Rozdział 10.
Filip zaprowadził mnie na jeden z tarasów. Byliśmy tam sami. Chłopak stanął przy balustradzie, a ja obok niego. Staliśmy tam przez dłuższą chwilę. W ciszy.
Ale nie takiej zwykłej ciszy. To była bardzo niezręczna cisza.
- Dlaczego? - spytałem przerywając to napięcie.
- Hm?
- Dlaczego chcesz ze mną rozmawiać - zapytałem ponownie. Tym razem trochę głośniej. - Unikałeś mnie przez kilka tygodni. A jak musieliśmy pracować razem zachowywałeś się jakoś dziwnie.
Spojrzałem na niego. W tamtej chwili byłem wściekły.
Byłem wściekły na matkę za to, że mnie tu przysłała. Byłem wściekły na tę szkołę za to, że mnie przyjęli przez co pierwszy miesiąc był wypełniony ciągłym drwinami. Byłem wściekły na Filipa za to, że odtrącił naszą przyjaźń. Za to, że odtrącił mnie.
Chłopak wciąż mi jednak nie odpowiadał. Dalej wpatrywał się w dal. Dalej mnie ignorował.
- Czy zrobiłem coś nie tak?! To dlatego tak się zachowujesz? Powiedziałem coś?
- Nie! Nic z tych rzeczy! - Filip gwałtownie się odwrócił i na mnie spojrzał.
- Więc dlaczego mnie unikasz?
- Ja... - Filip zaczął się denerwować.
- Jeżeli cię uraziłem to naprawdę Cię przepraszam.
- Nie Bazylu... To ja...
- Co ty?
- Ja... Ty mi się...
Filip jeszcze bardziej się rumienił.
- Filipie o co chodzi? Wyduś to z siebie! - prawie na niego krzyknąłem.
- TY MI SIĘ PODOBASZ, JASNE?
Stanąłem zszokowany. Do Filipa właśnie dotarło co powiedział, a raczej wykrzyczał.
- Przepraszam... przepraszam... ja nie chciałem niczego popsuć... myślałem, że tak będzie łatwiej... PRZEPRASZAM! - chłopak schował twarz w dłoniach.
Podszedłem do niego. W tamtej chwili istniał jeszcze jeden powód mojej wściekłości.
- Filipie...
- Nie chciałem, żebyś mnie nienawidził.
Zabrałem jego dłonie z twarzy. Płakał.
- Czemu miałbym Cię nienawidzić?
- Bo jestem inny. Jestem dziwny. I zakochałem się w swoim przyjacielu...
I wtedy go pocałowałem.
Pocałowałem go, bo byłem wściekły na siebie. Byłem wściekły na moje uczucia. Byłem wściekły bo zakochałem się w tym idiocie.
Dotyk jego ust jednak sprawił, że zapomniałem o mojej wściekłości. Zapomniałem też o całym świecie. Wtedy liczyliśmy się tylko my. Filip wpierw był zaskoczony. Chociaż muszę przyznać, że ja też byłem zaskoczony tym nagłym przypływem adrenaliny. Przerwaliśmy by złapać oddech.
- Jesteś idiotą Filipie. Jesteś pieprzonym idiotą. Przez kilka tygodni myślałem, że coś zrobiłem. Spać nie mogłem zastanawiając się nad tym! Próbowałem Cię nienawidzić. Nawet czasami mi się to udawało. A tu się okazuję, że po prostu chciałeś się odkochać. Jesteś cholernym idiotą, wiesz?
Filip uśmiechnął się.
- Wiem.
Otarłem jego łzy.
- Przepraszam.
- Oh przestań mnie już przepraszać! Robisz to już od kilku minut!
- Więc jak inaczej mam ci wynagrodzić te okropne tygodnie?
- Zatańcz ze mną.
Filip spojrzał mi prosto w oczy i szeroko się uśmiechnął.
- Myślałem, że nigdy nie poprosisz.
Na tarasie słychać było muzykę. Nie była ona tak wyraźna jak w sali balowej. Jednak moim zdaniem było idealnie. Filip jedną rękę położył na mojej talii, zaś drugą ujął moją dłoń.
Przez cały taniec patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. On ma takie cudne oczy... Świat przestał się dla mnie liczyć. Znowu liczyliśmy się tylko my.
Czułem się jakby czas się zatrzymał.
- Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz...
- Tak? Co Cię zastanawia Bazylu?
- Jakim cudem wpadłeś na pomysł by się we mnie odkochać?
- Też się nad tym zastanawiam.
- Co jak co, ale we mnie się odkkchać nie da. Za to jestem istnym łamaczem serc.
- Doprawdy?
- Oczywiście Filipie!
- W takim razie muszę być wyjątkowy skoro ten jedyny w swoim rodzaju Bazyl raczył na mnie spojrzeć.
- Fakt... Złamię przez to kilka serc...
Filip zaczął się śmiać. Uwielbiałem jego śmiech. Mógłbym go słuchać godzinami.
- Wiesz co? Ten wieczór jest prawie idealny - powiedział Filip.
- Prawie? Czemu prawie idealny?
Filip schylił się do mnie.
- Bo jeszcze Cię nie pocałowałem...
- To na co czekasz?
~*~
Pod koniec balu wróciliśmy do sali. Raczej nikt nie zauważył, że zniknęliśmy. Ale na pewno ktoś zauważył, że wróciliśmy.
Tak tą osobą była Maggie. Bo któż by inny. Będę musiał się jej później wyspowiadać. Jakby mogła od razu by do mnie podbiegła i kazała opowiadać. Na pewno fakt, że stałem obok Filipa nie polepszał sprawy.
Na szczęscie musiała teraz stać na podejście wraz z innymi uczestnikami. Daje mi to więcej czasu na znalezienie wymówki mojej nieobecności.
Jednak to była sprawa drugorzędna. Teraz ważny był konkurs. Maggie zasługiwała na wygraną.
- Nie martw się - Filip szepnął mi do ucha. - Ona jest wspaniała. Oczarowała wszystkich. Na pewno wygra. A nawet jeśli nie, to zaszła bardzo daleko. Możesz być z niej dumny.
- Jestem.
- Zwyciężczynią Balu zostaje... Księżniczka Kadetka Maggie z kampanii Ironstone!
Wygrała.
O matko ona wygrała.
O matko to się dzieje.
Filip ścisnął moją dłoń.
- Mówiłem Ci, że się uda.
Maggie promieniała z radości. A ja byłem z niej bardzo dumny. Już tyle osiągnęła!
I jeszcze tyle osiągnie.
~*~
- Patrz Bazyl! Wygrałam!
Maggie podbiegła do mnie i wpadła mi w objęcia.
- Wiedziałem, że ci się uda!
- Jednak dalej nie mogę w to uwierzyć! - Maggie przytuliła mnie mocniej. - Ale gdzie ty się podziewałeś cały wieczór? I ważniejsze pytanie. Co robiłeś tam z nim? Mam urządzić wam pogadankę?
- Maggie, proszę...
- Jeżeli Cię chociaż spróbuje skrzywdzić to pożałuję. Oboje wiemy, że jestem zdolna do tego by go zniszczyć. Powiedz tylko słowo, a będzie żałował tego, że Cię skrzywdził do końca życia.
- Maggie, proszę Cię. Nie mów mu żadnej z tych rzeczy.
- Ta... No dobrze... Ale i tak musisz mi opowiedzieć gdzie byliście. I co robiliście.
- Maggie, słońce, to twój wieczór. Przestań interesować się mną. To ty jesteś gwiazdą wieczoru.
- Ale twój wieczór był ciekawszy!
- Czemu tak myślisz?
Maggie spojrzała na mnie.
- Hmm... No nie wiem. Zastanówmy się. Zniknąłeś gdzieś na początku balu. Filip też zniknął. Nie ma was nigdzie przez dwie godziny, a jak wreszcie się pojawiacie obaj promeniujecie szczęściem. Ponadto masz potargane włosy i zarumienione policzki co oznacza, że albo byliście na dworze albo...
- Dobra Maggie stop. Obiecuję, że powiem ci wszystko. Ale nie dzisiaj. Nie teraz. Teraz jest twój czas - jesteś królową czasu i powinnaś tańczyć ze swoim partnerem.
- Trzymam Cię za słowo Bazylu. Trzymam Cię za słowo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro