Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.

Sierzant Wróżka była wkurzona. Jakie szczęście, że ja i Filip ukończyliśmy wyścig jako pierwsi. Ostatni czego chciałem to bieganie po schodach, podczas gdy Sierżant zabijała wzrokiem.

~*~

- Jadłaby teraz już trzeciego bażanta - powiedziałem - Nic nie pobudzało jej apetytu bardziej niż wykłady o mechanice kołowrotka.

Siedzieliśmy właśnie w sali jadalnej. Coraz więcej kadetek wracało do domu i przygnębienie było coraz bardziej wyczuwalne.

- Uwielbiam prząść - mówiłem. Czasami nie potrafiłem przestać mówić. - Ale bez przesady, ile razy jeszcze będzie nam pokazywał, jak się mocuje kądziel?

- Słyszałam jakieś dziewczyny plotkujące w toalecie. Chyba z kompani Goosegirl. Mówiły, że każda odesłana do domu wieśniaczka przybliża je do możliwości bycia Waleczną Księżniczką - powiedziała Demetra, odsuwając od siebie talerz. - Miałam ochotę je udusić.

Od rozmowy z księżniczką rektor, Evie wydawała się nieobecna. Co chwila patrzyła w stronę Malory. Podczas tego spotkania dowiedziała się, że jest zaginioną księżniczką, a Malora jest jej siostrą. Jak uroczo.

- Evie! Evie, musisz to zobaczyć! - powiedziała Maggie, zbliżając się do nas. W ręku trzymała oprawioną w skórę książkę.

- Jesteś wreszcie - powiedziałem. - Wszędzie Cię szukaliśmy.

Dziewczyna usiadła obok Evie.

- Nie chciałam przeszkadzać waszym wysokościom, skoro to ja jestem jedynym wieśniakiem, jaki nam w tym gronie pozostał.

Maggie unikała kontaktu wzrokowego. Pomimo jej uśmiechu, wiedziałem, że coś nie jest grane. Z resztą nie tylko ja. Evie i Demetra także to zauważyła.

- Przypomniało mi się coś, co czytałam dawno temu na temat klątw i ich leczenia, więc poszłam do archiwum, by zobaczyć, czy znajdę coś na ten temat. Tam jest naprawdę niesamowicie. Mają kopie chyba każdej książki i każdego zwoju, jakie kiedykolwiek napisano.

Wszyscy troje wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia.

- I wtedy znalazłam to - dziewczyna położyła dłoń na okładce książki. - To na temat Forbesa. A raczej portretu, o którym mówił Evie.

- Naprawdę? - spytała Evie. Forbes nie lubił dziewczyny, ponieważ uważał, że zamieniono go w świnie przez portret. Portret Evie.

- Posłuchajcie tego. "Pomieszany i zdezorientowany umysł osoby, na który rzucono klątwę, usilnie szuka wytłumaczenia tego, co niewytłumaczalne. Ozdrownienie powoduje często nie cały obiekt, ale jakiś jego mały, pozornie nieznaczący element. Jednak cierpiący z powodu klątwy umysł czepia się tego, co najłatwiej mu dostrzec" - przeczytała Maggie.

- Nie rozumiem... - odparła Evie.

Ugh. Czego tu nie rozumieć? Forbes pamiętał, że klątwa została na niego rzucona przez portret. Ale nie pamiętał czyj portret, więc jego ułomny umysł uznał, że był to obraz przedstawiający Evie.

- To tak jak z tą dziewczyną, o której opowiadał nam Volf - odparła Demetra. - Księżniczka Dalfsen...

- Dallafsen - poprawiłem ją.

Co jak co, ale imion takich księżniczek jak Dallafsen przekręcać nie można.

- Właśnie, Dallafsen. Pamiętasz, Evie? Przeszukła cały kraj w poszukiwaniu idealnego kęsa chleba, przekonana, że jedynie on będzie w stanie przywrócić jej wzrok. Okazało się jednak, że to wcale nie chodziło o chleb...

- ... tylko o nóż, którym to ukroiła - dokończyła Evie.

- Właśnie! - wykrzyknęła Maggie. - Być może twoje włosy mają ten sam odcień, co włosy dziewczyny, którą Forbes zobaczył na tym portrecie. A może twój zapach w jakiś sposób skojarzył mu się z pokojem, w którym ten obraz trzymano. Niekoniecznie ty byłaś tym lekiem. Mogła nim być jakakolwiek twoja cecha.

- Więc... ten portret wcale nie musi przedstawiać mnie?

Bingo. Chyba wreszcie dotarło.

- Oczywiście, że nie! Forbes był tak zaskoczony swoim nagłym ozdrowieniem, że przekonał sam siebie, że to ty go uleczyłaś, podczas gdy tak naprawdę mogła być to mucha siedząca na twoim ramieniu albo cokolwiek innego.

- Och, Maggie, nie wiesz, ile to dla mnie znaczy! - powiedziała Evie, przytulając Maggie.

- To znaczy, że nic mu nie jesteś winna - odparła Demetra. - Wszyscy widzieliśmy, jak Cię to męczy, jakbyś była w jakikolwiek sposób odpowiedzialna za jego grubiaństwo. Evie, do tej pory nie musisz się nim w ogóle przejmować.

- I on tobą też nie, tylko jeszcze sam o tym nie wie - dodałem.

- Teraz, gdy odesłali Anisette... gdy Bezradna Niewiasta zbliża się coraz większymi krokami i jeszcze po tym, jak dowiedziałam się, że jestem jej siostrą... Maggie, to najlepsza wiadomość, jaką mogłam w tej sytuacji usłyszeć. Przynajmniej tym nie muszę się martwić - powiedziała Evie. - Dziękuję.

- Powinnaś podejść teraz do niego i rzucić mu tę książkę w jego głupawą twarz - powiedziałem.

Co jak co, ale ta propozycja była kusząca. Ja z chęcią bym to zobaczył. Evie nawet się nad tym chwilę zastanawiała, ale w końcu zrezygnowała.

Szkoda. Forbesowi się należy.

- Zaraz wrócę. Muszę tylko załatwić jeszcze jedną rzecz...

Evie wstała i pobiegła za porucznikiem Volfem.

~*~

Kolejne dni mijały. Kolejne prycze zostawały puste. Ja i moje przyjaciółki świetnie sobie radziliśmy.

Zaszedłem już zbyt daleko, by teraz odpaść. Poza tym Filip we mnie wierzy...

Zajęcia były męczące, jednak ja miałem szczęście, bo nie musiałem chodzić na specjalne zajęcia tańca. W przeciwieństwie do Maggie i Evie, które brały udział w konkursie na balu.

Pewnego dnia siedziałem w ogrodzie. Robiło się chłodniej, ale było to normalne podczas tej pory roku. W pewnym momencie usiadł obok mnie Filip. Wpatrywał się przed siebie swoimi piwnymi oczami.

- Jacy są twoi bracia? - odezwał się po dłuższej chwili.

- Nieznośni.

Filip zaśmiał się.

- Zawsze chciałem mieć brata. Zamiast tego mam siostry. Dwie starsze i dwie młodsze.

Chłopak spuścił wzrok. Patrzył na swoje dłonie. Miał on na nich małe blizny, zdobyte podczas zajęć w Akademii. Ja sam miałem ze dwie. Czułem, że coś go gryzie, że czegoś mi nie mówi.

- Bazyl...

- Tak?

- Ja... Wiesz, bo... Ja... Ja cię lubię?... No wiesz jako kumpla... I no wiesz... Tak się zastanawiałem... Wiesz, bo...

Uśmiechnąłem się.

- Ej, Filip. Mi możesz powiedzieć wszystko... Wyduś to z siebie.

Filip wziął głęboki wdech.

- Zastaanwiałem się, czy dostanę się na drugi rok...

- Na pewno się dostaniesz! - powiedziałem. - Jesteś odważny, silny, przystojny, zabawny.

Dopiero po chwili do mnie dotarło, że powiedziałem, że jest przystojny.

Ale przecież kumple sobie mówią nawzajem, że są przystojni.

Prawda?

- Dzięki, Bazyl. - Filip spojrzał mi w oczy. A miał naprawdę ładne oczy. I tak się błyszczały...

Bazyl, skup się.

- Bazyl, ja... - Filip urwał jakby się wahał. - Ja muszę już iść. Zaraz będzie kolacja, a wpierw mamy się spotkać z porucznikiem.

Chłopak wstał i szybko odszedł.

Zauważyłem jednak, że się rumieni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro