Chłopak pogładził policzek dziewczyny. Wiatr spokojnie poruszał drzewami. Oni natomiast ponad tym wszystkim trwali zatraceni w sobie. Było idealnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro