Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Krwawy

Gdy wycieńczony dotarłem do swojego mieszkania, od razu położyłem się do łóżka z nadzieją, że szybko zasnę.

Niestety, jak się okazało, spokojny sen był wtedy poza moim zasięgiem.


Wciąż martwiłem się, że Jiminowi stanie się jakaś krzywda, że oni mu coś zrobią, ale wiedziałem też, że tak naprawdę nic nie mogę z tym zrobić. Musiałem przetrwać te parę dni, w oczekiwaniu na dzień umówionego spotkania, a w międzyczasie sprzedać jeszcze parę rzeczy, by uzbierać wystarczającą sumę pieniędzy.


Wybudziwszy się rano z przerywanego snu, postanowiłem zadzwonić do Jimina i upewnić się, że wszystko u niego w porządku. Jednak ten od razu odrzucił moje połączenie, by po chwili wysłać mi smsa o treści:

„Nic mi nie jest."

Widocznie nie miał zamiaru ze mną rozmawiać... No trudno. Najważniejsze, że był cały i zdrowy.

Następnie postanowiłem skontaktować się z Hoseokiem. Przecież nie mógł cały czas obrażać się na mnie za to, że do niego nie zadzwoniłem. Ale właściwie... Co miałem mu powiedzieć? Że dlaczego się nie odzywałem? Co, jeśli spyta, gdzie byłem? Miałem mu powiedzieć prawdę? Że puszczałem się z kimś za kasę?

Nie, nie mogłem powiedzieć mu prawdy. Od razu wymyśliłem wiarygodne kłamstewko i nacisnąłem zieloną słuchawkę:

- Yoongi – wysyczał Hoseok do słuchawki. Był wściekły.

- Cześć, Hobi. Słuchaj, przepraszam, że wczoraj nie zadzwoniłem, ale miałem ciężką sytuację... - zacząłem kłamać.

- Tak? A jakąż to? - spytał ironicznie.

- Słyszałeś pewnie mniej więcej moją rozmowę przez telefon. Zadłużyłem się u kogoś, ten ktoś zaczął upominać się o pieniądze i musiałem szybko posprzedawać jakieś rzeczy, by mieć na spłatę tego długu. Nie zadzwoniłem wieczorem, bo byłem wykończony po całym dniu łażenia po mieście i targowania się... Przepraszam.

- Coś kręcisz, Yoongi... Nagle musiałeś zdobyć kasę? W jeden dzień? Jakoś nic wcześniej nie mówiłeś, że musisz odłożyć hajs na jakiś dług... - mówił podejrzliwie.

- Tak, bo wiesz... Po prostu pożyczyłem pieniądze od nieciekawych ludzi. W momencie, gdy tak naprawdę z dupy przyspieszyli termin spłaty, postanowiłem po prostu im zapłacić i mieć to z głowy. Jakoś wstyd było mi ci o tym mówić.

- I już zapłaciłeś?

- Wysłałem przelew. Jeszcze zadzwoniłem do nich i upewniłem się, czy jesteśmy kwita i w ogóle. Powiedzieli, że tak – kłamałem jak z nut.

- Mhm. Czyli rozumiem, że dzisiaj do mnie wracasz?

- Tak, mogę być późnym wieczorem. Ok? - spytałem, zadowolony ze swojej gry aktorskiej. Byłem cholernym, podłym kłamcą...

- Dobra. To na razie, Yoongi – powiedział i rozłączył się.

Jednak gdy tylko schowałem telefon do kieszeni, znów rozbrzmiał dzwonek telefonu.

- Halo? - odebrałem szybko, nawet nie patrząc na wyświetlacz.

- Cześć – usłyszałem niepewny głos Jimina. Ach, jak się wtedy ucieszyłem, że jednak się do mnie odezwał! - Słuchaj, bo... Ja jednak chcę żebyś przez te parę dni pomieszkał u mnie. Ciągle mi się wydaje, że ktoś mnie śledzi, nie mogę spokojnie spać. Chciałem być dumny i blady, nie odzywając się do ciebie, ale ja po prostu sram tu po gaciach.

W pierwszym momencie byłem rad z tego, że jednak przystał na moją propozycję, ale z drugiej strony przecież obiecałem Hoseokowi, że dzisiaj do niego wrócę! Co miałem zrobić? Zlać jego czy Jimina?

- Jasne, przyjadę. O której mam być? - spytałem zdenerwowany tym, że lada moment będę musiał zadzwonić do Junga i powiedzieć mu, że jednak dzisiaj nie przyjadę. Ale się wszystko pokomplikowało...

- Kiedy chcesz. Ale nie ukrywam, że im szybciej tym lepiej...

- Dobra, będę o szesnastej. To na razie? - upewniłem się.

- Pa.

Drżącą dłonią rozłączyłem się i usiadłem załamany na łóżku, gdyż nie miałem pojęcia, co teraz powiedzieć Hobiemu. Musiałem znów coś wymyślić, kurwa mać. Jakieś wiarygodne kłamstewko... Pospacerowałem chwilę po pokoju, gdy nagle mnie olśniło. Postanowiłem za parę godzin zadzwonić do chłopaka, by powiedzieć mu, że moja matka jest w szpitalu i muszę pojechać do niej na parę dni. Piękne wytłumaczenie. Trochę pochlipię, poudaję, że bardzo się o mamusię martwię, a jeśli tego nie łyknie, to trudno. Nic innego nie mogłem zrobić. A Jimina samego nie chciałem zostawić.

Byłem w dupie. Dobrze wiedziałem, że narażę się Hobiemu, jeśli mi nie uwierzy. Jeśli nie będę wystarczająco wiarygodny. Jeśli jakoś sprawdzi, czy rzeczywiście moja matka jest w szpitalu...

Nawet jeśli by się tak zdarzyło, to co mi zrobi? Zgwałci mnie? Zabije? Nawet jeśli, to właściwie co z tego...?, gdybałem z obojętnym co do swojego losu nastawieniem.

Trudno, stało się. Teraz musiałem o tym wszystkim na chwilę zapomnieć, by przejść się po lombardach i sprzedać jeszcze parę rzeczy.

Po dwóch godzinach łażenia i negocjowania z ulgą stwierdziłem, że pieniędzy mam już wystarczająco.


***


Zestresowany stanąłem pod blokiem, w którym mieszkał Jimin. To był ostatni moment, by zadzwonić do Hoseoka i opowiedzieć mu historię o matce w szpitalu... Jednak ja jak rasowy tchórz, wysłałem mu tylko smsa z wymyśloną wcześniej opowiastką. Dodałem też, że się do mamusi bardzo spieszę i nie mam czasu zadzwonić.

Szczerze? Wątpiłem, by to łyknął. Ale już było po ptokach. Wiadomość wysłałem, więc mogłem się tylko modlić, by uwierzył w to, co było w niej napisane i odpowiedział mi jak najszybciej.

Nacisnąłem przycisk domofonu i już po chwili usłyszałem przez głośnik głos Jimina:

- Kto tam?

- Yoongi. Wpuścisz mnie?

- Tak, tylko wiesz co. Ja bym chciał pójść jeszcze do sklepu. Zaczekaj na mnie na dole, ok?

- Dobra, czekam – odparłem, puszczając przycisk.

Czyżby było aż tak źle, że bał się nawet sam wyjść z mieszkania? Niedobrze... On nigdy nie był jakiś strachliwy, wręcz przeciwnie. Często nawet imponował mi swoją odwagą.

Po chwili usłyszałem kroki na klatce schodowej i szczęk otwieranych drzwi:

- Yoongi! - powiedział uradowany Park i ku mojemu zaskoczeniu uścisnął mnie. - Dziękuję, że zgodziłeś się przyjechać, naprawdę. Mam wrażenie, że ktoś ciągle mnie śledzi...

- Nie ma sprawy, naprawdę – zapewniłem i uścisnąłem go po przyjacielsku. - Naprawdę jest aż tak źle? Aż tak się boisz? - spytałem, idąc obok niego.

- No... tak. Jestem przekonany, że mnie śledzą, Yoongi. Z jednym czy dwoma bym sobie poradził, ale kto wie ilu ich tak naprawdę jest. Poza tym... ech. O ciebie też się trochę martwię – wyznał niepewnie. - Fakt, ty nas w to wkopałeś. Już nie mówiąc o tym, że źle mnie traktowałeś. Ale zapomnijmy o tym na razie i dotrwajmy do piątku. Do dnia spłaty – mówił, nie patrząc mi w oczy, a ja w milczeniu dotrzymywałem mu kroku.

- Dobrze, maluchu – odparłem może trochę wzruszony i rozczochrałem mu włosy, na co chłopak pisnął oburzony, szybko poprawiając fryzurę.

Przynajmniej on mi wybaczył. W tamtym momencie był jedyną osobą, która była ze mną w tym trudnym dla mnie okresie i byłem mu za to bardzo, bardzo wdzięczny. Byłem przekonany, że jeśli nadal byłby na mnie wściekły i obrażony, to nawet bojąc się o własne życie, nie poprosiłby mnie o pomoc. Więc było dobrze. W końcu poczułem nawet leciutką ulgę i może też nadzieję na to, że wszystko się ułoży. Przecież... hej. Może tylko wszystko demonizowałem? Może po prostu wszystko skończy się tak, że oddam im kasę i temat będzie zamknięty? Może Hoseok po prostu uwierzy w moje kłamstewka, niedługo mi odpisze i okaże się, że niepotrzebnie się tym wszystkim stresowałem? Jednak faktem było, że puściłem się dla pieniędzy, ale zrobiłem to z kimś kogo znam, kto jest atrakcyjny i pociągający, więc czemu miałem się siebie brzydzić oraz wyrzucać sobie, że się sprzedałem?

Gdy tak sobie szliśmy w komfortowym milczeniu, a ja przekonywałem w myślach sam siebie, że wszystko będzie dobrze, poczułem się naprawdę dobrze. Czemu zawsze tak musiałem się wszystkim przejmować? Zamiast olać i cieszyć się życiem.

Cieszyć życiem? Co ja pieprzę... To chyba Jimin miał na mnie taki euforyczny wpływ.


W sklepie kupiliśmy do jedzenia parę pierdół, by następnie wrócić do jego mieszkania. Przez cały czas ukradkiem rozglądałem się, czy rzeczywiście nikt nas nie śledził. Jednak nie zauważyłem nic niepokojącego. Może ten psychol też za bardzo wyolbrzymiał?

Po kryjomu spojrzałem na telefon, by sprawdzić, czy Jung nie odpisał na mojego smsa. Jednak żadna wiadomość nie nadeszła, co mnie trochę zestresowało. A jak nie uwierzył i obraził się na śmierć? I już nie będzie chciał utrzymywać ze mną kontaktu? Nie, Yoongi. Nie myśl tak. Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze...

Stanęliśmy przed drzwiami do bramy i gdy czekałem, aż Jimin je otworzy, coś mnie tknęło, i rozglądnąłem się wokół siebie.

I wtedy go zauważyłem.

Hoseok stał oparty o zaparkowany niedaleko nas samochód i wpatrywał się we mnie, mrużąc oczy.

Kurwa, kurwa, kurwa! Co miałem zrobić? Widział mnie z Jiminem, już wiedział, że kłamałem. Ja pierdolę, co ja najlepszego narobiłem?

Iść z Parkiem i udawać, że nic nie widziałem, czy przeprosić go i lecieć do Junga?

Musiałem załagodzić jakoś sytuację i pójść do tego drugiego. Może się go bałem?

Gdy podjąłem decyzję, poczułem się jak... pies. Pies zaślepiony wiernością.

- Jimin, zaczekaj – wychrypiałem, gdy ten nacisnął na klamkę.

- Co jest? - spytał rudowłosy zaniepokojony moim tonem głosu.

- Idź na górę. Ja zaraz przyjdę. Zaraz ci wyjaśnię, ok?

- Są tu? - wyszeptał przestraszony, rozglądając się.

Bingo! Pewnie myślał, że znów ktoś go śledzi...

W myślach odetchnąłem z ulgą, że przynajmniej wymyślanie kłamstw na poczekaniu miałem z głowy i odparłem:

- Nie wiem, tak mi się wydaje. Idź.

- Ale...

- Jeśli nie chcesz narażać mnie na dodatkowy stres, to idź do mieszkania do jasnej cholery! - wysyczałem zdesperowany.

Park tylko posłusznie skinął głową, by po chwili zniknąć za drzwiami prowadzącymi na klatkę schodową.

Dosłownie drżąc ze strachu podszedłem do Hoseoka i stanąłem przed nim, zaciskając z nerwów wargi.

- Yoongi... Ty. Mała. Kurwo – wysyczał szatyn, mierząc mnie wzrokiem.

- Hoseok, ja to wszystko wytłumaczę.

Zamierzałem mu powiedzieć prawdę. Że Jimin też w tym bagnie siedział, że był w niebezpieczeństwie i chciałem się nim zaopiekować, że kłamałem w związku z zadłużeniem i wcale go jeszcze nie spłaciłem... Chciałem opowiedzieć mu wszystko, zatajając tylko spotkanie z Taehyungiem.

Ale już było za późno.

- Okłamałeś mnie. Ty szmato. Okłamałeś mnie, by iść się pieprzyć z innym. Zaraz nie wytrzymam i coś ci zrobię – mówił chłopak, co rusz zaciskając zęby.

Nigdy nie widziałem go tak wściekłego. Bałem się, że zaraz się na mnie rzuci wśród tych wszystkich ludzi.

- Przepraszam, ja ci to wszystko wytłumaczę! To nie tak! Nie chciałem nic z nim robić! - błagałem, będąc już na granicy płaczu. - Proszę cię...

Wtedy Hoseok zadrżał w furii, rozejrzał się wokół siebie i gdy zdał sobie sprawę z tego, że nikt nas nie obserwuje, złapał mnie za kark jak szczenię i wepchnął do samochodu na tylne siedzenie. Z hukiem zatrzasnął za mną drzwi, usiadł na fotelu kierowcy i nacisnął pedał gazu.

- Boże, Hoseok, przepraszam... - wychrypiałem, siedząc sztywno i chowając twarz w dłoniach.

Nie miałem nawet jak uciec. Niby wiedziałem, że będę mógł się wyrwać w momencie wysiadania, bo w końcu w biały dzień na ulicy nie będzie mnie prał, ale dobrze wiedziałem, że jeśli wtedy bym mu zwiał, to nie dałby mi żyć i dorwałby mnie przy najbliższej okazji. Musiałem zacisnąć zęby i być przygotowanym na karę.

- Zamilcz – warknął, prowadząc samochód.

Nagle telefon zaczął wibrować mi w kieszeni. Po kryjomu wyciągnąłem go, by następnie odczytać smsa, którego dostałem. Od Jimina.

„Wszystko ok?"

„Tak, to nie byli oni. Wszystko u mnie w porządku. Ale nie mogę teraz rozmawiać. Napiszę do ciebie później, ok? Bardzo, bardzo Cię przepraszam. Zostań w domu."

„Ok..."

- Co tam pisałeś? Mam ci roztrzaskać ten telefon na twarzy? - spytał Hoseok, obserwując mnie w samochodowym lusterku.

- Pisałem do niego, że u mnie wszystko w porządku, tak na wszelki wypadek, gdyby widział, jak wpychasz mnie do samochodu... Mógł pomyśleć, że to jakiś napad i zadzwonić na policję – wytłumaczyłem się szybko.

- Komórka – mruknął jedną ręką wciąż trzymając kierownicę, a drugą wyciągając do tyłu w moją stronę. - Oddaj ją.

I drżącą dłonią posłusznie mu ją podałem. Szatyn patrząc to na jezdnię, to na wyświetlacz mojego telefonu, odczytał treść ostatniego smsa, by następnie schować komórkę do kieszeni kurtki.

- Potem poczytam sobie resztę. Że też miałeś tupet wciskać mi kit z mamusią... Zatłukę cię. Po prostu cię zatłukę.

- Hoseok, posłuchaj. – Starałem się przemówić mu do rozsądku. - Daj mi dojść do głosu.

- Zamknij się, bo tylko pogarszasz swoją sytuację – warknął, a ja przestraszony zamilkłem.


Gdy wysiedliśmy z samochodu, grzecznie szedłem obok Junga w stronę jego mieszkania. Czułem się tak jakby czekał mnie stryczek. Jakby zaraz miała dokonać się na mnie kara śmierci.

Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo chory byłem. Jak bardzo Hoseok był chory. Ja dlatego, że nie potrafiłem kierowany instynktem samozachowawczym od niego uciec, a on... chyba wiadomo.


Przekraczając próg jego mieszkania wiedziałem, że sam siebie skazuję na piekło, którego mogłem nie przeżyć.


__________________________


Tym razem nie kazałam Wam tak długo czekać ♥


Chciałam w pierwszej kolejności bardzo, bardzo podziękować kiri_9 za to, że mnie dopingowała w pisaniu, podnosiła na duchu i zbetowała tę część. Bez Niej tak ochoczo i szybko na pewno nie skończyłabym tego rozdziału ; ; <3 KC


Swoją drogą mam nadzieję, że spodobał Wam się rozwój akcji i będziecie zadowoleni. 

Na pewno nie pozwolę Wam się nudzić :x


Gwiazdkujcie i komentujcie, proszę, bo nawet taka jedna gwiazdeczka i jeden komentarzyk sprawiają, że mam banana na ryju przez cały dzień, a o chęci do pisania już nie wspomnę *.*


Trzymajcie się ♥

H5 (੭ ᐕ)੭*⁾⁾

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro