"Zmiany tu, zmiany tam"
Lukas z całej siły uderzył w ekran telefonu, kiedy tylko usłyszał denerwujące dzwonienie budzika. Po mimo wszystko, dźwięk nie zniknął. Norweg westchnął zdenerowany, wciąż nie otworzawszy oczu. Ponownie walną dłonią w telefon, jednak tym razem jego komórka z impetem spadła na podłogę.
Dopiero wtedy przerażony Lukas od razu podniósł się z łóżka.
Patrząc na podłogę próbował zlokalizować telefon. Gdy go znalazł, dokładnie obejrzał wyświetlacz komórki.
Chłopak odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że szybka ekranu jest cała.
Ostatni raz ziewnął, przykrywając usta ręką, i wstał chwiejnie z łóżka.
Była szósta.
Lukas zwykle wstawał trochę później, ale dzisiaj wypadało mu się dłużej przygotować, ponieważ miał dzisiaj wizytę w wydawnictwie. Z tego to Norweg wiedział, musiał porozmawiać o dalszym reklamowaniu jego książek i o planach na przyszłość, czyli to co zawsze.
Chłopak podszedł do szafy, aby znaleść coś stosownego na wizytę w wydawnictwie. Nigdy nie oczekiwali od niego eleganckiego stroju, wystarczyło ubrać się schludnie.
Po chwili wachania Lukas wyjął zwykłe czarne spodnie i szarą koszulę zapinaną na guziki.
Przed tym jak udał się do łazienki, granatowooki wziął jeszcze swoją ukochaną spinkę z komody i wyszedł z pomieszczenia.
Nie zdziwił się zbytnio ciszą w mieszkaniu. Emil budził jeszcze później od niego. Nastolatek nie widział sensu ze wczesnego wstawania, zwłaszcza, że do szkoły miał dosłownie kilka minut spacerkiem. Śniadanie jadł też szybko, więc nie widział problemu w stawaniu o siódmej.
Wchodząc do łazienki, Lukas położył swoje ubranie na blacie przy zlewie, a sam wskoczył pod prysznic. Oczy wiąż mu się kleiły, więc uznał, że może zdoła się rozbudzić przez chłodną wodę. Złapał za kurek z zimną wodą. Już po chwili wzdrgnął się przez zimno, które wywołały chłodne krople po kontakcie z jego skórą, po chwili jednak przyzwyczaił się chłodu. Wziął ba rękę trochę szamponu do włosów i wtarł go we włosy. Na jego czuprynie powoli robiła się piana, która spływała na jego oczy. Lukas domyślał się jak bardzo czerwienione będą jego białka.
Gdy zaczął spłukiwać szampon z włosów, zaczął rozplanowywać swój dzień.
Na dziesiątą miał wizytę w wydawnictwie. Prawdopodobnie będzie tam od dwóch do aż trzech godzin.
- Wypadałoby napisać Matthiasowi, że dzisiaj nie przyjdę do kawiarni - mruknął, ale jego głos został przyćmiony przez krople wody uderzające o kafelki w łazience.
Gdy wróci z wydawnictwa wypadałoby coś zjeść. Lukas jeszcze do końca nie wiedział czy zje coś na mieście, czy przygotuje coś w domu. I tak czy tak, będzie musiał wziąć portfel w celu zapłacenia za posiłek lub kupna produktów spożywczych.
Czy później miał coś do zrobienia?
Lukasowi nie przypominały się kolejne plany na ten dzień, więc szykowało mu się wolne popołudnie.
Powinnien znaleśc sobie jakiś film do pooglądania lub książkę do poczytania. Może też zadzwoni do Matthiasa. Byli już parą od pięciu tygodni, a Lukas wciąż nie mógł się do tego przyzwyczaić. To wszystko było dziwne, ale piękne za razem.
Kiedy dostatecznie się rozbudził, zakręcił wodę i wyszedł z pod prysznica.
Wytarł się ręcznikiem i przetarł nim delikatnie włosy, aby krople wody z jego czupryny nie kapały mu na kark czy twarz. Nie widział sensu w suszeniu ich suszatką, ponieważ do dziesiątej na spokojnie mu wyschną.
Ubrał się w swoje codzienne ubranie z nielada trudem, gdyż jego skóra wciąż była wilgotna. Swoich włosów nawet nie próbował na razie czesać, ponieważ były mokre. Jedyne co z nimi zrobił, to wpiął w nie spinkę w kształcie krzyża. Mógłby tego nie robić, ale bez niej czuł się bardzo niekomfortowo.
Gdy wyszedł z łazienki od razu udał się do swojej sypialni, aby schować swoją piżamę. Gdy schował do szafy swoje nocne odzienie, podszedł jeszcze do swojego telefonu.
"Nie będzie mnie dzisiaj w kawiarni" - napisał do kontaktu "Matthias".
Nie czekał na odpowiedź Duńczyka, myślał, że chłopak jeszcze śpi, więc zajął się pościeleniem łóżka. Bardzo zdziwił się, gdy już po chwili dostał odpowiedź zwrotną.
"Dlaczego?" - dostał wiadomość od ukochanego. Czytając ją, Lukas słyszał w myślach pełen żalu i rozgoryczenia ton głosu Køhera. To było nawet słodkie.
"Muszę iść do wydawnictwa" - odpisał mu Norweg.
Ostatnią wysłaną przez Duńczyka była smutna minka zrobiona z dwukropka i trzech nawiasów.
Lukas zaśmiał się pod nosem.
Po chwili usłyszał dźwięk otwieranych drzwi z wnętrza domu.
"Pewnie Emil wcześniej wstał" - pomyślał Lukas, wracając do ogarniania swojej sypialni.
Szybko pościelił swoje łóżko i pozbierał leżące na podłodzę ubrania. Jako że jego pokój był już posprzątany, udałał się do kuchni w celu przygotowania jakiegoś pożywnego śniadania. Gdy tylko przeszedł przez próg pokoju, spostrzegł swojego brata przy stole. Przed nastolatkiem znajdował się laptop. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Emil był wgapiony w ekran komputera Lukasa.
Norweg delikatnie złapał się za głowę.
Już nie miał siły na te hakerskie umiejętności młodszego brata.
Próbując zachować spokój, granatowooki podszedł do Emila od tyłu. Pochylił się, aby być na wysokości siedzącego nastolatka.
- Co ty robisz? - spytał niespodziewanie.
Fioletowookiemu podskoczył puls i serce zaczęło walić ze strachu.
- Nie pojawiaj się tak jak jakiś pier... - przerwał z oczywistych powodów - duch! - kontynuował, licząc, że Lukas zapomni o tym nienagannym przymiotniku, którego Emil chciał użyć.
- Język - poprawił go mimo wszystko Bondevik, biorąc od niego swojego laptopa. - Ile razy mam ci mówić, abyś nie brał moich rzeczy? - Nastąpiła nagła zmiana tematu.
- Dużo - odparł fioletowooki. - Chyba. Nie wiem, bo po szóstym razie przestałem cię słuchać - odparł z diabolicznym uśmiechem na ustach. - Nie moja wina, że zawsze ustawiasz sobie dziadowskie hasła.
- A ty przypadkiem nie powinnieneś iść już do szkoły? - spytał Lukas, przygotowując sobie poranną kawę. Norweg wyciągnął kartę pułapkę.
- Nie - odparł Emil, bujając się na krześle. - Muszę wyjść - popatrzył na zegar na ścianie - za jakieś pół godziny.
Granatowooki popatrzył wnikliwie na swojego brata. Miał w rękawie jeszcze kilka asów, ale wolał ich teraz nie wykorzystywać. Będą jeszcze ku temu okazje.
Chłopak wlał do kubka wrzątek.
- Idziesz dzisiaj do wydawnictwa? - spytał Emil, zajadając się czekoladowymi płatkami z mlekiem.
- Ta - odparł Lukas, biorąc kilka łyków kawy - ale wrócę zanim tobie skończą się lekcje - dodał. - Nici z robienia imprez - zażartował.
- Bardzo śmieszne - mruknął zażenowany Emil.
- Oj, nie obrażaj się tak - odparł Lukas, pochrając włosy młodszego brata.
- Dopiero je ułożyłem! - oburzył się fioletowooki, zrzucając dłoń Lukasa ze swojej głowy.
Bondevik cicho się zaśmiał.
- Nie znoszę cię - stwierdził Emil.
- Ranisz me uczucia - powiedział dramatycznie Lukas.
- Chyba masz dzisiaj za dobry humor - zauważył jasnowłosy. - Coś się stało?
- Nic specjalnego - odparł Lukas, ze smutkiem patrząc na kończącą się kawę. - Po dzisiejszej wizycie w wydawnictwie nie będę musiał już nic robisz przez dłuższy czas - mówił szczęśliwy jak małe dziecko. - Dodatkowo sam wiesz kto przestał się do nie odzywać. - Emil przewrócił oczami. - Nie wiem co jej powiedziałeś, ale dała mi spokój. Masz u mnie plusa - powiedział.
Z tego co wiedział, fioletowooki podtrzymywał kontakt z Ingri Stelisson. Wspominanie o niej w towarzystwie Lukasa wciąż było zadaniem dla nieustraszonych, więc Emil nie mówił granatowookiemu za dużo o ich spotkaniach. Samemu Lukasowi również to nie przeszkadzało, póki kobieta nie demoralizowała nastolatka.
- Podsumowując - kontynuował Bondevik. - Nie będę miał nic do zrobienia, nie mam żadnych deadline'ów. Może wezmę urlop - zażartował.
- Chyba chorobowy - mruknął pod nosem Emil.
- Co mówisz? - Lukas nie dosłyszał słów młodszego brata.
- Nic ważnego - westchnął Emil, wsrawając z krzesła. - Na mnie już czas - dodał, zanosząc pustą miskę po płatkach z mlekiem do zlewu. Wział jeszcze ze swojego pokoju plecak szkolny. - Jak coś biorę kluczę! - krzyknął do brata z przedpokoju. - Na spokojnie możesz iść do swojego Romeo!
- Pamiętaj, abyś wziął czapkę! - odparł Lukas. - Nie obchodzi mnie, że już prawię wiosna! - dodał z pastywnie agresywnym uśmieszkiem.
Emil przewrócił oczami.
- Do popołudnia - powiedział.
- Do popołudnia - odpowiedział Lukas, patrząc się na zamykające się drzwi.
To teraz tylko została mu wizyta w wydawnictwie i będzie mieć wolne.
°~•●•~°
Czy Lukas kiedyś wspominał o tym jak bardzo nie lubił wizyt w wydawnictwie?
Nie?
Jeśli ktoś o tym nie wiedział, to powinnien być świadomy, że każde wkroczenie do tego budynku oznaczało kilka godzinną rozmowę z szefem o rzeczach oczywistych. Tak naprawde jedynym zadaniem Lukasa było potakiwanie.
Nic dziwnego, że Bondevik zawsze wychodził stamtąd zmęczony.
Tak było też dzisiaj.
- Hej Lukas! - usłyszał zaraz obok siebie, gdy wyszedł z biura szefa.
- Hej Tino - odpowiedział, zauważając Finlandczyka.
Przez chwilę Väinämöinen wpatrywał się w Norwega.
- Mam coś na twarzy? - spytał Bondevik.
- Nie - odparł Tino. - Po prostu - zaczął - przez ostatnie półtora miesiąca nie byłeś zbyt wylewny w rozmowach - tłumaczył. - Teraz wreszcie będę mógł się dowiedzieć co się przez ten czas u ciebie działo. - Na jegi twarzy pojawił się szatański uśmieszek.
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie - odparł Lukas. - Niczego ze mnie nie wyciągniesz - orzekł.
- Powiedz mi tylko czy jesteś z Matthiasem - poprosił. - Uchyl mi rombek tajemnicy.
- Czy ty przypadkiem nie powinnieneś pracować? - spytał Lukas, czując jak jego twarz powoli się czerwieni.
- Czyli jesteście razem, tak? - kontynuował Tino, idąc za Bondevikiem, który chciał uciec od tej rozmowy.
- Skąd taki wniosek? - spytał granatowooki.
- Twoja twarz przypomina kolorem beta vulgaris.
- Co to jeśli mogę wiedzieć? - dopytał Lukas, nie rozumiejąc słów swojego przyjaciela.
- Burak zwyczajny mój drogi - odpowiedział Tino. - Beta vulgaris to burak zwyczajny, czyli czerwony - zaśmiał się.
- Oj, daj mi spokój - mruknął.
- Czyli tak czy nie? - powiedział Fin.
- Możliwe, że tak - odpowiedział w końcu, mając dość pytań chłopaka.
Tino uśmiechnął się triumfalnie.
°~•●•~°
Po długich rozważaniach, Norweg uznał, że przygotuje obiad w domu. W drodzę powrotnej z wydawnictwa wstąpił do sklepu spożywczego. Kupił rzeczy potrzebne do przyżądzenia obiadu i trochę słodyczy. Przynajmniej Emil się ucieszy.
Z pełnymi torbami z ledwością znalazł klucze do mieszkania.
Już w przedpokoju rzucił zakupy na ziemię. Na spokojnie zdjął z siebie płaszcz oraz buty. Dopiero wtedy zaniósł torby do kuchni. Wyciągnął z nich zakupy, które powkładał w odpowiednie miejsca. Wędliny i ser szybko włożył do lodówki. Kokosbollar schował do najwyższej szafki, aby choć trochę przetrwały. Jedyne co zostało teraz na stole to łosoś, worek ziemniaków i warzywa potrzebne do przygotowania surówki.
Lukas postanowił pobawić się w kucharza.
Dziś w menu będzie gotowany łosoś z ziemniakami i surówką z pomiforów, sałaty i jeszcze innych owoców ziemi.
Bondevik musiał się przyznać, że niezbyt lubił gotować, ale czasami musiał. Po tym jak kiedyś, chyba dwa lata temu, przypalił wodę, zdecydował się korzystać tylko ze sprawdzonych przepisów.
Podczas gotowania również łatwo się rozpraszał.
Na przykład tak jak teraz.
Ziemniaki już się gotowały, podobnie jak łosoś, a Lukas był w trakcie przygotowywania sałatki. Liście sałaty pokroil już na drobniejsze części, więc pozostały mu tylko do przygotowania pomidory i szczypiorek, nie mówiąc już o doprawieniu wszystkiego.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Zaskoczony Lukas, szybko odłożył wszystkie trzymane rzeczy i ruszył do przedpokoju.
- Szlag - mruknął, gdy poczuł spływającą po wskazującym placu lewej ręki krew. Najwidoczniej musiał się przeciąć nożem, gdy usłyszał zdzonienie do drzwi.
Nie wiele myśląc oblizał palec, aby pozbyć się czerwonej cieczy.
- Co tutaj robisz Matthias? - spytał, otwierając drzwi.
- Już swojego chłopaka nie można odwiedzić? - odpowiedział z miną zbitego szczeniaczka. - I tak ignorujesz mnie cały dzień. Zdwoniłem kilka razy - narzekał, wchodząc do mieszkania.
- Najwidoczniej nie słyszałem - odparł Norweg.
- Co gotujesz? - spytał się Duńczyk, czując zapach jedzenia.
- Obiad - odparł. - Jak chcesz to możesz zostać.
- Dużo ci jeszcze zostało do przygotowania? - dopyrał Køher, kierując się do kuchni.
- Niewiele - odparł Lukas, wciąż czując pieczenie z rany na palcu. Mimowolnie na nią spojrzał.
- Leci ci krew - spwierdził zmartwiony Matthias, widząc skaleczenie od noża. Ton głosu miał taki, jakby była to rana postrzałowa zaraz obok serca, a Bondevik zaraz miał tarzać się we własnej krwi.
- Nie dramatyzuj - rozkazał. - To tylko drobne skaleczenie. Obmyję wodą i po sprawie - mówił, zmierzając ku łazience.- Jak chcesz to możesz pokroić pomidory.
Udał się do toalety, gdzie odkręcił kran i letnią wodą zaczął przemywac ranę. Zupełnie nie rozumiał zmartwienia Duńczyka. Przecież to draśnięcie nie miało nawet trzech centymerów. Jakby to od Matthiasa zależało, to pewnie w drodzę byłyby już trzy karetki pogotowia.
Dla bezpieczeństwa przykleił jeszcze na ranę mały plasterek, aby Køher się niczego nie czepiał.
Gdy wyszedł z pomieszczenia, niebieskooki kończył już krojenie pomidorów. Lukas wziął kolejny nóż i zajął się szczypiorkiem.
- Przerzucić warzywa do miski? - spytał Matthias.
- Tak - odparł Norweg. - Tylko najpierw jakąś znajdź - dodał.
Duńczyk zaczął przeszukiwać szafki, aż znalazł poszukiwany przedmiot. Szybko przerzucił do niej wszystko co powinien i czekał na kolejne rozkazy.
- Mógłbyś już zacząć to doprawiać? - poprosił Lukas. - Świeża rana i sól czy pieprz to okropne połączenie.
Przyprawy rozstawione były już na kuchennym blacie, więc Matthias nie musiał bawić się w szukanie ich. Do mieszanki warzyw wrzucił wszystkiego na oko, tak jak robił zawsze.
Tymczasem Lukas całkowicie skupił się na siekaniu szczypiorku. Nie chciał przecież skończyć z plastrami na wszystkich palcach. Jednak pewien osobnik najwyraźniej chciał odwledz go od tej decyzji, przytulając go nie spodziewanie od tyłu.
- Ależ ty odważny - mruknął Lukas, kątem oka spoglądając na Matthiasa, który urządził sobie podbrudek z ramienia granatowookiego. - Nie każdy byłby zdolny do niespodziewanego przytulenia mnie, kiedy trzymam nóż - dodał, pokazując Duńczykowi błyszczące się ostrze.
- Do odważnych świat należy - zaśmiał się Køher, całując swojego ukochanego w policzek. - Wiesz, że cię kocham?
Lukas nie pozostał mu dłużny i, oderwawszy się od krojenia szczypiorka, popatrzył mu głęboko w oczy i pocałował swojego chłopaka w usta.
- Oczywiście, że to wiem - odparł z uśmiechem na twarzy.
Dobrze wiedział, że w jego życiu przyszedł czas na nieodwracalne zmiany.
Ale był na nie gotowy i w głebi serca cieszył się z nich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro