"Jak dzieci"
Minął cały tydzień, podczas którego życie Norwega wróciło do względnej normalości. Wstawał, jadł śniadanie, rozmawiając przy tym z Emilem, pisał, robił przerwę, aby napić się kawy, dalej pracował nad nową książką i znów zażywał napój kofeinowy. Nawet w wolnej chwili postanowił zmienić swoje hasło w laptopie, aby jego brat nie mógł przeglądać jego prywatnych rzeczy. Na nic, niestety, były jego starania, ponieważ już na kolejnego ranka przyłapał fioletowookiego, na szperaniu w jego komputerze.
Nie ważne jak bardzo okrutne by się to nie wydawało, blondyn wciąż ignorował wiadomości na mediach społecznościowych od Mathiasa. Chociaż nie, "ignorowanie" to złe słowo. Zawsze gdy Duńczyk proponował spotkanie, Lukas całkowicie przypadkowo musiał iść do wydawnictwa lub załatwić inne bardzo ważne rzeczy. A jako, że niebieskooki był idiotą to wierzył w te wszystkie wymówki i nie widział w nich nic dziwnego.
Lukas uważał, że ten dzień również przebiegnie podobnie. Zacznie się od kawy, zje śniadanie oraz zacznie pisać. I tak do wieczora, a taczej do nocy, kiedy dzięki groźbie Emil zmusi swojego brata do położenia się spać.
- Dzień dobry - powiedział przeciągle, poprawiając srebrną spinkę we włosach.
- Hej - odpowiedział mu szybko młodszy brat, siedzący przy kuchennym stole. Przed nim stała w połowie pusta miska z mlekiem i czekoladowymi płatkami.
Norweg podszedł do czajnika i nalał do niego wody. Z szafki wyjął kubek w czarno-białą szachownicę i wsypał do niego dwie i pół łyżki kawy.
- Jakieś plany na dzisiaj? - spytał, opierając się o blat.
Musiał jednak chwilę poczekać na odpowiedź, ponieważ Emil postanawiał dalej pochłaniać mleko z płatkami.
- Po lekcjach idę do Leona się trochę pouczyć - mruknął, kontynuując jedzenie śniadania.
- Dobra - odparł Lukas. - Tylko na wszelki wypadek weź kluczę.
Mimo tego, że blondyn był skrajnie nadopiekuńczy, to rozumiał, że Emil potrzebował integracji ze rówieśnikami. Sam, gdy może był trochę starszy od niego, miał dwójkę przyjaciół, z którymi nieźle się dogadywał. Byli oni o rok od niego starsi, a przy tym swoimi przeciwieństwami. Barwald zdobyłby nagrodę na najspokojniejszą i najcichszą osobę na świecie. Był on strasznie wysoki, a na świat patrzył przez grube okulary.
Tym drugim był Mathias. Ten sam, przed którym teraz ukrywał się i ignorował jego wiadomości. Tego samego chłopaka nazywał kiedyś przyjacielem.
Z tego co wiedział, Duńczyk oraz Szwed przyjaźnili się dużo wcześniej przed tym jak poznali Lukasa. Okularnik czasami nawet mówił, że znali się za długo.
A Lukas znał Leona. Był on uprzejmy, miły i spokojny, dlatego też Norweg go tolerował. Może czasami zbyt podlizował się Bondevikowi, ale w gruncie rzeczy był bardzo pożądny.
Tak naprawdę to Emil mógłby się przyjaźnić z każdym puki niebieskooki nie przyłapałby ich na paleniu, piciu, zażywaniu narkotyków lub całowaniu się. Wszyscy, którzy tego nie robili, wdawali się w łaski Lukasa.
- Myślałem, że będziesz dzisiaj bardziej entuzjastyczny - wyznał fioletowooki.
- Bo? - zdziwił się starszy.
- Spójrz przez okno - polecił.
Lekko zaniepokojony Norweg podszedł do szyby i spojrzał przez nią.
Widok, który tam zauważył od razu polepszył mu jego niejaki humor.
Na chodniku, na dachach samochodów, na gałęziach drzew bez liści czy na lampach ulicznych leżała bialutka, kilkucentymetrowa warstwa puszystego śniegu.
Lukas nie był entuzjastą zimowego puchu. Entuzjasta to mało powiedziane. Nie chodziło tu tylko o zamrożoną wodę, pokrywającyą całą okolicę w zimę. Lukas uwielbiał długie wieczory, podczas których mógł spokojnie usiąść w fotelu i z kawą bądź gorącą czekoladą pod ręką i przeczytać kilkunasty raz jedną z jego książek na szafce, zupełnie nie zwracając uwagii na szalejącą za oknem wichurę śnieżną. Mimo to, śnieg kochał ponad życie. Niebieskooki po prostu wielbił tę zimową atmosferę.
- Pamiętaj, aby ubrać szalik, rękawiczki i czapkę - rozkazał Norweg, który już wiedział, że jego dzisiejsza rutynie zajdzie kilka zmian. - Nie zamierzam cię niańczyć, jeśli się rozchorujesz.
- A czy ty przypadkiem nie niańczysz mnie cały czas? - mruknął z żalem w głosie młodszy.
Mimo to, Emil cicho się zaśmiał, gdy zauważył zachwyt w ciemnoniebieskich oczach brata, po spojrzeniu za okno.
°~•●•~°
Jedno było pewne: Lukas jeszcze bardziej niż zimowe sporty, kochał śnieżne krajobrazy. Nieważne czy było to zamarźnięte jezioro z ławeczką, pokrytą śniegiem czy może miastowa zima, kiedy wszyscy posiadacze samochodów mieli poranne problemy w dotarciu do pracy.
Dlatego jego oczywistym posunięciem był wyjście naa spacer. Szedł przed siebie, nie wiedząc gdzie powinnien zmierzać. Przemierzał kolejne metry chodnika, patrząc na boki i przed siebie, podziwiając przepiękne widoki świata pokrytego śnieżno-białym puchem.
Dobrze wiedział, że pierwszy śnieg, i to jeszcze w połowie jesieni, może być bardzo nietrwały. Był też świadomy, że na jakieś osiemdziesiąt procent jutro, zamiast krajobrazów jak z "Królowej Śniegu", dostrzeże tylko pełno kałuż i niezadowolonych z tego powodu mieszkańców miasta.
Chciał jak najlepiej wykorzystać zaistniałą sytuację i jak najlepiej wykorzystać pierwszy opad białych, zimnych płatków.
Kiedyś zapewnie od razu wyjąłby z piwnicy stare sanki i nawet nie sprawdzając czy ma rękawiczki lub dobrze zapiętą kurtkę, popędziły na najbliższe wzgórze i niczym dziecko, które pierwszy raz w życiu zobaczyło śnieg i po prostu zacząłby zjeżdżać na trochę zardzewiałej już konstrukcji po górce. Jedyne co powstrzymowało go od takiego zachowania to jego wiek. Dwadzieścia jeden lat to chyba nie najlepszy wiek, aby poświęcać się zimowym szaleństwom, na poziomie przedszkolaków.
Więc pozostawało mu tylko żmudne spacerowanie.
I pozostałoby tak, gdyby nie usłyszał pewnego krzyku w swoją stronę.
- Lukas! - Norweg gwałtownie się odwrócił i od razu tego pożałował.
Kilka metrów za nim szedł Mathias, który przyśpieszył gdy zauważył blondyna.
- Cześć - mruknął ciemnooki.
Chociaż nie chciał go widzieć, to jednak kultura osobista nakazywała mu przywitać się.
- Hej! - wydarł mu się entuzjastycznie do ucha Duńczyk. - Co tu robisz? - spytał już bardziej stonowanym głosem.
- Spaceruję - odpowiedział szybko.
- Wreszcie znalazłeś chwilę czasu wolnego od pracy? - dopytał, idąc zaraz obok niebieskookiego.
- Tak. - Mathias chyba naprawdę nie rozpoznał w odpowiedziach Lukasa słabych wymówek. Albo zbyt pochopnie wierzył w prawdomówność innych.
Zapanowała po między nimi cisza, której z dziwnego powodu nikt nie chciał przerwać. Nawet zawsze rozgadany Duńczyk. Dlatego też Norweg postanowił wziąść sprawy w swoje ręcę.
- Nie jesteś w pracy? - spytał jasny blondyn.
- Chodzi ci o kawiarnię? - powiedział, a Lukas przytaknął. - Tak naprawdę to tylko dorywacza praca. - Podrapał się po karku.
Lukas zapomniał, że jest beznadziejny w zaczynaniu rozmów, więc już po chwili nawiedziła ich cisza.
- Wiesz... - zaczął Mathias. - Od liceum prawie wogóle się nie zmieniłeś.
- Co mam przez to rozumieć? - dopytał się.
- Wciąż jesteś tym samym chłopakiem, który potrafił całe dnie spędzić na czytaniu - powiedział z durnowatym uśmiechem. - I miał delikatną obsesję na punkcie śniegu i zimy.
- Ty zaś wciąż jesteś debilem, który uważał, że wyjęcie drzwi z damskiej szatni to bardzo dobry pomysł - odparł Norweg.
- Ej! - oburzył się Mathias. - Ale to był bardzo dobry pomysł.
- A ja nie mam obsesji na punkcie zimy - dodał po chwili.
- Taa... - Duńczyk przewrócił swoimi niebieskimi oczami. - Bo wcale nie rzucaleś mnie śnieszkami jak wracaliśmy ze szkoły i wcale nie chciałeś udawać choroby, aby móc, wyjść na sanki, gdy nikt nie będzie patrzył. - Mathias dość mocno akcentował słowo "wcale".
- Masz dziwną wyobraźnię - odpowiedział poważnie Lukas. - Nie pamietam, abym robił takie rzeczy.
Oczywiście, że pamiętał.
- A właśnie... - głos wyższego zdawał się dobiegać z kilku metrów dalej. - Nie odwdzięczyłem ci się jeszcze za ostatni raz. - I w tym samym czasie rzucił w stronę Lukasa śnieżną kulę.
Celował w plecy, jednak pech chciał, że w tym samym czasie zainteresowany Norweg odwrócił się, aby sprawdzić co robi wyższy chłopak. Skutkiem tego zachowania było rozbicie się śnieżki prosto na twarzy Bondevika.
Ten, czując ogromny chłód oraz śmiech Mathiasa, zdenerowany do granic możliwości zgarnął z siebie pozostały śnieg.
Jego poliki, nos oraz delikatnie czoło były zaczerwienione nie tyle przez chłód, tylko przez olbrzymie zdenerwowanie.
- Co ty sobie myślisz? - Mathias przestał się śmiać. - Jesteś ode mnie starszy, a zachowujesz się jak piątoklasista. Zachowuj się jak człowiek. A najlepiej taki cywilizowany - prawił kazanie Norweg.
- Ale z ciebie nudziarz - odparł Duńczyk.
- Przepraszam, co?
- N-u-d-z-i-a-r-z - przeliterował powoli blondyn, przy tym szykując kolejną śnieszkę.
- Jeśli mnie tym rzucisz, to możesz szykować sobie już miejsce na cmentarzu - powiedział głosem tak spokojnym, że było to aż niepokojące.
- No co mi zrobisz? - zadrwił, tłumiąc śmiech Mathias. - Przecież jesteś za stary na takie zabawy. - Wymierzył swój pocisk w stronę Lukasa.
Norweg sprawnie uniknął tego ataku, przesuaając się o jeden krok w bok.
- Doigrałeś się. - Z jego ciemnoniebieskich oczach było widać rządzę mordu. Zwłaszcza, gdy schylił się po garstkę śniegu.
Nie zastanawiając się zbyt wiele zaczął rzucać śnieżki w stronę Duńczyka, który postanowił odwdzięczyć się tym samym.
Wtedy też Norweg dostrzegł jak słaba jest jego wola. Najpierw unikał z całych swoich sił Mathiasa, aby później, niczym dzieci, urządzić z nim bitwę na pociski ze śniegu. Przynajmniej nikt z nich nie wpadł na genialny pomysł jak niektóre młodsze osoby, aby w śnieżkach ukryć kamienie.
Skórzane rękawiczki zaczęły im powoli przemakać, podobnie jak buty.
- To co? - odezwał się Mathias, otrzebując ze swojego ramienia resztę zbitego śniegu. - Może remis? - zaproponował.
Lukas wnikliwie na niego spojrzał, jakby chciał mieć pewność, że to nie żadna pułapka, aby Duńczyk mógł w najmniej oczywistym momencie zaatakować niebieskookiego.
Wyższy bondyn zauważył spojrzenie Norwega i szybko pokazał mu swoje ręce bez podejrzanych przedmiotów.
- Niech ci będzie - odparł ciemnooki.
- Wiesz... - zaczął Mathias. - Może fatycznie nigdy nie dorośniemy? - zaśmiał się.
- Chyba masz rację... - Lukas spróbował wykrzywić swoje usta w coś przypominającego delikatny grymas zadowolenia. - I chyba nigdy się nie zmienimy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro