"Koncert pożeraczy kotów"
"Pamiętaj o koncercie" - głosił komunikat na wyświetlaczu telefonu Norwega.
Słysząc przychodzące powiadomienie, Lukas tylko przewrócił swoimi ciemnoniebieskimi oczami.
Nawet nie spojrzał na wiadomość.
Podniósł tylko kubek z czarną, gorzką kawą ze stołu i wrócił do przeglądania mediów społecznościowych.
Blondyn zawsze uważał czynność tą za zwykle marnowanie czasu, ale zupełnie nie miał pomysłu co powinien ze sobą zrobić.
Emil jak zwykle siedział w swoim pokoju, prawdopodobnie grając na konsoli lub pisząc ze znajomymi, słuchając głośno muzyki na słuchawkach.
Ostatnimi czasy Lukas zauważył, że platynowłosy spędzał z nim coraz mniej czasu. Oczywiście, Norweg dodkonale rozumiał, że teraz w życiu Emila większą rolę mieli jego przyjaciele niż starszy brat, ale czasami zdarzało mu się zatęsknić za czasami, gdy w oczach fioletowookiego był pewnego rodzaju idolem i gdy młodszy ślepo wierzył, że niebieskooki zdoła go uchronić przed całym złem tego okrutnego oraz przerażającego świata, w którym każdy patrzy tylko na czubek swojego własnego nosa.
Lukas doskonale zdawał sobie sprawę, że każdy człowiek egoistyczny - nawet on sam, lecz, mimo to, pragnął zrobić wszystko, aby Emil jak najpóźniej styknął się z tą brutalną rzeczywistością, gdzie nikt nie przejmował się ludźmi dookoła.
W pewnym sensie chciał go uchronić przed tym, co spotkało jego samego. Samo to, że ktoś postanowil zamordować jego ojca był aktem braku empatii. A to, że jego ciało znalazł dziesięcioletni chłopak było okropne.
Początkowo sprawa ta nie została rozgłośniona. Raz wpis o tej zbrodni pojawił się w miejscowej pracie, a dwa razy leciał w wieczornych wiadomościach.
Wszystko wybuchło, gdy pojawiło się podejrzenie, że za wszystkim rzekom niewinne dziecko, Lukas. Media wybuchły, a nagłówki "Młodociany morderca" pojawiały się wszędzie.
Trochę ironicze było to, że podejrzenia policji wobec Norwega trwały bardzo krótko. Już dosłownie po jednej rozmowie śledczy uznali, że to niemożliwe, aby Bondevik mógł tego dokonać.
Ale społeczeństwo lubiło tragiczne sensacje.
Lekarze tłumaczyli dziwne zachowanie Lukasa pewnego rodzaju wstrząsem po traumatycznym wydarzeniu i, że jedyne co można mu zarzucić, to nie znalezienie wspólnego języka z rówieśnikami, ale przecież ludzie na ulicy wiedzieli lepiej. Przecież każdy ma dyplom ukończenia studiów medycznych i są specjalistami w dziedzinie psychologii.
Podczas całej tej sprawy Lukas starał się nie płakać tylko z jednego względu - musiał być silny dla Emila.
Od tego czasu czuł się odpowiedzialny za szczęście młodszego brata.
Zwłaszcza, że on jako jedyny mu wtedy pozostał. Znaczy się, była jeszcze jedna, pewna osoba, ale każda wzmianka o niej budziła w Norwegu wszystkie negatywne emocje. Kiedyś nawet Emil zaczął go pytać, czy mają kogoś jeszcze z rodziny, ale nigdy nie dostał od swojego starszego brata żadnej odpowiedzi.
"Lukas" - Bondevik dostał kolejną wiadomość.
W końcu Bondevik zdecydował się spojrzeć na ekran telefonu.
Wypisywał do niego Tino, który wciąż przypominał chłopakowi o jutrzejszym koncercie.
A Norweg nadal nie wiedział czy to dobry pomysł.
Chwycił smartfona i zaczął wypisywać do Finlandczyka całą rozprawkę, mówiącą o tym, że nie jest pewny czy powinien iść.
"Nawet nie próbuj się od tego wymigać" - wyprzedził go Tino, a Lukas zmuszony był usunąć całą wiadomość.
Powstrzymał się od napisania kolejnej.
Nie chodziło mu tylko o to, że bał się o zostawienie Emila samego.
Na koncert miał przyjść też Barwald, a Norweg obawiał się, że będzie się przy nich czuł jak piąte koło u wozu, co nie zbyt mu się uśmiechało. Zwłaszcza, że Tino i Szwed często zachowywali się jak zakochani nastolatkowie, którzy chętnie zatrzymają się na środku chodnika, aby się pocałować, chamując przy tym cały ruch.
Takiego zachowania spodziewał się po fioletowookim, ale to, że tak samo postępuje Barwald - najbardziej rozsądna, spokojna i opanowana osoba, nie mógł pojąć.
Lukas gorzko się uśmiechnął.
Chyba serio musieli być straszliwie w sobie zakochani.
"Będzie fajnie" - napisał zachęcająco Tino.
Lukas ciężko westchnął.
Mimo, że dobrze wiedział, że wyjście ze znajomymi dobrze mu zrobi, wciąż gorliwie uważał, że najlepiej by się bawił z własnym towarzystwie.
°~•●•~°
- Nie musiałeś po mnie przychodzić - warknął Lukas, z wyrzutem patrząc na Finlandczyka, stojącego w drzwiach.
- Gdybym nie przyszedł to pewnie w ostatniej chwili byś mi napisał, że się rozchorowałeś - oświadczył Tino, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Chyba sądzę, że powinniśmy ograniczyć kontakt - odparł Norweg, nerwowo chodząc po mieszkaniu, szukając przy tym pęczku kluczy. - Małe cholerstwo - przekilnał zagubiony przedmiot.
Fioletowooki cicho się zaśmiał.
- Czyżbym wiedział o tobie zbyt wiele? - spytał retorycznie.
Lukas zupełnie zignorował to zdanie.
- Co się dzieje Lukas? - wyłonił się z pokoju Emil, zainteresowany energiczną rozmową w przedpokoju. - O, hej Tino - dodał, gdy spostrzegł blondyna w drzwiach.
- Porywają mnie - mruknął z żalem Bondevik, porzucając na chwilę poszukiwania kluczy i spojrzał bratu głęboko w oczy.
- Jak sądzisz Emil - mówił fioletowooki. - Ile okupu dostanę?
- Niewiele - odparł szybko młodszy. - Zawsze mogę go oddać za darmo.
- To nie tak, że tu jestem, ale wszystko słyszę - mruknął z kuchni Lukas.
- Wiemy - odpowiedzieli wspólnie.
Norweg przewrócił oczami.
- Tak naprawdę to nie porywam ci, osoby płacącej za wi-fi - zwrócił się do platynowłosego. - Idziemy na koncert - powiedział Tino.
- Tych pisków piekielnych? - zażartował nastolatek.
- Ej! - oburzyli się wspólnie Bondevik i Väinämöinen.
Lukas wciąż pamietał jak kiedyś, wraz z Tino, chciał w swoim bracie zaszczepić miłość do ostrego heavy metalu.
Taktyka była prosta i składała się z dwóch punktów.
Najpierw mieli wciąż rozmawiać w obecności Emila o swoich ulubionych zespołach, aby zainteresować tym młodszego.
To im się udało.
Pewnego dnia, fioletowooki wreszcie poprosił starszych o puszczenie ich ulubionej muzyki.
Aby platynowłosy mógł wczuć się w melodię, puścili mu ją na słuchawkach.
Z każdą chwilą wyglądał na coraz bardziej zdegusowanego i zdziwionego. Chyba nie spodziewał się, że ktoś tak potulny i przyjazny jak Tino mógłby słuchać aż tak ciężkiego zespołu.
Gdy był w połowie przesłuchiwanej piosenki, po prostu jego nerwy i bębenki uszne nie wytrzymały. Zdjął słuchawki i wyszedł z pokoju, mówiąc coś o tym, że słuchanie tego to pewnego rodzaju tortura.
Wtedy już Lukas dobrze wiedział, że Emil nigdy nie zostanie fanem heavy metalu.
- Piski piekielne to te twoje zespoły - mruknął Tino. - Tylko takie posypane różowym brokatem.
- Nie obrażajcie moich girlsbandów! - odparł platynowłosy.
- Ale to prawda - dodał Norweg. - Od tych teledysków można cukrzycy dostać - mówił, sięgając ręką na najwyższą szafkę w kuchni. Jakie musiało być jego zdziwienie, gdy znalazł tam swoje klucze. - Ja serio nie wiem jak to się tam znalazło. - Schował przedmiot do kieszeni kurtki. - Ten dom jest nawiedzony - wyszeptał.
- To co? - powiedział zniecierpliwiony Tino. - Możemy już iść?
- Chwila - rzekł Bondevik, stając przed bratem. - Zakaz sprowadzania ludzi pod moją nie obecność, nie kładź się późno i żadnych imprez. Jako, że wrócę późno...
- Lub rano - wtrącił się Finlandczyk.
- To daj czasami znać, że żyjesz - kontynuował Lukas. - Zostawiłem ci pieniądzę, więc jak chcesz to zamów sobie pizzę czy coś - mówił. - A jeśli dowiem się, że coś odwaliłeś to twój szlaban skończy się po twoim pogrzebie, dobrze? - prawił kazania.
- Tak, tak - odpowiedział Emil znudzonym głosem, choć wyłączyĺ się już przy słowie "zakaz". - Nie zapominaj, że mam już szesnaście lat i chyba dam radę nie spalić domu przez te kilka godzin.
- Skoro już o tym mowa... - zaczął ponownie Lukas, słysząc wzmiankę o możliwym pożarze.
Dwójka pozostałych jęknęła ciężko.
- Chodź już! - Tino pociągnął chłopaka za drzwi.
- I nie zapomnijcie zjeść kotów po drodzę! - krzyknął na pożegnanie Emik, trzeskając drzwiami.
- To teraz - mówił żywo fioletowooki. - Czas się trochę rozerwać!
°~•●•~°
- Czemu czekamy? - dopytał Lukas, nerwowo stukając nogą o ziemię. - Z tego co wiem, to możemy wejść bez kolejki - dodał.
- Czekamy na ekstra towarzystwo - odpowiedział. - Mówiłem ci chyba, że nie idziemy sami, prawda?
Norweg westchnął.
- Tak, ale Barwald nigdy się nie spóźnia, więc coś jest na rzeczy - mruknął.
- Masz wyski iloraz inteligencji Watsonie - odpowiedział. - Barwald ma przyjść z jakimś swoim znajomym i właśnie z nim tu jedzie. - Machnął ręką.
- Podobno go znasz - dodał po chwili.
Lukas przełknął ślinę.
To, że nie miał wielu przyjaciół, nie było wielkim odkryciem.
Po prostu czuł się strasznie niekonfortowo w towarzystwie osób, do których nie miał stu procentowego zaufania.
A na zdobycie ufności Norwega trzeba było poświęcić ogrom czasu.
Wiele osób poddwała się podczas tego całego procesu, więc liczbę swoich przyjaciół mógł policzyć na palcach jednej ręki.
Wychodził z założenia, że lepiej mieć kilka zaufanych osób, niż całą gromadę znajomych.
Podobnie uważał Barwald.
Patrząc na niego, można było stwierdzić, że był on zimnym, oschłym i zbyt poważnym mężczyzną.
Tylko bliskie mu osoby doskonale wiedziały, że pod tą kamienną miną chowała się jedna z najmilszych osób na całym świecie.
Lukas nawet nie pamiętał czy zdażyła się sytuacja kiedy Szwed odmówił komuś pomocy. Tyczyło się to nawet Matthiasa, który ciągle robił jakieś idiotyczne rzeczy, a Barwald zawsze go ratował.
Właśnie... Matthias.
Norweg nigdy nie widział jak okularnik rozmawia z kimś innym kto nie był nim, Tino lub Duńczykiem.
A jaki, że Norweg był już tu z fioletowookim, to prawdopodobieństwo, że tym dodatkowym towarzystwem okaże się właśnie Køhler, było bardzo wysokie.
Teraz niebieskooki tylko dogłębnie przyglądał się Tino, aby skorzystać z jego nieuwagi i szybko uciec.
To nie tak się nie lubił Matthiasa, nawet bardzo go lubił, ale ostatnimi czasy każdy jego uśmiech bez powodu, każde wypowiadane przez niego słowo było strasznie irytujące dla Lukasa.
Nagle zobaczył jak Finlandczyk macha do kogoś za plecami Bondevika.
Chłopak gwałtownie się odwrócił i od razu tego pożałował.
W ich stronę szedł Barwald z, jakżeby inaczej, Matthiasem.
- Hej Lukas! - krzyknął Duńczyk w odległości kilkunastu metrów.
Norweg czuł jak pozostali ludzie w kolejce odwracają się w ich stronę.
"Kurde" - przeszło mu przez myśl. - "Już za późno na ucieczkę".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro