Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Wróg wroga mym przyjacielem" [FrNyo!Uk - dodatek]

W szkolnej toalecie rozlegało się żałosne łkanie.
Alice nie pozwoliła sobie wcześniej na taką hańbę, jednak dzisiaj było inaczej. Teraz strumień łez wylewał się spod jej powiek, zostawiając mokry ślad po i tak napuchniętych i zaczerwienionych policzkach. 
Jedynym miejscem, w którym czuła się względnie bezpiecznie, była szkolna kabina, gdzie w metrze kwadratowym otoczona była przez ściany z białymi kafelkami. Dziewczyna siedziała skulona na zamkniętej desce i już nie powstrzymywała łkania, choć zawsze powtarzała sobie, że nigdy się tak nie upokorzy.
Ale teraz nie miała już nic do stracenia. 
Zawsze należała do tych cichych osób, jednak miała cięty język. Starała się być jednak miła dla nowo poznanych osób i właśnie to ją zgubiło. 
Gdy poznała Amandę, Amerykanka wydawała się miła. Ładnie się uśmiechała, miała wesoły głos i zawsze proponowała innym pomoc. Kirkland nigdy nie trzymała się blisko tłumów, dlatego szybko ciemnowłosa zwróciła na nią uwagę (pewnie myślała, że Alice jest samotna). Początkowo wszystko było dobrze. Dziewczyny rozmawiały razem na przerwach, wzajemnie śmiały się ze swoich kawałów. Raz Amanda poprosiła Kirkland o drobną pożyczkę pieniędzy. Nie była to kwota duża, a Alice mogła odmówić sobie kupienia czekolady ten jeden raz. Jones obiecała też, że odda jej pieniądze jak najszybciej. Dodała też coś w stylu, że blondynce wypadałoby przestać kupować kaloryczne przekąski. Zielonooka podniosła tylko wtedy brew, jednak nic nie powiedziała. Kolejne dni były zdecydowanie coraz gorsze. Nie było godziny, aby Alice nie słyszała komentarzy na temat swojego wyglądu z amerykańskich ust, a Amanda pożyczała od niej coraz więcej pieniędzy, o których oddaniu zapominała. Kirkland wiele razy prosiła swoją koleżankę o zwrot pożyczek, ponieważ musiała kupić sobie jedzenie po powrocie ze szkoły, bo jej rodzice pracowali do późna, a starsze rodzeństwo chodziło na praktyki lub wolało spędzać czas poza domem. Amanda uśmiechała się tylko wtedy i z udawaną troską odpowiadała jej: "Jak raz nie zjesz obiadu, to wyjdzie ci to na dobre". 
Alice dobrze wiedziała, że nie była wybitnie piękną niewiastą, jednak nie uważała się też za brzydką. Jasne, jak każdy miała swoje kompleksy, ale wolała skupić swoją uwagę na swoich pięknych i długich blond włosach i na nieproblematycznej cerze. To, że miała szerokie ramiona i zbyt duże brwi jakoś ją nie obchodziło. Z każdym komentarzem Amandy wszystko zaczęło się zmieniać. Alice powoli sądziła, że to coś z nią jest nie tak. 
Raz zielonooka odmówiła Jones pożyczenia pieniędzy. Wyższa dziewczyna nie zniosła tego zbyt dobrze. Popchnęła biedną Kirkland na szafki i powiedziała, że nie potrzebuje żadnego pozwolenia, po czym wyrwała Alice portfel i wzięła pewną (dużą) kwotę. Każdego dnia było coraz gorzej. Amanda przestała rozmawiać z zielonooką, chyba że dodawała komentarze na temat jej wyglądu czy charakteru. Później zaczęła się pojawiać obok Alice ze swoją świtą, która była po prostu zgrają żmij. 
Teraz wspólnie naśmiewały się z Alice, która zupełnie nie wiedziała jak dała się wplątać w tę toksyczną znajomość. 
Zawsze powtarzała do siebie przed lustrem, że, gdy spotka osoby, które zapragną się na niej wyżywać, urwie z nimi całkowity kontakt i nie będzie zwracać na nich uwagi.
Rzeczywistość była jednak brutalna.
Alice zobaczyła dopiero teraz jak trudno jest zerwać tak szkodliwe znajomości. I to nawet nie tak, że Kirkland chciała się zadawać z Amandą - to sama Amerykanka przyczepiła się do niej jak rzep do psiego ogona. 
Angielka tak bardzo chciała, aby skończyło się to jedynie na uszczypliwych komentarzach i drobnych kradzieżach. 
Pewnego dnia Jones kazała jej napisać dla niej wypracowanie. Alice nie uśmiechała się wizja pisania dwóch prac, więc postanowiła dać Amandzie nauczkę. W pracy dla niej napisała stek bzdur. Gdy Amerykanka dostała jedynkę, chciało jej się śmiać. Jej humor diametralnie się zmienił, gdy na długiej przerwie Amerykanka kopała ją po żebrach za szkołą, dając jej do zrozumienia, że, gdy się to powtórzy, to może wybierać sobie już trumnę. 
Alice już nigdy nie chciała podpaść Amandzie. Tylko że wyższa dziewczyna zaczęła czuć satysfakcję, widząc przerażenie na angielskiej twarzy. Blondynka zauważyła też, że Jones nie kradła, bo chciała kupić sobie coś dodatkowego - przecież pochodziła z bardzo bogatej rodziny. Dla Amerykanki było to po prostu hobby.
Ale dzisiaj wszystkie te wydarzenia zdawały się być nieważne.
Alice słyszała, że niedawno brat Amandy został pobity. Nie kryła się z tym, że wywołało to na jej twarzy uśmiech, bo chciała, aby jego siostra była kolejna. Amanda była jednak zdenerwowana z tego powodu. 
Przez buzujące emocje Alice już nie pamiętała co zrobiła. Może potknęła się o własne nogi przed Amerykanką? Może palnęła jakąś głupotę? A może Amanda miała po prostu taki kaprys? 
Jednak co się stało to się nie odstanie. 
Alice bardzo dbała o sobie piękne blond włosy. Kupowała mnóstwo odżywek, masek i spędzała ogrom czasu pielęgnując je. Jasne i zadbane pasma dodawały jej pewności siebie. 
Dlatego też zrobiło jej się słabo i pobladła, widząc jak Amerykanka wkłada w jej włosy blisko twarzy na wysokości nosa gumę do żucia. 
Alice nie chciała płakać przed całą szkołą, więc zamknęła się w kabinie. Nawet nie poszła na ostatnią lekcję. Nie pamiętała już nawet, gdzie zostawiła swój plecak. 
Ale to już się nie liczyło. 
Teraz żałośnie łkała.
Pewnie ktoś mógłby powiedzieć jej: "Dziewczyno, nie przesadzaj, to tylko włosy", jednak Alice zabolała ta strata. Uważała swoje pasma za coś co dawało jej osiemdziesiąt procent jej urody. 
Nagle zamilkła, słysząc otwierane drzwi.
- Alice, wiem, że tutaj jesteś - powiedział ktoś.
To nie była Amanda, ponieważ głos był męski i nie było słychać w nim jadu.
Kirkland z całych sił pragnęła uspokoić swój oddech, aby nie zdradzić swojej kryjówki. Jednak na nic były jej starania, gdy usłyszała pukanie do środkowej kabiny, w której się ukrywała.
- Alice, wiem, że tam jesteś i płaczesz. 
- Nie płaczę - wymsknęło się z jej ust, a, gdy doszło do niej co zrobiła, powiedziała jedynie: - Fuck. 
- Wyjdziesz czy mam wyważyć drzwi? - spytał. 
Z każdym zdaniem Kirkland coraz bardziej wiedziała z kim miała do czynienia. Ten francuski akcent poznałaby wszędzie. 
- Francis, nie chcę ci nic mówić, ale to damska toaleta - odparła twardo. 
No cóż. Nie mogła powiedzieć, że nienawidziła Francuza, jednak ich relacja opierała się na kłótniach i dogryzaniu. Wszystko zaczęło się rok temu, gdy zostali zmuszeni do przygotowania projektu. Ich wspólna praca okazała się klapą, a za tę porażkę obwiniali się wzajemnie. Ironiczne było to, że po projekcie zaczęli ze sobą więcej "rozmawiać" niż w poprzednich latach. 
Nie zmieniało to jednak faktu, że Francis Bonnefoy był irytujący. 
- Sądzisz, że tego nie wiem? - odparł za drzwiami. - Wiesz z iloma twoimi koleżankami się tu całowałem? 
- Ta, ta, każdy i tak wie, że jesteś prawiczkiem - odparła z przekąsem Alice. 
Bonnefoy westchnął. 
- Możesz wyjść? - powtórzył się.
- Daj mi jeden sensowny argument.
- Mam twój plecak - dodał Francis. 
Angielka już widziała jego złośliwy uśmiech i to jak trzyma jej szary plecach w swoich dłoniach. Cieszyła się jednak tym, że znalazł go ten Francuz, a nie jakaś psiapsi Amandy. 
Alice wstała i przekręciła blokadę drzwi. 
Słysząc charakterystyczny dźwięk, na francuskiej twarzy zagościł grymas zwycięstwa. 
Dziewczyna nacisnęła klamkę i lekko uchyliła drzwi, wystawiając swoją rękę.
- Oddaj - rozkazała. 
Na nic były jej prośby, ponieważ dzięki swojej sile Francis otworzył drzwi na oścież. 
Alice wciąż miała mokre ślady na policzkach i zaczerwienione oczy i definitywnie nie chciała, aby ktoś widział ją w takim stanie, zwłaszcza jej wróg. 
Francis dokładnie się jej przyjrzał. Alice wydawało się, że w jego oczach widać kpinę i wyższość. Zdziwiła się jednak, gdy usłyszała co powiedział Bonnefoy. 
- Widziałem jak uciekłaś od Amandy - westchnął, po czym jego wzrok zawiesił się na przylepionej gumie do żucia. - Mogę ci pomóc, więc jeśli chcesz oczywiście, to choć ze mną - dodał.
- To porwanie? - dopytała, unosząc jedną brew.
- Możesz wysłać mój adres swoim rodzicom z moim zdjęciem, jakbym chciał cię porwać, ale, o dziwo, nie chcę. 
Alice zawahała się chwilę, po czym wstała i wyszła z kabiny. 
- I tak nie mam nic do stracenia. - Wzruszyła ramionami. 
Miała już wychodzić z toalety, jednak Bonnefoy położył jej coś na głowie. 
- Mieszkam dość daleko, a nie sądzę, abyś czuła się komfortowo paradując przez pół miasta z gumą do żucia we włosach - powiedział Francis, przepuszczając ją w drzwiach. 
Alice poprawiła czarny kapelusz i zabrała swój plecak z dłoni blondyna.
- Idziesz? - odparła gniewnie, będąc pięć metrów przed chłopakiem.

ıllıllı ıllıllı ıllıllı

- Ładnie tu - powiedziała Alice, przekraczając próg domu Bonnefoya. 
Przedpokój, który widziała, był utrzymany w białych odcieniach. 
Francis położył swoją torbę zaraz obok szafki na buty i tak samo postąpiła Angielka. 
- Idź do łazienki. Zaraz przyjdę i zobaczymy, co da się zrobić - odezwał się Bonnefoy, zmierzając do swojego pokoju. 
Kirkland ruszyła w stronę łazienki, gdzie usiadła na brzegu wanny. Teraz zauważyła, że całe mieszkanie utrzymane jest w jasnych barwach. Czekała cierpliwie aż niebieskooki raczy pokazać swoją durną twarz, jednak jej stabilność była już na wykończeniu - zaczęła już nawet nerwowo stukać palcami o wannę. Gdy już miała krzyczeć, żeby Francuz łaskawie ruszył swoją dupę, niebieskie oczy pojawiły się w drzwiach. 
Chłopak trzymał w swoich rękach trochę specjalistycznych żeli i sprejów do włosów oraz fryzjerki grzebień i nożyczki. Na widok tego ostatniego, Alice pobladła. 
- Czyżby twoi rodzice byli fryzjerami? - spytała.
- Świetna spostrzegawczość Sherlocku - odpowiedział jej Francuz. - Błagam, nie patrz z takim przerażeniem na te nożyczki, bo i tak użyję ich w ostateczności - uspokoił dziewczynę. 
- Nie boję się.
- A ja ci nie wierzę - odparł z przekąsem Bonnefoy, próbując za pomocą różnych produktów zdjąć gumę z włosów blondynki. Oczywiście na dłoniach miał rękawiczki. 
Niestety, choć bardzo mocno się starał, lepki przedmiot mocno zaplątał się we włosy dziewczyny. Francis nie chciał jej martwić, ale coraz bliżej był sięgnięcia po nożyczki. Bawił się we fryzjera już godzinę i nie dał rady poprawić stanu włosów Alice. Spróbował jeszcze kilka razy tych samych środków, jednak ciągle ponosił porażkę. 
Westchnął głęboko, sięgając po nożyczki.
- Będziesz bardzo zła, gdy załatwię ci grzywkę? 
Tych słów Alice tak bardzo się bała. Ale co miała teraz zrobić? Nie miała nic do stracenia.
- Rób, co musisz, abym mogła jutro bez wstydu pokazać się w szkole - powiedziała. 
Francis przytaknął.
Angielka czuła jak Bonnefoy zbiera i rozczesuje jej włosy z przodu, aby cięcie wyszło równo. Chwycił w swoje dłonie fryzjerskie nożyczki i trzymał je zaraz obok pasem dziewczyny. Kirkland zamknęła oczy, szykując się na najgorsze. Usłyszała charakterystyczny dźwięk cięcia i jeszcze mocniej zacisnęła powieki. Kilka włosów opadły na jej policzki, a reszta jak piórka poleciały na podłogę. 
Alice uznała to, że Francis wciąż podcinał jej włosy za zły znak. 
- Długo jeszcze? - jęknęła Kirkland. 
- Cierpliwości - warknął niebieskooki. - Artyści potrzebują czasu. 
- Jaki z ciebie artysta - zakpliła, po czym uświadomiła sobie, że Bonnefoy trzyma ostry przedmiot zaraz obok jej twarzy i zamilkła. 
Minęło kolejne dziesięć minut, a Francis w końcu ogłosił:
- Możesz otworzyć oczy.
Alice ostrożnie uchyliła oczy, uważając czy napewno Francis nie planuje jej zabić fryzjerskimi nożyczkami. Całe szczęście przedmiot ten bezpiecznie leżał na umywalce. Sam Francuz trzymał w swoich dłoniach średniej wielkości okrągłe lusterko. 
- Co sądzisz? - spytał. - Teraz już nie będziesz mogla zakrywać swojej twarzy włosami.
Alice ostrożnie badała swoją twarz w lustrze, dotykając pozostawionych pasem. Grzywka zasłaniała jej całe czoło i brwi. Nowa fryzura dodawała jej profesjonalizmu i już nie kryła swojej twarz jak dziewczyna rodem z memów o emo. 
Wyglądała bardziej dziewczęco niż przedtem i bardzo jej się to podobało. 
- Jeśli ci się nie podoba to nie pozywaj, do-
- Dzięki - przerwała mu Kirkland.
- Który dzisiaj dzień? - spytał szybko Bonnefoy, odkładając lusterko na bok. 
- Po co chcesz wiedzieć? - odparła, zakładając ręce na piersi. 
- Muszę zapisać dzień, w którym Alice Kirkland mi podziękowała - powiedział podśmiewując się. - Będę opowiadać tę historię wnukom - dodał ze złośliwym uśmiechem.
Alice westchnęła. 
- Jeśli zaraz się nie zamkniesz, to ja zrobię pożytek z tych nożyczek. 

ıllıllı ıllıllı ıllıllı

Kolejnego dnia Alice zmierzała do szkoły w o wiele lepszym humorze. Wszystko byłoby doskonale, gdyby nie to, że przed klasą spotkała Amandę. Miała chęć uciec przed nią jak ofiara przed drapieżnikiem, jednak Amerykanka już złapała ja w swoje pazury. 
- No Alice - powiedziała. - Co to za nowa fryzura - zadrwiła. - Fryzjer był ślepy? 
Chciała ominąć Amandę, jednak ta zablokowała jej przejście. 
Angielka już czuła jak pocą jej się dłonie i puls przyśpiesza, ale, gdy już miała wpadać w panikę, ktoś położył jej dłoń na ramieniu. 
- Nie - wtrącił się Francis. - Fryzjer był diabelsko przystojny.
Na te słowa Amerykanka fuknęła coś pod nosem. 
Nagle Bonnefoy spoważniał.
- Słuchaj Amanda, bo powtarzać się nie będę - mówił, jakby był na pogrzebie. - Radzę ci przestać nękać Alice i oddać jej wszystkie ukradzione pieniądze. - Poklepał ją po ramieniu. - Wiesz, taka rada od znajomego, bo w przeciwnym wypadku może się to źle skończyć. - Przeszedł obok niej, uderzając w amerykańskie ramię i uśmiechnął się pod nosem. - Alice - zwrócił się do Angielki - idziesz?
Zdziwiona zaistniałą sytuacją zielonooka trwała w miejscu jak słup soli aż do momentu, gdy Francis ją zawołał. Wtedy ruszyła z miejsca, zatrzymując się na chwilę obok Amandy. 
- Radzę ci uważać na ludzi, którzy już nic nie mają, bo ci, którzy wszystko stracili, są zdolni do wszystkiego - wyszeptała jej do ucha, po czym podbiegła do Bonnefoya. 
Przez chwilę szli obok siebie w zupełnej ciszy. 
- Amanda to suka - zaczęła dziewczyna. 
- Przynajmniej w tej jednej sprawie się zgadzamy - odparł blondyn. 
- Wiesz, że wciąż cię nie lubię? - orzekła Alice, wyprzedzając lekko Francuza. 
- Jestem tego doskonale świadomy. 
- Ale już mniej - dodał, odwracając się do niego. 
- Ja ciebie też - odparł, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

*

Z tym rozdziałem przyszło też załkowite zakończenie tej książki.

Dziękuję każdej osóbce, która zostawiła tutaj gwiazdkę, komentarz lub zwykłe wyświetlenie.

Mam szczerą nadzieję, że to opowiadanie wam się spodobało i będziecie czekać na więcej!

A skoro już o tym mowa...

Na moim profilu zagościły dwa noqe fanfiki - nowe systematycznie aktualizowane opowiadanie oraz mistyczny special na stu obserwujących!

Chętnych, którym spodobała się moja twórczość, zaprawszam na mój profil!

Dziękuję wam strasznie za czytanie "Kryminału i gorącej kawy".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro