Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11.

Koniec pierwszego roku nauki. Nareszcie. Był to dzień, w którym mogłem odetchnąć z ulgą. Co prawda oznaczało to też, że spędzę całe wakacje bez Filipa. Mojego Filipa.

Przed oficjalnym zakończeniem tego roku jednak czekało nas jeszcze jedno zadanie.

Cała kampania Ironbone musiała utworzyć piramidę. Ja stałem u jej podstawy jako jedna z silniejszych osób w grupie.

Dziewczęta które były najwyżej próbowały dosięgnąć srebrną koronę leżącą na szczycie.

-

Dalej, dziewczęta! To przecież nie wszystko, na co was stać - wrzasnęła sierżant Wróżka.

Nie wiedziałem czy za nią będę tęsknić. Na pewno nie tęskniłęm za tym błotem.

- Prawie ją mam! - krzyknęła Demetra, która była na górze.

Miałem ogromną nadzieję, że zaraz ją zdobędzie. Utrzymanie kompani na barkach to trudne zadanie. Z resztą Evie, stojąca obok mnie nie radziła sobie lepiej.

- Żadna z was nie zostanie kadetką drugiego roku, jeśli nie zdobędziecie tej korony!

- Wszystkie razem na trzy! - zawołała Maggie.

- Raz... Dwa... TRZY!

Niestety mimo naszych starań wylądowaliśmy w błocie.

- I teraz musimy zaczynać od początku- powiedziała jedna z dziewcząt.

- Mam, mam ją! - zawołała Demetra.

Demetra uniosła w górę srebrną koronę, a wśród mojej kompanii rozległy się okrzyki radości.

- Gratulację, dziewczęta! - powiedziała sierżant Wróżka.

Po gratulacjach od nauczycieli umyliśmy się oraz przebraliśmy. Dziewczęta poubierały swoje szafirowy suknie. Ja jak zwykle ubrany byłem w tunikę.

Może i jestem księżniczką kadetką, ale sukienki nie założę.

Później rozpoczął się długi marsz przez kampus do Wieży Królowej. Brama Królewska stała otworem. Przeszliśmy do Sali Tronowej. W środku natomiast stali przyjaciele i członkowie rodzin. Zebrani byli oni w podwójnych galeriach po obu stronach nawy.

Szybko zlokalizowałem moją matkę. A obok niej stał mój ojciec oraz wszyscy bracia.

Kolejna rzecz za którą będę tęsknić - brak mojego rodzeństwa.

Dobra Bazyl. Wytrzymałeś z braćmi już tyle lat, więc wytrzymasz też wakacje.

Kompanie stały w rzędach. Księżniczki po lewej, a rycerze po prawej. Spojrzałem w bok. Filip stał wraz z innymi chłopakami w swojej kompanii. Ależ on cudnie wyglądał w mundurze. Jak ja wytrzymam bez niego tyle czasu.

- Wasza Magnificencjo, księżniczko Beatrycze, szanowni nauczyciele i pracownicy Akademii Pennyroyal, dostojni goście - rozpoczęła kapral Liverwort. - Dordzy kadeci, w tym roku osiągneliście coś, czego wielu nie zdołało. Powinniście być z siebie dumni, tak jak my jesteśmy dumni z was. W ciągu tego roku wiele razy pokazaliście swoją odwagę. Byliście wytrwali, szlachetni, dobrzy. Nie poddaliście się w obliczu najcięższej próby i ambitnie pieliście się na szczyt. Przed wami stali tutaj najwybitniejsi rycerze oraz najwspanialsze księżniczki. Tak jak wy teraz odbyli ciężkie szkolenie by spełnić swoje marzenia. Tak jak wy byli wytrwali, szlachetni oraz dobrzy. Tak jak wy nie poddali się w obliczu próby. Życzę wam kolejnych sukcesów i osiągnięć. Wiem, że jesteście zdolni do wielkich rzeczy. Do szlachetnych rzeczy. Do dobrych rzeczy... Na zakończenie chciałam powiedzieć, że z radością powitamy was tutaj w przyszłym roku. Dziękuję.

- DOBRA ROBOTA, KADECI I KADETKI! TERAZ CZAS NA WIZYTĘ W DOMU I ODPOCZYNEK. ZBJERAJCIE SIŁY NA NOWY ROK!

Szyki rozsypały się. Uczniowie zaczęli się nawzajem obejmować i gratulować. Ja natomiast szukałem wzrokiem Filipa, jednak był taki chaos, że zniknął mi w tłumie.

Powoli zaczęliśmy wychodzić.

- Bazylu!

Odwróciłem się. W moją stronę kierowała się matka.

- Mamo.

- Oh Bazylu! Jestem z Ciebie taka dumna! Wszyscy jesteśmy! Oh spójrz na siebie! Jak Ty pięknie wyglądasz. W tym kolorze ci do twarzy, podkreśla twoje oczy.

Mama zaczęła mnie przytulać. Chociaż byłem szczęśliwy, że ją widzę. Choć trochę. W końcu dzięki niej znalazłem tutaj przyjaciół, prawda?

- Dzięki mamo.

Ojciec poklepał mnie po plecach. A bracia? Cóż jak to bracia. Zaczęli mnie irytować jak tylko ich zobaczyłem.

- Wiesz co, mamo? Pójdę się pożegnać z przyjaciółmi. Niedługo wrócę.

Udałem się na dziedziniec. Za mną oczywiście szli moi bracia. No i oczywiście komicznie naśladowali każdy mój ruch. Bo przecież muszę mieć ciągle obstawę w postaci dwudziestu jeden braci.

Zobaczyłem w oddali Demetrę, Maggie, Evie oraz Anisette. Jak dobrze było ją widzieć ponownie.

- Hej, dziewczyny! - zawołałem.

Anisette z trudem powstrzymywała śmiech. Z resztą nie ona jedna była rozbawiona tą sytuacją.

- Moi bracia. Postarajcie się nie zwracać na nich uwagi.

- Wytrzymasz z nimi przez całe lato? - spytała Evie.

- Tak myślę. Wcześniej jakoś mi się to udawało. Nie mogę uwierzyć że daliśmy radę.

Objąłem każdą z moich przyjaciółek, wytrzymując grad gwizdów ze strony swoich braci.

Oh gdyby wiedzieli. Rzuciłem ukradkowe spojrzenie Maggie.

- Słuchajcie, chciałem tylko powiedzieć... wiecie, że nigdy nie marzyłem o byciu księżniczką... Ale skoro już tu jestem, to jestem dumny z tego, że mogę z wami służyć.

- Książniczka Bazyla i jej psiapsióły - krzyknął Bartłomiej.

Pozostali moi bracia wybuchnęli śmiechem. Jak ja ich nienawidzę.

Zobaczymy kto będzie się śmiał ostatni gdy zostanę księżniczką.

Moi bracia pobiegli do naszego powozu.

A ja ruszyłem za nimi.

- Bazyl!

Odwróciłem się i zobaczyłem Filipa.

- Już myslałem, że Cię nie zobaczę. A nie wytrzymałbym tej rozłąki bez zobaczenia twojej cudnej twarzy.

- Oh Bazyl! Przez Ciebie się rumienię. Masz chwilę czasu?

Spojrzałem na mój powóz.

- Wiesz co? Mam czas.

Filip uśmiechnął się szeroko.

- Cudownie. Chodź.

Zaprowadził mnie do jakiegoś zaułka.

- Będę tęsknił.

- Ja też Filipie.

Filip ujął moje dłonie. I spojrzał mi w oczy.

- Ja... Ja... - zaczął Filip i wziął głęboki wdech. - Bazylu. Nie mogę jechać do domu nie mając pewności czy...

- Czy?

- Czy ty...

- Tak?

- Nie mając pewności, że będziesz mnie lubił tak samo jak teraz. Jesteś księżniczką kadetką i jeszcze sobie znajdziesz kogoś lepszego.

- Ale ty jesteś czasami głupi. Oczywiście, że będę Cię lubić tak samo.

Filip uśmiechnął się i mnie pocałował. Jednak w pewnym momencie przerwał.

- Ej!

- Ciąg dalszy nastąpi.

Filip zaczął odchodzić.

- Ej! Tak się nie robi.

- Do zobaczenia po wakacjach Bazylu.

-Ty wredoto. Pff tak się nie robi.

- Wiem.

- Nienawidzę Cię.

- Ja Ciebie bardziej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro