Prolog
Mizūmi, Seven, październik, rok X392.
Była piękna, słoneczna pogoda. Jak na październik. Słońce oświetlało całą wioskę. Wiał lekki wiaterek, który zdmuchiwał kolorowe liście z drzew.
Dzień zapowiadał się piękny.
Ale nie dla wszystkich.
W zachodniej części wioski, znajdował się nie wielki domek, w którym mieszkała 3-osobowa rodzina. Pewna, piękna kobieta. O włosach czarnych jak węgiel oraz oczach ciemno-szarych. Przyżądzała właśnie śniadanie dla całej rodziny, gdy nagle...wybiegła z kuchni i ruszyła w stronę łazienki. Zrobiło się jej nie dobrze.
Do łazienki wszedł dobrze zbudowany mężczyzna, o ciemnych oczach i lekko opalonej karnacji.
- No nie mów, że znowu wymiotujesz? - zapytał.
- No...niestety. - powiedziała kobieta, wycierając przy okazji swoje usta chusteczką.
- A mówiłem Ci, żebyś nie jadła tego co zrobiła moja siostra. Dobrze wiesz, że ona fatalnie gotuje.
- Tak wiem.
- To po co jadłaś?
- A ty po co jadłeś?
- Bo dobrze wiesz, że gdy jestem głodny, to bym zjadł nawet "konia z kopytami". - powiedział. - A poza tym...mam mocny żołądek.
- No to "gratuluję", mocnego żołądka. A tak w ogóle to...nie może być wina potrawy, którą jedliśmy u twojej siostry. Te wymioty mam od kilku dni. A u twojej siostry byliśmy wczoraj.
- W takim razie co ci dolega? - zapytał zmartwiony mąż kobiety.
- Nie mam pojęcia. Chyba będę musiała pójść do lekarza.
- Nie "chyba", tylko napewno.
- Masz rację. Napewno.
- Pójdziesz do lekarza?
- Tak pójdę. Ale najpierw nakarmię moich chłopców. - powiedziała kobieta i poszła do kuchni.
- Ty to lubisz o nas dbać. - powiedział mężczyzna i poszedł za kobietą.
- A jakże. Taka rola żony i matki.
***
Po skończonym śniadaniu, gospodyni domu, ogarnęła się trochę i poszła w stronę drzwi.
- Tylko zaopiekuj się małym.
- O to się nie martw. Nasz synek jest w dobrych rękach.
- Noo...nie wiem czy w dobrych. - powiedziała, biorąc głowę w dół.
- Uważasz mnie za złego ojca? - zapytał i podszedł bliżej niej.
- Za złego ojca to nie. Ale za złą "nianię" to tak. - podniosła głowę i spojrzała na męża.
- Ah tak?
- Tak. To może zabiorę go na chwilę do mojej siostry.
- A po co? Przecież jestem w domu. Zajmę się dzieckiem.
- Boję się o niego.
- Dlaczego?
- Bo zostaje sam na sam z tobą.
- No i?
- No i to, że jak ostatnio go samego z tobą zostawiłam, to o mało go nie zabiłeś!
- Co ty wygadujesz? Nie było czegoś takiego.
- A ta sytuacja, jak postanowiłeś pójść z nim nad jezioro? Mały prawie się utopił. Bo go nie pilnowałeś!
- Nie pamiętam tej sytuacji. - powiedział odwracając głowę w bok.
- A ja, ją pamiętam bardzo dobrze.
- Jak możesz to pamiętać skoro ciebie tam nie było?
- Nasz syn mi powiedział. Powiedział: "Mamusiu! Ja i tata pośliśmy nad jezioro. I ja pływałem. Sam! Bez tatusia!".
- Tak mówił?
- Tak. A gdy ciebie się zapytałam co się stało, to ty pefidnie zaczołeś mi kłamać prosto w oczy.
- A skąd wiesz, że kłamałem?
- A stąd, że kiedy kłamiesz, drapiesz się za lewym uchem.
- Głupi tik nerwowy. - powiedział zły.
- Więc lepiej zostawię go z moją siostrą. Naprawdę się boję o niego.
- No wiem. Ale naprawdę, uwierz mi. Zaopiekuje się nim. Jak wrócisz nasz syn będzie cały i zdrowy. - powiedział pewnie mężczyzna, obejmując swoją żonę.
- Napewno? - zapytała.
- Tak.
- Obiecujesz?
- Obiecuje. A teraz idź do tego lekarza bo się spóźnisz na wizytę.
- No dobrze. To idę. Uważajcie na siebie. - powiedziała i dała całusa mężowi. - Kocham was.
- My ciebie też.
Czarno-włosa uśmiechnęła się do niego i wszyszła z domu.
***
Gabinet miejscowego lekarza, Mizūmi.
- Cóż mogę powiedzieć pani tylko jedno. - powiedziała Pani Doktor.
- Co takiego? Coś złego mi dolega? - zapytała lekko przestraszona kobieta.
- Nie nic złego Pani nie dolega.
- To co mi jest?
Pani Doktor, spojrzała na kobietę i się uśmiechnęła.
- Gratuluję! Jest pani w ciąży!
- W...cią...ciąży? - zapytała.
- Tak. Będzie miała pani dziecko.
Czarno-włosa siedziała w szoku. Aż po chwili się uśmiechnęła.
***
Po 15 minutach kobieta była już w domu. Pobiegła w stronę męża, który bawił się z synem w salonie.
- Kochanie! - krzyknęła.
- O już wróciłaś? - zapytał i podniusł się z ziemi. - Łooo...kurcze! Co się stało, że się tak na mnie rzucasz? - zapytał w momencie, gdy kobieta rzuciła mu się w ramiona.
- Mam dla ciebie dwie dobre wieści. Pierwsza to taka, że nie jestem poważnie chora. - powiedziała.
- A druga?
- A druga to taka, że...jestem w ciąży. - powiedziała szczęśliwa.
- Że jak?! - zapytał zszokowany mężczyzna.
- Będziemy mieli drugie dziecko. - powiedziała szczęśliwa kobieta. - Cieszysz się, prawda?
- No...no oczywiście, że tak! - powiedział i chwycił swoją żonę w ramiona i obrócił ją wokół własnej osi. - Bardzo się cieszę, że będzie nas więcej!
- Mamusiu, tatusiu? Z ciego się cieszycie? - zapytał mały 2-letni chłopiec o czarnych włosach i ciemnych oczach jak jego matka.
- O synek. Mamy dla ciebie mały prezent. - powiedział mężczyzna.
- Jaki?
- A taki, że...za kilka miesięcy będzie nas nieco więcej. - powiedziała kobieta do syna.
- Więcej?
- Tak. Więcej.
- A kto pzyjdzie?
- Cóż...przyjdzie do ciebie, mała siostszyczka lub mały braciszek.
- Siostszyczka lub braciszek?
- Tak.
- To jest ten prezent? - zapytał chłopiec.
- Tak. To jest ten prezent.
- Będę mieć rodzeństwo?
- Tak. - odpowiedzieli rodzice chłopca.
- Ale fajnie! - powiedział chłopiec.
- Czyli się cieszysz?
- Bardzo. Będę mieć siostszyczkę lub braciszka! Będę starszym bratem! Ale fajnie! - chłopczyk zaczął skakać z radość.
Jego rodzice na ten widok tylko się uśmiechnęli.
Po chwili chłopiec przestał skakać i przytulił się do rodziców.
- Coś czuję, że teraz nasze życie zacznie się robić coraz ciekawsze. - powiedział mężczyzna.
- Też tak czuję. - powiedziała kobieta, wtulając się w męża i syna.
C.D.N.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro