Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.

Jechaliśmy tak jeszcze przez kilka godzin. Ten las był naprawdę ogromy. Wreszcie dojechaliśmy do Akademii Pennyroyal. Wszystkie kadetki przeszły na jedną część powozu.

- Tak, dziewczęta, już jesteśmy - powiedziała sierżant Wróżka. - Zanim dotrzemy do mojej ukochanej Akademii, chciałabym, żebyscie zwróciły uwagę na ten mur. Jest zaczarowany. Sama księżniczka Pennyroyal wiele, wiele lat temu podstępem wymusiła na pewnej czarownicy, by rzuciła na niego zaklęcie, które sprawiło, że nie da się go przekroczyć z zewnątrz bez pozwolenia. Wyjść może każdy. Wrócić może jednak tylko ten, komu drogę otworzy różdżka wróżki.

Sierżant podniosła swoją różdżkę. Była ona niewielka od drzazgi. Jednak miała w sobie ogromną moc.

- Best pomocy wróżki nic i nikt nie może dostać się do Akademii. Dotyczy to także ciekawskich uczennic, które bez pozwolenia wypuszczają się poza mury Akademii. Rozumiecie?

- Tak, pani sierżant - odpowiedzieliśmy chórem.

~*~

Po wyjściu z powozu skierowaliśmy się do pewnego pomieszczenia.

- A więc wy chcecie być nowymi księżniczkami...

Z cienia wyłonił się troll. Był garbaty, twarz miał chropowatą, pełną brodawek. Ponadto jego prawa noga była znacznie krótsza od lewej. Jednakże był ubrany we wspaniały, aksamitny garnitur w kolorze bordo. Na szyi miał kremową apaszkę, a jego buty były skórzane.

- Nazywam się Rumpelszwacz. Jestem trollem. I krawcem. Najlepszym w kraju. Jest to fakt, któremu nikt rozsądny nie przeczy. Będę waszym nauczycielem stylu. Spotkałem już wiele dziewcząt przekonanych, że nie mam nic do zaoferowania w temacie mody. Zachęcam was, byście przejrzały ich szafy dzisiaj i zobaczyły, czyje projekty noszą.

Następnie troll klasnął w dłonie. Spod łukowatych sklepień wychyliły się inne trolle. Zaczęli nas mierzyć. Poczułem się trochę nieswojo. Rumpelszwacz zaczął wołać kolejno dziewczęta. Gdy nadeszła moja kolej, troll podał mi tobołek z moim mundurkiem. Wszedłem do jednej z przebieralni i się przebrałem. Spojrzałem na siebie w lustrze. Byłem bardzo szczupłym chłopcem. Nos miałem zadarty, a jasne włosy opadały mi na twarz. Mój mundurek różnił się od innych. Miałem spodnie oraz krótszą tunikę. Na głowę założyłem tiarę. Gdy wszystkie kadetki już się przebrały, sierżant Wróżka oprowadziła nas po Akademii.

~*~

- Rozumiem, że pierwszy dzień w Akademii może być bardzo ekscytujący, ale już naprawdę czas gasić światła - powiedziała księżniczka Hazelbranch. Była opiekunką naszej kompanii.

- To ja już pójdę... - odezwałem się.

Stałem niepewnie przy drzwiach. Księżniczka Hazelbranch przygotowała dla mnie łóżko w magazynie za barakiem.

I naprawdę się cieszyłem. Wreszcie miałem łóżko dla siebie. Nie musiałem dzielić pokoju z innymi.

- Poczekaj jeszcze chwilkę. Mam jeszcze jedno obwieszczenie dla tej kompanii. A ty jak najbardziej jesteś jej częścią.

- I to najpiękniejszą! - wyjrzyknęła Anisette. Wywołało to wybuch śmiechu.

Pokręciłem głową, jednak uśmiechnąłem. Anisette była naprawdę miłą dziewczyną.

Poza tym ja wiem, że jestem cudowny.

- Zanim będziecie mogły poczuć się w pełni... - zaczęła księżniczka Hazelbranch, jednak zamilkła. W jej stronę szły trzy dziewczęta. - Wszystko w porządku?

- Proszę nam wybaczyć, księżniczko, ale... my chcemy wracać do domu - odezwała się jedna z nich. Była to bodajże księżniczka María.

Dziewczyna stojąca obok niej zaczęła płakać.

- Wracać?

- Nie chcemy tu być. Nie tam to sobie wyobrażałyśmy - odezwała się trzecia księżniczka.

- Chodźcie, dziewczęta - powiedziała Hazelbranch. Otworzyła ramiona by objąć wszystkie trzy. - Poczekajcie na mnie na zewnątrz. Zaraz odprowadza was do zamku.

Wszystkie trzy przeszły obok niej i wyszły z baraku.

- Czy jeszcze któraś z was chciałaby do nich dołączyć? Nie ma się czego wstydzić. Nie wszyscy nadają się do walk z wiedźmami.

Stałem i patrzyłem się na podłogę. Jakaś część mnie chciała odejść, wrócić do domu.

Jednak nie mogłem tego zrobić. Dlaczego? W domu byłoby gorzej. Pomijając fakt, że matka byłaby rozczarowana, bracia nie dali by mi spokoju.

Już nigdy.

Z drugiej strony i tam mi będą wypominać bycie księżniczką. Jednak w Akademii przynajmniej ich nie było.

I miałem własny pokój.

- Dobrze. Reszta z was złoży zaraz przysięgę Pennyroyal. Połóżcie dłonie na sercu, a gdy skończę, powiedzcie: ,,Obiecuję".

Położyłem dłoń na moim sercu.

- Obiecuję wypełniać moje obowiązki względem wolnych ludzi tego świata - pomagać im i bronić ich przed wiedźmami. Będę się ćwiczyć w Odwadze, Współczuciu, w Dobroci i Dyscyplinie najlepiej, jak potrafię, i będę się starać praktykować w moim życiu wysokie zasady moralne.

- Obiecuję - powiedziałem chórem wraz z innymi kadetkami.

- Gratuluję - odezwała się Hazelbranc i się uśmiechnęła. - Jesteście oficjalnie kadetkami pierwszego roku Akademii Pennyroyal. Dołączyłyście właśnie do szeregów, z których wyłoniły się najpotężniejsze księżniczki, jakie kiedykolwiek istniały, a jeśli przepowiednia wiedźmy jest prawdziwa, imię co najmniej jednej z was będzie kiedyś wypowiadane na równi z imionami tych największych.

Księżniczka Hazelbranch podchodziła do każdej z kadetek by im pogratulować. Na końcu podeszła do mnie.

- Gratuluję Bazylu.

- Dziękuję księżniczko Hazelbranch.

Wyszliśmy razem. Księżniczka Hazelbranch poszła wraz z trójką dziewcząt do Zamku. Ja natomiast poszedłem do magazynu.

Magazyn nie był największy, jednak nie narzekałem. Miałem tam wystarczająco dużo miejsca. Położyłem się na łóżku, choć nie prędko zasnąłem.

Zostałem pełnoprawnym uczniem Akademii. Pierwszą męską księżniczką kadetką.

~*~

Mijały tygodnie pełne wyczerpujących zajęć. W czasie wolnym zaprzyjaźniłem się z kilkoma kadetkami: Anisette, Maggie, Demetrą i Evie. Chociaż mam wrażenie, że ta ostatnia jest mną zirytowana...

Na zajęciach z Rumpelszwaczem wydobywamy jedwabiste jasne włókna z łodyg lnu. Miałem o tyle dobrze, że matka pozwalała mi to robić, jeszcze za nim nauczyłem się chodzić.

Z drugiej strony to chyba oznacza, że ona przygotowywała mnie do bycia księżniczką całe życie...

- Dlaczego musimy to robić? - zapytała Anisette. Była córką szewca, ale nie rozumiała, że moda jest ważna dla księżniczek.

W czasie pracy obserwowałem inne kadetki. Evie miała problem z delikatnym wydobywaniem włókien.

- Moja droga, ty masz wdzięk słonia w składzie porcelany - powiedział Rumpelszwacz i pokazał jej jak ma wykonać zadanie.

Chwilę potem podszedł do mnie.

- Cudownie Bazylu. Twoje włókna są dłuższe i czystsze. Trzymaj tak dalej - powiedział Troll, gratulując mi już chyba trzeci raz podczas pracy.

Jakąś godzinę później Rumpelszwacz rozkazał nam podejść do wielkiego stosu, czegoś co wyglądało jak jasne włosy.

- Ponieważ jesteście nastolatkami, na pewno zastanawiacie się, co u licha robicie tu, na polu mędląc len. Co to...- zaczął troll i wskazał na stos. - może mieć wspólnego z tym? - Miniaturowe trolle odrzuciły na bok wiszące na stojaku płótno, wznieciając chmurę lnianego pyłu.

- Zapamiętanie sobie moje słowa. Niezależnie od tego, co myśli o tym kadetka Anisette, moda jest dla księżniczki nadzwyczaj ważna. Tę suknię stworzyłem dla księżniczki Blackstone z okazji jej ślubu z księciem z Doliny Rustbark.

Suknia była piękna. Prosta, a jednocześnie jedyna w swoim rodzaju. Materiał wyglądał jakby został utkany z promieni księżyca.

- To oczywiście prawdziwy jedwab z kokonów jedwabników. Kąpałem do w autorskiej mieszance ziół i minerałów, by lepiej wchłaniał światło. Rozkładanym do na zewnątrz podczas każdej pełni, aż materiał osiągnął ten bogaty połysk. Moi asystenci musieli go wówczas pilnować całe noce, chroniąc przed ślimakami. Do uzyskania odpowiedniego blasku potrzebowaliśmy dwunastu pełni.

Patrzyłem na suknie z podziwem. Rumpelszwacz był wspaniałym krawcem.

Sam bym chciał kreacje z takiego materiału.

Tylko ja nie jestem księżniczką.

- Odpowiednia kreacja nie prezentuje sama siebie - podkreśla cechy osoby, która ją nosi. Tu nie chodzi o krańca czy technikę szycia, ale o to, kim jest ta, dla której suknia powstaje. To, jaka jest. To właśnie powinna pokazać dobrze zaprojektowana suknia - powiedział Rumpelszwacz do swoich uczniów.

To nie kreacja upiększa księżniczkę. To księżniczka podkreśla kreacje...

-Dlaczego po całym tym gadaniu o włóknach i materiałach pokazałem wam suknię? Bo to jest wasze zadanie. Każda z was zaprojektuje i uszyje własną balowe kreację. Niektóre z was będą miały nawet szanse zatańczyć w niej na Wielkim Balu. Czy księżniczka Hazelbranch już wam o nim mówiła?

Zaprzeczyłem wraz z kilkoma innymi kadetkami. Wielki Bal? I jeszcze mam zaprojektować i uszyć własną kreacje?

- Miło z jej strony. Ona wie, jak bardzo lubię przekazywać tę wiadomość osobiście. Wielki Bal jest konkursem tańca. Poza zwalczaniem wiedźm, księżniczki muszą bowiem wypełniać różnego rodzaju dworskie obowiązki: chodzenie na królewskie śluby, oficjalne bale i tym podobne. Z każdej kompanii księżniczka Hazelbranch i ja wybierzemy sześć dziewcząt, które będą konkurować ze sobą podczas Wielkiego Balu. A zwyciężczyni... zostanie zwolniona z ostatniego zadania - Bezradnej Niewiasty.

Bezradna Niewiasta. Test, o którym nic nie wiemy. Ma się odbyć pod koniec roku. Od tego testu zależy czy dostaniemy się na drugi rok nauki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro