Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Jak okropny dzień zmienił się w świetny"

Lukas wstał tego poranka z lekkim bólem głowy.
Okrutne słońce swoje promienie skierowało prosto na jego zmęczoną twarz.
To musiało w barbarzyński sposób go obudzić.
Przetarł zmęczone granatowe oczy i z trudem podniósł się z łóżka.
Ten poranek nie należał do najlepszych w jego życiu.
Po chwili, gdy ból głowy nie ustępował, udał się do kuchni, aby poszukać leków, które pomogłyby mu z tą dolegliwością.
Kiedy znalazł w szafce drobne opakowamie tabketek przeciwbólowych, do szklanki nalał wodę prosto z kranu, i wrzucając pastylkę do jamy ustnej, popił ją prędko.
Nie minęło kilka minut, a kac przestał dawać o sobie znać.
Norweg nie był osobą, która upijała się do nieprzytomności. Tak naprawdę to nawet nigdy nie urwał mu się film, z czego bardzo się cieszył. Zawsze zapamiętywał wszystko podczas imprez i okropnie był z siebie dumny, że jeszcze nigdy nie obudził się z chwilową amnestią.
Mimo tego, po tym jak zdołał już normalnie funkcjonować, szybko złapał w swoje ręce telefon.
Bardzo potrzebował upewnić się, że do nikogo nie wysłał tej nocy żadnych głupot.
Po włączeniu komórki zorientował się, że jest już po dziewiątej, co onaczało, że Emil wybrał się już do szkoły.
Bondevik zaczął przeglądać ostatnio wysłane wiadomości.
Wysłał do Emila wiadomość, na którą młodszy brat nie odpowiedział. Może spał, a może zdołał zrozumieć przebiegły plan Lukasa.
Spostrzegł też wiadomość od Barwalda. Był to piętnasto sekundowy filmik, na którym zandowali się Tino i Matthias. Obaj radośnie śpiewali "Merry Christmas Everyone". Najwidoczniej świąteczny nastrój został u nich nawet w połowie stycznia. Po ich donośnych głosach i widocznym rozbawieniu na twarzach, granatowooki szybko zrozumiał, że jego przyjaciele byli po dużej ilości trunków alkoholowych.
W głebi serca współczuł Szwedowi.
Tego wieczoru okularnik postanowił posłuchać głosu zdowego rozsądku, który nigdy go nie zawiódł i zamiast popijać z innymi whisky, postanowił pilonać reszty grupy.
Przynajmniej mógł przez to odwieść pozostałych do domów, za co Lukas był mu strasznie wdzięczny.
Norweg lekko uniósł kącik swoich ust, słysząc minusowe zdolności wokalne Tino i Matthiasa. Cały ich śpiew był tak naprawdę bełkotem.
Wtedy też zobaczył coś, co go przeraziło.
Oczy miał jak spodki i czuł jak cały robi się blady niczym ściana.
Ingri Stelisson wysłała mu wiadomości.
Doskonale pamiętał, kiedy ją przeczytał.
Przez cały poranek jednak miał skrytą nadzieję, że to przez upojenie alkocholowe zdobył wspomnienie o tej przeklętej wiadomości od niej.
Chłopak zablokował szybko telefon i udał się do łazienki.
Spinka trzymała się na kilku pasmach jasnych włosów Norwega.
Zdjął ją z nich i odłożył delikatnie na brzeg umywalki.
Odkręcił kran, z którego zaczęła lecieć letnia woda.
Lukas lekko się schylił i, utworzywszy z dłoni pewnego rodzaju miseczkę, poczekał aż naleje się tam kranówka i oblał nią całą swoją twarz i kilka blond włosów.
Zupełnie nie rozumiał, dlaczego Ingri Stelisson akurat teraz zachciała się z nim skontaktować.
Teraz, kiedy wszystko zaczęło Bondevikowi się układać.
Chłopak podniósł głowę i spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
Jego spojrzenie było gniene oraz zdeterminowane. Usta miał mocno zaciśnięte w wąską kreskę.
Teraz nie da się złamać.

°~•●•~°

Pobudka Matthiasa nie należała do tych najlepszych czy nawet do tych bezbolesnych.
Czemu ten poranek zaczął już się tak niepacyfistycznie dla Duńczyka?
Otóż, nasz kochany Køhler na dobre rozpoczęcie dnia z impetem spadł z łóżka.
Dłonią pomasował obolałą przez upadek głowę, ale nawet po tym nie przestała go boleć.
A no tak.
Kac morderca nie ma serca.
Chwiejnym krokiem udał się do kuchni, gdzie szybko odnalazł tabletki przeciwbólowe. Nie bawił się w poszukiwanie szklanki czy kubka, tylko lek popił wodą, którą wypił prosto z butelki.
Głowa wciąż go bolała, mimo działań pastylki.
Matthias westchnął głęboko.
"Ten dzień będzie okropny" - przeszło mu przez myśl, kiedy pustym wzrokiem wpatrywał się w zawartość swojej lodówki.
Nie miał apetytu na żadne śniadanie.
Wreszcie sięgnął kawałek sera, pomidora i chromkę chleba - musiał coś zjeść, aby nie paść z głodu.
Sama myśl o tym, że cały dzień skazany jest już na niepowodzenie, była dla niego nietypowa.
Matthias zawsze był osobą z natury radosną, optymistyczną i może czasami trochę głupią.
Starał zawsze myśleć pozytywnie i zarażać innych swoim wesołym nastawieniem do życia.
Ale teraz nawet nie miał czasu na rozmyślenia nad swoimi negatywnymi przemyśleniami.
Blondyn był w trakcie jedzenia przygotowanej wcześniej kanapki, gdy na zegarze, który powiesił w kuchni, ukazała się godzina dziewiąta.
Rozumiejąc jak późna pora jest, Køhler wepchnął sobie reszte posiłku do buzi i pobiegł do sypialni, aby znaleść cokolwiek do ubrania.
Powodem takiego pośpiechu dla Duńczyka była świadomość, że za piętnaście minut ma rozpocząć swoją trzygodzinną zmianę.
Intormacja ta tak go zabolała, że chętnie by się rozpłakał, a później rzucił się na łóżko i spał do szesnastej. Kolejnego dnia.
Najchętniej to rzuciłby tę pracę w cholerę, bo przecież miał inną. Popołudniową. Przez którą nie musiał każdego dnia wstawać o nieludzko wczesnej porze. Wypłata z tego drugiego zajęcia była o wiele wyższa w porównaniu z tą w kawiarnii.
Matthias musiał przyznać, że funkcja trenera w poularnej siłowni jest dobrze płatna.
Ale teraz nie o tym.
Duńczyk jak w huraganie otworzył szafę i wyjął z niej cokolwiek.
Tak wybrany strój szybko ubrał na siebie.
Teraz zaczął poszukiwania butów.
Prawego znalazł od razu - spokojnie leżał w przed pokoju, zaraz pod kurtką.
Problem miał z odszukaniem lewego.
Obszedł już całe swoje mieszkanie, ale nigdzie go nie było.
Wreszcie, po chwili, która w umyśle Duńczyka trwała dobrą godzinę, buta znalazł pod łóżkiem.
Prędko założył go na stopę.
Dopiero teraz rozumiał jakim komiczny był fakt, że przez kilka minut biegał jak oszalały po domu w tylko jednym bucie.
Stanął przed lustrem.
W swoim wyborze ubrania musiał mieć trochę szczęścia, ponieważ czerwona koszula w kratę pasowała mu do czarnych spodni.
Tylko jego włosy w kolorze słońca były w okropnym nieładzie.
Machnął na to tylko ręką - przecież zawsze tak wyglądały.
W ogromnym pośpiechu chwycił portfel, kluczę oraz telefon.
Otworzył drzwi i wyszedł z mieszkania.
Zakluczył zamek w drzwiach i zbiegł po schodach.
Spojrzał na godzinę w komórce. Zostało mu jeszcze siedem minut do rozpoczęcia zmiany.
Po wejściu na chodnik, nie przestał pędzić do kawiarnii.
Mieszkał strasznie blisko swojego miejsca pracy, więc uważał, że jazda tam samochodem byłaby samą stratą czasu.
Kilometr, który dzielił go od miejsca do którego zmierzał, pokonał w pięć minut, co oznaczało, że miał jeszcze chwilę na założenie firomego farucha i mentalne przygotowanie się do pracy.

°~•●•~°

Matthias westchnął przeciągle, kilkusetny raz tego dnia.
Ponownie dzisiaj słuchał zażalenia klienta na temat zamówienia, choć wszystko zostało podane prawidłowo.
- A kawa była... - Nawet nie przysłuchwał się kolejną skargą człowieka. Udawał tylko, że to zapisuje, a tak naprawde to grał w kółko i krzyżyk ze samym sobą.
- Dziękujemy ze te uwagi - powiedział miłym głosem. - Postaramy się poprawić.
- No ja myślę.
Matthias prędko odszedł od stolika, a kartkę ze swoimi rozgrywkami wyrzucił do śmietnika. Chociaż trochę zmotywowało go to, że wygrał.
Jego zmiana powili się kończyła, co poprawiało mu humor w ten okropny dzień.
Od samego rana wszystko było przeciw niemu. Głowa wciąż go bolała, rano nie mógł znaleść buta, prawie spóźnił się do pracy, a klienci stali się dzisiaj wyjątkowo kapryśni. Może dzisiaj to jakiś grupowy okropny dzień niepowodzeń?
Stanął za kasą, ale nawet nie patrzył na przychodzące osoby, tylko w ukryciu, pod ladą, przeglądał social media. To była o wiele lepsze zajęcie niż zwracanie uwagi na kolejnych klientów.
- Nikt ci nie mówił, że nie można używać telefonu w pracu? - usłyszał przed sobą.
Speszony podniósł wzrok.
Na szczęście zauważył tam tylko Lukasa. Albo nawet Lukasa.
- Nie używam telefonu w pracy - odpowiedział z uśmiechem, chowając komórkę do kieszeni spodni. - Skąd taki wniosek?
Norweg nie odpowiedział, tylko z politowaniem spojrzał na swojego duńskiego przyjaciela.
- Dzisiaj poproszę mokkę i szarlotkę na ciepło - powiedział swoje zamówienie.
- Już się robi - odpowiedział radośnie.
Matthias nie wiedział dlaczego, ale po króciutkiej wymianie zdań z Lukasem, jego dzień stał się o niebo lepszy.
Chyba nie ma na to naukowej odpowiedzi, ale Duńczyk miał to gdzieś.
Teraz jego umysł zaprzątał tylko Norweg, który zasiadł w tym samym stoliku co zawsze.
Szybko wziął się za przyrządzanie zamówienia.
Po czasie blisko nieokreślonym czasie podszedł do Bondevika z jego zamówieniem.
- Proszę. - Położył kawę i ciasto.
- Dzięki - odparł bez emocji Norweg.
Matthias odszedł od niego i udał się w stronę zaplecza.
Zdjął z siebie fartuch z logiem firmy i rozciągnął obolałe mięśnie.
Chwycił wcześniej przygotowaną dla siebie zwykłą kawę z cukrem na wynos i ponownie przyszedł do Lukasa.
- Jak u ciebie? - spytał, siadając naprzeciwko Bondevika. - Wszystko dobrze? - Upił łyk napoju.
- Wszystko dobrze - odparł szybko.
Coś się nie zgadzało Duńczykowi. Wzrok Lukasa był zmartwiony, a granatowe oczy wciąż rozglądały się na boki. Norweg mocno zacisnął swoje drobne palce na widelczyku, którym jadł szarlotkę.
Coś ewidentnie martwiło chłopaka.
Niestety, Matthias doskonale wiedział, że gdyby zaczął o to go wypytywać to blondyn zirytowałby się lub nawet, w ostateczności, zerwałby kontakt z niebieskookim.
- A u ciebie? - spytał po chwili Norweg, czując na sobie wzrok Duńczyka.
Køhler od razu przypomniał sobie swój oktopny poranek i jeszcze gorszy dzień w pracy.
- Świetnie. - Uśmiechnął się.
Nie kłamał - wszystko stało się przecież cudowne, gdy tylko zobaczył Lukasa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro