Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Krwawy

Heej~

Przepraszam, że między rozdziałami jest tak długa przerwa, ale przez szkołę i pracę po prostu nie daję rady szybciej się z nimi wyrobić ; ;

Teraz wiem, że seria nie będzie specjalnie długa. Może jeszcze ze dwa rozdziały? Ciężko mi ocenić, no ale tasiemiec to to nie będzie ;c

Dziękuję za to, że ze mną jesteście, no i za odzew na Wattpadzie, bo Wasze oceny i gwiazdki bardzo mobilizują mnie do pisania, wiec jestem naprawdę bardzo wdzięczna za docenienie TTnTT!

No i zapraszam na rozdział~

_________________________________________________________


6. Krwawy


Następne dni spędziliśmy oczywiście zabawiając się.

O ile szarpanie i tłuczenie się w trakcie stosunku można nazwać zabawą.

Chwilami bywało coraz gorzej, bardziej brutalnie. Niejednokrotnie przez te parę dni byłem przekonany, że Hoseok mnie zadusi lub w najlepszym przypadku pobije do nieprzytomności, bo okładanie pięściami było stałym elementem w trakcie naszych zbliżeń. Jednak żadna bardzo niebezpieczna sytuacja nie miała miejsca i co najważniejsze, wciąż pozostawałem przytomny. Może i posiniaczony oraz głodny, bo przez te parę dni prawie nic z Hoseokiem nie jedliśmy, ale przynajmniej stałem na nogach o własnych siłach.

Z niespokojnej drzemki wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Zerwałem się nagi z łóżka, tym samym budząc szatyna i doskoczywszy do komórki, odebrałem ją.

- Gdzie pan jest, panie Yoongi, do jasnej cholery? - usłyszałem głos w słuchawce. Szef. O kurwa...

- S-słucham? - wyjąkałem, nie rozumiejąc w pierwszej chwili o co chodzi.

- Jest godzina dziesiąta trzydzieści. Pół godziny temu miał pan być w pracy. Rozumiem, że coś panu wypadło i już jest pan w drodze?

- Szefie, ja... Ja już jadę! - zapewniłem panicznie, jednak gdy w trakcie nerwowego chodzenia po pokoju przypadkowo przejrzałem się w lustrze, zamarłem. Nie mogłem się tak pojawić w pracy. Znów cały byłem w siniakach, miałem pokaźne limo pod okiem...W takim stanie nie mogłem pokazać się przed klientami. - Nie, szefie, ja się jeszcze źle czuję, jutro już będę, obiecuję - tłumaczyłem się nerwowo.

- Słucham? Chyba pan sobie kpi... O nie, panie Yoongi. Zwalniam pana. Nie potrzebuję takich pracowników. Żegnam - powiedział tylko i rozłączył się.

Zszokowany odłożyłem komórkę na parapet.

Ja pieprzę. Właśnie straciłem pracę, a oszczędności zostało mi bardzo, ale to bardzo niewiele...

- Co się stało? - spytał zaciekawiony Hoseok i podszedł do mnie, czekając na odpowiedź.

- Nic. Znaczy... Straciłem pracę. Dzisiaj miałem do niej wrócić po wolnym... - mruknąłem.

Nawet nie byłem specjalnie zaskoczony tym, że zostałem na lodzie. I tak byłem przekonany, że przez moje seksualne preferencje, które odbijały się na moim wyglądzie prędzej czy później zostanę zwolniony.

- A pracowałeś jako kurier, tak? Dobrze pamiętam? - dopytywał szatyn.

- Ta.

Chłopak słysząc to, wybuchł śmiechem.

- No to w takiej pracy z taką buźką raczej nie mógłbyś się pokazać - wyśmiał mnie.

A mi wcale nie było do śmiechu.

- Co ty nie powiesz - mruknąłem i już miałem udać się do łazienki, tym samym chcąc uniknąć rozmowy na temat mojego zwolnienia, gdy Hoseok powiedział:

- I co teraz zrobisz? Będziesz się prostytuował? W sumie to by do ciebie pasowało - prowokował mnie, uśmiechając się złośliwie.

- Zamknij się - warknąłem, tracąc nad sobą panowanie. - Wracam dzisiaj do domu - syknąłem, patrząc mu ze złością w oczy.

- Hahaha, nie sądzę - powiedział i objął mnie w pasie, napierając swoim nagim kroczem na moje. Wciąż byłem rozgoryczony i wściekły, ale nie odsunąłem się. - Sam widzisz. Możesz odejść, ale nie chcesz. Cokolwiek bym ci zrobił ty i tak zostaniesz - mruknął i ugryzł mnie w płatek ucha.

Skrzywiłem się lekko i odparłem:

- Nie bądź tego taki pewien - powiedziałem, by po chwili westchnąć ciężko, gdy poczułem, jak na swojej pachwinie jego twardniejącą męskość. - Hoseok, muszę już iść do siebie. Ogarnąć swoje życie. Skończą mi się oszczędności i za co będę żył. Muszę płacić za czynsz i...

- Zamieszkaj u mnie - przerwał mi.

- Co? O nie, nie. Żebyś mnie skatował?

- Przecież obydwoje wiemy, że to lubisz. Przeprowadź się do mnie. W międzyczasie będziesz szukał pracy, a ja ci zapewnię podstawowe warunki do życia.

- No nie wiem - mruknąłem.

Jego propozycja była dla mnie ratunkiem, bo i tak już spóźniałem się z czynszem, poza tym... cóż. Ja po prostu chciałem być jak najbliżej niego. Przy nim zapominałem o wszystkim. O depresji, przeszłości, nawet o Jiminie, którym jeszcze niedawno tak się przejmowałem, jednocześnie wyrzucając sobie przez niego, że jestem potworem.

- Stać mnie na to.

- A co chcesz w zamian? - spytałem podejrzliwie.

- Wystarczy, że będziesz się zachowywał tak jak dotychczas.

- Innymi słowy mam być twoją dziwką? - burknąłem.

Szatyn w odpowiedzi wzruszył ramionami.

- Tak o tym nie myślałem, ale jeśli tobie podoba się takie określenie, to mogę cię uważać za dziwkę - powiedział i poklepał mnie otwartą ręką po policzku.

Stłumiłem w sobie gniew, bo nie podobało mi się takie określenie, ale... cholera. Tak bardzo uwielbiałem być mu posłuszny. Niczym piesek czekałem na kolejne polecenia i czułem, że ulegam mężczyźnie za każdym razem coraz mocniej, tym samym będąc w stanie zgadzać się na coraz bardziej... chore rzeczy.

- Wiesz co. Ciekawi mnie, czy jakbym kiedyś zrobił coś, co uważałbyś za przegięcie, to czy byś mnie zaskarżył - powiedział, patrząc mi w oczy.

- Nie wiem. Może. A czemu pytasz? - spytałem zaciekawiony, by po chwili sapnąć cicho, gdy zacisnął dłoń na moim pośladku.

- Po prostu z ciekawości. Zastanawiałem się, czy swoje problemy załatwiasz sam, czy wyręczasz się innymi ludźmi.

- Jasne. Pewnie boisz się policji. Boisz się, że przegniesz i za przemoc wsadzę cię za kratki. Myślisz, że uwierzyliby w sądzie, jakbyś powiedział, że sam chciałem takich siniaków? Wątpię - prowokowałem go z uśmiechem na ustach.

- Nie, nie boję się policji - odparł, sięgnął ręką między moje pośladki i na sucho, z dużą siłą wsunął mi w wejście jeden palec. Pisnąłem zaskoczony z bólu i zacisnąłem powieki, schylając głowę. - Nie boję się też więzienia. Niczego się nie boję, więc nie próbuj nieudolnie mnie prowokować, bo będziesz błagał mnie o litość. - Chwycił mnie wolną ręką za szczękę i wbijając mi kciuk i palec wskazujący w policzki, powiedział: - Ciekawe, czego tak naprawdę chcesz. No powiedz. Mam cię skatować? Tego pragniesz? - spytał, zaciskając mocniej dłoń na mojej szczęce.

Oczywiście nic nie odpowiedziałem, bo jego uścisk mi na to nie pozwalał, więc tylko otworzyłem szerzej buzię i przymrużyłem oczy, robiąc minę jak rasowa dziwka gotowa na zrobienie komuś loda.

- To chyba znaczy, że tak - mruknął. - Dobrze, ale na porządne skatowanie jeszcze przyjdzie czas - dodał i chwycił mnie boleśnie za włosy, zmuszając mnie tym samym do klęku, co od razu posłusznie uczyniłem.

Nie puszczając moich włosów, przybliżył moją głowę do swojego krocza.

Sam będąc już mocno podniecony, wziąłem w dłoń trzon jego penisa, by następnie wsunąć do ust samą główkę i wylizać ją dokładnie czubkiem języka. Patrząc na Hoseoka z dołu, prosto w jego oczy, wziąłem sobie do ust prawie cały trzon męskości, drugą ręką oplatając jej nasadę.

Szatyn, nie spuszczając ze mnie beznamiętnego wzroku, szarpał mnie lekko za włosy, nadając miarowy, dosyć szybki rytm ruchom mojej głowy.

Trochę mnie to bolało, ale wcale nie chciałem, by przestał. Byłem już tak sfiksowany, że nawet gdyby wyrwał mi garść włosów, to wciąż niewzruszenie robiłbym mu dobrze, by w końcu poczuć jego nasienie w swoich ustach.

- Głębiej, Yoongi - rozkazał Hoseok trochę drżącym głosem i chwycił mnie nagle gwałtownie za szyję.

Instynktownie zamarłem, będąc przekonany, że zaraz do bólu zostanę zerżnięty w gardło.

Nie pomyliłem się i już po chwili szatyn, zaciskając dłoń jeszcze mocniej na mojej grdyce, wsunął się w moje usta prawie do samego końca, a ja zacisnąłem mocno powieki, powstrzymując z całej siły odruch wymiotny i potrzebę wykrztuszenia. Nie chciałem płakać, ale łzy po policzkach same mi spłynęły.

A Hoseok tego nienawidził.

- Miałeś nie płakać. Nigdy, rozumiesz? - burknął i nie puszczając mojej szyi, zaczął posuwać mnie w twarz. Z pewnością czuł pod zaciśniętą na mojej grdyce dłonią swoją męskość, która przesuwała się w górę i w dół w moim gardle.

Odruchowo zacząłem się szamotać. Próbowałem odpychać się rękami od jego bioder, ale trzymał mnie po prostu zbyt mocno i nie byłem w stanie się oswobodzić.

Przy pierwszym naszym spotkaniu też mi tak zrobił i przeżyłem, więc i tym razem postanowiłem po prostu wytrzymać. Fakt, nigdy nie wpychał mi go tak głęboko, nie rozsadzał gardła w tak brutalny i bezwzględny sposób co nie znaczy, że miałem nie dać rady.

Musiałem z nim wygrać.

- No dalej, rozluźnij to gardło, bo mi się zadusisz i co wtedy zrobimy - powiedział trochę zirytowany i pociągnął mnie za włosy w tył, tym samym wychodząc z mojej buzi.

Panicznie wciągnąłem powietrze, zachłystując się nim i opadłem słabo na podłogę, jak najszybciej łapiąc oddech i krztusząc się jednocześnie.

Po brodzie spływały mi strumienie własnej śliny, którą wytarłem szybko wierzchem dłoni i nie zastanawiając się długo, postanowiłem podnieść się, ubrać i wyjść z jego mieszkania. Może znów instynkt wziął nade mną górę? Może tak naprawdę bałem się Hoseoka? Nie wiem, co miałem wtedy w głowie, ale marzyłem tylko o tym, by uciec. Niedotleniony mózg robił swoje.

- Ej, no już - mruknął Hoseok, kucając przede mną i poklepał mnie po twarzy. - Ogarnij się.

To mnie trochę przywróciło do rzeczywistości, bo cały zapłakany spojrzałem na niego przytomnie.

- Boisz się mnie? - spytał, odgarniając mi grzywkę ze spoconego czoła.

- Nie... - odparłem skołowany. - To tak odruchowo...

- Więc chcesz jeszcze? Chcesz pójść na całość, Yoongi? Pozwolę ci mnie uderzyć, co? Żebyś się zemścił za to, co ci robiłem przez ten krótki czas - powiedział uwodzicielsko, klękając przede mną i pocałował mnie bardzo czule w szyję. Westchnąłem cichutko i odchyliłem głowę, dając mu do zrozumienia, że mi się to podoba. - Zabawimy się tak, jak żaden z nas się jeszcze nie bawił.

- Dobrze - zdołałem tylko odpowiedzieć, bo obszarpane gardło odmawiało mi posłuszeństwa i już miałem całkowicie oddać się przyjemności, gdy nagle znów rozbrzmiał dzwonek telefonu.

- Kto to znowu? - burknął Hoseok, gdy podnosiłem się z podłogi.

- Nie mam pojęcia... - odparłem zdziwiony.

Rzadko ktokolwiek do mnie dzwonił, więc fakt, że komórka odzywała mi się już drugi raz w tak krótkim czasie był dla mnie niemałym zaskoczeniem.

A to, kto próbował się ze mną skontaktować, było dla mnie jeszcze większym zdziwieniem.

Na ekranie komórki wyświetlało się imię „Jimin".

- H-halo? - wychrypiałem niepewnie, z trudem wolną ręką zakładając bokserki.

- Cześć, Yoongi. Miałem już do ciebie nie dzwonić, ale... Czy ty wisisz jakąś kasę tym ludziom z bijatyk?

Przeszedł mnie zimny dreszcz. Fakt, wisiałem im hajs, ale miałem jeszcze miesiąc na jego oddanie. Miałem zamiar sprzedać wszystkie cenniejsze rzeczy z mojego mieszkania, takie jak sprzęty elektroniczne, jakąś biżuterię i byłem przekonany, że zbiorę odpowiednią sumę, dlatego zbytnio się swoim długiem nie przejmowałem.

- No... wiszę. Ale mam jeszcze miesiąc na spłatę - odparłem zaniepokojony czując, że zaraz usłyszę coś bardzo niedobrego.

- To już chyba nie masz. Oni mi wysyłają listy z pogróżkami. W jednym napisali, że nie odpowiedziałeś na ich wiadomość i że jeśli nie oddasz im pieniędzy w ciągu tygodnia, to mogę zacząć się bać o siebie. O tobie to już w ogóle pisali, że jeśli tego hajsu nie zwrócisz, to jesteś martwy.

- C-co - wykrztusiłem przerażony. - Przecież umawiałem się z nimi na konkretną datę... Miałem do tego czasu sprzedać telewizor, komputer, telefon i akurat bym miał na dług. Czemu oni się upominają? I czemu piszą do ciebie?

- Pewnie pamiętali, że przychodziłem z tobą i oglądałem jak się bijesz. A że im nie odpowiedziałeś na list, to przyczepili się do mnie. Czemu im nie odpisujesz? Naprawdę tak masz w dupie moje życie? - syknął.

- Ja... mnie nie ma u siebie w mieszkaniu. Ani maila, ani komórkę nic nie dostawałem, więc te listy muszą być w skrzynce.

- To gdzie ty jesteś? Wyprowadziłeś się? Z resztą nieważne - urwał. - Yoongi, zrób coś z tym jak najszybciej, bo zrobią nam krzywdę. Nie wiemy do czego są zdolni. Skontaktuj się z nimi, oddaj im kasę, bo ja nie chcę zostać znaleziony martwy w rowie - powiedział drżącym głosem i rozłączył się.

Zszokowany odłożyłem telefon i starając się zachować spokojny ton, powiedziałem do Hoseoka:

- Słuchaj, ja muszę pojechać do siebie. Załatwić coś. Wrócę.

Widziałem, że się miotał. Czułem, że na siłę chciał mnie zatrzymać, ale szybko spokorniał i odparł:

- Ale kiedy wrócisz?

- Pewnie dzisiaj wieczorem. Tylko pozałatwiam swoje sprawy.

Mężczyzna zmarszczył brwi i zrobił minę, jakby chciał mnie o coś spytać i po paru sekundach przedłużającej się ciszy wypalił:

- A co się stało? Co cię tak zmartwiło? O jakim długu mówiłeś? - spytał jakby z wysiłkiem.

Cóż, na co dzień nie był zbytnio zainteresowany moim życiem, więc zdziwiło mnie jego pytanie, ale nie zamierzałem mu się w tamtym momencie zwierzać.

- Nic takiego. Wytłumaczę ci, ale teraz naprawdę muszę jechać - zbyłem go.

Musiałem jechać do domu i zobaczyć, czy w skrzynce rzeczywiście są jakieś listy... Bo jak inaczej ci goście zostawialiby mi wiadomości?

- W porządku, daj potem znać o której będziesz - mruknął tylko Hoseok i minąwszy mnie, poszedł w kierunku łazienki, by następnie się w niej zamknąć i zacząć brać prysznic.

Rozkojarzony i zamyślony, zacząłem pospiesznie się pakować, chcąc jak najszybciej dotrzeć do mieszkania. Bałem się tego, co tam zastanę... Jak bardzo złowrogie groźby na mnie czekały? Czy Jiminowi groziło niebezpieczeństwo? Czy naprawdę będę musiał skombinować pieniądze szybciej, niż to było ustalone? Skąd miałbym je wziąć?

Przerażony i roztrzęsiony spakowałem się, by następnie wręcz wybiec z mieszkania Hoseoka. W czterdzieści minut przedarłem się przez komunikację miejską i jak poparzony doskoczyłem do skrzynki pocztowej. Drżącymi dłońmi otworzyłem ją i zamarłem. W środku rzeczywiście znalazłem kartkę, która mogła zwiastować tylko nieszczęście...

„Zmieniliśmy zdanie. Masz dwa tygodnie na spłatę umówionej kwoty, bo inaczej Tobie i Twojemu chłoptasiowi stanie się krzywda. Oby fakt, że mamy go na oku sprawił, że się zmobilizujesz i nie będziesz nic kombinował" - grożono w liście, w którym podano jeszcze dokładną kwotę i datę oraz miejsce spotkania w sprawie oddania długu.

To wszystko brzmiało jak jakiś potworny żart, ale z pewnością nim nie było.

Na chwiejnych nogach wszedłem do mieszkania i zamknąłem się w nim, by następnie obmyślić plan działania.

Zważywszy na datę listu na oddanie długu miałem już tylko tydzień. Musiałem więc jak najszybciej coś wymyślić, by uchronić mnie i Jimina przed niebezpieczeństwem.

Znałem tych kolesi i szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że ot tak będą chcieli zwrotu pieniędzy w szybszym terminie, więc równie dobrze posunąć się do skrzywdzenia któregoś z nas też mogli.

A pobić i to poza ringiem mieli na koncie wiele. Jedna z najgorszych band w mieście.

Jak to się stało, że właśnie od nich pożyczyłem kasę? Odpowiedź jest prosta. Narkotyki. Tak, nawet z tym miałem do czynienia w swojej niezbyt ciekawej przeszłości.

Gdyby to były tylko narkotyki i walki uliczne...

Telewizor i laptop wystawione już od dłuższego czasu na serwisie aukcyjnym nie zwiastowały wysokiej ceny sprzedaży. Licytujących było niewiele, a ceny wywoławczej też nie mogłem dać za wysokiej, więc co tu dużo mówić, byłem w ciemnej dupie. Już wcześniej próbowałem opchnąć prawie wszystko z mojego niewielkiego dobytku - ciuchy, jakieś stare płyty, książki czy gry, jednak na niewiele się to zdało.

Za późno obudziłem się z oddaniem tego długu, a demony przeszłości tylko na to czekały, zachęcając mnie do najbardziej desperackich działań, jakich mogłem się wtedy podjąć.

- Taehyung? Tu Yoongi. Nie owijając w bawełnę... Czy miałbyś ochotę kupić mnie na jedną czy dwie noce?

- Ach, Yoongi! No proszę! Po tylu miesiącach... Znów wróciłeś do dziwkowania? Czyżby moje modły zostały wysłuchane? - powiedział sarkastycznie swoim jak zwykle rozradowanym głosem.

Może i jego modły zostały wysłuchane.

Moje jednak wręcz przeciwnie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro