Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8.

Obudzono nas w nocy. Cała Akademia Pennyroyal została zebrana w Sali Królewskiej. Byłem zdezorientowany. Nie wiedziałem co się dzieje.

Nie widziałam też Evie oraz Filipa.

Mogło to być spowodowane tym, że są gdzieś w tłumie. W końcu znajdowali się tu wszyscy kadeci z pierwszego, drugiego oraz trzeciego roku.

Jednakże Evie nie było w baraku.

Kadeci drugiego i trzeciego roku stali pod ścianami otaczającymi ławki wypełnione pierwszoroczniakami.

Siedziałem obok Maggie. Krążyły plotki, że na teren szkoły wtatgnęły wilki. Jednak jakaś kadetka z kompani Schlauraffen była przekonana, że to olbrzym.

- Hej, Bazyl - zaczęła Maggie. - Wszystko w porządku?

- Ta... Tak... Chyba... Może... - Maggie wpatrywała się we mnie pytającym wzrokiem. - Nie. Nic nie jest w porządku!

- Rozumiem, że się martwisz, ale na pewno się znajdzie...

- Nigdzie go nie widzę!

- W końcu to Evie. Może zaraz się znajdzie... Zaraz - przerwała Maggie. - "Nigdzie go nie widzę"? Jego?

Lekko się zarumieniłem. Jak to się dzieje? Czemu się denerwuje. Przecież to normalne, że martwię się o przyjaciela.

- Dobra, Bazyl. Teraz jestem ciekawa. Mówiąc o nim, miałeś na myśli Filipa? - Maggie uśmiechnęła się.

- Nie! Znaczy tak... W końcu to mój... kumpel. Tylko kumpel - odparłem.

Maggie lekko pokiwała głową, dalej się uśmiechając.

- Tylko kumpel...

- Evie! - zawołała Demetra, machając do niej.

Nie uwierzycie jak się cieszyłem, że ją widzę. Maggie wreszcie dała mi spokój. Chociaż dalej zerkała na mnie i usmiechała się pod nosem. Naprawdę nie wiem o co jej chodzi...

Evie siedziała po drugiej stronie tego samego stołu, bo przy nas nie było już miejsca.

Usłyszałem stukanie obcasów o podłogę. To była księżniczka Beatrycze. Za nią szło kilkoro starszych członków kadry nauczycielskiej oraz kilku rycerzy. Byli to potężni, silni mężczyźni, o białych brodach.

Księżniczka Beatrycze podeszła do mównicy. Rozwinęła pergamin, który miała w ręku.

- Decyzja królowej - zaczęła czytać księżniczka Beatrycze. - Trzy godziny przed świtem na teren Akademii Pennyroyal przedostały się dwa wilki z Dortchen Wilk.

Wilki? W Akademii? Co prawda sporo kadetów tak mówiło, ale nie do końca im wierzyłem. W końcu jakim cudem dostały się tu wilki?

Jednak słysząc to z ust księżniczki Beatrycze? To już nie były plotki.

- Komendant Muldenhammer i jego drużyna zlikwidowali zagrożenie i teren szkoły znowu jest czysty - powiedziała i podziekowała jednemu z rycerzy, skinieniem głowy. Już miała wracać do przemowy, gdy skinęła głową do jakieś kobiety.

Nie wiedziałem kto to, ale Evie rzuciła spojrzenie Maggie. Dziewczyna znała tę kobietę. Ja sam kojarzyłem ją jak przez mgłę.

- Niemniej jednak królowa jest zaniepokojona faktem, że ochronna bariera wokół Akademii została naruszona. Dlatego też zawiesza wszystkie zajęcia aż do ukończenia śledztwa i aż do momentu, kiedy znowu będziemy mogli zapewnić bezpieczeństwo każdemu uczniowi Akademii.

W sali rozległy się zaniepokojone głosy.

- Wracajcie do baraków. Wkrótce powozy zabiorą was do zamku Waldeck. Marburg nie jest już... dobrym wyborem.

Pracownicy szkoły kazali nam wychodzić. W baraku Evie postanowiła z nami porozmawiać. Usiedliśmy jak zawsze na naszych łóżkach.

Powiedziała nam co się wydarzyło w mokradłach, podczas jej nocnej wycieczki z Remingtonem.

- W czasie gdy rozmawialiśmy...

- Tylko rozmawialiście? - przerwała jej Maggie.

Evie lekko się zarumieniła. Czyli jest coś na rzeczy między nią a Remingtonem. A myślałem, że Maggie się myli odnośnie ich uczucia.

Cóż nie wszystko stracone. Może jeszcze wygram zakład. W końcu się nie całowali.

Chyba.

A myślałem, że zarobię łatwe pieniądze.

- W czasie gdy rozmawialiśmy, z krzaków wyszły wilki. Zaczęliśmy przed nimi uciekać i... - Evie przerwała.

Do naszego baraku weszła księżniczka Hazelbranch i kobieta, która przyszła w czasie przemówienia Beatrycze.

Jak się okazało to była księżna Hardcastle, matka Malory i Evie. Kobieta chciała zabrać obie swoje córki do domu. Spowodowane było to faktem, iż szkoła nie była już tak bezpieczna jak kiedyś. Poza tym księżna Hardcastle chciała spędzić czas ze swoją drugą córką, której nie widziała od lat. Evie szybko się z nami pożegnała.

Jednak czułem, że nie jest zachwycona wyjazdem.

~*~

W czasie gdy Evie wraz ze swoją nową rodziną wracała do domu, my pojechaliśmy do zamku Waldeck. Spędziliśmy tam kilka dni.

Mam wrażenie, że te kilka dni były bardziej stresujące, niż wszystkie zajęcia jakie do tej pory mieliśmy.

I miałem wrażenie, że Filip mnie ignoruje. Że mnie unika. Oczywiście bardzo mi się to nie podobało! Czemu mnie unikał? Czy coś zrobiłem złego? Jak ja go czasem nie rozumiem.

Wreszcie kilka dni później wróciliśmy do Akademii. Evie spotkaliśmy w baraku. Jak się okazało nie była zachwycona wyjazdem do matki. I przez większość czasu jej unikała.

Od początku wiedziałem, że nie podoba jej się ten pomysł. Ale pocieszam się faktem, że nie tylko mnie nie podobały się ostatnie dni.

~*~

Dwa dni później sierżant Wróżka zebrała nas na trybunach w części kampusu najbardziej oddalonych od baraków księżniczek.

- Dawaj, Remington! - wołali kadeci z jego kompanii. Zagrzewali go do walki.

Sierżant Wróżka uznała, że musimy przyśpieszyć tok nauczania.

Kadeci i kadetki mieli ze sobą walczyć.

Po prostu cudownie.

- Kadecie Remingtonie - odezwała się sierżant Wróżka. - Kogo sobie wybierasz na przeciwnika?

Chłopak zaczął przeskakiwać po kadetkach z kompanii Ironbon. W pewnym momencie jego wzrok zatrzymał się na mnie.

Mam przerąbane.

- Jego. Wyzywam Cię do walki - odparł Remington.

- Mnie? - spytałem.

Oczywiście, że mnie. Bo ja mam przecież pecha. Jezu czemu to zawsze muszę być ja.

- Wolałbym nie walczyć z dziewczyną. Matka by mnie zabiła.

Nie podoba mi się to. Idąc takim sposobem myślenia każdy będzie ze mną walczył, bo jestem jedyną męską księżniczką kadetką. Po prostu cudownie.

Dzięki mamo. Jesteś po prostu najlepsza.

- Wszyscy będziecie walczyć z dziewczynami - odezwała się sierżant Wróżka. - I nie jeden z was wyjdzie z tego z poobijaną dumą. Kadecie Bazyl, wystąp!

Cudownie. Przynajmniej mam pewność, że nie będą walczyć tylko ze mną.

Niechętnie zszedłem z trybun. Remington był większy i silniejszy. Jak miałem go pokonać? Nawet nie umiem się bić.

Ukradkiem spojrzałem na Filipa, który zacisnął szczęki.

Denerwował się. Ciekawe o kogo...


- Na ogół walka bliska pojawia się w programie nauczania dopiero na drugim roku. Ale wygląda na to, że sprawy nieco wymknęły się spod kontroli. Wobec niedawnych wydarzeń wydaje się, że umiejętność samoobrony w walce wręcz może wam się przydać szybciej, niż zakładaliśmy.

Wziąłem głęboki wdech. Naprawdę mam nadzieję, że to się szybko skończy.

- Pamiętaj, czego się nauczyłeś, kadecie! - krzyknął Rumpelszwacz.

Co on tu robi? A z resztą nieważne. Zaraz zginę zabity przez Remingtona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro