✨ 03. Pieprzona superbohaterka
Odkąd pamiętam, ze wszystkimi problemami musiałam radzić sobie sama.
Rodzice rzadko bywali w domu, nie miałam dziadków, a ciocia mieszkała w Indianie.
Dzieci z sąsiedztwa nie chciały się ze mną bawić, bo uchodziliśmy za bogatą rodzinę. Nigdy nie daliśmy nikomu odczuć, że jesteśmy w jakiś sposób lepsi. Mimo wszystko ludzie trzymali dystans.
W poprzedniej szkole również nie nawiązałam szczerych przyjaźni.
Nie miałam szczęścia do ludzi, jeśli można to tak określić. Nigdy nie miałam przy swoim boku nikogo szczerego, zaufanego i bliskiego. Brakowało w moim życiu kogoś prawdziwego. Kogoś, z kim mogłabym ponarzekać na rodziców, popłakać przy komedii romantycznej, poplotkować o ciuchach.
Mówiąc wprost, byłam samotna.
Ale w końcu człowiek adaptuje się do warunków, w których wzrasta. Tak samo było ze mną. Nauczyłam się kompensować deficyt prawdziwych przyjaciół tłumem powierzchownych znajomości. Miałam wokół siebie chmarę interesownych ludzi, którzy skutecznie zajmowali mój czas.
Już nie byłam sama.
Kiedy wracam myślami do tamtego czasu, nie jest mi ani źle, ani dobrze. Jest nijak.
To uczucie, kiedy niekoniecznie jesteś smutna, ale czujesz ogromną, nieokreśloną pustkę.
W związku z tym, kiedy pojawił się problem o nazwisku Weston, musiałam zebrać się w sobie i ponownie samotnie stanąć do walki.
Nie chciałam niepokoić rodziców. Starali się mnie wspierać, ale nie potrafili odnaleźć się w rzeczywistości rozstrojonej hormonami nastolatki. No i wiedziałam, że ich praca była wystarczająco stresująca. Prawie nigdy nie było ich w domu, a wieczorami wracali kompletnie wyczerpani. Czasami zastanawiałam się, czy aby na pewno byli agentami nieruchomości. Momentami wyglądali jak po ekstremalnie trudnych misjach, przez co myślałam o nich jako o agentach specjalnych.
Z drugiej strony targały mną wątpliwości. Czułam, że nie powinnam tej sprawy przed nimi ukrywać. Groźby Samuela nie były wyssane z palca. Wszyscy się go bali, coś zatem było na rzeczy. Przypadkiem znalazłam się w samym centrum jego zainteresowania. Nie mogłam liczyć na szybką przeprowadzkę, więc należało obmyślić dobry plan funkcjonowania w szkole.
Po szkole, na szczęście, życie wyglądało całkiem normalnie.
Był piątkowy wieczór. Zaprosiłam Olivię i Serenę na seans filmowy. Ku mojej uciesze były fankami Transformersów. Oli tak bardzo kochała mojego Bumblebee, że byłam w stanie wybaczyć jej zauroczenie Westonem.
Naszykowałam przekąski, schłodziłam napoje i odpaliłam film. Rozsiadłyśmy się w salonie, bo rodziców i tak nie było, a kino domowe dawało lepszy efekt. Oglądałyśmy w skupieniu, co jakiś czas wzdychając do Shii LaBeoufa.
– Megan Fox jest śliczna – westchnęła Olivia.
Przewróciłam oczami. Moje koleżanki kompletnie nie doceniały swoich wdzięków.
Oli była drobną blondynką z uroczą, krótką fryzurką. Miała duże niebieskie oczy, ładnie wykrojone usta i usposobienie pluszowego misia.
Serena również była blondynką, ale brązowooką. Jej włosy praktycznie zawsze były związane w wysoką kitkę. Miała figurę klepsydry. Dałabym się pokroić za jej biodra, chociaż ona uważała je za swoją zmorę.
– Jak chcesz, to pożyczę ci pięćdziesiąt tysięcy dolców na operacje i też będziesz śliczna jak Megan Fox – zażartowałam.
– To ona miała operacje? – zdziwiła się Olivia.
– Masz pięćdziesiąt tysięcy dolców? – zawtórowała Serena.
Zaśmiałam się, widząc ich miny. Nie odpowiedziałam na żadne z tych pytań. Zamiast tego głośno zapytałam o coś, co zastanawiało mnie od jakiegoś czasu.
– Czy Weston ma dziewczynę?
Obie spojrzały na mnie podejrzliwie. Zrobiło mi się głupio, ale zachowałam pokerową twarz.
Moje pytanie wynikało z ciekawości, niczego więcej. Weston mi się nie podobał. Nie zamierzałam konkurować o jego zainteresowanie. Po prostu to dziwne, żeby taki facet był sam. Poza tym gdyby kogoś miał, może nie traciłby czasu na dokuczanie niewinnym istotom.
Takim jak ja na przykład.
– Tylko niezobowiązujące przygody – odparła Serena.
– Dlaczego mnie to nie dziwi. – Pokręciłam głową.
Dalsze dywagacje przerwał dźwięk telefonu Olivii. Uśmiechnęła się przepraszająco i szybko odebrała połączenie. Słuchała w skupieniu, po czym wyraźnie się rozpromieniła. Serena i ja niemal równocześnie wzruszyłyśmy ramionami.
– Zapytam – odezwała się Olivia. – Ale sądzę, że tak... Tak... Nie wiem. Pewnie jakieś czterdzieści minut... Ryan? Okej, może być... No dobra... Dobra... Pa.
Zakończyła rozmowę, odłożyła telefon i uśmiechnęła się szaleńczo.
– Mamy czterdzieści minut – oznajmiła.
– Na co? – Zmarszczyłam brwi.
– Na ogarnięcie się – odparła swobodnie. – Jedziemy na imprezę.
🔸🔸🔸
Czterdzieści minut to nieludzko mało czasu. Wybór garderoby zwykle nastręcza dużo problemów. Na szczęście tamta impreza była na plaży i nie trzeba było się specjalnie stroić.
Nie było jako takiego organizatora. Ktoś rzucił hasło i pocztą pantoflową połowa naszego liceum zebrała się wokół trzech gigantycznych ognisk. Alkohol i przekąski były we własnym zakresie, ale na miejscu okazało się, że ludzie poszaleli i nikomu niczego nie brakowało. To było fajne uczucie – być częścią tej grupy. Pierwszy raz uczestniczyłam w imprezie szkolnej społeczności, która nie miała wobec mnie żadnych oczekiwań. Każdy się śmiał, żartował, wymieniał uwagi, częstował tym, co miał pod ręką. Poznałam wiele nowych osób. Ryan, o którym wspominała Olivia, to chłopak w naszym wieku, który po nas przyjechał, a potem zdeklarował się, że nas odwiezie. To było bardzo miłe z jego strony. Widziałam, że robił maślane oczy do Oli, więc nie dziwiła mnie jego szczodrość.
Najfajniejsze jednak było to, że nigdzie nie widziałam Westona ani jego paczki. Impreza na plaży, świetna pogoda, szampańskie nastroje i zero mafii w tle. Byłam w pełni usatysfakcjonowana. Na dodatek bębniła muzyka i dużo ludzi zdecydowało się tańczyć. Zrzuciłam trampki i z przyjemnością dołączyłam do towarzystwa. Woda co jakiś czas obmywała moje bose stopy. Czułam się rewelacyjnie. Decyzja o pójściu na imprezę była spontaniczna i cieszyłam się, że w to weszłyśmy. Nawet Serena kiwała się na boki, wyjątkowo nie komentując wpływu takich spędów na środowisko naturalne.
– Mogę prosić o uwagę?! – Usłyszałyśmy krzyk od strony największego ogniska. – Halo! Ludzie! Możecie posłuchać?!
Osobą, która usiłowała zwrócić na siebie uwagę, był Kevin Plummer, kapitan drużyny futbolowej. Obok niego stała Madison, jego dziewczyna i królowa balu w jednym. Tworzyli naprawdę uroczą parę. Byłam ciekawa, kto ich zastąpi, bo właśnie zaczynali swój ostatni rok w liceum.
– Witajcie na oficjalnej imprezie z okazji zakończenia wakacji! – krzyknął Kevin, a tłum odpowiedział mu radosnym pomrukiem. – Przeżyliście już miesiąc w budzie, więc należy wam się nagroda.
To tłumaczyło, dlaczego impreza z okazji zakończenia wakacji została zorganizowana miesiąc po rozpoczęciu roku. Ludzie słuchali Kevina z uśmiechami na beztroskich twarzach.
To mnie zastanowiło.
Nie potrafiłam zrozumieć, w jaki sposób jedna osoba mogła samą swoją obecnością tak skutecznie zabierać im tę radość. W tygodniu, kiedy Weston sprawował swoje rządy, beztroska była ostatnią odczuwaną emocją. Niemal każdy, bez względu na wiek i pochodzenie, żył w stanie napięcia. Nawet osoby, które sprawiały wrażenie obojętnych na otoczenie, świadomie schodziły Samuelowi z drogi. Podporządkował sobie wszystkich. Nie było nikogo, kto odważyłby się naruszyć ustalony porządek.
Teraz jednak nie chciałam o tym myśleć. Ta impreza była strefą wolną od Westona. Zamierzałam czerpać z tego garściami.
– Pijcie, bawcie się i nie myślcie o poniedziałku! – zaśmiał się Kevin. – Tylko nie zarzygajcie plaży, bo będę musiał po was posprzątać.
– Tata Kevina pracuje w straży przybrzeżnej – wyjaśniła Serena. – Przymyka oko na nasze imprezy.
Osobiście miałam nadzieję, że to się nie zmieni, kiedy Kevin pójdzie do college'u. Chłopak skończył przemówienie, sporo ludzi podeszło do niego, żeby poklepać go po plecach i zamienić parę słów. Uznałam, że to dobry pomysł. Należało mu się podziękowanie za zorganizowanie tak świetnej miejscówki.
– Cześć. – Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę. – Jestem...
– Ava – wtrącił chłopak i popatrzył na mnie uważnie, chociaż nadal się uśmiechał. – Wiem, kim jesteś.
Poczułam się odrobinę niezręcznie. Opuściłam rękę i uśmiechnęłam się krzywo.
Żywiłam nadzieję, że mój konflikt z Westonem nie przysporzy mi wątpliwej jakości sławy. Cóż, myliłam się.
– Madison. – Jego dziewczyna uśmiechnęła się do mnie. – Chyba nie ma osoby, która by nie wiedziała, kim jesteś.
Tak, w tym momencie zrobiło mi się po prostu głupio. Nie zależało mi na rozgłosie. Chciałam być przeciętna i niewidoczna.
– Chciałabym wierzyć, że to przez moją czarującą osobowość – zażartowałam. – Ale wszyscy wiemy, jaka jest prawda.
Madison pokiwała głową.
– Nie chciałam cię urazić... – zaczęła.
– Daj spokój, Mad – przerwał jej chłopak. – Ava musi liczyć się z faktem, że igranie z ogniem ma swoją cenę.
To nie zabrzmiało sympatycznie. Kevin starał się być neutralny, ale dało się wyczuć, że mój konflikt z Westonem działał mu na nerwy. Chwilę zajęło mi zrozumienie, że on się zwyczajnie bał.
Świadomość własnego strachu mocno go irytowała.
W związku z tym ja mocno go irytowałam.
Zatoczyliśmy pełne koło.
– Widzę, że nie pochwalasz mojego stanowiska. – Postanowiłam nazywać rzeczy po imieniu.
Kevin westchnął i pokręcił głową.
– Nic do ciebie nie mam, Ava. – Starał się uśmiechnąć. – Po prostu... Mamy swój system i on się sprawdza. Jest Samuel, jesteśmy my. Nikt nikomu nie wchodzi w drogę i jest spokój. To nasz ostatni rok. Naprawdę nie potrzebujemy rewelacji w stylu Jacoba.
Zrozumiałam przekaz. Nie chciałam burzyć niczyjego spokoju, nie chciałam rozwalać systemu. W zasadzie to ja również chciałam, żeby Weston dał sobie ze mną spokój. Dla niego to też był ostatni rok. Zdawałam sobie sprawę, że cała placówka odetchnie z ulgą, kiedy pozbędzie się ciężaru Księcia Mafii. Do tego czasu nikt nie chciał niepotrzebnych komplikacji.
– Ale musisz wiedzieć – wtrąciła Madison – że mimo wszystko cała szkoła cię podziwia.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem, uśmiechając się słabo.
– Miło, ale nie uważam tego za powód do dumy.
– To znaczy, że nie jesteś głupia. – Kevin w końcu ponownie się uśmiechnął.
Pokiwałam głową, ciszą dziękując za ten wątpliwej jakości komplement.
– Bawmy się! – zarządziła Madison. – Póki nikt nam tego nie zepsuł.
Pomiędzy nami zawisło nazwisko Westona, ale nikt nie wypowiedział go głośno. Podziękowałam Kevinowi za zorganizowanie miejsca na imprezę i wróciłam do przyjaciółek. Tańczyły blisko ogniska i śmiały się z czegoś, co opowiadał im Ryan. Kiedy tylko chłopak mnie zauważył, zrobił z ręki mikrofon i zaczął udawać reportera.
– Panie i panowie, nadajemy na żywo komunikat z miejskiej plaży. Właśnie dołączyła do nas niejaka Ava Goldberg, złote dziecko liceum Jeffersona, wróg publiczny Samuela Westona i bohater narodu, całej szkoły w sensie.
– Beznadziejnie budujesz zdania – wyśmiała go Olivia. – Pokręciłeś szyk.
– Jakie to ma znaczenie? – zapytał Ryan, nadal akcentując słowa jak rasowy reporter. – Liczy się tylko to, że Ava przyszła na imprezę i wspiera moralnie swoich znajomych z liceum.
Nie rozbawiło mnie to. Wiedziałam, do czego zmierzał, i nie podobał mi się ten kierunek. Nie czułam się złotym dzieckiem Jeffersona, a bycie wrogiem Westona mogło przysporzyć mi jeszcze więcej kłopotów. Rozdmuchiwanie całej sprawy na pewno nie pomagało.
– Jesteś takim światełkiem w tunelu – powiedział już normalnie. – Wszyscy odzyskują wiarę w ludzi. Jesteś głosem uciemiężonych przez Westona licealistów. Tylko ty jedna potrafisz otwarcie się postawić.
No i proszę.
Zostałam bohaterką.
Zrobiło mi się słabo, bo zdałam sobie sprawę, że ci wszyscy ludzie rzeczywiście mogli postrzegać mnie jako symbol walki o normalne traktowanie.
Nie chciałam tego.
Nie czułam się tak.
To była odgórnie narzucona odpowiedzialność, której się nie spodziewałam i na którą nie byłam gotowa.
– I chyba znowu będzie miała szansę – zauważyła cierpko Serena.
Popatrzyliśmy w kierunku, który nam wskazała i zgodnie wydaliśmy jęk zawodu.
Na parkingu przy zejściu na plażę stanęło sporo luksusowych aut, z których wysiedli nieznani mi chłopcy. Wśród nich była świta Westona i on we własnej osobie. Towarzyszyły im uwieszone na ich szyjach dziewczyny.
Nikomu nie ubliżając, co te dziewczyny miały w głowie?
Siano w kolorze włosów?
– Co on tutaj robi? – zapytała Olivia.
Przy moim boku stanęli Kevin z Madison. Chłopak był wyraźnie spięty, a na jego czole pojawiła się zmarszczka. Posłał mi wymowne spojrzenie.
– Coś mi mówi, że to ma związek z Avą.
Westchnęłam ciężko, nie kryjąc irytacji. Spodziewałam się najgorszego. Nie chciałam uciekać, nie byłam tchórzem, ale też nie chciałam prowokować Westona i psuć atmosfery.
To było takie niesprawiedliwe! Tak dobrze się bawiłam!
– Nigdy nie brał udziału w imprezach – przyznała Madison. – Kev ma rację. To musi chodzić o ciebie.
Kiedy spojrzenie Samuela skrzyżowało się z moim, a na jego twarzy pojawił się ten cyniczny uśmieszek, wiedziałam, że moi nowi znajomi mieli rację. Przeze mnie wszyscy goście imprezy mogli mieć zepsutą zabawę. Nie sądziłam, żeby ktokolwiek był w stanie bawić się w towarzystwie Westona i jego znajomych.
– Chyba pora się zmywać – powiedziałam z żalem.
Jednocześnie czułam narastającą złość. Powietrze wokół zgęstniało tak, że można było kroić je nożem. Ludzie wyraźnie się spięli. Tymczasem grupa Westona przejęła czyjeś miejsca. Rozsiedli się, rozmawiali i śmiali głośniej, niż nakazywała przyzwoitość.
Mimowolnie powiodłam wzrokiem w tamtą stronę. Po moim ciele przeszedł niekontrolowany dreszcz, kiedy okazało się, że Samuel nie odrywa ode mnie spojrzenia.
Irytował mnie.
Zacisnęłam szczękę i dumnie uniosłam głowę. Właśnie zaczynaliśmy kolejną z wielu bitew na spojrzenia. Mój przeciwnik wyglądał na zadowolonego.
To było tak, jakby czas stanął w miejscu. Wiedziałam, że wokół mnie kręcą się ludzie, czułam żar bijący od pobliskiego ogniska, słyszałam gwar rozmów. wWszystko jednak było przytłumione, jakby rozgrywało się za kotarą. Cała moja uwaga była skupiona na siedzącym nieopodal chłopaku. Nie umiałam zinterpretować wyrazu jego twarzy. Widziałam w niej coś pomiędzy zaintrygowaniem, aprobatą i jawną niechęcią. Tak jakby chciał mną gardzić, ale nie mógł. Tak jakby gardził, jednocześnie mnie akceptując.
Nie reagował na nachalne zaczepki towarzyszących mu dziewczyn. Mogłyby się rozebrać do naga, a on i tak by tego nie zauważył. Przyznaję, że czerpałam z tego dziwną satysfakcję.
Miałam mocno mieszane uczucia. Wiedziałam, że zabawa z Westonem mogła skończyć się dużym guzem. A jednak coś mi mówiło, że nie zamierzał mnie skrzywdzić. Pewnie byłam bardzo naiwna. Nie miałam doświadczenia w kontaktach z innymi ludźmi, o chłopakach nie wspominając.
Ryan pociągnął mnie za rękę. Nie spodziewałam się tego, więc podskoczyłam przestraszona. Zerwałam kontakt wzrokowy z Westonem i spojrzałam na kolegę.
– Odwieźć cię?
Rzuciłam krótkie spojrzenie na Samuela i nie bez zdziwienia zauważyłam, że stał napięty jak struna, mrużąc wściekle oczy. Jego wzrok był skupiony na sylwetce niczego nieświadomego Ryana.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do chłopaka. Moje myśli galopowały jak szalone.
– Tak. Tak, poproszę.
– My też jedziemy – oznajmiła Serena.
– O nie! – zaprzeczyłam od razu. – Nie traćcie przeze mnie zabawy. I tak muszę wracać, bo rodzice niedługo będą w domu, a nie mówiłam im, że wychodzę.
Dopiero teraz tak naprawdę zauważyłam poruszenie na plaży. Ludzie stali się niespokojni. Obecność Westona wprowadzała nerwową atmosferę. Na dodatek Książę Mafii wyglądał na wkurzonego. Trudno było przewidzieć, co mógł zrobić w takim stanie.
Byłam dla niego nikim. Weszłam z nim w jeden spór o głupie miejsce parkingowe, a on w odwecie postanowił zatruć mi życie. Na dodatek nasza chora relacja wpływała na postronnych ludzi. Moi znajomi ze szkoły spoglądali to na niego, to na mnie, zapewne oczekując gwałtownych zwrotów akcji. Chcieli zobaczyć, jak nowe złote dziecko Jeffersona radzi sobie z Księciem Mafii. Podejrzewali, że jego nagła zmiana nastroju miała coś wspólnego ze mną. Pewnie mieli rację, ale ja też nie wiedziałam, co się działo w jego głowie.
Pamiętałam natomiast, co mu powiedziałam: że nie zamierzam być częścią jego gierek.
Stanęłam tyłem do jego grupy. Próbowałam zachowywać się normalnie. Szykowałam się do opuszczenia imprezy. Nie chciałam moją postawą dawać sygnałów, że oto stoję i czekam na nadejście Westona. Wystarczyło, że reszta imprezowiczów nie odrywała od niego wzroku. Był świadomy poruszenia, które wywołał, i chełpił się tym. Najwyraźniej przerost ego to była przypadłość, z której był dumny.
Obawiałam się, że do mnie podejdzie. Kiedy tego nie zrobił, poczułam ulgę.
– Gapi się – syknęła Serena.
– Ale idzie tutaj czy nie? – odszepnęłam.
– Nie. Tylko się gapi.
Odetchnęłam głęboko i przewróciłam oczami.
– To bawcie się! – Teraz to ja syknęłam. – Nie dajcie mu tej satysfakcji.
Serena popatrzyła na mnie, zerknęła w stronę Westona, potem znowu na mnie i skinęła głową. Ruszyła w stronę miejsca, w którym wcześniej tańczyłyśmy. Pociągnęła Olivię i za moment obie wywijały w takt muzyki. Ich demonstracja spotkała się z uznaniem innych, którzy bardzo powoli wracali do normalności. Uśmiechnęłam się triumfalnie, chociaż nerwy miałam jak postronki.
– Znowu to robisz – zauważył Kevin.
Popatrzyłam na niego, nie rozumiejąc, co ma na myśli.
– O czym mówisz?
– Rzucasz mu wyzwanie.
Zaśmiałam się nieco sztucznie i pokręciłam głową. Poczułam zimną gulę w żołądku, ale nie dałam nic po sobie poznać.
– Nawet nie ruszyłam się z miejsca.
– Ale ludzie patrzą na ciebie, a potem idą się bawić. – Westchnął. – Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
– Kiedy ja nic nie robię! – Broniłam się.
– Nie denerwuj się, Ava. – Madison oparła dłoń na moim ramieniu. – Kevin chciał ci powiedzieć, że swoją postawą dajesz przykład i dodajesz odwagi.
Obruszyłam się. Nie mogłam tego słuchać. To była jakaś zbiorowa paranoja.
Nie chciałam być przykładem.
Chciałam zniknąć!
Chciałam być anonimowa i skończyć liceum bez większych ekscesów!
To, że byłam osobą, która nieświadomie nadepnęła na odcisk Samuela Westona, nie oznaczało jeszcze, że należało przeceniać znaczenie mojego postępowania. Może i pokazywałam pazurki, może nie godziłam się na jego rządy, ale decydowałam za siebie. Nie oczekiwałam, a wręcz nie chciałam, żeby ktokolwiek brał ze mnie przykład.
– Czyli co? Teraz nie powinnam wyjść z imprezy, bo będzie, że stchórzyłam? A skoro jestem podobno taka odważna, to nie wolno mi tchórzyć?
Sytuacja zaczynała mnie męczyć. Było niezręcznie, irytująco, niebezpiecznie i jednocześnie śmiesznie żałośnie.
Kevin popatrzył na mnie uważnym wzrokiem. Każdy, kto twierdzi, że sportowcy to napompowani idioci, powinien poznać kapitana naszej drużyny futbolowej. Kev łamie wszelkie stereotypy.
– Nie. Myślę, że zrobiłaś już swoje. Pójdziesz czy zostaniesz, to już bez znaczenia.
Bardzo chciałam zrozumieć, co miał na myśli.
Co takiego zrobiłam?
Nie uciekłam w popłochu, bo przyjechał Weston?
Kazałam Serenie bawić się dalej pomimo obecności Księcia Mafii?
Litości!
To była impreza na plaży! Weston czy nie, należało się bawić.
– Cudownie – mruknęłam i skinęłam na Ryana.
Stałam przy najbardziej oddalonym od parkingu ognisku. Żeby dojść do auta, musiałam minąć grupę Samuela. To była ostatnia przeszkoda na drodze do domu. Odetchnęłam głęboko i wysoko uniosłam głowę.
Po drodze mijałam znajomych, którzy dyskretnie do mnie kiwali. Ostatkiem woli powstrzymywałam się przed wybuchem. Udało mi się również nie przewracać oczami.
To jakiś absurd!
Czułam się jak pieprzona superbohaterka, którą nie chciałam być.
– Możemy iść bliżej linii wody. – Ryan dyskretnie popchnął mnie w tamtym kierunku.
Dzięki temu ominęłam Samuela szerokim łukiem. To był duży pozytyw. Ignorowałam krzyki, które dochodziły od strony jego grupy. Potrafiłam nawet wyłowić jego głos. Coś opowiadał, śmiejąc się przy tym głośno. W kilka minut przeszedł ze złości w rozbawienie.
Motyle w moim brzuchu zawirowały.
Idiotka.
Skończona kretynka.
– Wszystko w porządku? – zapytał Ryan.
Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się słabo. Bez przeszkód dotarliśmy do auta. Z ulgą oparłam głowę o siedzenie i przymknęłam oczy.
– A miało być tak pięknie – wyjęczałam, czując nagłe zmęczenie.
– Przed tobą jeszcze wiele takich imprez – pocieszył mnie Ryan i uruchomił silnik.
– Jeśli na każdej pojawi się Weston, to wróżę sobie przyszłość imprezowej ascetki.
Chłopak zaśmiał się wesoło, na co ja również parsknęłam śmiechem.
– Nie patrz w prawo – uprzedził Ryan, nadal się uśmiechając. – Weston zabija cię wzrokiem.
Na te słowa zachichotałam jeszcze bardziej. Zaczynałam się do tego przyzwyczajać. Zabijał mnie wzrokiem od chwili, w której się poznaliśmy.
Moje życie stawało się coraz ciekawsze. Uniosłam rękę do góry i przybiłam z Ryanem piątkę.
– Mission accomplished – parsknęłam.
Przynajmniej reszta ludzi mogła dokończyć zabawę. Byłam przekonana, że kiedy zniknę, Samuel nie będzie robił problemów. Jak to określił Kevin, wszyscy mieli wypracowany system postępowania, który zadziałałby bez zarzutu, gdyby nie ja. Im mniej mnie, tym większa sprawność systemu. To było trochę słabe, ale nie widziałam wtedy innego wyjścia jak tylko się podporządkować.
– To kiedy następna impreza? – zapytałam, kiedy byliśmy na prostej do mojego domu.
Ryan zastanowił się przez chwilę.
– Teraz było zakończenie wakacji, będzie Halloween i bal zimowy...
Wyliczył przynajmniej siedem okazji do zabawy. Uśmiechnęłam się szeroko.
Miałam nadzieję, że sytuacja z Westonem jakoś się uspokoi, a ja będę miała okazję, żeby trochę pobalować.
🔸🔸🔸
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro