Prolog
Puck
Siedzę na drewnianym krześle i bezcelowo mieszam zieloną herbatę z mlekiem i masłem. Zupełnie nie mam ochoty je pić.
Z nudów postanawiam zajrzeć do Dove. Dzisiaj dam jej odpocząć, bo jutro pojedziemy na plażę.
Kieruję kroki do stajni, a od razu wita mnie złota głową wystająca znad drzwi boksu. Dove już nie jest zwyczajnym grubym kucykiem - to umięśniona, zdrowa klacz z dużą wytrzymałością. Nabrała formy przed naszym wspólnym Wyścigiem.
Klacz trąca moje ramię. Miałam dzisiaj na niej nie jeździć, ale nie mogę się oprzeć pokusie.
W mgnieniu oka już siedzę na grzbiecie bułanej i ruszamy stępem na oklep w stronę pól. Trochę ruchu dzisiaj się jej przyda.
- Gdzie jedziesz?
Przerażona odskakuję. Dove robi gwałtowny krok w bok, przez co prawie nie spadam.
- Finn, głupku! Wystraszyłeś mnie. - mówię. - Jadę się przejechać z Dove na pola. Wrócę niedługo.
Szybko popędzam Dove do galopu i znikamy Finnowi z pola widzenia, tak, żeby nie mógł mnie zatrzymać.
Czasami, w takich chwilach mogę zapomnieć o tym, że nie mam rodziców, jestem sierotą i mój brat, Gabe wyjechał i wróci pewnie dopiero na święta. Chwytam się mocniej grzywy klaczy i skupiam się na jeździe.
Co prawda, Dove nie jest już w takiej formie jak przed Wyścigiem, ale i tak widać u niej mięśnie. Klepę ją po zadzie gołą dłonią, a ona zarzuca łbem i jeszcze bardziej przyspiesza.
Nie chcę jej tak męczyć, więc po prostu zawracamy i już spokojnym galopem wracamy do domu.
-------
228 słów.
tak, ruszamy z nowa książka (o dziwo nie jest o koniach wyścigowych)
jest to po prostu ff do niezbyt znanej książki, którą kocham całych serduchem ❤️ myślę, że komuś się spodoba.
do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro