|3| Impreza cz.2
Harry pov's
Mary zmierzała w moją stronę. Słyszałem śliczne kołatanie jej serca. Biło tak szybko. Spojrzałem na nią i kurwa, mogłbym patrzeć godzinami .Obejrzałem powoli całą sytuacje do okoła mnie. Lou lizał się z jakąś laską, Niall to samo. Zayn i Liam również się całują. Wyglądali uroczo, ale dźwięki jakie wydają są mniej słodkie. Cóż... Mary siedzi obok mnie i jak gdyby nic popija sobie drinka. Moje kły powoli zaczęły się wysuwać, ponieważ zapach jaki produkowała jej skóra i ciało... Zasłoniłem usta dłonią a brunetka spojrzała w moją stronę. Wyciągnęła dłoń w moja stronę z rozbawieniem w oczach i powiedziała do mnie ślicznym, melodyjnym głosem, ale jej ręka lekko drżała, co mogło oznaczać że się mnie bała.
-Hej, jestem Mary. A ty?- zapytała, a jej głos lekko drżał.
-Uh- westchnąłem wsunąłem kły na swoje miejsce.
-Ja jestem Harry.- moje kąciki ust poszły lekko w górę, na co niska osóbka uśmiechnęła się delikatnie.
-Czemu mi się cały czas przypatrujesz Harry?- zapytała zaciekawiona, ale i z przestrachem, jakby obawiała się że ją skrzywdzę. Z doświadczenia wiem że tacy ludzie mogą mieć traumę. Ktoś ją skrzywdził? Niech się lepiej modli o szybką śmierć.
-Ja... Wybacz jeśli przez to czujesz się źle. Ja pójdę już.- powiedziałem i wstałem, chcąc, niechętnie ale jednak, odejść.
-Nie. To znaczy... nie musisz iść.- powiedziała i złapała mnie swoją małą dłonią za mój łokieć. Ale w tym momencie usłyszałem krzyki Zayn'a i Liam'a. Czyli ludziom zaczęło przeszkadzać że są gejami i się obściskują. Rozumiem. Nie tolerancyjne gówna...
-Ale chyba muszę. Ci geje to moi kumple i ludziom chyba już zaczynają przeszkadzać- powiedziałem drapiąc się po karku a Mary cały czas trzymała moja rękę. Chyba nawet nie zdając sobie sprawy. Tak jakby lekko posmutniała, a ja się natychmiast odwróciłem bo usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Twarz Liam'a przypominała rozjechanego pomidora. Ja pierdole, czy ich nawet na chwilę nie można zostawić.
- Ej!! Mary chodź. Idziemy na cmentarz!!!- krzyknęła jakaś dziewczyna w stronę dziewczyny z którą chwilę rozmawiałem. Już nie zwróciłem na to uwagi tylko ruszyłem w kierunku bójki jaką wywołali ci idioci.
Mary pov's
-Ej!! Mary chodź. Idziemy na cmentarz.- Kate krzyczała w moją stronę. Za jej plecami stała Bonnie przytulona do Matta. O czym ja znowu nie wiem? Banda... Uh. Nie ważne. Cokolwiek.
-Pa, Harry- powiedziałam, ale chłopaka już nie było. Zerknęłam w stronę bijatyki i widziałem przebłyski loków Harry'ego, ale on bezmyślnie oddał się w wir bójki.
-Idę!- krzyknęłam i pobiegłam w jej stronę. Po chwili jechaliśmy w stronę cmentarza, a moje myśli zaprzątał pewien chłopak o kręconych włosach.
Po 30 minutach jazdy autem Matt'a byliśmy na miejscu. Stała tu mała kapliczka, a w nocy wyglądała upiornie. Cały ten cmentarz wyglądał upiornie.
-Tak w ogóle, po co tu jesteśmy?- zapytałam z lekkim strachem. Nie wygląda to za dobrze.
- A jesteśmy tu dlatego że...- Matt zrobił dramatyczną pauzę
-Ostatnio znaleźli tu dwa trupy. Dwoje dzieci. Chłopca i dziewczynkę. W organizmie nie została im ani jedna kropla krwi.- Elena wytrzeszczyła na niego oczy, a ja złapałam Kate za rękę. Boże, ani kropli krwi? Jak to cholera jasna możliwe? Nie. To nie jest możliwe. Pewnie naczytał się jakiś bzdur w gazetach i tyle.
- To może nie idźmy tam?- zaproponowała cicho Bonnie. Matt objął ją szczelniej ramieniem, na co przewróciłam oczami. Nigdy nie zrozumiem miłości.
-Wejdziemy do kaplicy, to tam znaleźli te dzieciaki. Nie martw się kochanie, nie dam cię skrzywdzić. I was też.- powiedział śmiejąc się z naszego strachu. Kate prychnęła cicho, a El przewróciła oczami.
Po 20 minutach marszu byliśmy na środku cmentarza, przed kaplicą. Wiatr dość mocno wiał, chyba zbierało się na burzę. Jak dobrze że ubrałam trampki w razie gdybyśmy musieli uciekać. Chociaż przed czym? Przed wiatrem?
-Eleno? Zostaniesz na czatach i popilnujesz czy pastor nie idzie?- zapytał Matt podchodząc do niej.
-Nie sądzę żeby pastor był na tyle głupi żeby zapuszczać się samemu na środek cmentarza zwłaszcza po tym co się tu ostatnio stało- Elena syknęła na niego, a on podniósł tylko ręce w pokojowym geście. Usłyszałam wycie psa i skuliłam się w środku a Bonnie bardziej przywarła do Matt'a. El i Kate stały dośc blisko siebie, a Kate wyglądała jakby miała płakać ze strachu.
-O boże, boicie się wycia jakiegoś psa?- Matt zaśmiał się i otworzył drzwi do okropnej i ciemnej kaplicy do której po chwili zaczęliśmy niechętnie wchodzić. Poza Matt'em oczywiście. Typowe. Zapowiada się długa noc...
________________________________________________________________
Heloł ludki. Jak się podoba? Czy ktoś tu jest?
CZYTASZ= ZOSTAWIASZ ŚLAD :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro