"Sytuacja absolutnie romantyczna"
- Cześć skarbie! - krzyknął wręcz Matthias z kuchni, widząc Lukasa w drzwiach mieszkania. - Jak było w wydawnictwie? - spytał się.
- Po pierwsze - zaczął Norweg - nie krzycz tak, bo zaraz ogłuchnę. - Podszedł do Duńczyka i delikatnie się do niego przytulił. - Poza tym nie zadawaj głupich pytań, bo dobrze wiesz co sądzę o moich wizytach w wydawnictwie. Przez połowę czasu pierdolą o głupotach, a ja muszę udawać, że ich słucham, a później powtarzają oczywiste rzeczy, które ciągle słyszę - warknął zmęczony i lekko poddenerwowany Lukas. - Co gotujesz? - spytał Norweg, patrząc niebieskookiemu przez ramię.
Matthias się cicho zaśmiał.
- Chyba mam coś co mogłoby poprawić ci humor - powiedział Køher, szybko oddalając się od granatowookiego. Po chwili zniknął za drzwiami ich sypialni.
Bondevik zmarszczył gniewnie brwi - naprawdę chciał wiedzieć, co miało być dzisiaj na obiad, a inne informacje średnio go obchodziły.
Zrezygnowany Lukas usiadł na krześle przy stole i cierpliwie (w miarę możliwości) czekał na swojego ukochanego, który ewidentnie czegoś szukał.
Znudzony oparł głowę o rękę na blacie.
Po chwili pojawił się przy nim Matthias z zbyt dużym i podejrzanym uśmiechem na ustach.
Lukas już spodziewał się najczarniejszych scenariuszy, biorąc pod uwagę nieczytelność i nienormalność swojego chłopaka.
Duńczyk ukrywał coś za plecami, trzymając to w dłoniach. Czekał aż Norweg okaże jakiekolwiek zainteresowanie.
- Co tam masz? - spytał wreszcie granatowooki, poprawiając spinkę we włosach.
Jak na zawołanie Matthias pomachał mu przed oczami jakimiś kartkami. Bondevik musiał złapać go za nadgarstek, aby cokolwiek zobaczyć.
- Oszalałeś - stwierdził Lukas, patrząc najpierw na prezent od Duńczyka, a później na niebieskookiego, który przybrał swe szczenięce oczy.
Lukas jeszcze raz przyjżał się kartkom, biorąc jedną w dłonie.
Był to bilet na koncert.
Koctert jego ulubionego zespołu heavy metalowego.
Norweg trzymał w dłoni wejściówkę na występ grupy muzycznej na drugim końcu kraju.
- Oszalałeś - powtórzył Bondevik.
Zupełnie nie miał pojęcia, dlaczego Matthias obdarował go takim prezentem. Swoją trzecią rocznicę mieli dwa miesiące temu, a Lukas nie miał teraz urodzin czy imienim.
- Dlaczego? - spytał Matthias, opierając się o stół. - Pojedziemy razem, będzie fajnie - stwierdził.
No i Bondevikowi zapaliła się kolejna czerwona lapka.
Duńczyk wręcz nie znosił ciężkiej muzyki, którą tak bardzo kochał granatowooki. Køher nie raz powtarzał to, że według niego heavy metal to tortura dla uszu. Emil miał wreszcie kompana, który też nienawidził, gdy Lukas puszczał tę "muzykę satanistów" na cały regurator w mieszkaniu. A później Bondevik się dziwił, dlaczego staje się obiektem plotek, a sąsiadki omijały go szerokim łukiem.
"Przynajmniej mam od nich spokój" - powtarzał za każdym razem Lukas, gdy podczas sprzątania puszczał swoją ulubioną muzykę, a Emil i Matthias zwracali mu uwagę.
Realacja Duńczyka z heavy metalem nie była zbyt ciepła, więc wspólny wyjazd na koncert ciężkiej muzyki po drugiej stronie kraju nie brzmiało zupełnie jak pomysł Duńczyka.
Może Køher był głupi, ale bardzo cenił sobie zdrowie swoich uszu.
- Co zrobiłeś? - spytał Norweg, lekko podnosząc brew. - To do ciebie niepodobne, abyś z własnej woli chciał jechać na koncert heavy metalowej muzyki - mówił, bawiąc się swoim biletem w palcach. - Albo coś zrobiłeś o czym jeszcze nie wiem i chcesz już się wybielić w moich oczach lub ktoś cię zmusił. Prawdopodobnie Emil, aby mieć mieszkanie dla siebie.
Duńczyk westchnął podszedł do Lukasa, stając mu za plecami. Położył swoje ręce na ramionach chłopaka i lekko go objął.
- Nie mieszaj w to Emila - powiedział. - Chciałem po prostu zrobić dla ciebie coś miłego - mówił lekko smutnym głosem.
Lukas odchylił głowę do tyłu i popatrzył na niego z zwątpieniem w oczach.
- Naprawdę - dodał Matthias, aby podreślić szczerość swoich słów.
- Będziemy tam jechać cały dzień. Jak sobie to wyobrażasz? - mruknął Bondevik.
Køher lekko się uśmiechnął, wiedząc, że Lukas wierzy w jego czyste intencje.
- Możemy pojechać dzień wcześniej i wynajmiemy jakiś pokój w hotelu - mówił swój pomysł Duńczyk. - Po koncercie przejśpimy się jeszcze w hotelu i na kolejny dzień pojedziemy. I tak mamy jeszcze trochę czasu, bo koncert będzie dopiero za dwa tygodnie i dwa dni. Co ty na to?
- Czyli Emil będzie sam w domu przez trzy dni, tak? - powiedział Lukas.
Matthias przewrócił oczami.
- A ile lat ma Emil? - spytał lekko rozbawiony Køher.
Bondevik zamyślił się chwilkę.
- Z osiemnaście? - pomyślał na głos.
- Sądzę, że da sobię radę przez te kilka dni bez nas - stwierdził Matthias.
Zwykle nadopiekuńczość Lukasa względem młodszego brata wydawała się urocza, jednak Duńczyk mógł sobie tylko wyobrażać jakie piekło przechodzi z tego powodu chłopak.
- Bardziej boję się o stan mieszkania, kiedy tu wrócimy - wytknął błąd Matthiasowi.
"Naprawdę?" - mówiło spojrzenie niebieskookiego.
- Więc...? - kontynuował Matthias.
Lukas cicho się zaśmiał.
- Pewnie moje słowa nie mają już znaczenie, bo już zarezerwowałeś pokój, prawda? - Wpatrzył się w oczy swojego ukochanego.
Zobaczył zmieszanie na twarzy Køhera.
- I tak potrzebuję twojej oficjalnej zgody - stwierdził Duńczyk. - Inaczej mógłyś powiedzieć, że cię porywam - zauważył.
- Jesteś bardziej inteligentny niż na jakiego się kreujesz - powiedział Lukas.
Wzrok Matthiasa wciąż wyczekiwał jego odpowiedzi.
- Zgadzam się - westchnął. Z radości Matthias miał ochotę go pocałować, jednak Norweg w porę go zatrzymał. - Mam jeden warunek - mówił - jeśli, gdy wrócimy już do domu, mieszkanie będzie w okropnym stanie, to ty zajmujesz się remontem, jasne?
- Jasne - potwierdził ucieszony Køher.
- To teraz możesz mnie pocałować - pozwolił wreszcie Lukas.
Matthiasowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
°~•●•~°
- Emil coś za wesoły się wydawał, kiedy powiedzieliśmy, że wyjeżdżamy - stwierdził Lukas, wchodząc do samochodu.
- Już się tak o niego nie martw - odparł Køher, wybierając miejsce kierwowcy. - Da sobie radę - pocieszył swojego chłopaka. - Lepiej pomartw się trochę o mnie.
- Jesteś beznadziejny - zauważył Norweg, patrząc swojemu chłopakowi prosto w oczy.
Matthias cicho się zaśmiał.
- Mogę puścić muzykę, prawda? - spytał Bondevik.
- Jasne - odparł Duńczyk, modląc się w duchu, aby nie były to te satanistyczne wrzaski z piekła rodem.
Granatowooki skakał chwilę po stacjach radiowych, aby znaleść coś odpowiedniego. W tym też czasie Matthias odpalił już samochód i jechał po ulicach miasta.
O dziwno Lukas puścił zwyczajną muzykę. Może trochę alternatywną, ale zasada Duńczyka brzmiała "wszystko jest lepsze od heavy metalu".
- Pamiętaj, że w połowie się wymieniamy - powiedział Bondevik, gdy byli już na obrzeżach miasta.
Køher westchnął.
- Jasne kochanie - potwierdził.
Lukas początkowo mówił, że tylko jeden warunek musi zostać spełniony, aby zgodził się jechać.
Później tych wymagań pojawiło się trochę więcej.
Nie były one ciężkie do wykonania. Przez te warunki Lukas pokazywał jak bardzo martwi się o swojego głupiego chłopaka.
Jednym z wymagań było to, aby w połowie drogi to Bondevik usiadł za kierownicą, aby Matthias mógł trochę odpocząć.
Nie za bardzo podobało się to Køherowi.
Nie chodziło teraz nawet o wątpe zaufanie niebieskookiego do jazdy Norwega.
Duńczyk uważał po prostu, że potrzebuje teraz ciągle o czymś myśleć i mieć coś do roboty, aby odrzucić od siebie swoje zmartwienia.
Bo Matthias tak naprawdę nie kupił biletów na koncert bezinteresownie.
Wyjazd ten był delikatnie związany z małym pudełeczkiem dobrze schowanym w bagażu niebieskookiego. Było tak ukryte, aby Lukas nie miał szans go znaleść i odkryć jego zawartości. Matthias co jakiś czas wątpił w doskonałość skrytki, jednak szybko odrzucał te obawy na bok.
Tak, w tym małym pudełeczku znajdował się pierścionek.
Tak, zaręczynowy.
A Duńczyk nie miał bladego pojęcia, jakim cudem udawało mu się ukrywać ten prezent przez około miesiąc. Lukas zawsze szanował przestrzeń osobistą innych (w przeciwieństwie do niebieskookiego), jednak blondyn nie wierzył w to, że Bondevik nie znalazł i nie zainteresował się tym przedmiotem.
Najgorsze było to, że Køher postamowił nie mówić nikomu o swoich planach, więc nie miał żadnego wsparcia emocjonalnego, co lekko go dobijało.
Matthias i Lukas byli ze sobą już dość długo i według Duńczyka nikt z ich dwójki nie rozważał rozstania, więc chłopak pomyślał, że zaręczyny to dobry pomysł. Wstąpił chyba do każdego jubiletra w miście i na jego obrzeżach, aby znaleść ten idealny pierścionek.
Co do sytualcji, w której Køher uklęknie na kolano i powie "czy wyjdziesz za mnie?", Matthias jeszcze nie wiedziedział kiedy dokładnie to się stanie. Blondyn wyobrażał sobie, że zrobi to w najbardziej romantycznej sytuacji jaka im się trafi na wyjeździe. Czyli, prościej mówiąc, Duńczyk będzie improwizować. Może się to dobrze skończy, może nie - niebieskooki nie był tego do końca pewien.
- Niedługo się zmieniamy - mówił co jakiś czas Lukas, jednak za każdym razem Duńczyk odpowiadał mu, że jeszcze nie przejechali połowy wyznoczonej drogi.
Dopiero, gdy przejechali już osiemdziesiąt procent trasy, Matthias musiał przyznać się do ciągłego kłamstwa, ponieważ skubany Lukas wykorzystał moc GPS i praktycznie siłą wyrzucił swojego ukochanego zza kierownicy.
Dobrze, że Duńczyk ubłagał go, aby gdzieś zjechali.
- Jesteś okropny - stwierdził Lukas, przekręcając kluczyk.
- Możliwe - lekko opryskliwie powiedział niebieskooki, dobrze wiedząc, że teraz nic nie powstrzyma go już od układania najciemniejszych scenariuszy.
- Możesz przynajmniej udawać, że wierzysz w to, że dobrze prowadzę samochód - odparł ponuro Lukas, jadąc po autostradzie.
Matthias szybko się zreflektował.
- Przepraszam - powiedział lekko skołowany. - Jestem po prostu trochę zmęczony - wymyślił na poczekaniu kłamstwo.
- Nie był byś tak zmęczony, gdybyśmy szybciej się wymienili - prawił morały Norweg. - Jak chcesz to się prześpij. Dam sobie radę - westchął ze szczyptą empatii.
Matthias zbyt z nim nie protestował - dobrze wiedział, że sen był jedyną rzeczą, która mogła uchronić go przed zamartwianiem się.
°~•●•~°
- Postarałeś się - stwierdził Lukas, rozglądając się po hotelowym holu.
Korytarz prowadzący do recepcji był dość duży. Sufit był strasznie wysoki z ładnymi złocistymi zdobieniami. Było rozłożonych kilka białych i wygodnych foteli przeznaczonych dla czekających na odbiór pokoju klientów. Filary potrzymujące sufit wydawały się być z marmuru. Naniesione miały na sobie ładne wyblakłe zdobienia, których na pierwszy rzut oka nie było widać.
- Dziękuję. - Lekko ukłonił się niebieskooki. - Czy móglbym dostać w nagrodę całusa?
- Nie - odpowiedział szybko i dosadnie Bondevik, aby Matthias się nie sprzeciwiał jego woli.
Duńczyk mógł teraz tylko smutno westchnąć.
Lukas wciąż miał niezrozumiałe problemy do okazywania uczuć publicznie. Kiedy na dworze szedł z Køherem za rękę, to było już istne święto.
I tak nie dało się ukryć tego, że są parą. Przecież szli ramię w ramię, a w dodatku mieli wspólny bagaż. Poza tym prośbę o odrobine czułości usłyszał chyba cały personel, więc co szkodzi Lukasowi podarować swojemu ukochanemu trochę miłości.
- Pójdę załatwić sprawę z rezerwacją - powiedział Matthias, zmierzając w stronę recepcji.
Bondevik lekko przytaknął.
Szedł lekko za nim, ponieważ Duńczyk trochę przyśpieszył, a granatowooki wolał się za nim sunąć niż iść szybciej.
Czasami Norweg myślał godzinami o tym, skąd jego chłopak ma aż tyle energii. On porafił nawet funkcjonować normalnie w poniedziałek rano bez nawet jednego kubka kawy. Kiedy Lukas widział Matthiasa o szóstej rano z szczerym uśmiechem na ustach, zdarzało się, że granatowooki uważał Køhera za świra. Ale takiego sympatycznego. Nie takiego co zabije ci całą rodzine w nocy, a taki co z chęcią obudzi cię o drugiej w nocy, aby pokazać ci ładną gwiazdę na niebie.. Dokładnie takim typem wariata był Matthias. Dlatego też gdzieś z tyłu głowy granatowookiego paliła się czerwona lampka, mówiąca, że Duńczyk przez ostatnie dni nie zachowuje się zbyt normalnie nawet jak na niego.
- Zgadnij co już mam - powiedział nagle niebieskooki, machając Lukasowi kluczami przed oczami.
Norwegowi pozostało tylko westchnąć, patrząc na infantylnością swojego chłopaka.
- Chodźmy więc - powiedział.
Matthias popatrzył na tabliczki z oznaczeniem, w którym korytarzu znajdzie pokój numer sto trzydzieści pięć.
Wszystkie oznaczenia wskazywały na to, że nasza kochana parka musi wyjechać windą na trzecie piętro, a później iść w lewo.
Podróż do pokoju minęła dobrze. Lukas był wdzięczny światu, że nie postawił na jego drodze dziecka, które nacisnęłoby wszystkie guziki z piętrami w windzie ani żadnego okropnego człowieka co z premedytacją przejechałby mu po nogach walizką. Może jedynym problemem mogło być to, że Matthias miał lekkie problemy z otworzeniem drzwi pokoju, ale Bondevik postanowił zignorować tę sytuację.
- Damy przodem - rzekł Duńczyk, przepuszczając swojego chłopaka w przejściu i delikatnie się ukłonił.
- Bycie dżentelmenem ci zupełnie nie pasuje - stwierdził szybko Norweg, wchodząc do pomieszczenia, a przy okazji zabierając Køherowi ich bagaż i rzucił je na łóżko.
Pokój też był bardzo ładnie urządzony, a nawet piękniejszy od holu. Na samym środku pomieszczenia stało duże, dwuosobowe łóżko z niebieskawą pościelą. Za materacem rozciągało się duże okno z widokiem na paronamę miasta. Jakby Lukas się przyjżał, zobaczyłby stamtąd nawet scenę, na której miała grać jutro jego ulubiona kapela. Na podłodze rozłożony był szary dywan, który przykrywał jasną podłogę. Zaraz przy drzwiach wejściowym znajdowało się kilka wieszaków i miejsce na buty. Po przeciwnej stronie łóżka stała szafa, której skrzydła pokrywały lustra. Ściany były pokryte białą oraz granatową farbą, co dawało interesujacy efekt.
- Podróż mnie wymęczyła - mruknął pod nosem Lukas, rozciągając swoje rozbolałe kości.
Teraz jedyne co potrzebował to wygodne łóżko. Zdjął swoje buty i kurtkę i od razu rzucił się na posłanie.
- Postarałeś się - powtórzył Lukas, czując miękki materac pod plecami.
- Stwierdzasz to po wygodności łóżka? - zaśmiał się Matthias, siadając na brzegu pościeli.
- Tak - stwierdził granatowooki, podnosząc się na łokciach. - Pokoje w hotelach są po to, aby w nich spać, więc wygodne łóżka są dość ważne - odpowiedział Bondevik lekko ironicznie.
Matthias zaśmiał się cicho pod nosem bez większego przekonania w głosie.
"Dobra chłopie, dasz sobię radę" - pomyślał Køher, czując, jak pudełeczko z pierściąkiem zaręczynowym brutalnie wbija mu się między żebra przez wewnętrzną kieszeń katany.
- Ogólnie to tak sobie myśkałem, że... - mówił, starając się brzemieć jak najbardziej naturalnie. Jednoczeście jedną swoją dłoń kierował już w stronę swojego podarku dla Lukasa, jednak w ostaniej chwili cała odwaga się z niego ulotniła. Matthias zatrzymał rękę i wziął głęboki wdech - chyba powinniśmy iść już spać - dokończył.
"Jesteś durniem Matthias" - przeklnął na siebie Duńczyk.
- Jasne - odparł Norweg, zeskakując z łóżka. - Pierwszy zajmuję łazienkę! - uprzedził, przeszukując małą walizkę.
"Prawdziwym durniem" - dodał w myślach niebieskooki.
°~•●•~°
Uszy Matthiasa bolały tak mocno, że dziwił się jakim cudem daje radę iść prosto.
Publika na koncercie ciagle rządała bisu, więc koncert skończył się dopiero po pierwszej w nocy. Było to kilka cholernych godzin, kiedy duńskie uszy błagały o urlop. Jedynie lekkim zadośćuczynieniem był widok roześmianego Lukasa pod sceną, starającego się śpiewać jak najlepiej. To było okropnie urocze według Køhera.
Ulice, po których wracali do hotelowego pokoju, były już całkowicie puste.
Lekki wiatr rozdłuchiwał ich włosy, a jedynym światłem w okolicy były pojedyńcze laternie oraz oczywiście księżyc i gwiazdy. Co jakiś czas dało się usłyszeć ciche huczenie sowy, a Lukas jakimś cudem pozwolił spleść swoją dłoń z ręką Matthiasa (prawdopodbnie było to spowodowane brakiem ludzi). Køher nie narzekał.
Jedynie pierścionek w jego kieszeni dobitnie przypominał mu o tym co chce i powinnen zrobić.
A teraz sytuacja była absolutnie romantyczna.
Żadnych gapiów, którzy powodowaliby u Norwega dyskonfort. Tu byli tylko oni, więc nic nie powinno im przeszkodzić.
Køher popatrzył jeszcze ukratkiem na swojego ukochanego, jakby pragnął ustalić, czy Lukas przyjmnie oświadczyny.
Matthias miał nadzieję, że tak.
W granatowych tęczówkach Lukasa odbijało się światło gwiazd, co tylko potęgowało głębie oczu chłopaka.
- Kolejnym razem odejdź z pod sceny, gdy zaczynają cię boleć uszy - poinstruował go Bondevik, ukradkiem spoglądając na swojego partnera.
- Wszystko było dobrze - stwierdził odważnie Duńczyk, choć przez wciąż słyszalny szum, jego głos był głośniejszy.
- Właśnie widzę - mruknął sucho granatowooki, choć dało się wyczuć odrobinę współczucia. - Kolejnym razem tak nie rób - ostrzegł go. - Nie chcę mieć cię na sumieniu - dodał, aby nikt nie pomyślał, że martwi się o swojego durnego chłopaka.
Ale nadzieja jest matką głupich.
Matthias mocnej zacisnął dłoń na pierścionku w pudełeczku, ale nic już nie powiedział.
°~•●•~°
- Jestem taki zmęczony - stwierdził szybko Bondevik, kładąc się na łóżku.
- Zaraz pomyślę, że kochasz to łóżko bardziej ode mnie - zaśmiał się Køher.
Norweg tylko popatrzył na niego, przewracając oczami.
- Wydaję ci się - stwierdził szybko Lukas, podnosząc się z materaca. - Idę się ogarnąć przed snem. - Delikatnie pocałował Matthiasa w policzek, po czym wziął swoją piżamę i zamknął się w łazience.
A Matthias znów miał zbyt dużo czasu na myślenie.
Lukas podobnie.
Gdy tylko drzwi od łazienki się zamknęły, Bondevik westchnął głęboko.
A najlepiej się myśli pod prysznicem.
Granatowooki praktycznie od razu wskoczył do kabiny, a w całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk uderzających kropelek wody o kafelki.
Zachowanie Køhera lekko go niepokoiło. Dobra, nie lekko, tylko ogromnie. Matthias zawsze był dziwny, ale przez ostatnie dni przechodził samego siebie, co trochę irytowało Bondevika. Lukas naprawdę nie miał żadnych czarnych scenariuszy, które były powodem nastroju jego partnera, ale po prostu wolałby wiedzieć, co tak bardzo go dręczy. To, że Duńczyk mu o czymś nie mówi, było dla niego okropnie frustrujące. Ale wolał tego nie wypominać niebieskookiemu, bojąc się, że może skończyć się to kłótnią, ponieważ zestresowany Matthias zawsze brał wszystko do siebie.
Lukas mógł mieć jedynie małą nadzieję, że niedługo się to skończy i wszystko będzie jak dawniej. Chociaż Bondevik musiał przyznać, że widok Køhera, który udawał, że podoba mu się na koncercie, był dość zabawny i granatowooki nie odmówiłby, jakby była możliwość ponownego zobaczenia Matthiasa w takim stanie.
Lukas westchnął i zakręcił kran, wychodząc z kabiny prysznicowej. Wytarł się ręcznikiem i zaczął na siebie zakładać swoją piżamę - zwykłą, luźną białą bluzkę na krótki rękaw i szare spodnie dresowe.
Z włosów wyjął swoją spinkę i położył ją na brzegu umywalki. W ręcę wziął swoją szczoteczkę i tubkę pasy do zębów - zaczął wypełniać swoją wieczorną rutynę. Gdy już skończył, wziął swoją spinkę w dłoń i zaczął wychodzić z łazienki. Gdy znajdował się już w innym pomieszczeniu, odwrocił się jeszcze, aby zamknąć drzwi. Gdy ponownie stanął twarzą w stronę reszty pokoju, poczuł jak momentalnie zastygnął w miejscu. Przez chwilę zapomniał nawet jak się oddycha, a srebrna spinka wylądowała na podłodzę.
Przed nim na jedym kolanie klęczał Matthias małym pudełeczkiem w rękach, w którym znajdował się pierścionek.
Lukasowi zajęła chwila, aby połączyć wszystkie fakty. Gdy wreszcie zrozumiał co tu się dzieje, cofnął się krok w tył, uderzając plecami o ścianę.
Duńczyk też wydawała się lekko zawstydzony i równo przerażony co Bondevik. Rozglądał się na boki i dopiero gdy spotkał się ze wzrokiem granatowookiego, wziął głęboki oddech.
Teraz był zdeterminowały bardziej niż kiedykolwiek.
- Lukasie Bondeviku - zaczął, a jego głos brzmiał naturalnie, pomimo wcześniejszego przerażenia - kocham cię najbardziej na świecie - mówił, ciągle patrząc na granatowookiego. - Wiem, że nie zawsze dobrze nam się układało, ale - wziął głeboki wdech - może chciałbyś zostać w przyszłości moim mężem? - dokończył, oczekując na odpowiedź Norwega.
Głowę Lukasa obejmowała całkowita pustka. Jak przez mgłę słyszał co mówi do niego Køher, jednak z potrojną siłą uderzyły do niego ostatnie słowa Duńczyka.
"... może chciałbyś zostać w przyszłości moim mężem?" - wciąż odbijało się w norweskiej głowie.
Dopiero po chwili zorientował się, że jeszcze nic nie powiedział, a obaj stali tu jak dwa kołki. Problem tkwił w tym, że Lukas przez tak nagły przypływ emocji nie mógł się odezwać.
A Bondevik wiedział co chce odpowiedzieć Duńczykowi.
Powoli zaczął machać głową z góry na dół, zgadzając się - nie był w stanie wykonać innego gestu.
Zaczął odczuwać jak jego nogi robią się niczym z waty i powoli zniżał się nie poziom Matthiasa.
- Zgadzam się - wyszeptał cicho, patrząc w niebieskie oczy.
- Serio? - Blondyn miał dziwnie zdziwiony ton. Spojrzał się na Norwega i dostrzegł, że po jego policzkach płyną łzy. Niewiele myśląc, prędko go objął.
- Zgadzam się - powtórzył Lukas już głośniej i pewniej, prawdopodobnie nawet nie słyszał jak mocno drży jego głos.
Matthias jeszcze bardziej uśmiechnął się słysząc te słowa.
To też była sytuacja absolutnie romantyczna.
°~•●•~°
- To teraz zwiesz się Lukas Køher? - żartował Duńczyk.
Emocje po oświadczynach już delikatnie minęły, a dwójka narzyczonych leżała razem na łóżku, patrząc się w sufit. Światło wciąż było zapalone, ponieważ obaj sadzili, że przez wszystkie dzisiejsze zdarzenia raczej nie zasną.
- Zamilcz - odparł Norweg. Niestety w obecnej sytuacji nie był w stanie używać obraźliwych epitetów wzgledem Matthiasa.
Jedną rękę miał uniesioną i przygładał się pierścinkowi na palcu. Był on bardzo ładny nawet dla Lukasa, któremu czasami trudno było dogodzić. Srebro, z którego został zrobiony pierścień, błyszczało lekko, dając ozdobie lekko magiczny efekt. Na samym środku znajdował się kryształ, który swoim kolorem przypominał nocne niebo, zaś promienie światła, które odbijał przypomnały małe gwiazdy. Na boki rozchodziły się mniej pokaźne, białe ozdoby pierścionka, które malały i przechodziły w kolory niebieskawe im dalej od środka, też miały swój urok.
- Lukas Køher-Bondevik lub Lukas Bondevik-Køher też bardzo dobrze brzmi - kontynuował swoje rozważania Matthias, a jako wzrok również zatrzymał się na pierścionku zaręczynowym na bladej ręce Norwega.
Granatowooki parsknął śmiechem i przewrócił się tak, aby plackiem leżał na Duńczyku.
- Matthias Bondevik też jest niczego sobie - powiedział uśmiechnięty.
Lukas i Køher zupełnie nie myśleli o tym, jak wytłumaczyć po powrocie innym, że wyjechali z chłopakiem, a wrócili z narzyczonym.
*
To już ostatnia część historii personifikacji Danii i Norwegii z Hetalii.
Serdecznie dziękuje każdej osobie, która zostawiła tu po sobie ślad - komentarzem, gwiazdką czy nawet zwykłym czytaniem opowiadania.
Pisanie tego było dla mnie ogromną frajdą, a w głowie mam już pomysły na kolejne historie.
Możecie lekko zdziwić się tym, że nie zaproszę was tu do kolejnej książki, jak to było w ostatniej częścii "Najgorszych wakacji".
Nie bójcie się jednak!
Kolejna książka i tak się niedługo pojawi, prawdopodobnie jeszcze przed wakacjami!
Na razie chcę się skupić na opowiadaniach, które są już na moim profilu.
Po więcej informacji zapraszam na "konwersacje".
Mam też dodatkową informację, aby nie było wam smutno - ukaże się tu jeszcze jeden dodatek, który pokaże losy postaci epizodycznej, która została wspomniana chyba tylko raz. Będzie to rozdział nyo!postać x postać, więc już możecie obstawiać swoich kandydatów.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy zainteresowali się tą książką.
Wielkie dzięki wszyscy czytelnicy!
Do zobaczenia w kolejnym tworze na tym profilu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro