Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Księgarnia"

Poczatek lutego to taki cudowny okres. Świąteczne dekoracje zaczeły znikać, a na ich miejsce powoli pojawiały się krwistoczerwone i różowiutkie serdusza. W telewizji co chwile leciały reklamy słabych komedii romantycznych lecących w kinach. W sklepach coraz częściej ukazywały się promocje na bombonierki, czekoladki, kwiaty.
Trzeba przypominać, że wszystkie te rzeczy były wściekle czerwone?
Jedno zdanie cisnęło się na ustach Lukasa: "Okres Walentynkowy rozpoczęty".
Kampania handlowa przed tym świętem była mniejsza niż przed Bożym Narodzeniem, ale i tak Bondevik miewał już odruchy wymiotne, widząc kolejne wszechobecne serduszka na witrynach sklepów.
Tak naprawdę Norweg nie miał nic przeciwko świętu zakochanych.
Nawet lubił obejrzeć wieczorem jakiś denny film romantyczny, jedząc przy tym okropnie słodkie czekoladki w kształcie serc po połowie ceny.
Nie widział nic złego w Walentynkach, oprócz tego, że uświadamiał sobie jak bardzo jest samotny. To były takie drobne myśli, kiedy orientował się, że prawdopodobnie Tino i Barwald pójdą na randkę, a on będzie pochłaniał węglowodany ilościami hurtowymi. To w pewnym sensie było smutne.
Teraz nawet się cieszył, że nie miał czasu na takie depresyjne myśli.
"Nie będzie mnie w kawiarnii" - napisał Lukas do Matthiasa, głęboko wzdychając.
Postanowił tym razem uprzedzić Duńczyka o swojej nieobecności, aby nie powtórzyło się to co ostatnio.
Tak naprawdę to chętnie poszedłby przywitać się z niebieskookim, a przy okazji zamówić jakąś smaczną kawę i ciasto.
Niestety, dzisiaj premierę miała mieć jego nowa książka.
W sumie nie przejmowałby się tym tak bardzo, gdyby nie to, że wydawnictwo wymyśliło sobie, aby w dzień wydania powieści, odbyło się spotkanie z twórcą całej historii.
A autorem był Lukas Bondevik.
Norweg nigdy nie rozumiał sensu spotkań autorskich.
Po co obcy ludzie chcieliby sobie z nim zrobić zdjęcie? Przecież granatowooki nie znał ich a oni jego.
Mimo wszystko rozumiał, że musi robić dobre wrażenie, zwłaszcza, że ostatnio ukazał się na liście młodych, dobrze prosperujących pisarzy.
Chyba świat zaczyna go brać na poważnie.
Co nie zmieniało faktu, że nie uśmiechało mu się wcale to spotkanie z fanami.
Przez kolejne kilka godzin będzie musiał sztucznie się uśmiechać, podpisywać autografy i okazjonalnie pozować do zdjęć.
To nie tak, że nie szanował swoich fanów. Z kilkoma z nich pisał na swoich oficjalnych profilach na portalach społecznościowych i wydawali się oni naprawdę miłymi ludźmi.
Dobre to, że nie zaczęły się jeszcze pojawiać fanowskie opowiadania słabej jakości z nim w roli głównej.
Tylko, że wydawnictwo oczekiwało, że Lukas stanie się bardziej rozpoznawalny.
Czyli fanfiction już się szykują.
To była kolejna rzecz, której Norweg zupełnie nie rozumiał.
Po co ludzie mają znać jego twarz, skoro tu chodzi tylko o książki?
Granatowooki westchnął głęboko.
Chyba, wraz z tym jak dorasta, coraz bardziej zaczął rozumieć jaki ten świat jest skomplikowany i nieobliczalny.
- Lukas. - Ktoś złapał go za ramię.
Chłopak szybko się odwrócił.
Za swoimi plecami spotkał Tino.
- Przejęty? - spytał.
- Nie - odparł szybko Bondevik.
Finlandczyk zmarszczył brwi z niedowierzania.
Lukas, wraz z kilkoma innymi osobami z wydawnictwa, znajdował się właśnie w jednej z największych księgarni w mieście.
Za mniej niż godzinę miało się rozpocząć wcześniej przedstawione spotkanie autorskie.
Na środku pomieszczenia stał ładny, duży, ciemny stół. Na jego blacie, jak i zaraz obok niego, znajdowało kilkanaście albo nawet kilkaset egzemplarzy jego nowej książki.
Okładka była w kolorach ciemnozielonych i niebieskich. W górnej części widniała stara żarówka z drobnym, brudnym, tak jakby osmolonym kloszem kloszem. Ta lampa rzucała lekkie światło na ciemny korytarz, rozciągający się w tył. Podłoga była pokryta białymi, kafelkami, które odrobine utraciły swój śnieżny odcień, na rzecz żółto-brązowego osadu. W cieniu zobaczyć można było dostrzec uchylone brązowe drzwi.
"Koniec drogi" - głosił tytuł na środku okładki.
Dopiero na samym dole znajdowało się imię i nazwisko autora - Lukas Bondevik.
Blondyn uśmiechnął się lekko.
- Za ile zaczynamy? - spytał się fioletowookiego, podczas gdy reszta grupy dopinała wszystko na ostatni guzik.
Tino spojrzał na zegarek na swojej ręcę.
- Za jakieś pół godziny - odpowiedział prędko.
Granatowooki zaczął bawić się markerami pozostawionymi na stole.
- Myślisz, że dużo osób przyjdzie? - dopytał Bondevik.
- Nie wiem - mruknął Finlandczyk - miejmy nadzieję, że jak najwięcej.
Lukas lekko pobladł.
- Stresujesz się? - powiedział ponownie niższy.
Blondyn podrapał się po karku.
- Trochę - odparł szybko. - To raczej normalne.
- Bardziej bym się bał, gdybyś zupełnie się tego nie obawiał - dodał Tino, uśmiechając się pocieszająco.
W głębi serca trochę cieszył się z tego spotkania. Wciąż nie rozumiał, dlaczego ludzie chcą go zobaczyć, ale teraz całą swą uwagę mógł skupić na na tym wydarzeniu. Aktualnie miał prawo zupełnie zapomnieć o wiadomości, która wciąż zabierała mu sen z powiek.
Nadal na nią nie odpisał, a prób konatku Ingri Stelisson z Lukasem było coraz więcej. Zwykle jej komunikaty ograniczały się do zwykłych "dzień dobry" czy "co u ciebie".
Bondevik, jak prawdziwy dorosły, zawsze ignorował te wiadomości.
Nie wiedział dlaczego tak robił, pewnie była to pewnego rodzaju czynność obronna.
Równocześnie, granatowooki nawet nie myślał o tym, aby się z nią spotkać lub porozmawiać - zupełnie nie miał ochoty na zaciśnianie z nią relacji.
Lukas nie rozumiał co ona sobie w ogóle wyobraża.
Jakim prawem na czelność się do niego odzywać po tylu latach nieobecności?
Dlaczego spytała się granatowookiego o Emila, choć powinna być świadoma, że ten prawdopodobnie jej nie pamięta?
Czemu po doszczętnym zruinowaniu życia swoim dzieciom postanowiła udawać, że zupełnie nic się nie stało?
- Lukas - usłyszał mily głos Tino. - Musimy zaczynać.
Dopiero teraz poczuł ból wbijanych swoich paznokci w przedramię. Musiał być zbyt pochłonięty swoimi nieprzyjemnymi myślami.
Jakim cudem nie czuł wtedy tego okropnego pieczenia?
- Jasne - odparł, siadając na krześle przy stole.
Teraz miało się dla niego liczyć tylko spotkanie z fanami.
Musiał odciąć się od rzeczy, które go niepokoiły.
Tak jak zawsze.

°~•●•~°

Całe to podpisywanie egzemplsrzy książek robiło się strasznie nużące.
Tak jak na samym początku Lukas chętnie wykonywał swoje zadanie i nawet wymieniał kilka zdań z osobami, które podchodziły po autograf, to teraz nawet nie patrzył swoim fanom w oczy.
Zwracał uwagę tylko na koniec kolejki, który, ku jego radości, był coraz bliżej.
Już nie mógł się doczekać, kiedy opuści tę księgarnie i uda się na należyty odpoczynek do domu.
Będzie mógł przygotować sobie ciepłą herbatę bądź kakao i w spokoju poczytać książkę.
Lekko uniósł swój wzrok.
Do końca zostały mu jeszcze dwie osoby.
Zobaczył kolejną książkę pod swoimi rękami. Instynktownie zaczął ją podpisywać.
Gdy skończył oczekiwał, że osoba sobie pójdzie, robiąc miejsce dla ostatniej osoby.
Lekko się zdzwiwił, kiedy usłyszał wymuszony kaszel, tak jakby postać chciała zwrócił uwagę Lukasa.
Granatowooki spojrzał na człowieka przed nim.
Łatwo zauważył wieczny uśmiech i włosy roztrzepane na wszystkie strony. Te niebieskie jak woda w czystym jeziorze oczy znał już na pamięć.
Prawie zaczął się śmiać, gdy zobaczył Matthiasa z książką w dłoni.

°~•●•~°

- Wiesz, że mogłeś po prostu poprosić mnie o podpis w książce, a nie czekać w długiej kolejce? - spytał Lukas.
Szedł właśnie z Duńczykiem chodnikiem.
Blondyn czekał na swojego niższego przyjaciela aż do zakończenia i postanowił go odprowadzić do domu. Jako iż Matthias zaznaczył, że nie przyjmuje odmów, Lukas musiał przyjąć jego propzycję.
- Mogłem, ale to nie byłoby uczciwe z innymi - odparł niebieskooki, szczerząc się bez powodu.
Bondevik tylko wywrócił oczami.
Tak naprawdę nie spodziewał się, że jego duński przyjaciel lubuje się w jego książkach. W ogóle nie przepuszczał, że Matt jakkolwiek lubi czytać książki.
Nigdy nie wykazywał ogromnego zainteresowania opowieściami pisanymi, a w liceum leciał na streszczeniach lektur.
- A wiesz kogo tam spotałem? - zaczął nieśmiało, tak jakby Lukas w każdej chwili mógł sie na niego obrazić. - W sensie, zauważyłem - sprostował.
- Kogo?
- Amandę.
Oczy Bondevika powiększyły się odrobinę od ogromnego zdziwienia.
- Z mojej klasy? - dopytał, nie kryjąc szoku.
Matthias przytaknął.
- Ciekawe czego chciała - mruknął do siebie, ale Duńczyk i tak go usłyszał.
Faktem było to, że Lukas wciąż miał urazę do tej dziewczyny.
Przecież dobrze pamiętał jak zachowywała się względem niego w liceum.
Nie zapomina się z dnia na dzień wszystkich smutków, które sprawiła jedna osoba.
Niby miał z nią teraz się spotać i powiedzieć: "Słuchaj, zapomnijmy o tym co było wcześniej, moje kilka najgorszych lat w moim życiu. To nie jest ważne, że zmarnowałaś mi czas i sprawiłaś, że bałem się chodzić do szkoły. To nie jest już ważne."?
- Kiedyś myślałem, że ze sobą chodzicie - odparł beztrosko Matthias. - Oczywiście, kiedy jeszcze nie znałem twojej sytuacji - zaznaczył.
W tym momencie Lukas zakrztusił się śliną.
- Co? - wydukał przez kaszel. - Ja i ona? Przecież ona za czasów liceum była żmiją. I to taką, której nikt nawet nie chciałby trzymać w terrarium.
Duńczyk się zaśmiał.
- Wiesz - zaczął - w pierszych dniach szkoły patrzyła na ciebie jak zahipnotyzowana swoimi maślanym wzrokiem.
- Zaraz zacznę się śmiać - powiedział pewien siebie Norweg, dobrze wiedząc, że zaraz będzie musiał zakończyć swoją przyjemną rozmowę z Matthiasem przez fakt, że byli coraz bliżej domu Bondevika. - Nie mogła mnie kochać czy coś podobnego. Mogła być mną zauroczona lub podobałem się jej z wygladu.
- Skąd taki wniosek? - spytał Duńczyk, podchodząc pod drzwi bloku z granatowookim.
Lukas zamilkł na chwilę.
Przypomniał sobie te wszystkie okropności Amandy.
- Jeśli kogoś naprawdę kochasz, to nieważne czy ta osoba bedzie z tobą czy kimś innym. Ważne powinno być tylko to, że jest szczęśliwa - powiedział, wchodząc na klatkę schodową.
Matthias uśmiechnął się wesoło.
- Masz rację - odpowiedział. - Do jutra! - dodał, zaczynając się oddalać od Bondevika.
- Do jutra - odparł cicho granatowooki, trzymając drzwi wejściowe i patrząc na plecy swojego przyjaciela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro