Keira
Nigdy nie sądziła, że kaprysy Profesor Silver, kiedykolwiek pomogą jej w sprawach sercowych. Było to absurdalne samo w sobie, zważając na jej oziębłość względem swoich uczniów. Z powodu, że młoda i ambitna czarownica pragnęła zostać aurorem, chcąc nie chcąc musiała chodzić na znienawidzony przez siebie przedmiot do końca edukacji w szkole magii, eliksiry. Czyli jeszcze przez ten jeden rok. Od pierwszej klasy uczyła ją sroga i oziębła nauczycielka, która rzekomo w swym słowniku, nie posiadał takiego słowa jak "Nie". Dlatego, gdy kobieta zapewne przerywając kolejną kłótnię z mężem, postanowiła najwyraźniej zabawić się w swatkę i rozsadzić swoich uczniów według płci i domów, jeżeliby komukolwiek przeszłoby przez głowę, że będzie to coś zabawnego i przyjemnego.
Kobieta, zakładając swoje chude dłonie na piersi, spojrzała surowym wzrokiem po klasie, gdzie nikt nie śmiał nawet podnieść wzroku i spojrzeć jej w twarz.
- Helton - Zaczęła, a jasnowłosa słysząc swoje nazwisko, poczuła jak nogi się pod nią uginają. - Nie mam pojęcie, co ty tu jeszcze robisz na moich zajęciach, zważając, że w tamtym roku omal nie wysadziłaś mojej klasy... Patrząc na twoje umiejętności, a raczej ich brak... Siadasz z Gardenem. Może on chociaż najmniejszym stopniu Cię przypilnuje, gdy będziesz znowu zamiast eliksiru robiła brejo-podobne-coś... - Poleciła, a dziewczyna odruchowo spojrzała na chłopaka, stojącego przy swoim stole na samym końcu sali. Ślizgon był jedyną osobą, do której nauczycielka zwracała się po imieniu. Uczniowie z pozostałych domów, nie słysząc przez te siedem lat żadnych wyjaśnień z tego powodu z ust chłopaka, snuli najróżniejsze domysły na ten temat. Jeden, który raz obił się jej o uszy, mówił, że blondyn jest rzekomym kochankiem oziębłej nauczycielki eliksirów, co jedynie u niej spowodowało gromki, nieopanowany śmiech.
Jednak teraz nie było jej do śmiechu. Krukonka powoli wstała od swojego stołu, zabierając wcześniej wszystkie swoje rzeczy. Gdy tylko powoli usiadła na stołku obok milczącego chłopaka, nauczycielka przystąpiła do dalszych zmian w przesiadywaniu pozostałych uczniów, aby następnie wypisać składniki i stronę w podręczniku kredą na tablicy.
- Hej - Przywitała się cicho. - Jestem Keira... spotkaliśmy się koło wioski... - Powiedziała, na co ten obdarzył ją krótkim spojrzeniem, wracając do oglądania swojego podręcznika. W odpowiedzi jedynie burknął coś pod nosem.
- Tak, więc pomyślałam, że razem moglibyśmy zrobić ten eliksir szybciej... - Powiedziała, na co Garden odłożył pióro do atramentu, którym notował, aby spojrzeć na nią przenikliwie.
- Tak myślisz? - Zapytał. Dziewczyna pod naporem jego spojrzenie była jedynie w stanie kiwnąć głową. - Bardzo spostrzegawcze, zważając na to, że to praca w parach - Powiedział, na co ta spojrzała na tablicę, mając ochotę uderzyć się dłonią w czoło. Jednak się powstrzymała.
Krukonka zmieszała się, przygryzając wnętrze swojego policzka.
- Dobrze. W takim razie pokrój korzonki. - Polecił, podwijając rękawy swojej koszuli, przez co Keira mogła na nich dostrzec od nadgarstka w górę liczne blizny na jego ramionach. - Raczej nie przyszłaś tu mnie podziwiać, co? - Zapytał, unosząc brwi ku górze, na co ta nadęła policzki, chwytając korzonki. Nim zdążyła powstrzymać swój długi jęzor, wypaliła.
- Nie pochlebiaj sobie - Po tych słowach, zaprzestała swoich czynności, czując, że ten zapewne przestanie jej pomagać. Ku jej zdziwieniu jedynie prychnął, zapalając ogień pod kociołkiem.
Kiedy chłopak zdążył zrobić już swoją część zadania, Keira wciąż męczyła się z korzonkami.
- Zaczynam podejrzewać, że może Silver miała co do Ciebie rację. - Powiedział. - Pomóc Ci? - Zapytał.
- Nie, dziękuję. - Powiedziała, uparcie krojąc korzonki. - Dam sobie radę sama.
- Yhm, właśnie widzę - Powiedział, przekręcając oczami. - Tnij bardziej z nadgarstka, w poprzek. - Polecił jej, kiedy zapanowała cisza, a dziewczyna nie robiła żadnych postępów, westchnął ciężko. - Posuń się. Miejmy to za sobą... - Mruknął, wzdychając. Podniósł się ze stołka, podchodząc do niej. - Po pierwsze wstań, nie powinnaś tego robić na stojąco i podwiń rękawy. - Westchnął, jakby rozdrażniony. Dziewczyna niechętnie wykonała jego polecenie, wiedziała, że nie ma się co z nim sprzeczać oraz dostrzegła prześmiewczy wzrok nauczycielki, patrząca na jej nieudolne starania.
Chłopak stanął za nią, chwytając jej dłoń, na co ta się spięła, chcąc rzucić w jego kierunku jakąś obelgę.
- Nie pochlebiaj sobie. - Mruknął, na co ta niemal walnęła go głowa w twarz, gdy zacytował jej własne słowa. Spojrzała na niego przez ramię, jednak ten był skupiony na jej ręce. - Uważaj, bo jeszcze odetniesz mi palce - Powiedział, gdy poprawił swoją dłoń, która trzymała korzonki po drugiej stronie noża. Krukonka przy pomocy jego dłoni i ruchu nadgarstka, który kazał jej powtórzyć, spostrzegła, że coraz lepiej jej to idzie.
- Widzisz? - Powiedział, odsuwając się od niej. - Nieraz trzeba sobie pomóc, Helton. - Powiedział. - Między innymi, dlatego, że jesteśmy niemal ostatni. - Powiedział, mieszając eliksir.
- Dzięki - Mruknęła cicho po chwili, zakładając włosy za ucho. Garden spojrzał na nią kątem oka, kręcąc głową.
- Na tym polega praca zespołowa... - Powiedział, gasząc ogień pod kociołkiem. - I muszę, przyznać, że jesteś w tym beznadziejna... - Westchnął, jakby od niechcenia.
- Mogłam odciąć Ci tego palca - Szepnęła, sama do siebie, na co prychnął.
- Przynajmniej miałabyś kolejne blizny do podziwiania, nieprawdaż? - Powiedział, na co ta poczuła jak czubki jej uszu, robią się różowe.
- Wmawiaj sobie. - Warknęła, wrzucając korzonki do eliksiru, na co ten nie zdążył jej powstrzymać. Zapanowała cisza. - Nic nie powiesz?
- Myślałem, że wybuchnie. - Keira przewróciła oczami, aby następnie odwrócić się do niego tyłem i poczuć i usłyszeć, że chwilę temu idealnie sporządzony eliksir, wystrzeliwuje za nią ogromne płomienie ogna, prosto w jej twarz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro