Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II. CYTRYNY

  Ranpo znał budynek, który mieścił się pod wysłanym przez Edgara adresem. Rozwiązywał tam swego czasu sprawę morderstwa w zamkniętym pokoju. Wziął laptopa i wyszukał plany budynku, które w skupieniu przeglądał, kreśląc na nich kolejne czerwone krzyżyki. Powstrzymał się od skrzywienia, gdy zobaczył jak wyglądała sytuacja drapacza chmur. Zmierzył swoich współpracowników spojrzeniem, którzy do tej pory obserwowali w napiętej atmosferze jak pracuje.

- Dazai, Kunikida podejdźcie tu. Wy nowi też – odezwał się wreszcie, kiedy dobrał osoby mogące odnieść w tej misji największy sukces.

Próbował ignorować kłębiącą się mu z tyłu głowy myśl, aby opracować plan zabrania tylko stamtąd Poe. Wiedział, że zadzwonił, bo chciał by uratował ich wszystkich. Postara się to wykonać dla niego, mimo wielu niepewnych czynników przy takich sprawach. Spojrzał na swoich kolegów i koleżankę, gestem zachęcając by się bardziej zbliżyli. Wyjaśnił im, że oznaczone na rysunku punkty, to możliwe miejsca znajdowania się ładunków.

- Jest ich tak wiele – zauważył ze zgrozą w tonie Atsushi.

  Ranpo jedynie pokiwał głową, aby zaznaczyć im najbardziej prawdopodobne piętro przebywania podejrzanego, a jeśli to nie byłoby tam, to gdzie powinni jeszcze zajrzeć.

- To wszystko. Resztę odkryjecie na miejscu.

- Jak to? Żadnych instrukcji jak to zakończyć?

- Żadnych. Musicie go poznać. Ja powiadomię policję.

- To szaleństwo – szepnął sam do siebie Nakajima.

Edogawa w myślach nie mógł się z nim nie zgodzić.

- Idziemy – zarządził Kunikida, kierując się do wyjścia.

- Na dole macie taksówkę – odezwała się Naomi, która ją dla nich zamówiła.

Wiedziała, że w takich sytuacjach najbardziej liczy się czas. Gdy wychodzili tylko Dazai był zadowolony.

Na miejscu znaleźli się dość szybko. Podeszli do oszklonych drzwi wieżowca.

Dazai pochylił się w przód, przyglądając im.

- Zamknięte elektrycznie – zacmokał z niezadowoleniem.

- To może wybijmy szybę? – zaproponował Kunikida.

- Nie. Włączysz alarm, a wtedy może wszystko wysadzić. Kto wie co takim siedzi w głowie.

- To znaleźć źródło zasilania? Nie mamy pewności, że będzie na zewnątrz – zastanawiał się dalej.

- Zostawcie to mi – wtrącił Nakajima i podszedł bliżej.

Złapał za drzwi i zmienił swoje ręce w tygrysie łapy, rozsuwając je siłą. Kyouka bez większego namysłu przeszła między jego nogami. Dwójka starszych detektywów popatrzyła po sobie porozumiewawczo. Osamu jedynie wzruszył ramionami i po chwili również przeszli na drugą stronę. Atsushi znalazł się w środku jako ostatni, moment przed tym, jak jeden z uwięzionych tu pracowników chciał podjąć próbę ucieczki. Szansa zniknęła, bo chłopak zdążył wejść.

Ludzie spoglądali na nich z ożywieniem i nadzieją.

- Przyszliście nas uratować? – zapytała jakaś kobieta.

- Tak, więc proszę wszystkich o zachowanie spokoju. Jesteśmy ze Zbrojnej Agencji Detektywistycznej – wyjaśnił Kunikida, a atmosfera wydawała się nieco rozluźnić po tych słowach.

Doppo skierował się do windy, a Atsushi wzdrygnął się lekko, widząc ile ci wszyscy cywile pokładali w nich wiary i ufności, co mieli wręcz wypisane na twarzach. Poczuł się tym przytłoczony, gdy zdał sobie sprawę z odpowiedzialności za tak wiele żyć. Nie zauważył kiedy przystanął nagle, wbijając nieco otępiałe spojrzenie przed siebie. Co jeśli się im nie uda i ludzie przypłacą to życiem, które złożyli w ich ręce? Czy są w stanie tak naprawdę wszyscy wyjść z tego cało? Pierwszy raz brał udział w czymś takim. W swoim wcześniejszym życiu nie brał za nikogo odpowiedzialności. Najczęściej działał sam.

- Nie myśl o tym tyle – odezwała się Kyouka, kładąc mu dłoń na ramieniu.

Otrząsnął się, widząc jak Dazai z Kunikidą czekają na nich przy drzwiach windy. Dołączyli do nich, gdy akurat zjechała na dół. Weszli do środka i wybrali piętro, gdzie Ranpo wytypował, że mógł znajdować się ich cel. Pojechali na górę, a będąc na miejscu Doppo zerknął przez ramię na swoich towarzyszy.

- Nie odzywajcie się do niego, gdy nie będzie o nic pytać. Jeśli jednak by chciał od was czegoś, to wybierajcie każdą możliwość, która nie wyprowadzi go z równowagi – oznajmił, wychodząc na korytarz.

- Jak znajdziemy właściwe miejsce? – zapytał Atsushi, rozglądając się po rzędach drzwi prowadzących do biur, po obu ich stronach.

- Spróbujemy po wskazówkach Ranpo – stwierdził Doppo i po chwili namysłu wybrał kierunek.

Pozostali ruszyli za nim, zakładając zgodnie, że ma jakiś plan. Pierwsze drzwi, które otworzyli okazały się pudłem. Było to tylko puste biuro. Kolejne pomieszczenie było właściwe.

W pokoju jak najbliżej ścian tłoczyli się, niczym szczury zagonione w pułapkę pracownicy.

Wydawali się trzymać jak najdalej od mężczyzny, który siedział na jednym z biurek.

Na oczach miał google i ubrany był między innymi w postrzępiony fartuch. Nakajimie wydawało się, jakby uciekł z balu przebierańców albo laboratorium.

- No nareszcie! Przyszliście negocjować życie tych miernot? – zapytał z uśmiechem, rozwiewając wątpliwości kto za tym wszystkim stał.

Atsushi zacisnął dłoń w pięść, czując złość przez samo zachowanie tego przestępcy. Rozsierdzała go dodatkowo myśl, że ci ludzie sobie niczym na to nie zasłużyli.

- Ty za tym stoisz. Jaki jest twój cel? – odezwał się spokojnie Kunikida.

- Moje badania, chęć zrobienia czegoś spektakularnego, a wy weszliście w sam środek tego! – wykrzyknął i krótko roześmiał. – Co jesteście w stanie zrobić, by temu zapobiec?

- Możemy pomóc ci jeszcze się bezpiecznie wycofać. Naprawisz swój błąd bez konsekwencji.

- Błąd? – powtórzył i zaniósł przez dłuższy moment histerycznym śmiechem. – Naprawdę myślisz, że tym to wszystko jest?

- Jest to prawdopodobnie planem, który w rzeczywistości wyszedł trudniej niż prognozowałeś. Przyznaj się, zapomniałeś o wyjściu awaryjnym dla siebie. Nie czekałbyś tutaj inaczej.

- Ah, czyli według ciebie to nieudolny eksperyment, tak? – dopytał, a w jego tonie pojawiła się nuta nieukrywanej złości.

Wsunął jedną dłoń do kieszeni swojego fartucha.

- Nie, ja nie uważam, że to było nieudolne – detektyw był wyraźnie zmieszany.

- Nie kłam! – wrzasnął i rzucił w niego zawartością tego, co skrywała jego kieszeń.

Doppo instynktownie wykonał unik. Pod nogi stojącej nieopodal Kyouki wylądowała cytryna.

Ledwo zdążyła zerknąć na przedmiot.

- Uważaj! – krzyknął Atsushi i ją odepchnął z taką siłą, że odleciała solidny kawałek dystansu.

Chwilę potem cytryna leżąca u jego stóp wybuchła, a po pomieszczeniu rozległ się wrzask przerażenia.

Izumi patrzyła w szoku na miejsce, w którym moment temu stała. Ludzie trzymali się jak najdalej, więc na szczęście cywilów nie dosięgnęło. Zaczęła szukać spojrzeniem w panice sylwetki przyjaciela.

Stał kawałek dalej oddychając ciężko, nieco pokrwawiony. Widząc, że go dostrzegła uśmiechnął się.

- Cieszę się, że nic ci nie jest – odezwał się z wyraźną ulgą w tonie.

- Ale ty zostałeś ranny! – zauważyła przerażona.

To była jej wina, powinna zareagować od razu.

- Nic mi nie będzie – machnął lekceważąco ręką i poszedł usiąść pod ścianą, aby dać sobie odpocząć oraz zregenerować po tym ataku.

- Ciekawe – odezwał się Osamu, który dotychczas jedynie obserwował całe to przedstawienie.

– Dlaczego akurat cytryny? – zapytał, zaciekawiony nietypową formą ładunku.

- Naprawdę? To cię powinno teraz interesować? – mruknął, stojący nieopodal Poe.

Nie rozumiał jego podejścia.

Zignorował Amerykanina, dalej chcąc wyjaśnień.

- Bo nie pomarańcze – rzucił ironicznie, czując, że detektyw chciał się z niego nabijać.

- Oj, no nie bądź taki. Naprawdę jestem ciekawy! – oburzył się Dazai.

Doppo słuchając tego, patrzył na niego jak na ostatniego kretyna.

- Ich piękny kształt i żółty kolor – wyjawił wreszcie, gdy doszedł do wniosku, że może go pod tym względem zrozumie.

- I to takie proste? – głos Osamu i jego wzrok w jednej chwili wyrażały znudzenie. - Dzięki za potwierdzenie, że jesteś po prostu jednym z wielu szaleńców sięgających do terroryzmu, Kajii Motojirou – dodał, a zanim zdążył uzyskać reakcję na swoje słowa, podleciał do niego Kunikida i zaciągnął za płaszcz w najdalszy kąt sali.

- Co ty u diabła wyprawiasz?! Tylko go prowokujesz, kretynie – wysyczał cicho zirytowany Doppo. – I skąd znasz jego imię i nazwisko?

- Zaspokajam moją ciekawość. No weź nie udawaj, że ciebie to nie interesowało? – zapytał zaciekawiony, aby zaraz na krótki moment zamyślić. – Przewinęło mi się jego zdjęcie w gazecie, po nieudanej policyjnej akcji. Wysadził jakiś blok i to podziwiał.

- Właśnie dlatego robisz wszystko, żebyśmy i my skończyli jak ten budynek?! – odezwał się Doppo konspiracyjnym szeptem.

Osamu skrzywił się z niezadowoleniem.

- Grupowe samobójstwo z tyloma osobami mnie nie interesuje. To nie mój wymarzony sposób – stwierdził Dazai i wyplątał z uścisku drugiego detektywa, który spoglądał za nim zdziwiony.

  Czytał właśnie raporty z misji od Czarnych Jaszczurek, gdy usłyszał pukanie do drzwi.

- Proszę – zawołał, podnosząc wzrok znad dokumentów.

Do środka niepewnie wślizgnęła się jego siostra.

- Stało się coś? – zapytał od razu, mając mimowolnie złe przeczucia przez jej nietypowe zachowanie.

- Atsushi i Kyouka wraz z dwoma innymi detektywami są uwięzieni w budynku z terrorystą – oznajmiła Gin, starając się na jak najbardziej czysto profesjonalny ton.

Widziała jak jego szare oczy rozszerzają się na te słowa. Nadzorowała ich podczas misji w Agencji, ale nie mogła się wtrącać, gdy brakowało okazji, aby zrobić to bezpiecznie i bez dekonspiracji tej dwójki. Zresztą wiedziała jak ważny był Atsushi dla jej brata. A ona nienawidziła patrzeć, gdy w jakikolwiek sposób cierpiał.

- Rozumiem. Będę obserwował sytuację. Dziękuje, Gin.

Młodsza Akutagawa kiwnęła głową i opuściła pomieszczenie. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, Ryuunosuke włączył najbliższy kanał informacyjny nadający na żywo. Słuchał co się dzieje i zerkał co rusz na widzący na ścianie telewizor, upewniając się, że wieżowiec wciąż jest cały.

  Osamu zatrzymał się przed Motojirou, któremu przyglądał się dłuższy czas w milczeniu.

- Masz pięć minut – stwierdził nagle.

- Niby na co? – zapytał zdziwiony terrorysta, ukradkiem zerkając na towarzyszy detektywa, którzy wydawali się w podobnym stopniu zaskoczeni.

- Na to, żeby zdecydować. Bierzesz propozycję wystosowaną przez Kunikidę czy nie?

- A jak tego nie zrobię?

- To skończysz w odpowiednim dla takich jak ty miejscu – wzruszył obojętnie ramionami.

- A może zwyczajnie was wysadzę z tymi wszystkimi ludźmi, hm? – zasugerował, wyjmując z kieszeni fartucha urządzenie z czerwonym przyciskiem.

- Wyjdzie na to samo tylko z ofiarami – stwierdził z uśmiechem – A teraz decyduj, bo marnujesz mój czas, który mógłbym przeznaczyć na poszukiwania kobiety chętnej popełnić ze mną podwójne samobójstwo – dodał zniecierpliwiony.

Kajii wydawał się rozważać dłuższy moment to wszystko. Uśmiechnął się pod nosem.

- Zgoda, załatwcie mi helikopter.

Osamu wykonał telefon, dając rozmowę na głośnomówiący. Faktycznie ściągnął mu transport.

Udali się obaj jakiś czas później na dach. Motojirou, gdy helikopter wylądował wszedł na jego pokład, oddając dopiero wtedy pilota do detonacji. Wzbili się w powietrze i po tym, jak byli już spory kawałek od wieżowca, na terenie całego budynku w głośnikach oraz urządzeniu, które otrzymał od niego Dazai rozbrzmiał maniakalny śmiech.

Po nim nastąpił komunikat: Odliczanie do detonacji rozpoczęte. Pozostało 60 sekund...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro