Graden
Blondyn wciąż przed oczami miał prześmiewczy wyraz twarzy szatyna, który nie zważając na jego ostrzeżenia, postanowił deportować się do szkoły. Graden westchnął ciężko, gdy jego nogi dotknęły leśnej ścieżki. Chłopak, ignorując wymowne spojrzenia uczniów, ruszył przed siebie, nigdzie nie dostrzegając przyjaciela. Ślizgon zatrzymał się jednak na chwilę, słysząc głośny wrzask. Obejrzał się za siebie, zauważając tego samego Gryfona, który wcześniej zlekceważył jego ostrzeżenie, krzyczącego z bólu niedaleko niego. Chłopak prychnął, kręcąc głową. Zdjął ze swych ramion płaszcz, przewieszając go sobie przez ramię. Przystanął, zauważając jak grupka uczniów stoi wokół niego, zapewne nie wiedząc co zrobić. Dostrzegł jednak, że jakaś dziewczyna podbiega do niego i postanawia mu pomóc. Trudno. Może w końcu ten dureń nauczyłby się zdrowego rozsądku.
- Gratuluję zostania Prefektem Naczelnym... - Graden odwrócił się z powrotem w kierunku szkoły, zauważając, że przed nim stanął Vincent Helton. Pamiętał, że za czasu jak nikt inny cenił siebie ład i porządek. Wciąż miał przed oczami jego wściekły wyraz twarzy, gdy nie został wybrany na Prefekta Naczelnego ani w ogóle nie został mianowanym Prefektem. Wpadł w furię, mimo, że nie wygląda na takiego, który potrafi powalić na ziemię nauczycieli i innych uczniów i kilka stołów. Teraz, gdy tak na niego wtedy patrzył, wyrafinowanego i opanowanego miał ochotę się śmiać, mimo, że nie robił tego od bardzo dawna. Brunet uniósł nieco głowę, aby móc spojrzeć na jego oblicze. - Zważając na to, że nigdy nie wykazałeś choć krztyny zainteresowania sprawami szkolnymi.
- Nie wyglądasz, abyś był z tego powodu kontent Vincencie - Powiedział Graden, odkładając swoją walizkę koło nóg. Wyprostował się, przechylając głowę w bok. - No i koniecznie musisz mi powiedzieć jak tam twoje ramię... - Mruknął, na co chłopak zacisnął dłonie w pięści.
- Wspaniale - Fuknął, zakładając dłonie na klatce piersiowej, krzywiąc się przy tym, gdy wykonał zbyt gwałtowny ruch.
- Zrozum, że musiałem to zrobić, inaczej byłoby więcej poszkodowanych... - Powiedział Graden, wzruszając ramionami. - Musisz się nauczyć panować nad złością... Moja ciotka miała całą masę książek na temat opanowania gniewu i złości - Powiedział, wiedząc, że powoduje tym sposobem jeszcze większą złość u bruneta.
- Dziękuję, nie trzeba - Syknął, przymykając oczy. Odchrząknął, spoglądając w bok.
- Oh, Keira. Jesteś wreszcie - Powiedział Vincent, skupiając całą swoją uwagę na dziewczynie, która wcześniej pomogła szatynowi z Gryffindoru. Ślizgon przyjrzał się dziewczynie, dostrzegając, że jest to Keira, kuzynka Vincenta, z którą miał przyjemność siedzieć przez kaprys nauczycielki od pierwszej klasy na eliksirach, w których nie ukrywajmy, była beznadziejna. W przeciwieństwie do swojego kuzyna, nie była tak nadętym i zarozumiałym człowiekiem jak on. Dziewczyna uśmiechnęła się zakłopotana, przystępując z nogi na nogę. Nawet wśród ludzi jej szczery uśmiech i bezinteresowna dobroć powodowały uśmiech u każdego, nawet takiego pozbawionego z pozoru wszelkich uczuć Gradena. Była drobna, i niewiele wyższa od swojego kuzyna. Jasno brązowe włosy, miała upięte w niechlujnego koka na czubku głowy. Z niepokojem przypatrywała się mu, swoimi niebiesko-zielonymi oczami. Ubrana także jak jej kuzyn w szkolną szatę, która składała się z białek koszuli oraz prostej sukienki w kolorze domu, bez rękawków, z wycięciem w biuście do pasa oraz mocnym zapięciem w talli. Keira przystanęła obok niego, patrząc to na niego to na Krukona.
- Nie będę wam przeszkadzał - Powiedział Graden, kiwając głową na pożegnanie, gdyż przy wozach z daleka zdołał dostrzec znajomego Puchona. Chwycił swój płaszcz oraz walizkę, omijając Krukonów.
Przy wozie zaprzęgniętym w testrale, stał wysoki chłopak, który opierał się o drzwiczki wozu. Był on wyższy od Gradena i na pewno o wiele lepiej zbudowany, co zapewne zawdzięczał Quidditchowi. Żółta kamizelka ciasno opinała jego tors, przez co chłopak był zmuszony zazwyczaj ją odpinać po ostatni guzik. Kręcone włosy chłopaka opadały mu na czoło, które były brązowe tak jak jego oczy. Lambert posiadał wielką i widoczna bliznę na pół twarzy. Od czoła, przez lewe oko, po policzek. Jednak Lambert nigdy nie lubił poruszać tego tematu i w jaki sposób zdobył albo jak on woli mówić nabawił się znamienia. Dlatego, więc Garden także nie zamierzał poruszać tego tematu. Lambert w wolnych chwilach, gdy nie miał na sobie szaty lub stroju sportowego, zawsze miał na sobie stary poniszczony sweter albo zdarte lakierki, jednak nikt nigdy nie śmiał zwrócić mu z tego powodu uwagę. Nawet jeśli, szybko kończył z podbitym okiem. Zabawne, bo tak właśnie się poznali.
- Nawet rok się nie zaczął, a już mam dość - Mruknął blondyn wrzucając swoją walizkę na powóz.
- Natknąłeś się na Heltona? - Zapytał Puchon, wsiadając za nim do bryczki.
- Hmm - Mruknął Ślizgon, przecierając twarz dłonią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro