"Stos leków, kilka koców i dwa serca"
Było około siódmej trzydzieści. Emil osamotniony siedział przy stole w kuchni. Na talerzu zostało mu jeszcze połowa kanapki z serem i warzywami.
Lukas jeszcze się nie pojawił.
Dla nastolatka było to dziwne i lekko niepokojące.
Z jednej strony starszy Bondevik uwielbiał przesiadywać do późnej nocy, a jednocześnie potrafił wstać wraz we wschodem słońca.
A wczoraj położył się spać stosunkowo wcześnie, bo o dwudziestej drugiej czterdzieści, więc na logikę powinien być już dawno na nogach. Mimo to drzwi od sypialni Lukasa nie uchyliły się choć o milimetr tego poranka.
Emil spojrzał na zegarek.
Niedługo powinien udać się już do szkoły.
Chłopak podejrzewał co stało się Lukasowi.
Westchnął głęboko.
Wstał od stołu, uważając, aby krzesło się nie przesunęło i nie wydało przy okazji głośnego dźwięku.
Miał nadzieję, że się mylił, bo inaczej jego życie zamieni się w piekło.
Powoli podszedł do drzwi od pokoju Bondevika i w nie zapukał.
Nikt nie odpowiedział.
Każda osoba, która znała zasady dobrego wychowania, odeszłaby od drzwi, ponieważ osoba w środku nie dała takiego pozwolenia, ale Emil tak nie zrobił. Chłopak ostrożnie uchylił drzwi i pewnie wszedł do pokoju. Podszedł do łózka swojego brata. Po drodzę musiał ominąć dwie poduszki, które spadły z materaca. Jego brat wciąż spał, ukryty pod stosem poduszek, kołder i koców. Jedynie czoło i czubek włosów granatowookiego były widoczne.
- Lukas - powiedział Emil na tyle głośno, aby pogrążony w śnie chłopak go usłyszał. - Zaraz idę do szkoły - oświadczył. Nie musiał mu tego mówić, ale chciał mieć pretekst, aby sprawdzić czy u Norwega wszystko dobrze.
Ciało Bondevika delikatnie poruszyło się pod kołdrą.
- Zaraz wstaję - powiedział, ale powieki wciąż miał zamknięte. Uniósł się lekko, ale dośc szybko uznał, że materac jest zbyt samotny, aby go zostawić.
- Lepiej zostań - polecił Emil, kładąc swoją dłoń na czole brata. Dość szybko ją zabrał, ponieważ było tak gorące, że spokojnie można by było na nim grilować jedzenie. - Teraz to masz zakaz wstawania z łóżka - rozkazał.
Lukas powiedział coś niezrozumiałego pod nosem.
Nastolatek szybko wyszedł z sypialni brata i udał się do kuchni. W jednej z wyższych safek ukryte były leki.
W sumie to Emil spodziewał się, że tak to się skończy, ale wciąż miał nadzieję, że wszystko potoczy się inaczej.
Prawda jest taka, że Lukas ma ogromne skłonności do chorowania, gdy cały stres z niego schodził.
Był wtedy mało kontaktowy i strasznie irytujący.
Szczerze to nastolatek myślał, że granatowooki przeziębi się szybciej, zaraz po wydaniu książki. Trochę się mylił. Nie wiedział wtedy jeszcze, że Lukas miał inne problemy oprócz spotkania autorskiego. Teraz wszystko już się uspokoiło, więc kwestią czasu było to, aż układ odpornościowy blondyna powie pas.
- Wczoraj jeszcze sprawdzałem i były - mruknął do siebie Emil, przeszukując szafkę z lekami.
Dzień wsześniej, spodziewając się choroby Lukasa, upewnił się, że są leki przeciw gorączkowe i inne tego typu rzeczy. Wczoraj były, ale przez złośliwość rzeczy martwych nie mógł ich teraz znaleść.
- No naraszcie! - krzyknął uradowany nastolatek, biorąc lekarstwo w swoje ręke. Wyjął jedną tabletkę, a do szklanki wlewając wodę.
Ponownie ruszył do sypialni Lukasa.
- Masz. - Podał bratu lek i kubek.
Granatowooki po omacku złapał te dwie rzeczy i instyntowinie połknął tabletkę, a później ją popił.
Norweg nieobecnym wzrokiem zdołał jeszcze popatrzeć na Emila, po czym znów schował się wśród pościeli.
Nastolatek wyszedł z sypialni i westchnął.
Dobrze wiedział, że nie powinnien zostawić Lukasa samego zbyt długo podczas choroby. Norweg miał to do siebie, że gdy był chory, nigdy tego nie uznawał i uważał się za szczyt zdrowia. Jego zdrowy rozsądek jest też wtedy przykryty przez gorączkę. Mając tą wiedzę, z łatwością można było określić, że chwila, w której blondyn zrobi coś głupiego, była na wyciągnięcie ręki.
Jednocześnie nastolatek dobrze wiedział, że sam nie może zostać z Lukasem, ponieważ, gdyby Bondevik dowiedział się o tym, że fioletowooki opuścił lekcje, wpadłby w szał.
Emil przez kilka sekund rozmyślał, aż wyjął swój telefon.
Na klawiaturze wpisał ukradziony od brata numer telefonu.
Przyłożył komórkę do ucha, a w międzyczasie zajął się ubraniem kurtki.
- Halo? - usłyszał po drugiej stronie.
- Tu Emil - odparł nastolatek, rozpoznając głos Matthiasa w słuchawce. - O której kończysz dzisiaj pracę w kawiarnii? - spytał.
- Jak zawsze - odparł. - Coś około dwunastej. - Słychać było w jego głosie, że dopiero co wstał, a myśl o pracy napawała go irytacją i jeszcze większym zmęczeniem. - Dlaczego pytasz?
- Lukas się rozchorował - odpowiedział nastolatek. - Trochę boję się zostawiać go samego w domu. Wiesz, sąsiadom również nie uśmiecha się mieć dziurę w suficie czy w ścianie.
Chwila ciszy w telefonie.
- Będę przed dwunastą.
- Nie zwalniaj się z pracy - zaprotestował Emil. - Jak skończysz to dopiero przyjdź. Lukas pewnie będzie teraz cały czas spać. - Nastolatek postanowił użyć najskuteczniejszego argumentu. - Jak Lukas dowie się, że przez niego szybciej urwałeś się z pracy to będzie czuć się winny.
- Będę po dwunastej - poprawił się Duńczyk.
- Dzięki - odparł.
- Nie ma za co - odparł Køher.
Rozmowa się zakończyła.
Emil nie miał zamiaru mówić Matthiasowi, jaki Lukas jest podczas choroby. Sam się o tym dowie. Teraz to nie problem fioletowookiego.
- Wychodzę! - krzyknął jasnowłosy.
- Nie zapomnij ubrać czapki - polecił Lukas ze swojej sypialni - bo się rozchorujesz.
Emil zaśmiał się pod nosem.
To było trochę ironiczne.
°~•●•~°
Lukas po wyjściu młodszego brata wciąż czuł tępy ból w głowie, jednak doległość to znikała z każdą sekundą. Pewnie leki zaczęły działać. Mimo wszystko Norweg postanowił jak na razie nie ruszać się z łóżka. Świat spoza materaca wydawał się okrytny i ogólnie najgorszy. Pomimo bólu głowy, Bondevik czuł się nawet dobrze. Z łatwością mógł ignorować bóle mięśni, a reszta dolegliwości nie była jakoś szczególnie uciągliwa.
- Powinienem wstać - mruknął pod nosem, jeszcze bardziej chowając się pod kołdrą.
Delikatnie podniósł na na łokciach, ale jego silna wola znów przegrała z chęcią zostania w łóżku.
To chyba będzie walka bez możliwości wygrania.
W głowie Norwega wciąż coraz bardziej wyrazista stawała się myśl, że powinien wstać. Wszystko było potęgowane przez dzwonek od drzwi, który nie dawał mu spokoju już od kilku minut.
"Ostatnia próba" - pomyślał Lukas. - "Jeśli teraz nie uda mi się wstać, to łóżko zostanie moim nowym domem".
Była to walka niczym na śmierć i życie.
Granatowooki zdołał usiąść na brzegu materaca i przetarł zaspane oczy.
Odczekal chwilę aż przyzwyczaił się do światła. Kto by pomyślał, że za dnia jest jasno.
A dzwonek do drzwi nie przestawał dzwonić.
Lekko chwiejnym krokiem chłopak podszedł do przedpokoju i gdyby nigdy nic nacisnął klamkę i wrócił do swojego pokoju.
Gdyby został przy drzwiach jeszcze chwilę, zobaczyłby zdziwioną twarz Matthiasa.
Duńczyk popatrzył na Lukasa, zamykającego się w sypialni.
Granatowooki nawet go nie przywitał. Nie powiedział "Cześć", "Witaj" czy nawet "Co ty tutaj robisz, wracaj skąd przybyłeś".
Køher zaczął nawet zastanawiać się czy ukochany go zauważył.
Po chwili rozmyśleń, weszedł do mieszkania gdyby nigdy nic.
Miał być chyba dzisiaj niańką Lukasa.
Zrozumiał też obawy Emila z rana.
Norweg nawet nie spojrzał na tego kogo wpuszczał do domu. A jakby za drzwiami był morderca lub włamywacz? Matthias nie mógł znieść takiej myśli.
Køher zdjął buty i kurtkę w przedpokoju.
W dłoniach trzymał jeszcze torbę po wizycie w sklepie.
Oczywiście Duńczyk nie przyszedł do swojego chłopaka z pustymi rękami.
Po wyjściu z pracy, udał się na małe zakupy. Market był po drodzę w zupełnie inną stronę, więc uznał, że się tam uda. Logiczne, prawda?
Nie zwracając teraz zbytniej uwagi na Lukasa, chłoak udał się do kuchni, aby tam na stole rozpakować zakupy.
Matyhias zaopatrzył się w opakowanie gorącej czekolady (coś mu mówiło, że danie choremu Bondevikowi kawy to bardzo zły pomysł). Duńczyk postanowił przygotować też ciepły posiłek dla chorego. Padło na sprawdzoną zupę rybną. Gdy już wszystkie produkty zostały rozpakowane, Køher udał się do sypialni ukochanego.
Nie bawił się w żadne pukanie do drzwi.
- Hej Lukas - powiedział, podchodząc do zatopionego w pościeli Norwega.
- Matthias? - Granatowooki nieznacznie podniósł się z łóżka. - Co ty tutaj robisz? - spytał.
Køher uśmiechnął się pobłażliwie.
- Podobno jesteś chory - powiedział Duńczyk. - Przyszedłem upewnić się czy na pewno wszystko dobrze.
- Nie jestem chory - stwierdził Lukas. - Nie wiem kto ci tych głupot naopowiadał, ale kłamał.
- Wyglądasz, jakby przejechał cię tir - oświadczył Matthias, siadając na brzegu materaca. - Jesteś chory.
Bondevik otwierał już usta w celu powiedzenia jakiegoś argumentu, ale przeszkodził mu w tym Duńczyk, kładąc mu rękę na czole.
- Bierz tę zimną łapę - warknął Norweg.
- Masz strasznie wysoką gorączkę - powiedział niebieskooki, zabierając dłoń. - Nawet nie potrzebuję termometru, aby to sprawdzić. Brałeś jakieś leki na zbicie temperatury? - spytał pełen troski.
- Emil coś mi dawał przed ósmą - powiedział, przecierając oczy. - A która jest godzina? - spytał lekko zakłopotany.
- Dwunasta - odpowiedział z prawdą Duńczyk.
Norweg zastanowił się chwilę.
- Czy ty przypadkiem nie kończyłeś pracy o dwunastej? - Spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem.
- Wydaje ci się - oświadczył Matthias, głaskając ukochanego po włosach.
- A - mruknął Norweg - dobra.
Zapamiętać - podczas choroby, logiczne myślenie Lukasa przegrywa z gorączką.
- Pójdę ci przynieść coś przeciw gorączkowego, dobrze? - powiedział Matthias, wstając z łóżka. - Potrzebujesz czegoś?
Lukas pokręcił głową.
- Pewnie nie jadłeś śniadania, co? Musisz być głodny. Przynieść ci coś?
- Nie - odparł Bondevik. - Wszystko jest dobrze. Nie jestem głodny.
- Na pewno? - dopytał, będąc w progu pokoju.
Lukas przytaknął.
Matthiasowi nie pozostało nic innego, niż podanie ukochanemu tabletki przeciwgorączkowej. Później próbował jeszcze namówić Bondevika do zjedzenia czegokolwiek, ale Norweg zachowywał się jak małe dziecko. Po chwili drobnej sprzeczki, oświadczył, że idzie spać.
Matthias nie mógł z tym nic zrobić.
Kiedy Lukas odwrócił się do niego plecami, Duńczyk postanowił zająć się przygotowaniem obiadu. Pokroił warzywa i rybę, po czym to wszystko wrzucił do gotującej się już wody w garnku. Naczynie przykrył pokrywką i teraz musiał czekać.
Zajrzał do sypialni Lukasa, który, tak jak zapowiadał, zasnął.
Nie mając co z sobą zrobić, Matthias zrobił sobię kubek kawy i zaczął przeglądać media społecznościowe ze znudzeniem na twarzy.
Zupa powoli się gotowała. W pewnym momencie woda zaczęła kipieć, więc Duńczyk musiał zdjąć pokrywnkę.
Podczas tej czynności nie usłyszał, jak pewne bose stopy zmierzają w jego kierunku. Oczywiście był to Lukas.
Gdyby nigdy nic podszedł do swojego ukochanego chłopaka i przytulił go od tyłu.
- Co tu robisz? - Matthias gwałtownie się odwrócił. - Powinieneś leżeć teraz w łóżku - pouczył.
Bondevik wciąż był do niego przyklejony niczym koala.
- Stęskniłem się - powiedział Lukas, chowając głowę w zagłębieniu szyi Duńczyka.
Mimowolnie niebieskooki również przytulil się do Norwega. Nie uszło jednak jego uwadzę to, że zachowanie takie nie było normalne u Bondevik. Granatowooki należał do takich osób, które nigdy nie okazywały zbyt mocno uczuć - chłopak wolał je chować na dnie swojego serca. Wszystkie ich urocze, przepełnione miłością chwilę inicjował Matthias, więc nagle przytulenie i oświadczenie o potrzebie bliskości, były do Lukasa niepodobne.
Duńczyk położył swój policzek na czole ukochanego. Temperatura już spadła.
- Co robisz? - spytał niewinnie Norweg.
- Przygotowuję obiad - odpowiedział Matthias. - Zjesz trochę, abym się nie martwił, dobrze? - poprosił.
Lukas westchnął głęboko, ale nie sprzeciwił się Køherowi.
Już po chwili nasz ukochany duet siedział przy stole i rozkoszował się obiadem. Poczatkowo granatowooki podchodził niechętnie do posiłku przez duży brak apetytu. Mimo to Bondevik zmusił się do zjedzenia całej miski zupy, aby Matthias się nie martwił.
- Dobrze się czujesz? - spytał Matthias setny już raz.
Lukas przytaknął.
Po skończonym obiedzie udali się do salanu, gdzie u ubjęciach ogładali jakieś głupie programy telewizyjne. Oczywiście, Lukas był przykryty kołdrą przyniesioną z sypialni.
- Wiesz, że cię kocham? - powiedział Lukas, wtulając się w Matthiasa.
- Tak - odparł. - Wiem to. - Uśmiechnął się wesoło. - Ja ciebie też kocham najmocniej na świecie.
°~•●•~°
Niebieskooki nie wiedział kiedy, ale zasnął, a bardziej trwał w półśnie. Czuł jak Norweg zrobił sobie z niego wygodną poduszkę i leż na jego klstce piersiowej. W tle słyszał włączony relewizor i monotonny oddech Lukasa. Dzień taki jak ten mógłby być codziennie. Było tak błogo, tak słodko. Oczywiście, nie chciał, aby Bondevik ciągle był chory, ale taki Lukas z gorącznką był miłą odmianą od tego zwyczajnego z kamienną twarzą. Ale Duńczyk kochał każdego z nich tak samo.
Nagle do uszu Matthiasa dotarło dzwonienie.
Ten cudowny stan nie mógł trwać zbyt długo.
Køher zmarszył brwi, wciąż nie otwierając oczu, i postanowił ignorować ten irytujący dźwięk. Niestety, Lukas nie postąpił taką samą taktyką. Dość szybko się rozbudził (głównie przez to, że gorączka już spadła) i uniósł się ze swojego żywego materaca. Pech chciał, że łokieć Bondevika idealnie pasował między duńskie żebra.
Matthias chciał płakać, ale mężczyźni nie płaczą, więc jedynie krzyczał z bólu wewnętrznie. Otworzył oczy, ale Norweg już był w przedpokoju. Wstał z kanapy i dopiero teraz poczuł jak bardzo spięte miał mięśnie, prawdopodobnie przez niewygodną pozycję snu.
Poszedł za Lukasem, który udał się otworzyć drzwi.
Zobaczył gratatowookiego, który prztulał się do swojego młodszego brata. Emil miał jeszcze na sobie kurtę i buty, więc dopiero co wszedł do domu.
- Braciszek - mówił Bondevik, ciesząc się z powrotu fioletowookiego.
- Właśnie dlatego nie lubię, gdy Lukas jest chory - stwierdził młodszy, odpychając od siebie Norwega.
Duńczyk się zaśmiał.
Dla Matthiasa Lukas codziennie mógłby być chory.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro