Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IX "Cholerne truskawki" - część II

Dojechałem bez większych trudności do Jackson i stałem przed domem Jeda. Zapukałem niepewnie do drzwi, które otwarły się sekundę później. Zdecydowanie za szybko, bym mógł przemyśleć co właściwie tu robię.

Stanął w nich Jed, tym razem w pełni ubrany

- Richard - przywitał mnie na swój sposób wiecznej konwersacji.

- Cześć.

Wpuścił mnie do środka, nie komentując zaczerwienionych oczu. Byłem mu za to wdzięczny.

Bez słowa (i zastanowienia) wtuliłem się w niego. Był miękki, delikatny, ciepły i ładnie pachniał, jednym słowem idealny do przytulania.

Po dłuższej chwili odsunął się powoli.

- Jesteś głodny - bardziej stwierdził niż zapytał. - Smażę naleśniki.

Zaśmiałem się, przypominając sobie ostatnie naleśniki, jakie jadłem - wtedy jeszcze nie wiedziałem o niczym.

Chłopak spojrzał na mnie zmartwionym i czułym wzrokiem. Dalej niczego nie komentował i nie pytał o dokładny powód mojej nocnej wizyty. Wyrzuciłem tę myśl z głowy, nie mogłem sobie przypominać. Ale było już za późno, ponownie zalało mnie obezwładniające uczucie paniki.

- Nie wiedziałem, że umiesz gotować - zdołałem wydukać, by nie wyjść na szaleńca. Emocje zablokowały moje słowa i wyszeptałem je zamiast wypowiedzieć.

Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę. Miał piękne oczy. Nigdy nie mógłbym pozbyć się ich koloru i kształtu z myśli. Nawet gdybym chciał, a nie chciałem. Były pełne kolorów, choć przeważał szmaragdowy. Jego spojrzenie miało w sobie moc, której nie mogłem się oprzeć.

- Pokroisz owoce? - spytał.

Pokiwałem głową i wziąłem do ręki nóż. Jed spojrzał z powątpiewaniem na mój niepoprawny chwyt, ale po chwili obserwacji wrócił do smażenia naleśników.

Niewprawnie kroiłem truskawki. Usilnie próbowałem zepchnąć myśli z Louise na owoce. Skąd wzięły się tu w zimie? To było zbyt proste pytanie. Dało mi jedynie parę sekund wytchnienia od tematu tabu. Musiałem zająć czymś myśli. Przyspieszyłem krojenie. Przecinałem dwie truskawki jednym ruchem. Po chwili obmyśliłem skomplikowany system krojenia sześciu truskawek naraz.

Gdy myślami powoli wracałem w zakazane rejony, nóż ześlizgnął się z wyjątkowo wielkiej truskawki.

Uderzył prosto w mój palec. Silny ból pojawił się niespodziewanie.

Nieświadomie przygryzłem wargę, przygotowując się na spojrzenie w dół i ocenienie strat. Poczułem w ustach metaliczny smak krwi. Spanikowałem.

- Jed - zaskoczył mnie drżący ton własnego głosu.

Chłopak odwrócił się, trzymając w dłoni łopatkę. Uśmiech zamarł na jego ustach, gdy spojrzał na blat.

- Szlag - przeklął.

Jego reakcja tylko umocniła mnie w ogromie rany. Zacisnąłem powieki, nienawidziłem krwi. Dalej nie mogłem się zdobyć by spojrzeć w dół.

- Spokojnie - Jed przybrał swój pedagogiczny ton. - Nic się nie stało.

- Krew - wyszeptałem.

- Parę kropelek - jego głos się zbliżył - przemyję ci to. Będzie chwilę bolało.

Skinąłem głową na znak zgody, nie otwierając oczu. Krew sama z siebie nie mogła zniknąć, a ja nie miałem zamiaru jej oglądać.

Poczułem jak Jed delikatnie podniósł moją dłoń i wsadził ją pod strumień zimnej wody. Krew przestała płynąć, zimna woda zmniejszyła krwawienie.

- Lepiej? - spytał cicho.

Skinąłem potwierdzająco. Zamknięte oczy potęgowały wrażliwość skóry na dotyk. Nie chciałem ich otwierać, ból zniknął i jego miejsce zastąpił przyjemny chłód wody i delikatny dotyk.

- Przykleję ci plaster - Jed przerwał sielankowy moment wyjmując dłoń spod strumienia wody.

Nie wypuszczając moich palców z uścisku, drugą dłonią przylepił na zranienie plaster.

- Już możesz otworzyć oczy, nie ma krwi.

Powoli rozchyliłem zaciskane kurczowo powieki.

Spojrzałem prosto w szmaragdowy wir kolorów oczu Jeda.

Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. Wyczuwałem z tej odległości jego słodko pachnący oddech. Równocześnie czułem się niekomfortowo i nie chciałem się odsuwać.

Jed uśmiechnął się zagadkowo i potarł delikatnie okolice plastra. Dopiero ostry zapach spalenizny wyrwał nas z tej błogiej chwili. Chłopak zaklął pod nosem i podbiegł do patelni, po drodze chwycił łopatkę. Przewrócił naleśnika na drugą stronę pięknym podrzuceniem. Dopiero gdy nałożył nową porcję masy, złapał moje spojrzenie i wykrzywił usta w szerokim uśmiechu.

- Gdybym wiedział, że jesteś taką fajtłapą, nie dałbym ci noża do ręki - zaśmiał się pod nosem. - To totalnie urocze, że tak się boisz krwi.

- Ja się nie boję - odparowałem natychmiast. - Po prostu jej nie lubię.

- To nic złego.

- Czyżby? - przewróciłem oczami i poczułem nagłą potrzebę zmiany tematu.

- Nie wiedziałem, że znasz pierwszą pomoc.

- Jestem dyplomowanym ratownikiem medycznym.

Tego też się nie spodziewałem.

- Więc jako dyplomowany ratownik medyczny nie możesz poradzić nic więcej na moją straszną ranę? - zażartowałem.

Uśmiechnął się szelmowsko, podchodząc kroczek bliżej.

- Jest jedna rzecz, którą mogę jeszcze zrobić. - Ujął moją dłoń i podniósł ją na wysokość brody. - Jej działanie nie jest potwierdzone medycznie, ale myślę, że zadziała.

Delikatnie zadrżałem pod wpływem jego czujnego spojrzenia.

- Zdaję się na twoją intuicję - zdołałem wyszeptać.

Jed nie przerywając kontaktu wzrokowego uniósł moją dłoń jeszcze wyżej. Delikatnie złożył pocałunek obok plastra. Mimo, że jego wargi zaledwie musnęły skórę, poczułem fale gorąca w całym ciele.

- Pomogło? - spytał swoim niskim i uwodzicielskim głosem.

- Cholernie mocno.

Puścił moją dłoń i zmniejszył uśmiech do krzywego uśmieszku.

- Coś jeszcze sobie zrobiłeś krojąc truskawki?

Odpowiedziałem, zanim zastanowiłem się nad konsekwencjami.

- Przygryzłem sobie wargę.

Jed odetchnął głębiej. Postąpił jeszcze kroczek w przód. Uniósł dłoń i musnął mój policzek kciukiem.

- Na pewno chcesz zastosować tę terapię? - Przesunął palec na usta. - Zastosowanie jej w tym miejscu może mieć skutki uboczne.

Jego słodki oddech owionął mnie i wiedziałem, czego chcę jak nigdy wcześniej w życiu. Walić Louise i jej problemy. Walić cały świat.

- Walić skutki uboczne - wyszeptałem, przysuwając się jeszcze bliżej.

Idealne malinowe usta musnęły moje wargi delikatnie jak skrzydła motyla. Było o niebo lepiej niż w kinie, bo teraz nie musiałem się martwić innymi ludźmi.

Jed po sekundzie cofnął głowę z głośnym westchnieniem. Dojrzałem w jego oczach zniecierpliwienie i pożądanie. Podobne uczucia musiały malować się w moich.

Wsunął dłoń w moje włosy, drugą przycisnął do pleców i przyciągając całe moje ciało do siebie.

Nasz trzeci pocałunek w niczym nie przypominał pierwszych dwóch. Był pełen dłoni niewiedzących, co zrobić i warg sunących po ciele, pełen westchnień i pytających spojrzeń. Milczących pytań i niemych odpowiedzi.

Moje ciało pod wpływem gorących ust zamieniło się w biernie mruczący budyń. Nie byłem w stanie powiedzieć niczego więcej niż "tak" i "o, tak". To przytłaczające jak ten chłopak na mnie działał.

Jed uśmiechnął się w moje usta i wsunął zimną dłoń pod moją koszulkę, powodując dreszcze.

- Jed - zdołałem wyszeptać, odrywając na sekundę usta. - Twój naleśnik. Pali się.

Nie zwracając uwagi na moje słowa chłopak popchnął mnie w stronę najbliższej ściany i pocałował jeszcze zachłanniej.

- Walić mojego naleśnika - stwierdził niskim, uwodzicielskim głosem, kierując usta w dół.

Westchnąłem głośno, gdy jego wargi dotknęły pierwszy raz boku mojej szyi. Złożył na niej serię małych pocałunków.

Doprowadził mnie nimi do szaleństwa.

W roli mruczącego budyniu było mi nadzwyczajnie dobrze - nie musiałem nic robić i mogłem w pełni oddać się przyjemności odczuwania jego ust i dłoni na skórze.

Jego ruchy były delikatne i idealnie dopasowane do mojego ciało. Jakby Jed odruchowo wiedział, gdzie dotknąć i pocałować, by sprawić mi najwięcej przyjemności.

- Richard? - wyszeptał pytająco moje imię, robiąc przerwę na oddech.

- Jed? - odpowiedziałem zachrypniętym z emocji głosem.

Spojrzał mi prosto w oczy.

- Czy to jest w porządku? - Pogładził delikatnie mój policzek kciukiem. - Uwiodłem cię.

- To była raczej praca wspólna.

Uśmiechnął się szelmowsko, zakładając mi niesforny kosmyk za ucho.

- Tak, ale jestem starszy i... bardziej doświadczony, a ty nic nie robisz.

Włożyłem obie dłonie w jego włosy, by zaprzeczyć.

- Zawsze jestem raczej pasywny.

Parsknął, zsuwając dłonie na mój kark.

- Raczej? Jedyne, co robisz to pomrukiwanie pod nosem.

- To twoja wina. Zamieniłeś mnie w budyń.

- W budyń?

W jego oczach mignęły iskierki rozbawienia.

- Dokładnie. Nie umiem się skupić nad niczym, kiedy jesteś tak blisko.

- Uwielbiam budyń.

Chłodnymi palcami rysował kółeczka na moim karku.

- Ja uwielbiam osoby uwielbiające budyń.

Cmoknął mnie delikatnie w czubek nosa ze śmiechem.

- Czasami zapominam, jaki jesteś pruderyjny.

Nawet nie próbowałem zaprzeczać.

Zapach spalenizny z naleśnika stał się silniejszy. Nie można go było zignorować.

- Obawiam się, że będę musiał zostawić mój ukochany, pruderyjny, budyń i uratować naleśnika przed spaleniem żywcem - stwierdził, spoglądając na dymiącą patelnię.

Mnie obchodziło teraz coś innego niż palący się naleśnik. Jed właśnie powiedział, że mnie kocha, nie, wprost, ale...

Wypuścił mnie z objęć uśmiechając się pod nosem. Niespiesznie podszedł do patelni, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Tymczasem ja starałem się nie upaść, podpierając ścianę. Za dużo wrażeń jak na jeden raz.

Musiałem trochę ochłodzić rozgrzaną skórę.

- Idę do łazienki - oznajmiłem.

- Jasne, tylko się nie przewróć. Nie chcę stracić kolejnego naleśnika przez ciebie.

Uśmiechnąłem się uspokajająco i wszedłem do łazienki. Jak zwykle panował w niej idealny porządek, białe kafelki lśniły czystością, wszystkie szafki elegancko zamknięto i wytarto z nich kurze. Nad zlewem wisiało wielkie lustro w kremowej ramie.

Wyglądałem w nim inaczej niż zwykle. Miałem rumieniec i wielki, głupkowaty uśmiech. Nie mogłem go powstrzymać. Mimo to nie było widać, że przed chwilą przeżyłem najbardziej erotyczną chwilę w życiu.

Wyszedłem z łazienki wyczuwszy słodką woń czekolady. Widok kuchni mnie nie rozczarował. Jed rozsmarowywał nutellę na naleśniku marszcząc przy tym nos ze skupienia. Nikt, kto nie smarował naleśników kremem czekoladowym nie wie jakie to cholernie trudne.

Gdy mnie dostrzegł uśmiechnął się krzywo, nie przerywając pracy.

- Już myślałem, że utopiłeś się w umywalce.

- Na szczęście umiem jeszcze bezpiecznie korzystać z toalety.

Zaśmiał się pod nosem i wyjął z lodówki białą tubę.

- Lubisz bitą śmietanę?

- Czy ktoś jej nie lubi?

Zaśmiał się stawiając na stole dwa talerze z naleśnikami.

- Chciałem się upewnić.

***

Obudziłem się przestraszony. Sen, który śniłem, był pełen grozy stawiającej się jeszcze straszniejszą przez zapomnienie. Poświęciłem parę minut na uspokojenie oddechu. Miałem koszmary często, prawie zawsze po pełnym emocji dniu mi się to zdarzało.

Dzisiejszy był najbardziej emocjonujący ze wszystkich.

Rumieniłem się, na samo wspomnienie niektórych wydarzeń...

Przy przypominaniu sobie innych byłem wściekły.

Odetchnąłem mocniej i wróciłem do spania. Łóżko miało słodki zapach Jeda. Ten zapach i świadomość, że co noc w nim sypia była ekscytująca.

Kiedy oznajmiłem Jedowi, że nie mam zamiaru wracać do domu na noc, bez słowa sprzeciwu przeniósł się na łóżko rodziców, oddając mi swoje. Obserwowanie go przy tak prozaicznej czynności jak ścielenie łóżka było zupełnie nowym doznaniem. Dotychczas widywałem go rzadko i poza domem, gdzie nie był w pełni sobą. Nigdy wcześniej nie był tak odsłonięty.

Na wspomnienie odsłoniętego Jeda w moim umyśle zrodził się szalony pomysł - podglądnięcia go śpiącego.

Nie zastanawiając się nad konsekwencjami wytoczyłem się delikatnie z łóżka. Mój plan wymagał bezszelestnego poruszania się. Na szczęście byłem cholernie dobrym ninją.

Cichy jak kot.

Niezauważalny jak myszka.

Uważny jak słoń.

Uderzyłem w róg szafki małym palcem u stopy. Bolało jak cholera, ale zniosłem ból w ciszy. Prawdziwy ninja nie boi się ran odniesionych na misji.

Zatrzymałem się dopiero przed drzwiami do sypialni rodziców Jeda, które były zamknięte.

Prawdziwy ninja nie boi się zamkniętych drzwi. Nacisnąłem na klamkę i je popchnąłem.

Poczułem jego słodki zapach, zanim go dostrzegłem. Leżał na środku łóżka w poprzek, uroczo zawinięty w pościel - po uszy, jak naleśnik. Jego twarz wydawała się spokojniejsza i delikatniejsza, rozczochrane włosy i otwarte usta tylko potęgowały to wrażenie.

Zbliżyłem się cichutko do łóżka chcąc przyjrzeć się jego uroczej minie. Nachyliłem się parę centymetrów nad jego twarzą. Dopiero gdy poczułem jego słodki oddech na policzku, przestałem się pochylać.

Jed zamruczał przez sen. Zamarłem, nie chcąc go obudzić. Co by sobie o mnie pomyślał, gdyby teraz wstał?

Jego powieki zatrzepotały i po sekundzie pokazały się szmaragdowe oczy. Przekląłem w duchu, gdy spojrzał na mnie zdziwiony.

- Richard? - spytał szeptem. - Jest noc.

Wypuściłem powietrze z płuc, sprawdzając, czy mój oddech nie nabrał właściwości gazu usypiającego. (Nie nabrał).

- Wiem. Miałem koszmar.

W jego wzroku pojawiła się czułość i zaniepokojenie.

- Jak chcesz, możesz tu zostać - stwierdził, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca. - Łóżko jest dwuosobowe.

Dobrze, że dzięki ciemności nie mógł dostrzec mojego rumieńca.

- Nie chcę cię zhańbić, tylko obronić przed koszmarami - dodał, uśmiechając się zachęcająco.

Po tych słowach, usiadł na łóżku i odwinął pierwszą warstwę kołdry. Po nią zalśniła jego naga skóra. Mogłem się domyśleć, że spał w samych bokserkach.

- Kołdra jest taka ciepła - zachęcał mnie, poklepując materac obok siebie.

Wahałem się jeszcze tylko przez chwilę. Zacisnąłem powieki siadając na łóżku. Materac był miękki, a kołdra rzeczywiście ciepła. Powoli ogarniała mnie senność.

Nie zwracając uwagi na chłopaka siedzącego centymetr ode mnie, położyłem się na boku, plecami do niego i przykryłem ciało kołdrą.

Jed przypatrywał mi się w milczeniu. Zdawał się mnie pilnować. Nie przeszkadzało mi to.

Ułożyłem się wygodniej i zamknąłem oczy, czułem się bezpiecznie.

Po chwili ciszę przerwał dźwięk uginającego się materaca, Jed musiał się położyć. Leżeliśmy teraz obaj, w jednym łóżku. Dzieliły nas zaledwie moja koszulka i kołdra.

Jęknąłem w myślach. Jak mogłem wylądować w łóżku z chłopakiem, którego znam od miesiąca?

To było skrajnie nieodpowiedzialne i niepodobne do mnie. Nigdy wcześniej nie znalazłem się w takiej sytuacji. Nie miałem pojęcia jak się zachować.

Czy powinienem go dotknąć? Czy mam coś powiedzieć? Czy go pocałować?

Z rozmyślań wyrwał mnie delikatne muśnięcie dłoni Jeda.

- Mogę cię objąć? - wyszeptał zachrypniętym głosem, prosto do mojego ucha. - Mamy tylko jedną kołdrę i zaczyna mi być zimno.

W moich myślach natychmiast zjawiła się setka powodów, dla których nie powinienem się zgadzać. Zignorowałem je wszystkie.

- Jasne - wyszeptałem w odpowiedzi. - Przepraszam, że ci ją zabrałem.

Jed zaśmiał się cichutko, łaskocząc oddechem mój kark, po czym wsunął dłonie pod kołdrę i delikatnie objął mnie w pasie, przyciągając do siebie. Wtuliłem się w jego tors, czując jak okrywa nas kołdrą. W ramionach Jeda czułem się dobrze jak nigdy wcześniej, pasowaliśmy do siebie jak kawałki puzzli. Teraz mogłem spokojnie odpocząć, on obroni mnie przed całym światem.

Ostatnią rzeczą jaką zarejestrowałem przed zaśnięciem, był jego delikatny pocałunek złożony na karku.   

***

Obudziłem się przestraszony. Sen, który śniłem, był pełen grozy stawiającej się jeszcze straszniejszą przez zapomnienie. Poświęciłem parę minut na uspokojenie oddechu. Miałem koszmary często, prawie zawsze po pełnym emocji dniu mi się to zdarzało.

Dzisiejszy był najbardziej emocjonujący ze wszystkich.

Rumieniłem się, na samo wspomnienie niektórych wydarzeń...

Przy przypominaniu sobie innych byłem wściekły.

Odetchnąłem mocniej i wróciłem do spania. Łóżko miało słodki zapach Jeda. Ten zapach i świadomość, że co noc w nim sypia była ekscytująca.

Kiedy oznajmiłem Jedowi, że nie mam zamiaru wracać do domu na noc, bez słowa sprzeciwu przeniósł się na łóżko rodziców, oddając mi swoje. Obserwowanie go przy tak prozaicznej czynności jak ścielenie łóżka było zupełnie nowym doznaniem. Dotychczas widywałem go rzadko i poza domem gdzie nie był w pełni sobą. Nigdy wcześniej nie był tak odsłonięty.

Na wspomnienie odsłoniętego Jeda w moim umyśle zrodził się szalony pomysł - podglądnięcia go śpiącego.

Nie zastanawiając się nad konsekwencjami wytoczyłem się delikatnie z łóżka. Mój plan wymagał bezszelestnego poruszania się. Na szczęście byłem cholernie dobrym ninją.

Cichy jak kot.

Niezauważalny jak myszka.

Uważny jak słoń.

Uderzyłem w róg szafki małym palcem u stopy. Bolało jak cholera, ale zniosłem ból w ciszy.Prawdziwy ninja nie boi się ran odniesionych na misji.

Zatrzymałem się dopiero przed drzwiami do sypialni rodziców Jeda, które były zamknięte.

Prawdziwy ninja nie boi się zamkniętych drzwi. Nacisnąłem na klamkę i je popchnąłem.

Poczułem jego słodki zapach, zanim go dostrzegłem. Leżał na środku łóżka w poprzek, uroczo zawinięty w pościel po uszy jak naleśnik. Jego twarz wydawała się spokojniejsza i delikatniejsza, rozczochrane włosy i otwarte usta tylko potęgowały to wrażenie. 

Zbliżyłem się cichutko do łóżka chcąc bliżej przyjrzeć się jego uroczej minie. Nachyliłem się parę centymetrów nad jego twarzą. Dopiero gdy poczułem jego słodki oddech na policzku, przestałem się pochylać.

Jed zamruczał przez sen. Zamarłem, nie chcąc go obudzić. Co by sobie o mnie pomyślał, jakby teraz wstał?

Jego powieki zatrzepotały i po sekundzie pokazały się szmaragdowe oczy. Przekląłem w duchu, gdy spojrzał na mnie zdziwiony.

- Richard? - spytał szeptem. - Jest noc.

Wypuściłem powietrze z płuc, sprawdzając, czy mój oddech nie nabrał właściwości gazu usypiającego. (Nie nabrał). 

- Wiem. Miałem koszmar.

W jego wzroku pojawiła się czułość i zaniepokojenie.

- Jak chcesz, możesz tu zostać - stwierdził, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca. - Łóżko jest dwuosobowe.

Dobrze, że dzięki ciemności nie mógł dostrzec mojego rumieńca.

- Nie chcę cię zhańbić, tylko obronić przed koszmarami - dodał, uśmiechając się zachęcająco.

Po tych słowach, usiadł na łóżku i odwinął pierwszą warstwę kołdry. Po nią zalśniła jego naga skóra. Mogłem się domyśleć, że spał w samych bokserkach.

- Kołdra jest taka ciepła - zachęcał mnie, poklepując materac obok siebie.

Wahałem się jeszcze tylko przez chwilę. Zacisnąłem powieki siadając na łóżku. Materac był miękki, a kołdra rzeczywiście ciepła. Powoli ogarniała mnie senność.

Nie zwracając uwagi na chłopaka siedzącego centymetr ode mnie, położyłem się na boku, plecami do niego i przykryłem ciało kołdrą.

Jed przypatrywał mi się w milczeniu. Zdawał się mnie pilnować. Nie przeszkadzało mi to.

Ułożyłem się wygodniej i zamknąłem oczy, czułem się bezpiecznie.

Po chwili ciszę przerwał dźwięk uginającego się materaca, Jed musiał się położyć. Leżeliśmy teraz obaj, w jednym łóżku. Dzieliły nas zaledwie moja koszulka i kołdra.

Jęknąłem w myślach. Jak mogłem wylądować w łóżku z chłopakiem, którego znam od miesiąca?

To było skrajnie nieodpowiedzialne i niepodobne do mnie. Nigdy wcześniej nie znalazłem się w takiej sytuacji. Nie miałem pojęcia jak się zachować.

Czy powinienem go dotknąć? Czy mam coś powiedzieć? Czy go pocałować?

Z rozmyślań wyrwał mnie delikatne muśnięcie dłoni Jeda.

- Mogę cię objąć? - wyszeptał zachrypniętym głosem, prosto do mojego ucha. - Mamy tylko jedną kołdrę i zaczyna mi być zimno.

W moich myślach natychmiast zjawiła się setka powodów, dla których nie powinienem się zgadzać. Zignorowałem je wszystkie.

- Jasne - wyszeptałem w odpowiedzi. - Przepraszam, że ci ją zabrałem.

Jed zaśmiał się cichutko, łaskocząc oddechem mój kark, po czym wsunął dłonie pod kołdrę i delikatnie objął mnie w pasie, przyciągając do siebie. Wtuliłem się w jego tors, czując jak okrywa nas kołdrą. W ramionach Jeda czułem się dobrze jak nigdy wcześniej, pasowaliśmy do siebie jak kawałki puzzli. Teraz mogłem spokojnie odpocząć, on obronił mnie przed całym światem.

Ostatnią rzeczą jaką zarejestrowałem przed zaśnięciem, był jego delikatny pocałunek złożony na karku. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro