Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9.

- Zwycięża ten, kto dwa razy położy przeciwnika na ziemię - zawołała Wróżka. - Gotowi?

- Nie! - krzyknąłem.

Co jak co ale jeszcze nie chcę umierać!

Natomiast Remington był gotowy.

Gotowy by mnie zabić.

Stał na mocno ugiętych nogach i pochylał się do przodu.

- Zaczynajcie.

A miałem tyle rzeczy zrobić w życiu. Zobaczyć świat. Wygarnąć matce. Pocałować kogoś.

Chociaż może niekoniecznie w tej kolejności.

Zaczęliśmy się nawzajem okrężać. Udawałem, że wiem co robię.

Ale tak naprawdę? Za cholerę nie wiedziałem co robię i tylko starałem się nie panikować.

Błoto było tak śliskie, że aż byłem zdziwiony, że jeszcze się nie wywaliłem. Chociaż nie zamierzałem w nim lądować. Jak mam przegrać to z klasą.

- Dalej, kadeci- krzyknęła Wróżka. - Nie tańczyć mi tutaj. To nie jest jeszcze Wielki Bal.

Rycerze również krzyczeli. Ahh z chęcią bym potańczył.

Ciekawe czy dożyję balu. Pewnie nie.

Nagle Remigton natarł na mnie ramieniem. Oboje upadliśmy w błoto. Idiota.

Za to szybko się pozbierałem. Nie zamierzałem przecież leżeć w błocie cały dzień. Na moje nieszczęście on też się pozbierał.

Chyba będę mieć siniaka. Albo dwa. Jednakże Remigton też nie był w najlepszym stanie. Dokuczała mu chora noga.

Wróżka okrążyła mnie. Miała zamiar zachęcić mnie do walki.

- Masz dwudziestu jeden braci i nie umiesz się bić?

- Nigdy nie musiałem! Oni zawsze bili się między sobą!

Mi zawsze dawali spokój. Pewnie przez matkę bo zwariowałaby jakby mi włos z głowy spadł.

Powstrzymałem się od spojrzenia na Filipa. Pewnie był rozczarowany. Albo i nie. Nie wiem. Byłem na niego zły, że mnie ignorował.

- Chwileczkę, sierżant Wŕóżko! - Rumpelszwacz odwrócił się do mnie. - Powiedz mi, kadecie, po co księżniczka przędzie?

- Aby zrobić ubrania dla potrzebujących.

Naprawdę teraz się mnie o to pytał? Teraz?

- Tak! To wyraz jej dobroci. Wiedz, Że gdy teenowałeś swoją duszę w tej dobroci, przy okazji teenowałeś też ciało. Pamiętaj, nie wkładaj siły w łamanie łodyg lnu, raczej... pozwól im się złamać. A gwarantuję ci, że zawsze wyjdzie ci z tego świetna przędza - dokończył i postukał się palcem w bok nosa.

- To wszystko? To jest pana rada dla mnie na dziś?

- Dalej, Baz, zanim naprawdę się rozpada - zawołał Remington.

Cóż nie mogłem dłużej odkładać tej walki.

Niestety.

Znów zaczęliśmy się okrążać.

- Spokojnie kadecie - krzyknął Rumpelszwacz. - Nie patrz mu w oczy...

Nawet nie miałem zamiaru.

Remigton rzucił się na mnie, myśląc, że ma przewagę. Co w sumie było prawdą. Był większy.

- TERAZ! ŁAM ŁODYGI!

Zareagowałem instynktownie i opuściłem gwałtownie ręcę, jakbym trzymał w nich ostrze cierlicy. Uderzyłem Remigtona w czubek głowy, przez co chłopak upadł twarzą w błoto.

Czekaj, co? Uderzyłem go?

Dziewczyny zareagowały radośnie, a ja się do nich odwróciłem. Spojrzałem na Maggie zaskoczony.

Naprawdę go uderzyłem?

Remigton pozbierał się z błota. Ponownie natarł na mnie.

- ZAKRĘĆ KOŁOWROTKIEM, CHŁOPCZE! - wołał Rumpelszwacz.

Zakręciłem w powietrzu pięścią i trafiłem chłopaka w podbródek. Przez siłę uderzenia obrócił się i upadł ponownie na ziemię.

Ponownie. Co oznacza, że...

- Dwa upadki! Księżniczki zwyciężają! - zawołała Wróżka.

Wygrałem.

Naprawdę wygrałem.

O MATKO WYGRAŁEM!

Stałem przez chwilę zszokowany na arenie. Szybko jednak wróciłem na trybuny i usiadłem obok Maggie.

- Wygrałem...

- Tak Bazylu, wygrałeś! - dziewczyna uśmiechnęła się.

Ja też się uśmiechałem.

- Martwił się o Ciebie.

- Co?

Spojrzałem na nią zszokowany. W międzyczasie kadet Forbes zgłosił się na ochotnika. Chciał walczyć z Evie.

- Wyglądał jakby miał zaraz wskoczyć na arenę i Cię uratować - ciągnęła Maggie.

- Boże Maggie o co ci chodzi?!

- No jak to o co! O Filipa! Wiesz jak on się uroczo o Ciebie martwił? Co prawda niepotrzebnie, ale jednak.

Mina mi zrzędła. Martwił się o mnie? Naprawdę go nie rozumiem.

- W końcu to mój kumpel, prawda? - powiedziałem niepewnie.

- Taaa. Kumpel.

Nie mogłem się skupić na walce Evie i Forbesa. Ciągle myślałem o Filipie. Znowu.

I czułem na sobie jego spojrzenie.

- Rycerze zwyciężają! - usłyszałem w końcu.

Spojrzałem na arenę. Evie szła na trybuny obolała i posiniaczona. Pokonana.

- Dobrze walczyła - odezwała się Maggie. -Ale Forbes był silniejszy.

Dalej też nie mogłem się skupić. I tak chyba do końca dnia. Czemu on mi tak miesza w głowie!

Tak bardzo go czasem nienawidzę.

A jednak naprawdę go lubię.

~*~

Dni mijały a wraz z nimi lekcje. Postanowiono, że semestr będzie krótszy. Jednak Bal miał się odbyć w wyznaczonym terminie.

Ja sam nie brałem udziału w konkursie. Ale poszedłem na bal. Sam uszyłem swój strój tak jak każda księzniczka kadetka. Oczywiście nie sukienkę.

Uszyłem natomiast dla siebie błękitną tunikę z srebrnymi wykończeniami. Szczerze powiem, iż byłem z niej bardzo dumny. Wyszła lepiej niż się spodziewałem.

Sala balowa wyglądała fantastycznie. Ogromne żyrandole zwisały z wysokiego sklepienia sali. Dziewczęta w przepięknych strojach minęły gładko po posadzce, prowadzone przez chłopców w pełnym żołnierskim rynsztunku.

Czułem się tam obco.

W pewnym momencie zapowiedziano Evie. Miała na sobie najładniejszą sukienkę że wszystkich.

Robota Rumpelszwacza. Wszyscy zatrzymali się by na nią spojrzeć.

Ah Evie i jej wielkie wejścia.

Zobaczyłem jak Maggie podchodzi do niej ciągnąć za sobą swojego partnera kadeta Stanischilda. Ona również wyglądała przepięknie w zielonej sukiencę. Mówiła mi, że poprawiła wykończenie jeszcze przed balem.

Obie były moimi przyjaciółkami i miałem nadzieję, że jedna z nich wygra. A w szczególności Maggie.

Miałem nadzieję, że to właśnie ona wygra. Że zdobędzie swoje pięć minut. Że wreszcie ją docenią.

- Hej.

Odwróciłem się. Obok mnie stał Filip. Ubrany był w idealnie dopasowany mundur, który podkreślał jego budowę.

Wyglądał naprawdę dobrze.

Boże Bazyl uspokój się. Nie rozmawialiście przez kilka tygodni.

- Cześć - odpowiedziałem. Coś odpowiedzieć musiałem.

- Ładnie wyglądasz. Ten kolor podkreśla ci oczy.

- Dziekuję... Ty też dobrze wyglądasz.

Czemu tak się stresowałem? Nie mam pojęcia.

Uczestnicy konkursu zaczęli tańczyć. Patrzyłem na Maggie i jej partnera. Byli naprawdę niesamowici.

- Bazyl... - zaczął Filip.

Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na chłopaka. Uparcie unikał mojego wzroku. Widać było, że się denerwuje.

- Tak? - spytałem trochę zbyt agresywnie, przez co Filip jeszcze bardziej się zmieszał.

- Czy moglibyśmy porozmawiać? - wydusił z siebie.

- Przecież rozmawiamy.

- Na osobności. - spojrzał mi w oczy. - Proszę.

Waptrywałem się w jego oczy przez dłuższą chwilę po czym kiwnąłem głową.

Filip uśmiechnął się z ulgą.

- Chodź - powiedział i zaczął się przebijać przez tłum.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro