"Nowe problemy"
Według Matthiasa Lukas zachowywał się strasznie dziwnie. Był o wiele cichszy niż zazwyczaj, wydawało się, że unikał Duńczyka i Barwalda.
Za każdym razem, kiedy Norweg widział dwojkę swoich przyjaciół czy to na korytarzu, czy na dziedzińcu szkoły, uciekał zanim mogli go zauważyć. Niczym duch.
Gdy zachowanie to trzymało się trzy dni, Matthias zaczął bać się o Bondevika.
Nawet, teraz kiedy Lukas rano przyszedł do szkoły, nie wyglądał za dobrze.
Wyglądał na wyraźnie przygnębionego. Wzrok miał spuszczony, a postawę zgarbioną.
Duńczyk od razu rozpoznał jego blond włosy, dlatego trochę przyśpieszył, aby móc porozmawiać z Norwegiem.
Pech jednak chciał, żeby do spotkania tego nie doszło.
Kiedy starszy był dosłownie kilka metrów od granatowookiego, Lukas niespodziewanie się odwrócił. Może zrobił to instyktownie, może po prostu rozpoznał kroki Duńczyka lub wyczuł jego optymistyczną aurę. Można by też uznać, że zrobił to przez czysty przypadek.
Ale co się stanie, to się nie odstanie.
Kiedy granatowe tęczówki Bondevika spotkały się z niebieskimi oczami Matthiasa, trucht Norwega zamienił się w bardzo szybki marsz.
Køher też prawie biegł, przepychając się przez innych uczniów.
Niestety, już po chwili Lukas zniknął w tłumie.
Tyle go Duńczyk widział.
Przez to "prawie spotanie" Matt zaczął jeszcze bardziej martwić o stan Bondevika.
Blondyn z natury był osobą, która troszczy się o swój wygląd. Starał sie zawsze wyglądać schludnie, z ogromną dbałością dbał o swoją cerę czy fryzurę. Blond grzywkę zawsze spinał srebrną spinką w kształcie krzyża.
I tutaj pojawia się właśnie problem.
Teraz Lukas włosy miał całkowicie rozpuszczone. Pasma przykrywały mu prawie całą twarz i ledwo co mógł przez nie obserwować otaczający go świat.
A najdziwniejsze było to, że Matthias był absolutnie pewny, że gdyby tylko Norweg chciał, mógły zagarnoć uprzykszające pasma za ucho.
Stał chwilę w osłupieniu.
Będzie musiał znaleść jakiś sposób, aby pogadać z Bondevikiem.
Lukas skrzywił się lekko, patrząc w lustro w szkolnej toalecie.
Jasną grzywkę miał zagarniętą za ucho, co pozwalało mu przyjrzeć się całej swojej twarzy.
Teorytycznie powinien już skończyć lekcje.
Teorytycznie powinien być już w drodzę do domu dziecka.
Jednak przed zjawieniem się tam musiał dopracować kilka rzeczy.
Delikatnie dotknął miejsca pod swoim lewym okiem.
Cicho syknął, czując tępy ból.
Ponownie spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
Od dolnej powieki aż do kości policzkowej rozciągał się siniak. Zielono-fioletowe limo, które straszliwie kontrastowało z jego jasną, prawie białą, cerą.
Znów się skrzywił.
Siniec według Lukasa wyglądał okropnie. Może lepiej niż wczoraj, ale wciąż był straszny.
Zaraz obok dolnej powieki zielony kolor był najmocnej widoczny. Później kolor trawy zamieniał się w fiolet, ktory blednął zbliżając się do polika. Cały odcinek pod okiem Norwega był pokryty miałymi, czerwonymi żyłkami, które również nie wyglądały za dobrze.
Gałka oczna chłopaka również była zaczerwieniona, a powieka strasznie opuchnięta.
Bondevik westchnął głęboko.
Aktualnie nic nie mógł zrobić, nie licząc zasłonięcia uszkodzonego oka swoją jasną grzywką.
Wysunął swoją grzywkę zza ucha, po czym spróbował się uśmiechnąć.
Nie wyszło mu to.
- Wyglądam okropnie - powiedział do swojego odbicia w lustrze.
O wiele bardziej lubił swój wygląd, kiedy włosy z przodu miał spięte spinką.
Teraz bez niej jego włosy były w kompletnym nieładzie. Chłopakowi wydawało się, że jego fryzura była jak po bliskim spotkaniu z ogromnym tornadem.
Ale musiał jakoś ukryć swoje podbite oko.
Tylko liczył dni, aż jego opuchlizna zejdzie. Wtedy pozostały siniak mógły zakryć podkładem, który pożyczyłby od jakiejś dziewczyny z domu dziecka.
Dlaczego w ogóle chciał to ukryć?
Ponieważ dwóch durni i jego kochany młodszy braciszek za bardzo się o niego marwili.
U Emila było to dość zrozumiałe. Przecież Lukas to jego starszy brat, który mocno stąpił po ziemi i nigdy nie był smutny. Anomalią musiało być u fioletowookiego, gdy dwa dni temu zobaczył blondyna zmartwionego. Dodatkowo bez spinki. Chłopiec zasypał go mnóstwem pytań, na które granatowooki musiał odpowiedzieć. Oczywiście skłamał. Powiedział Emilowi, że zgubił swoją spinkę i dlatego był smutny.
Białowłosy patrzył przez chwilę na swojego brata dużymi oczami, a po chwili pokiwał główką, jakby zgadzał się z wersją starszego. Mimo to dobrze wiedział, że Emil nie do końca mu wierzył - fioletowooki był mądrym dzieckiem. Ale przynajmniej nie zadawał więcej pytań
Większym problemem było dla niego okłamanie Matthiasa i Barwalda, bo pomimo że byli skończonymi idiotami, to mieli trochę oleju w głowie.
Dlatego też trzy dni temu, kiedy już czuł, że zbiliża się coś niedobrego, zaczął ich unikać.
A po jednym dniu miał już podbite oko.
Od tego wydarzenia minęły dwa dni.
Lukas doskonale był świadomy tego, że Allan nie odpuści mu teraz. Dobrze wiedział też to, że chłopak chętnie zemści się za uderzenie w nos.
To, kiedy Amerykanin zaatakuje Norwega, było tylko kwestią czasu.
Było to słoneczne popołudnie.
Lukas sięgał właśnie książkę ze swojej szafki, kiedy zauważył Jonesa. Jego wkurzona mina nie świadczyła o niczył dobrym.
Norweg był przestraszony, zwłaszcza że Allan miał przy sobie swój kij bejsbolowy.
Bondevik chciał obok niego przejść, nie zwracając na siebie niepotrzebnej uwagii. Kiedy był już obok Amerykanina wbił wzrok w ziemię.
Wtedy też wyższy zablokował mu drogę.
Lukas cholernie się bał. Czuł jak trzęsą mu się ręce, a nogi zrobiły mu się jak z waty. Cicho przeklnął. "Pamietasz jak mnie uderzyłeś?" - powiedział Amerykanin. - "Ośmieszyłeś mnie. Muszę się chyba czymś odpłacić, czyż nie?" - uśmiechnął się szatańsko.
Nie sięgnął po swój kij, tylko wymierzył cios gołą ręką w stronę Lukasa.
Uderzenie było okropnie mocne.
Norweg czuł jak małe naczynka krwionośnie pękają, a jego głowę atakuje tępy ból.
Osunął się na ziemię.
Zdołał usłyszeć tylko pogardliwy śmiech Allana, zanim ten poszedł.
Wtedy też granatowooki pierwszy raz od bardzo dawna zaczął płakać. Uronił dosłownie kilka łez, po czym wstał z podłogi, zasłaniając swoje lewe oko, które nie przestawało go boleć.
Z perespektywy czasu Lukas w sumie cieszył się, że skończyło się tylko na podbitym oku. Dobrze wiedział, że gdyby Jones chciał, z dziecięcą łatwością mógłby posłać Bondevika na trzytygodniowe wakacje w szpitalu.
Lukas sięgnął po swój leżący na ziemi plecak i założył go na plecy.
Delikatnie otworzył drzwi i lekko zamknął oczy, kiedy usłyszał ich skrzyp. Rozejrzał się dookoła.
Hol był pusty, co wskazywało na to, że zaczęła się już kolejna lekcja.
Lukas wyszedł z łazienki.
Pewnym krokiem przeszedł przez puste korytarze, dobrze wiedząc, że nie napotka teraz ani Allana, ani Amandy.
Wyszedł na dziedziniec.
Nagle ktos złapał go za ramię.
Bondevik zastygł nieruchomo. Może się pomylił i rodzeństwo Jones zostali dłużej w szkole, aby jeszcze pomęczyć Lukasa. Tak na dobre zakończenie dnia.
- Wszystko dobrze? - odezwał się twardy, niezbyt przyjazny, męski głos.
To definitywnie nie był Allan. W wypowiedzi tej nie było ani grama złośliwości i pogardy, za to można było doszukać się w nim trochę zmartwienia.
Bondevik postanowił sie odwrócić.
Odetchnął z ulgą kiedy zobaczył za sobą Barwalda, a trochę za nim Matthiasa.
- Czemu patrzysz na nas jakbyś zobaczył ducha? - zaśmiał się Duńczyk.
Lukas zmarszył brwi. Widział tego palanta dopiero trzy sekundy, a już miał go dość.
- Bardzo śmie... - zaczął mówić, ale przerwał mu Barwald.
- Masz powiedzieć co się dzieje.
Niższy popatrzył na okularnika.
- Nic. - Odwrócił się na pięcie i zaczął iść do przodu.
Usłyszał jak Matthias uderza Szweda w ramię.
- Hej - powiedział Køher - może wpadłbyś do mnie, co? Pogramy na konsoli czy coś.
Jego głos był wyjątkowo spokojny i nie był tak optymistyczny jak zazwyczaj.
Lukas odwrócił się do swoich przyjaciół.
Jeśli odpowie przecząco, zaczną się o niego jeszcze bardziej martwić. A kiedy zaczną się o niego martwić, to będą węszyć i pytać, aż doją do prawdy.
Bondevik westchnął.
- Niech będzie.
Matthias się uśmiechnął.
°~•●•~°
- Oszukujesz! - wydarł się Duńczyk, po skończonej jednej rundzie gry.
Lukas wykrzywił swoje usta w zwycięski uśmiech.
- Nie możesz pokonać mistrza. - Bondevik pokazał mu język.
- Ghhhhh! - wrzasnął zirytowany Matthias, co w sumie trochę rozśmieszyło Norwega. - Wcześniej dawałem ci ciągle fory! - usprawiedliwiał swą porażkę.
Zwykła strzelanka na konsoli dla dwóch osób, a tyle emocji.
- Żądam rewanżu! - powiedział Matt.
- Nope - odparł granatowooki. - Teraz kolej Barwalda. - Wyciągnął rękę z padem w stronę Szweda.
- Nie! - powtórzył Duńczyk. - Rządam rewanżu! Koniec i kropka!
Barwald przewrócił oczami i odmówił przyjęcia pada.
Lukas westchnął już któryś raz.
- Ostatnia runda - mruknął Norweg, a Matthias się rozpromienił.
Po kilku minutach scenatiusz zaczął się powtarzać. Licznik śmierci Duńczyka rosnął szybko, tak jak liczba celnych strzałów Bondevika.
Lukas widział jak Matt mocno skupia się na grze. W sumie to żadko można było zobaczyć go aż tak skoncentrowanego - zwykle dość szybko tracił zainteresowanie danym zajęciem i stawał się rozkojarzony.
Ale Bondevik nie zauważył szatańskiego uśmieszku, który zagościł na duńskiej twarzy.
Matthias miał już plan jak wygrać tę rundę.
Kiedy Norweg miał oczy wlepione w swoją postać w grze, Køhler jednym szybkim ruchem wyrwał Lukasowi pada z dłoni.
Sabotaż to zawsze dobre rozwiązanie.
Granatowooki przez chwilę nie zdawał sobie sprawy z zaistniałej sytuacji, przez co miał wystarczająco czasu, aby wstać.
Swoją prawą rękę uniósł wysoko, a w dłoni trzymał pada Norwega.
- Jesteś okropny - stwierdził Norweg, ustając na palcach, aby złapać przedmiot, który zabrał mu Duńczyk. Niestety, nie udało mu się.
Ale miał jeszcze jednego asa w rękawie.
Tą złotą kartką było kopnięcie z całej siły w piszczel.
Najwidoczniej cios ten zadziałał, ponieważ Matthias syknął, po czym stracił równowagę i ponownie usiadł na kanapie.
Wtedy też Lukas rzucił się na pada, ale niebieskooki zdołał trzymać go na bezpieczną odległość, kładąc dłoń na jego czoło. Wolną ręką kontynuował grę.
Barwald patrzył na swoich jak na małe, głupie dzieci, które kłócą się o zabawkę. W sumie pad był pewnego rodzaju zabawką.
- Nie znoszę cię - odparł Lukas, kiedy jego kolejne próby odebrania przedmiotu legły w gruzach.
- Wiem, że mnie lubisz karzełku - uśmiechnął się Matthias.
Aby jego plan wygrania gry się powiódł, musiał upewnić się, że Norweg mu nie przeszkodzi. W tym też celu poprawił dłoń na twarzy Bondevika, którą odpychał od siebie granatowookiego.
Przez ten nagły czyn przesunął delikatnie roztrzepnaną grzywkę Lukasa. Nie zobaczył zbyt wiele. Tylko lekkie zasninienie i opuchniętą skórę. To wystarczyło, aby się zaniepokoił.
Szybko zabrał rękę z głowy blondyna, a przez pewne prawa fizyki, Lukas upadł na Matthiasa.
- Czy ciebie do reszty pogięło? - warknął zmieszany, lekko czerwony Norweg.
Nie dostał odpowiedzi.
Kiedy popatrzył na Køhlera, zobaczył na jego twarzy zmartwienie.
Dopiero po chwili zrozumiał, że jego pole widzenia nie było niczym zasłonięte - Duńczyk odgarnął niesforne pasma blond włosów.
- Powiesz co się stało? - spytał śmiertelnie poważnie Duńczyk.
Taki ton głosu nie był dla niego normalny. Nagła zmiana zaniepokoiła również Barwalda, który popatrzył na pozostałą dwójkę. Zbladł, kiedy zobaczył podbite oko Lukasa.
A Bondevik milczał, wzrok miał wlepiony w ziemię.
- Nic - odparł, zaciskając pięści.
- Lukas, do jasnej cholery, mów nazwisko, imię czy cokolwiek w tej, pierdolonej, chwili! - zdenerwował się Matthias.
- Nie masz, kurwa, prawa, aby tak się do mnie odzywać - mruknął Lukas, przekleństwa sycząc przez zęby. - Uderzyłem się, jasne? Wpadłem na słup - mówił, a irytacja w nim z każdą chwilą rosła.
- Lukas... - zaczeli Barwald i Duńczyk jednoczesnie.
- Nie, kurwa - powiedział agresywnie. - Nie macie jebanego prawa wtrącać się w moje walone życie. - Zaczął iść w stronę wyjścia. - Wychodzę! - krzyknął.
Usłyszał jak Szwed i niebieskooki próbują za nim iść.
- Nawet o tym nie myślcie - mruknął.
Ubrał buty i kurtkę, po czym wyszedł z mieszkania Matthiasa.
°~•●•~°
Od całego tygodnia Norweg nie miał kontaktu z Køhlerem i Barwaldem. Opuchlizna już zeszła, a pozostałości po pękniętych naczynkach postanowił zakryć podkładem, więc mógł już przypiąć grzywkę swoją ulubioną spinką.
Wciąż udawał, że to wszystko go nie rusza, ale to była tylko kiepska gra na pokaz. I tak nikt w klasie nie przejmował się jego samopoczuciem. Emilowi wystarczyło powiedzieć, że ma zły humor przez słabą ocenę, a Matthiasa oraz Szweda i tak unikał.
Tak jak teraz.
Specjalnie czekał aż zacznie się kolejna lekcja, aby móc spokojnie wyjść ze szkoły bez obawy, że spotka swoich przyjaciół, Allana czy Amandę.
Norweg musiał się do jednego przyznać: strasznie było mu głupio z powodu kłótni z Køhlerem i Barwaldem, ale i tak nie zamierzał ich przepraszać. To oni zaczeli mieszać się w jego życie.
"Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby przestali o mnie myśleć" - pomyślał, wychodząc ze szkoły. - "Albo gdybyśmy mogli całkowicie zapomnieć o sytuacji z przed tygodnia".
Kiedy był już przy bramie wyjściowej, usłyszał dziwne dźwięki. Tak jakby ktoś się bił. Odgłosy te dochodziły zza szkoły, zaraz przy boisku. Wszyscy nauczyciele mieli teraz lekcje, więc nie było nikogo, kto mógłby zareagować.
Norweg przygryzł dolną wargę.
Wiedział, że to co chce zrobić jest absolutnie głupie, ale nie mógł juz z tym nic zrobić.
Poszedł za budynek szkoły.
Ukrył się za ścianą i lekko wychylił głowę, po czym szybko wrócił do swojego ukrycia.
Przeklnął.
Na ziemi zobaczył leżącego Allana (pojawiła sie u niego nutka satysfakcji) i jego przydupasów, którzy jak szczyt zdrowia nie wyglądali.
Plecami do niego stało dwóch debili, dekli, idiotów, bezmózgów czy po prostu Matthias i Barwald.
Mówili coś do rannego Amerykanina, po czym odwrócili się na pięcie i zaczeli odchodzić.
- Zasłużyli sobie - stwierdził Duńczyk.
Okularnik przytaknął.
Kiedy byli na rogu budynku, niespodziewanie Bondevik złapał ich za uszy.
- Au! - mówił niebieskooki, kiedy Norweg ciągnął ich w nieznanym kierunku.
Barwald tylko syknął z bólu.
- To to miało, do kurwy, być? - spytał bardzo miło Lukas, kiedy, wraz ze swoimi przyjaciółmi dotarł do męskiej toalety.
Dopiero teraz zobaczył w jakim byli stanie.
Obaj mieli otarcia na knykciach. Okulary Barwalda były delikatnie przechylone na bok, a na jego twarzy było kilkanaście zadrapań. Górną wargę miał rozciętą.
Matthias również miał kilka drobnych ran na głowie, głównie na prawym poliku. Z nosa leciała mu krew, ale zupełnie się tym nie przejmował, tylko wesoło się uśmiechał.
- Przestań uśmiechać się jak głupi do sera - zarządał Lukas, ale Duńczyk nic sobie z tego nie zrobił. - Powtórzę pytanie: co to miało być?!
- Więc... - zaczął Barwald chcąc wytłumaczyć swe skandaliczne zachowanie za pomocą dobrze dobranych argumentów, ale wyprzedził go Matt.
- Pobiliśmy Allana, bo on ciebie pobił. Zasłużył sobie. - Założył ręce na klatce piersiowej. - Niczego nie żałuję.
- Ja też - mruknął Batwald.
Norweg złapał się za czoło.
- Banda debili - wyszeptał. - Myślałem Barwald, że ty to jesteś mądry, ale się pomyliłem. Skąd wy w ogóle wiedzieliście, że to Allan podbił mi oko, co?
- Cóż... - zaczął Szwed, ale Duńczyk znów mu przerwał.
- Śledziliśmy cię. Wiesz, patrzyliśmy w kogo towarzystwie zachowujesz się dziwnie. Wyszło na Allana. Była jeszcze Amanda, ale dziewczyn nie bijemy. Ją załatwimy inaczej. Nie chcę się chwalić, ale moje umiejętności szpiegowskie są ponad przeciętne.
Lukas nie miał na nich już słów.
- Matthias weź przyłóż chustkę do nosa, bo już tworzysz czerwoną kałużę na podłodzę - powiedział zrezygnowany Bondevik.
Faktycznie, metaliczna ciecz kapała na ziemię.
- Ogólnie to weźcie przemyjcie rany, bo jak traficie do szpitala przez zakażenie, to będę mieć was na sumieniu.
Chłopacy wykonali jego polecenia.
"Kurde, tym razem przegieli" - rozmyślał Lukas. - "Allan się zemści. Na mnie. Gorzej jeśli teraz będzie uprzykszać życie Matthiasowi i Barwaldowi. Tego sobie nie wybaczę. Jezu, to wszystko moja wina. Gdyby nie ja to nic by im nie było, byliby cali i zdrowi. Jestem okropnym przyjacielem".
- Lukas - z natłoku myśli wyrwał go Duńczyk. - Nie miej takiej smutnej miny. O wiele bardziej lubię ciebie, kiedy się uśmiechasz - powiedział wesoło.
Serce Norwega w jednej chwili zabiło szybciej, czuł i słyszał bicie swojego narządu do pompowania krwi. Nigdy nie czuł się tak błogo jak teraz. Co się właśnie działo? Sam tego nie rozumiał. Nagle przestał się wszystkim martwić, nawet kałużą krwi na podłodzę. Wydawało mu się, że policzki robią mu się lekko różowawe i miał nadzieję, że inni tego nie zauważą.
Szybko jednak pozbył się tego błogiego stanu i wrócił na ziemię.
Podjął męską decyzję.
Nie chciał, aby ktokolwiek mu bliski przez niego cierpiał.
Od tego momentu zaczął budować dookoła siebie mur, nie do przejścia.
Zostało tylko jedno pytanie: robił to przez strach, że skrzywdzi kogoś dla siebie bliskiego, czy przez szalejące serce?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro